Na wstępie chciałbym się przedstawić. Mam na imię Melchior i bardzo się cieszę, że rząd ustanowił w dniu 6 stycznia święto. Mam tak przerąbane z tym imieniem, że chociaż ktoś coś dobrego dla mnie zrobił. W geście podziękowania, rozważę pójście na najbliższe wybory.
Mieszkam w bloku z matką, ojcem i siostrą. Matka pracuje, ojciec ma rentę, i dorabia na boku. My tzn. ja i Marilyn obecnie nie mamy pracy, ale bardzo byśmy chcieli mieć. Chociaż myślę, że Marilyn ma na nią większe widoki niż ja, bo jest ładna a wiadomo, że ładnym a zwłaszcza ładnym kobietom jest zawsze łatwiej.
Mieszkamy w czwórkę. Każdy ma swój pokój, tzn. ja i Marilyn mamy swoje pokoje, matka ma kuchnię a ojciec ma piwnicę, w której trzyma rzeczy, z którymi nie może się rozstać (łyżwy pamiętające PRL, wiertarkę kupioną na straganie od Rumuna, stary telewizor radziecki i wiele innych rupieci). Matka raz poszła do piwnicy, bo chciała kompoty zostawić, ale jak zobaczyła to, co tam jest, to chciała ojca wyeksmitować. Ale się nie dał. Wyrzucił tylko teleiwzor z piwnicy żeby było miejsce na kompoty. Ale jak patrzę na moich kolegów i na moją rodzinkę to myślę, że nie jest aż tak źle. Są spięcia i potknięcia, ale trzymamy się razem zwłaszcza, gdy wracamy po imieninach, a droga jest kręta. Ale jest taka rzecz, której nie lubię. Poranna kolejka do łazienki. Najpierw wchodzi ojciec i siedzi prawię godzinę, potem wchodzi Marilyn, a jak jest niedziela to matka, a potem dopiero ja. Gdzie te parytety?
Marilyn zawsze siedzi długo w łazience, bo dba o siebie, a poza tym nie musi się nigdzie spieszyć, bo nie ma pracy. Ja też nie mam pracy tzn. miałem, taką bez umowy, ale się skończyła i teraz jestem w domu. Czasem chodzę za Marilyn i udaję jej ochroniarza, ale nie za bardzo mi to wychodzi, bo jestem niski i nie wszyscy się ze mną liczą.
Generalnie nie mamy zwierząt, ale nasz balkon okupują gołębie. To nie jest coś chcianego przez nas, traktujemy je jak intruzy i z chęcią byśmy zrobili coś by nie lądowały na naszym parapecie, ale nic z tego. Wybrały nas, a nie my je.
Jest południe więc Marilyn ubiera swoją najlepszą sukienkę i idzie do miasto. Wczoraj była u fryzjera. Nie byłem z nią, ale słyszałem to i owo. Weszła do salonu fryzjerskiego, podeszła do fryzjerki i poprosiła o uczesanie jak na zdjęciu w gazecie. Fryzjerka popatrzyła na zdjęcie, potem na Marilyn i powiedziała, że dzisiaj nie ma czasu. Jak chce może przyjść jutro. Marilyn była zwiedziona. No bo to jest tak, że człowiek sobie zaplanuje dzień, że rano fryzjer, potem z tą nową fryzurą kino, impreza, a tu co? Nie ma fryzjera i reszta planu gówno warta, bo bez fryzury cała reszta się wali. To znaczy są takie kobiety, które pójdą do kina itd. bez fryzury, nawet z nieumytymi włosami, ale nie Marilyn.
Więc dzisiaj drugie podejście. Marilyn ubrała się tak, że jako brat jestem z niej po prostu dumny, ale gdybym był jej chłopakiem to wszystkie klucze bym pochował a samej to bym nigdzie nie puścił. Matka nic nie mówi na wygląd Marilyn, ale na moje włosy obcięte w dość niesymetryczny sposób ma tyle ciętych uwag, jak opozycja na koalicję. Ciągle tylko słyszę, że mam iść do pracy, coś ze sobą zrobić skoro uczyć już się nie zamierzam. Ja bym z chęcią coś ze sobą zrobił np. pojechałbym do Londynu na olimpiadę, albo chociaż do Warszawy, ale widoków na to nie ma.
Marilyn za to ma widoki i plan na przyszłość. Jak już będzie miała tę fryzurę to zrobi sobie zdjęcie i wyśle do pewnej agencji w Warszawie. A tam na pewno ją wezmą. Ale z drugiej strony takich jak ona są tysiące, więc Marilyn, gdy idzie do fryzjera to po drodze wstępuje do kaplicy przy kościele i modli się by fryzjer nie spieprzył jej włosów i żeby nie przytyła za dużo. Niektórzy to mają problemy.
Wrócił Ryszard. Podchodzę do niego i mówię cześć Rysiek, Przyjechałeś na długo? Jak tam jest? Zarobiłeś coś? Wracasz czy zostajesz? A on na mnie patrzy i mówi, że teraz to on jest Richard. Normalnie pięć lat w Anglii i mu odbiło. Słuchaj - mówię do niego – masz już paszport brytyjski, że karzesz tak do siebie mówić? Albo może zatrudnili cię w Oxfordzie, albo w Cambridge i trudno im wymówić Ryszard więc zmieniłeś imię na Richard, co? Fuck off – usłyszałem. Ja na to - pierdol się, a jak tu już jesteś to przynajmniej korytarz umyj, w tym tygodniu macie dyżur.
Wczoraj napatoczyłem się na takiego jednego, co zbiera butelki na śmietniku. Powiedziałem mu, że może by wybrał się do lasu tam to są dopiero złoża szkła i plastiku. No i nie trzeba babrać się w syfie, tylko cisza i zieleń. Chyba mnie posłuchał, bo już go nie zobaczyłem.
Dzisiaj wydrukowałem swoje chyba dziesiąte CV. Ubrałem się tak w miarę czyli biały podkoszulek, najczystsze jeansy i idę. Firma numer jeden. Ledwo do portierni doszedłem, dalej ani kroku. Druga firma. Tym razem doszedłem nawet do kadr, ale jak szybko otworzyłem drzwi tak szybko mi je zamknięto przed nosem. Trzecia firma. Nawet zostawiłem cv w kadrach, ale ton głosu pani z działu HR był tak pozbawiający mnie nadziei na cokolwiek, że nie było sensu nawet wizytówki brać. Kompletnie zdegustowany, skulony w sobie poszedłem do firmy numer 4. Niezauważalnie przeszedłem przez portiernię, nie zahaczyłem nawet o dział kadr bo drzwi były zamknięte i udałem się do sekretariatu. Tam chociaż ktoś popatrzył na mnie jak na człowieka i wysłuchał. I to było na tyle, bo pracy i tak nie ma. Skopany psychicznie wróciłem do domu. Rozładował mi się telefon, a Marilyn znowu siedziała w łazience. Zadzwoniłem do kumpla i powiedziałem, co się dzisiaj stało. On na to, że może byśmy poszli na piwo, a ja nawet kurwa na piwo nie mam. Przypomniał mi się facet, który parę dni temu szukał butelek i puszek w śmietniku. Wtedy mu powiedziałem żeby poszedł do lasu, bo tam jest tego pełno. Mam nadzieje, że wszystkiego nie wybrał.
Marilyn była wczoraj u fryzjera. Przyszła popatrzyła w lustro i była zadowolona. Wszystko się jej podobało. Mnie nawet też. Dzisiaj już się nie podobało. Dzisiaj okazało się, że za mało obcięte. Że właściwie to z tyłu i z przodu to powinno być zupełnie inaczej. To ja się pytam, jak było na zdjęciu? Marilyn się wkurzyła i rzuciła we mnie gazetą. Jak było? To sobie zobacz jak było? Tylko że to zdjęcie to jest tylko z przodu. Nie widać jak jest z tyłu. No to ta fryzjerka nie wie, co to jest proporcja? - zapytałem. Ojciec powiedział, że wie, tylko chyba Marilyn nie wie. A skąd ojciec to wie? To przecież damski fryzjer!
Spotkałem Pawiana. Pawian to mój kolega z gimnazjum. Razem chodziliśmy do kina, knajpy i na dziewczyny. Pawian swoją edukację skończył na techniku zawodowym. Miał plany jak każdy. Chciał być inżynierem. No trochę mu nie wyszło, za to ma złoty ząb i otwiera butelki od piwa. Ostatnio byliśmy w kinie na filmie w 3D. Mnie się tam podobało. Pawian powiedział, że dla niego to będzie wtedy efekt jak aktor piernie a on to poczuje. Pawian, może powinieneś zostać inżynierem dźwięku.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Lena18 · dnia 31.08.2012 19:53 · Czytań: 600 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 11
Inne artykuły tego autora: