Szczęśliwi czasu nie liczą. Jest 21:22. Od przebudzenia minęło 14 godzin i 52 minuty. To 892 minuty lub 53520 sekund. Wiele się mogło wydarzyć przez ten czas, prawda? Wiele się też mogło nie wydarzyć. Właśnie...
Obudził mnie radosny śpiew ptaków, ćwierkających tuż pod moim oknem. Słońce przyjemnie zalewało pomieszczenie światłem i dawało ciepło mojemu na wpół odkrytemu ciału. Aż chciałoby się powiedzieć: „kurwa, jaki piękny dzień”, jednak zadowoliłem się promiennym uśmiechem. Naturalnie wyspałem się, a moja twarz nie nosiła najmniejszych oznak zmęczenia. Rześko wyciągnąłem resztę ciała spod cieniutkiej pościeli. Głowa ma natomiast, pracująca od razu na najwyższych obrotach, już kreowała setki pomysłów na dzień dzisiejszy. Moment! Rozciąganie, poranne ćwiczenia, gdzież Twoja dyscyplina, M.? Otóż to, poranna dyscyplina. Ćwiczę uśmiechnięty, pomagam sobie, dbam o zdrowie. Towarzyszy mi moja ulubiona muzyka. Prysznic, dla dobra innych…
Niedawno wstałem, a tyle rzeczy już zrobiłem. Nawet zjadłem śniadanie. By nie tracić cennego czasu, czytając. Po odczekaniu zdrowych dwudziestu minut, wychodzę z domu, gotów przeżyć przygodę mojego życia. Jak co dzień. Przechodząc koło stacji kolejowej, wpadam na pomysł, by przygodę życia przeżyć w stolicy. Rzym to duże miasto, wiele okazji do…
W pociągu przysiadłem się do niesamowicie atrakcyjnej blondynki, bez trudu zagajając rozmowę. Oczywiście nic zobowiązującego, by niewiasta nie czuła na sobie żadnej presji. Zapytany o cel podróży, szczerze odparłem, że po prostu jadę i nie wiem, co dalej. Zaproponowała wspólne zwiedzanie. Czyżby moja przygoda właśnie się zaczynała?
Godziny mijały, tysiąclecia zabytków migały mi przed oczami, a rozmowa uprzyjemniała całe zdarzenie. A brzuszek robił się głodny, jak to brzuszek. Może wspólny lunch? Naturalnie, lunch, nie obiad. Nie będę jej przecież zapraszał na obiad. Skąd tyle wiem? Nie przyznałem się do czytania „Miliona ciekawostek o wszystkim”, a jedynie tajemniczo się uśmiechnąłem. Filmowo.
W restauracji dziwnym trafem nasze dłonie trafiły na siebie. Raz, drugi, trzeci. Oczy nie trafiły na ręce. Podoba mi się ta gra. Słońce już tak nisko? Szybko, pokażę Ci coś!
Zachód obserwowany z jednego z rzymskich wzgórz. Co tu opisywać? Siedzimy razem, objęci, przytuleni, szczęśliwi. Słońce chowa swoją zmęczoną tarczę za górami. Resztę zostawię dla siebie…
Dla zakochanych chwila spędzona razem jest wiecznością. Umieram zatem już prawie tysięczną wieczność, a może i dziesięciotysięczną, i jakoś umrzeć nie mogę. Jest 22:50. Minęła godzina i dwadzieścia osiem minut.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
mattmeister · dnia 17.08.2012 19:17 · Czytań: 797 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: