Hotel "Liman" (X) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Hotel "Liman" (X)
A A A
Schowała twarz w dłoniach, opuściła głowę i trwała tak, milcząc, przez pewien czas. Myślałem, że płacze. Aż nagle porzuciła swoją poprzednią pozycję, wyprostowała się i wygodnie oparła plecami. Opuściła też dłonie na kolana. Jej twarz nie była nawet smutna, cieszyła się!
- Ja pana bardzo przepraszam, ja… domyśliłam się tego sama. Kiedy pani Dorota przywiozła chłopców po raz pierwszy, nawet ich wtedy jeszcze nie widziałam. Zapytałam tylko pani Heleny ile dzieci mają lat, bo przecież miałyśmy przygotowywać dla nich specjalne dania i musiałam wiedzieć dla jakich dzieci. A potem tylko policzyłam… To wszystko…
Siedziałem nieruchomo. Nie czułem się najlepiej i nie bardzo też wiedziałem co mam teraz odpowiedzieć. Ale zapytałem.
- Pani Basiu, kto jeszcze o tym wie?
Pokręciła głową. – Nie wiem. Ode mnie nie dowiedział się nikt. Nie pytałam nawet pani Lidki, ani nie rozmawiałam na ten temat z panią Dorotą, chociaż dwa lata temu pani Heleny tutaj nie było, bo chorowała i to ja przez lato prowadziłam kuchnię pani Doroty. Miałam wtedy okazję dokładnie poprzyglądać się chłopcom i utwierdziłam się w swoim przekonaniu. Oni są do pana bardzo podobni. Ale wszystkie swoje spostrzeżenia zachowałam dla siebie. Panie Tomku… – zawiesiła głos. Popatrzyliśmy na siebie.
- A pan John… to wie o tym?
Pokiwałem głową. – Wie. Przecież Dorotka była już matką, kiedy wyszła za niego.
- No i chwała Bogu – odetchnęła z ulgą. – Panie Tomku, ja się bardzo cieszę, naprawdę! Bo wie pan… – uciekła ze wzrokiem i umilkła, opuściwszy głowę. Nie przeszkadzałem jej. Coś mi chciała powiedzieć. Musiałem poczekać.
- Bo ja nie mogę mieć dzieci… – wyrzuciła wreszcie z siebie. – To sobie chociaż na te pańskie czasem popatrzę – dodała. Nagle wyprostowała się i znowu na mnie spojrzała. Była spokojna.
- Proszę się nie bać, ja po pierwsze nikomu nic nie powiem, nawet gdyby mnie pytali, a po drugie będę teraz dbać o nich jeszcze bardziej, gdybym była potrzebna. Panie Tomku, ja już sobie pójdę. Za długo pana zatrzymuję.
Podniosła się z fotela. Więc i ja wstałem.
- Nie chciałbym pani urazić, ale dlaczego pani twierdzi, że pani nie może? Nie da się niczego naprawić?
Pokręciła głową. – Teraz jest już za późno. To przez błędy młodości i moją nieświadomość. Bo gdybym wtedy wiedziała to co wiem dzisiaj, była jeszcze szansa. Ale woda się wylała i nic się nie da zrobić. Ja już się z tym pogodziłam. Dobrze mi tutaj, dobrze tutaj pracować, tak właściwie to tylko jedno dokucza mi wieczorami. Że nigdy nie mam z kim porozmawiać. Pan na długo przyjechał?
- Nie wiem. W zasadzie to jutro zamierzaliśmy wracać, ale tyle rzeczy się dzieje, że teraz niczego już nie jestem pewien. Pozwalam się unosić wydarzeniom jak liść płynącej wodzie.
- To niedobrze – kręciła głową. – Gdyby pan kiedyś miał czas i ochotę, to proszę zaglądnąć do mnie. Nie będę już naprzykrzać się o grilla! – uśmiechnęła się do mnie. – Natomiast chętnie bym z panem posiedziała i pogwarzyła.
- Pani Basiu, z wielką przyjemnością! – schwyciłem ją w objęcia i pocałowaliśmy się.
Zabrała swoją reklamówkę ze stolika i spojrzała na zegarek.
- No, przekroczyliśmy wszelkie kanony przyzwoitości. I to jeszcze w hotelowym pokoju.
- A co, tego nie wolno?
- Absolutnie! To niedopuszczalne! Ale proszę się nie martwić, ja się tym nie przejmuję. I tak będzie sporo gadania o tym naszym powitaniu. Że całowałam się z tym gościem, który wcześniej uwodził panią Dorotę. I że znam go od lat. Ja celowo zagrałam ten teatr, bo tutaj mają mnie bardziej za dziwaczkę, która panami interesuje się mniej niż średnio. Więc niech sobie pogadają. Mnie to zupełnie nie przeszkadza.
Westchnąłem. – To coś jak i ja. Mnie po tamtych wakacjach panie też niezbyt interesują. Jednak teraz chętnie bym z panią posiedział i powspominał. Przez te wszystkie lata nawet nie miałem komu się wyżalić. I nie wiedziałem, że mam następną dwójkę dzieci.
Zamarła, stojąc już przy drzwiach i opuściła bezwładnie ręce.
- To pan niczego nie wiedział???
Pokręciłem tylko nieznacznie głową.
- Od tamtego roku???
- Od dnia, kiedy pomachałyście mi obydwie z Lidką na peronie, nie miałem żadnej informacji o niczym. Nic! Zero absolutne!
Schwyciła się za głowę. – Jezu! Nie zazdroszczę panu, ale i nie rozumiem tego.
Nagle odwróciła się i schwyciła reklamówkę.
- Lecę, panie Tomku, bo będziemy tak stać do rana. Do widzenia panu i życzę udanego wieczoru.
- Pani Basiu! – zawołałem. – Ja też idę, przyszedłem tu tylko zażyć leki.
- To proszę zabrać kartę – powiedziała, otwierając drzwi. Nagle roześmiała się. – No, Ewa policzy nam minuty dokładnie.

Wyszliśmy z hotelu, żegnani uśmiechem milczącej recepcjonistki. Barbara przystanęła od razu na podjeździe.
- Muszę pana pożegnać , bo ja w przeciwnym kierunku. Życzę dobrej zabawy.
- I nie zajrzy pani?
- Nie wiem, ale raczej nie – odparła spokojnie – Nie miałabym co robić. Alkoholu w zasadzie nie piję, jeść nie będę, bo i tak za dużo jem, rozmawiać nie będę miała z kim… Ja się nudzę na takich imprezach.
- A popływać pani może – zachęcałem. Barbara pokiwała głową.
- Myśli pan, że to miło rozebrać się tuż obok na przykład pani Doroty? Albo tych młódek z hotelu? Jestem realistką, panie Tomku i znam swoje miejsce. Życiową dawkę upokorzeń już otrzymałam, więcej nie potrzebuję. Jeszcze raz do zobaczenie i dobrej zabawy!
Podała mi rękę, ale nie wytrzymałem! Przyciągnąłem ją ku sobie, objąłem i pocałowałem. Nie zważając na jej opór i na to, czy ktoś patrzy, czy nie. Kiedy uwolniła się z uścisku, spojrzała wesoło, po czym pogroziła mi palcem.
- Do widzenia panu! Może jutro się zobaczymy?
Pomachała jeszcze palcami uniesionej dłoni, odwróciła się i poszła powoli w stronę głównej drogi dojazdowej. A ja przez ponad minutę odprowadzałem ją spojrzeniem.

Kiedy wróciłem pod wiatę, przy naszym stole było pusto. Wszyscy byli w wodzie. Tylko dwa stoły dalej, siedziało kilka nieznanych mi osób. Rozmowa z Barbarą bardzo mnie uspokoiła i teraz to właściwie myślałem o tym, jakby się zbliżyć do Doroty.
Tymczasem obydwie z Lidką pływały na głębokiej wodzie, a Stefan z Anną obserwowali je, stojąc niedaleko brzegu. Wskoczyłem do wody i dołączyłem do nich.
- Fantastycznie dziewczyny pływają – Stefan nie krył podziwu. Anna potakiwała głową.
- Przecież to profesjonalistki – odpowiedziałem mu. – Dorota od zawsze trenowała pływanie. A Lidka przecież wychowała się nad jeziorem. Pływała od dzieciństwa.
Anna patrzyła na mnie zdumiona. Stefan zaś zapytał:
- A skąd ty to wszystko wiesz?
- Bo wiem. Powiem ci więcej. Dorota trenowała też jazdę figurową na łyżwach. Zauważyłeś jak ona się porusza? Jakby tańczyła!
Anna kiwała potakująco głową.
- Właśnie, to bardzo elegancko wygląda – odezwała się do nas. – Przyznam się, że ja kiedyś próbowałam tak chodzić, ale nie potrafię. Jakoś strasznie sztucznie to wychodziło.
Roześmieliśmy się ze Stefanem. Szczerość Anny była zabawna. Moje przygnębienie zaczęło trochę mijać.
- Ciekawy jestem – powiedziałem do nich – czy Dorotka potrafi jeszcze założyć nogę na szyję. Ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy, to zakładała bez problemów.
- Naprawdę? – Anna znów nie dowierzała. – To moja szefowa ma więcej zalet niż sobie wyobrażałam. Ja też muszę teraz więcej ćwiczyć!
- Taaa… wszyscy musimy – odezwałem się trochę sceptycznie. – Po to ułatwiliśmy sobie pracę codzienną, żeby zaraz po pracy biegać na siłownię i chociaż się spocić. Ech, cywilizacjo!
- Pani Aniu – zapytał Stefan. – Jak długo pracuje pani w banku?
- Panowie, proszę mówić mi po imieniu – Anna trochę zmieniła temat. – Ja naprawdę głupio się czuję, jak z moją szefową jesteście panowie na ty, a do mnie zwracacie się przez „pani”.
- Nie ma sprawy – Stefan już wyciągał rękę do Anny. – Ja jestem Stefan.
- Nie, nie, panie Stefanie! – Anna podała mu dłoń, ale protestowała nadal. – Mnie tak nie wypada. Panowie jesteście tutaj gośćmi szefostwa, a ja jestem tylko pracownikiem. Więc panowie pozwolą, że ja pozostanę przy dotychczasowej formie. Tym niemniej bardzo proszę o zwracanie się do mnie po imieniu.
- Jak pani sobie życzy, Aniu – zaakcentowałem jej imię, również wyciągając w jej kierunku rękę.
- No, to musimy ten fakt uczcić! – Stefan powiedział to dość głośno. Nie zauważył, że Dorota z Lidką zbliżały się do nas.
- A cóż takiego musicie uczcić? – Lidka od razu oznajmiła, że słyszała jego ostatnie słowa. Popatrzył na nią i rzucił:
- Nie lubisz mnie, wspólniczko, więc zawarłem nowe znajomości. Jak święto, to święto!
- Kto ciebie okłamał, że ja cię nie lubię? – Lidka stanęła w niemal bojowej pozycji, podpierając się pod boki. – Jak ten ktoś ma czelność tak łgać!
- Nikt mnie nie okłamywał! – Stefan próbował wybrnąć z sytuacji – Ja po prostu widzę, że mnie porzuciłaś i odpłynęłaś w siną dal.
Lidka stała i tylko kiwała głową.
- To ja, niczym wyrodna matka, porzuciłam dzisiaj swoje własne, małoletnie dzieci, żeby się z tobą spotkać i napić wódki, a tu takie zachwyty mnie spotykają! I za co? – podeszła do mnie i objęła ręką w pasie. – Chodź, Tomek, nie chcą mnie tutaj. Wypijemy we dwoje ze zgryzoty. Nie doceniają tu moich starań!
Nie protestowałem. Też ją objąłem i poszliśmy tak razem przez wodę do stopni wyjściowych, a żegnał nas tylko chichot Anny i Doroty. Zaskoczony Stefan milczał. Zdawałem sobie sprawę, że Lidka coś kombinuje, ale to mi akuratnie odpowiadało. Byłem ciekawy o co jej chodzi, a wódki też chciałem. No i nie myliłem się. Kiedy tylko wspięliśmy się na stopnie i od reszty towarzystwa oddzielało nas kilkanaście metrów, Lidka porzuciła górnolotne tony i zwykłym głosem przeszła do konkretów:
- Tomek, co się dzieje? Jesteś zły na Dorotę?
- Nie, Lidka, to nie to – byłem smutny i zrezygnowany, ale nie zamierzałem niczego ukrywać. – Po prostu trochę za dużo jak na jeden raz. Muszę to jakoś przemleć do sprawniejszej postaci.
- Coś chrzanisz – Lidka mi przerwała – ale niech ci będzie. Mam nadzieję, że do wieczora ci przejdzie.
- Ja też mam nadzieję – odpowiedziałem.
Podeszliśmy do naszych miejsc pod wiatą. Lidka od razu podeszła do szafy, wyjmując butelkę i sok. Postawiła wszystko na stole i usiedliśmy. Nikt nam nie przeszkadzał. Stefan z Anną i Dorotą pływali w jeziorze. Nikogo innego blisko nas nie było.
- Wiesz, Lidka – zacząłem powoli – rozum mi mówi, że owszem, tak trzeba było postąpić, ale gdzieś, w podświadomości, siedzi sobie zadra, że zostałem potraktowany tak przedmiotowo. Nawet teraz, kiedy przyszliśmy tutaj i obserwowałem chłopców pływających w wodzie, Dorota wsparła się o moje ramię i chciałem tylko położyć głowę na jej ręce. Taki drobny gest. Ale nie pozwoliła, zabrała rękę i odeszła. A ja zostałem i poczułem się jakiś taki pusty i zbędny.
- Przestań się rozczulać! – Lidka była kategoryczna i nie żartowała. – Uważasz się za niedocenionego? Mylisz się i to bardzo! – energicznie nalała odrobinę wódki do szklanek, nie przestając mówić. – Tomek, zastanów się przez chwilę, mogłeś nadal nic nie wiedzieć i żyłbyś sobie spokojnie, jak dotąd. Doceń chociaż to, że przyznała się przed tobą do błędu. I próbuje to zmienić, próbuje znaleźć miejsce i dla ciebie.
- Ależ ja to wszystko rozumiem i doceniam. I sam siebie o tym przekonuję. Ale tu rozum nie działa. Wszystko mi przeszkadza. Nawet ta impreza. Mnie po prostu brakuje chyba paru chwil z Dorotą sam na sam. Nie, nie do łóżka, jeśli o tym pomyślałaś. Po porostu tak tylko, pobyć blisko… Ja bardzo często ją wspominałem wieczorami. I ciągle tęskniłem…
- Przecież ci udowodniła, że ty też jesteś dla niej kimś potrzebnym. Zresztą, najlepiej by było jakbyście poszli do salonu i spokojnie porozmawiali. Jak pójdziemy po muzykę to możecie zostać.
- Niech i tak będzie. Mam nadzieję, że mi nie odmówi.
- Nie bój się o to, ona też chce pobyć z tobą. Tylko proszę cię, spróbuj zachowywać się normalnie. I nie upij się, bo chcę z tobą potańczyć! Tak, tak! – roześmiała się. – Ja naprawdę bardzo się cieszę, z naszego spotkania. I chociaż nie jestem w tobie zakochana, to nie znaczy, że cię nie lubię. A nawet więcej. Nie zapomniałam, co mówiłam ci kiedy wyjeżdżałeś. Spróbuj się trochę odprężyć i pobawić dzisiaj wieczór. Naprawdę chciałabym zachować z tego dnia fajne wspomnienia. Nie zapominaj, że ja też mam malutkie dzieci, które dzisiaj zostały bez mamy. Nie zmarnujmy tego czasu na jakieś przepychanki.
Objąłem ją delikatnie za ramiona, przysuwając do siebie.
- Wiesz, pewnie masz rację i zgadzam się z tobą. Odłóżmy do jutra zastanawianie się nad sensem wszystkiego. Spróbuję!
Lidka bez namysłu podniosła się z ławy i usiadła mi na kolanach, mocno mnie obejmując. Mój nos znalazł się pomiędzy jej piersiami, znacznie większymi niż kiedyś, a jej głowa przytuliła się do mojej.
- No chyba mnie udusisz – zawołałem, odrywając twarz od jej mokrego stanika. Żebyś chociaż to zdjęła – zażartowałem.
- Nie da rady, Tomciu – odpowiedziała wesoło. – Te czasy już minęły, kiedy paradowałam przed tobą z gołymi cyckami. To jest teraz dla malutkich!
Wytargała mi jeszcze włosy na głowie, po czym zsunęła się z kolan i usiadła obok. Rozejrzałem się wkoło. No jasne. Wszyscy wyszli już z jeziora i stojąc na brzegu wpatrywali się w naszą stronę. Czyli znowu dałem przedstawienie.

Pierwsza ruszyła się Dorota, a za nią poszli i Stefan, i Anna.
- Ale wam dobrze! – Dorota miała całkiem wesoły, kpiący głos. – Nie śmieliśmy przeszkadzać w tak zbożnych dziełach, ale trochę zmarzliśmy, więc wybaczcie!
- Nie ma tematu! – odezwałem się, starając, aby mój głos zabrzmiał pojednawczo. – Właśnie zakończyliśmy rozmowę.
- To tutaj, w miejscowej gwarze, takie coś nazywa się „rozmowa”? – Stefan przystanął, patrząc na mnie. – Trochę tu kiedyś biegałem po okolicy, ale o takim znaczeniu tego słowa to jeszcze nie słyszałem!
Anna uśmiechała się po nosem, usiłując zachować powagę.
- Aniu, co te ludziska chcą ode mnie? – zapytałem, udając zdziwienie. Dorota jednak szybko wyłapała to przejście na „ty” i zwróciła się do mnie troszkę ironicznie. A może tylko tak mi się zdawało.
- Aaa… widzę, że z Anią zawarłeś już bliższą znajomość? Nie próżnujesz! To fajnie! To naprawdę bardzo dobrze!
Anna zesztywniała. Widziałem jak niepewność wypełzła na jej twarz. Dorota też zorientowała się, jaką reakcję wywołały jej słowa. Podeszła do Anny i objęła ją łagodnie jedną ręką.
- Aniu, wierz mi – Dorota rozłożyła ręce w geście bezradności – Ja nic złego nie miałam na myśli. Naprawdę!
Widziałem jak Anna odetchnęła z ulgą. Chyba została przekonana.
- No to pani szefowo – Stefan wtrącił się do rozmowy – pani pozwoli Ani na dużego drinka, niech dziewczyna trochę się wyluzuje!
- Ależ ja nie mam nic przeciwko! – Dorota była wesoła i zupełnie opanowana. – Dawno już mówiłam, że Ania ma dzisiaj całkowitą swobodę. Może robić co tylko chce.
- Dorotko… – zapytałem cicho. Popatrzyła na mnie, chyba zdziwiona. – A ze mną się napijesz?
- Jasne! – odpowiedziała bez wahania. – Ja cały czas czekam na twoją propozycję.
Widziałem kątem oka, jak Anna znowu obrzuciła mnie zdziwionym spojrzeniem.
- Lideczku – zawołałem prosząco. – Zrobisz nam drinki?
- Tobie, sułtanie, zawsze! – Lidka odkrzyknęła kpiąco i zakrzątnęła się przy szklankach. Po chwili świeżo napełnione szkło stało przede mną. Popatrzyłem na Dorotę. Swoją szklaneczkę trzymała już w ręku.
- I co tak patrzysz – odezwała się do mnie. – Mam ci siadać na kolanach tak jak Lidka?
- Wcale bym się nie obraził – wycedziłem w jej stronę.
Dorota nie zastanawiając się długo usiadła mi na kolanach. Mieliśmy z tym trochę problemów, bo przy stole było ciasno i nie było zbyt wygodnie, ale jakoś się udało. Tym razem to jej biust chowany częściowo w skąpym staniczku miałem przed oczami. Też był trochę większy niż niegdyś. Objąłem ją w talii i przycisnąłem do siebie. Ale w biust nie wtulałem nosa. Odwróciłem głowę i przytuliłem się do jej boku. Dorota też delikatnie objęła mnie za głowę i przez kilka sekund przyciskała do siebie. Ale po chwili zabrała swoje ręce i zapytała zimno:
- No jak? Wystarczy już?
Pokręciłem przecząco głową ale się nie odzywałam. Nadal obejmowałem jej talię. Jednak zadecydowanymi ruchami oswobodziła się z moich rąk i usiadła na ławie obok.
- Mokra jestem, niewygodnie tak – starała się wytłumaczyć, ale mnie było trochę przykro, że to trwało tak krótko.
- Czemu wy ciągle atakujecie tylko Tomka, a mnie to już nic się nie należy? – Stefan głośno wyrażał swoje niezadowolenie. – Zamęczycie chłopaka na amen.
- Nic mu nie będzie – Lidka zbagatelizowała obawy Stefana. – Proponuję, żebyśmy lepiej poszli po muzykę.
- Ja się już przebiorę – Dorota wstała z ławy. – Tomek, ty będziesz jeszcze pływał?
Szybko się zdecydowałem. Muszę się otrząsnąć i dokończyć rozmowę z Dorotą. Lepszej okazji chyba nie będzie.
- Jeśli nawet, to później. Na razie mam dość wody. No i wolałbym iść z tobą do salonu – powiedziałem głośno i otwarcie, tak żeby wszyscy słyszeli.
- To chodźmy się przebrać – Dorota wyciągnęła dłoń w moim kierunku. Ująłem ją, podnosząc się z ławy i ruszyliśmy powoli w stronę sauny.
Już na początku drogi dłoń oswobodziła, więc szliśmy oddzielnie i w milczeniu. Wreszcie Dorota nie wytrzymała;
- Czemu jesteś taki milczący? Ugryzło cię coś?
- Nie – zaprzeczyłem, wzdychając. – Chociaż właściwie… Dorotko, ja sam nie bardzo wiem dlaczego mam taki kiepski humor. Patrzę tak na to wszystko, myślę i wydaje mi się, że dobrze zrobiłaś. Dzieci mają fajnie… ale gdzieś tam w głębi duszy, trochę mnie wkurza, że jakiś facet utrzymuje i wychowuje moje dzieci! Wybacz, że tak nazwałem twojego męża, nie mam najmniejszego zamiaru go obrażać – zastrzegłem się szybko – to tak trochę…
- Przestań! – przerwała mi niecierpliwie. – Mylisz się. Żaden facet, jak to określiłeś, nie utrzymuje twoich dzieci. Wprawdzie John biedny nie jest i nic by mu się nie stało. Trochę pieniędzy ma. Tyle, że ja mam znacznie więcej od niego i żadnego wsparcia nie potrzebuję. Ani od niego, ani od ciebie.
Przystanąłem zdumiony, wpatrując się w nią. Co to za opowieści? Ma więcej pieniędzy niż John? Ciekawe skąd…
Dorota zrobiła jeszcze krok naprzód, ale odwróciła się do mnie, znowu wyciągając rękę.
- Chodź, nie będziemy tu dyskutować. Chcę się przebrać.
Podałem jej dłoń i w milczeniu doszliśmy do sauny.
- Tomek, ale ty mi nic nie powiedziałeś, jak żyłeś od tego czasu – wyraźnie chciała zmienić temat. – Jak się miewa twoja żona, co robią dzieci?
Podeszliśmy do szafki z naszymi ubraniami. I znów się odezwały sentymenty. Przecież tuż obok moich rzeczy, wisiała odzież Doroty, łącznie z jej bielizną… To wszystko kiedyś na nią zakładałem i jeszcze częściej z niej zdejmowałem…
Ale to przeszłość. To se ne vrati pane Hawranek. Otrząsnąłem się ze wspomnień. Dorota zabrała wszystko i weszła do kabiny. Ja nie miałem ochoty się chować. Przebierałem się przy szafce.
- Jakby ci to w skrócie powiedzieć. Nie wszystko jest tak, jakbym chciał – nawiązałem do jej pytania i mówiłem głośno, nie wiedząc nawet, czy mnie słyszy. – Wiesz przecież, że mieszkam na prowincji. Z pracą, to raczej nie ma się czym chwalić. Z żoną – powiedzmy, żyjemy dyplomatycznie. I faktycznie, cała radość to dzieci. Mój syn jest już adwokatem, a córka – roześmiałem się – poszła w twoje ślady!
- W jakim sensie? – usłyszałem głos Doroty, dochodzący z kabiny.
- Skończyła filologię angielską!
Drzwi kabiny nieoczekiwanie się otwarły i pojawiła się Dorota, już ubrana.
- Gdzie? Na jakiej uczelni? – zapytała z zainteresowaniem, zatrzymując się przy mnie. – Czy mogłabym ją poznać? – stała obok i patrzyła mi prosto w oczy. – Nie bój się, nie mam niczego złego na myśli. Po prostu pomyślałam… – aż zamachała rękami, dusząc śmiech – …że mogłaby dla mnie pracować. O kurczę! – śmiała się na głos. – Tomek! Mam dla niej ofertę pracy! Przyślij mi ją do banku!
- Dorotko, ona studiowała na Jagiellonce i tam też próbuje się odnaleźć.
- No i co z tego? – przerwała mi, kontynuując swoją myśl. – Takiej dobrej oferty nigdzie nie dostanie! Słuchaj – oparła swoją dłoń na moim torsie. – Dostaniesz moją złotą wizytówkę i jej oddasz. Nie… – przerwała, coś analizując. – Inaczej. Dam ci dwie wizytówki. Jedna będzie oczywiście dla niej, a druga dla ciebie.
- A co to takiego? – zapytałem zdziwiony.
- To są wizytówki specjalnego znaczenia. Dla wybranych. Zdajesz chyba sobie sprawę, że tak z ulicy, to nikt do szefostwa banku się nie dostanie. Nie ma szans. Ale ktoś, kto zjawi się z taką wizytówką, jest bez zwłoki dostarczany do osoby, która na niej figuruje. Bez zapytań i zbędnych formalności. Czyli osoba z tą moją wizytówką szybciutko znajdzie się w moim gabinecie. To taki amerykański wynalazek. Bardzo wygodny zresztą. Ułatwia życie.
- Dorotko, to kim ty właściwie teraz jesteś? – patrzyłem na nią oniemiały, bo wprawdzie coś już od niej słyszałem, ale dotąd, zupełnie bezpodstawnie zresztą, jakoś nie przyjmowałem tego do wiadomości. Nie chciałem wierzyć, że to już nie jest tamta Dorotka. – Oczywiście, nie chodzi mi o prywatne życie, tylko to służbowe.
- Ech, Tomku – tylko westchnęła. – Chodźmy już. Za długo jesteśmy tutaj sami. I tak po dzisiejszym dniu cała okolica będzie huczała rewelacjami. Personel mam wprawdzie sprawdzony i wybrany, ale ludzie zawsze są ludźmi. A daliśmy im dzisiaj już sporo okazji do plotek.

Wyszliśmy na zewnątrz. Słońce, chociaż było nisko nad horyzontem, nadal grzało równo.
- To co teraz robimy? – zapytałem. Byłem zdezorientowany. Pod wiatą były jakieś nowe osoby. Nie chciałem tam iść. Dorota również popatrzyła w tamtą stronę.
- Wiesz co? Weź z sauny swoje kąpielówki oraz mój kostium i idź do salonu. Poczekaj na mnie. Ja niedługo przyjdę, muszę tylko wydać dyspozycje na dzisiejszy wieczór – ścisnęła moją dłoń. – To nie potrwa długo. Zaraz tam będę.
- A z ciuchami co mam zrobić?
- Zabiorę je od ciebie, nie martw się. Po prostu nie chcę o tym zapomnieć, a tak, to na jutro będą wyprane i suche.
Cmoknęła ustami w moim kierunku i już jej nie było. Spojrzałem w ślad za nią. Nadal pięknie chodziła, jakby płynąc po ścieżce. Ech, Dorotko! – rozmarzyłem się przez chwilę. Dlaczego nie jesteś już moja?
Wszedłem znowu do sauny i zabrałem mokre szmatki. Kostium, który przed chwilą opinał jej ciało. To ciało, z którego kiedyś zdejmowałem takie kostiumy, albo sama zrzucała je przede mną i to bez żadnego ociągania się…

Kiedy tylko szczęknął zamek drzwi wejściowych, z drzwi kuchni wyjrzała głowa Heleny. Uśmiechnąłem się do niej i chciałem przejść obok. Ale jej głos mnie zatrzymał.
- Proszę pana…
Przystanąłem i spojrzałem w jej stronę.
- Ja pana bardzo przepraszam, ale tu są prywatne pokoje państwa. Proszę się na mnie nie gniewać! Ja z polecenia panienki Doroty…
- Ale ja właśnie na życzenie pani Doroty idę do salonu – próbowałem tłumaczyć się niepewnie. Jej słowa mnie zaskoczyły i zbiły z pantałyku. Nigdy nie byłem odporny na zaskoczenie.
- A to przepraszam, skoro tak, to proszę! – Helena wycofała się do kuchni.
- Proszę pani – zawołałem za nią, przypominając sobie słowa Doroty, że mogę wchodzić do kuchni. Nagle przyszło mi do głowy, że mogę z tego skorzystać. – Ale do kuchni mogę wejść?
- Tak panienka mówiła – odpowiedziała Helena, tonem głosu nie kryjąc, że tym pomysłem to nie jest zachwycona.
Ale ja już odzyskiwałem rezon i nie zamierzałem teraz ułatwiać jej sytuacji. Wpakowałem się więc w ślad za nią i usiadłem przy kuchennym stole.
- Proszę pani, a mógłbym poprosić o kawę?
- Oczywiście, jaką pan sobie życzy –burczała nadal, mało zachęcająco.
- Poproszę z ekspresu, ale z mlekiem i bez cukru. – oświadczyłem, kładąc mokre rzeczy na stole.
- A to co takiego? – Helena, aż zakrzyczała. – Na kuchennym stole?
- Przepraszam panią – zabrałem wszystko z powrotem. – To jest kostium pani Doroty i moje kąpielówki.
- No wie pan? W kuchni na stole? Proszę mi to oddać! – Zdecydowanym ruchem wyciągnęła rękę w moim kierunku. Dałem jej wszystko. Wzięła i szybko wyszła. Po chwili wróciła, ale nie patrzyła na mnie. Wyraźnie jej się nie spodobałem. Sytuacja trochę mnie śmieszyła, ale cóż miałem robić?

Stół był ten sam. Stary, porządny, dębowy stół, jakich już nie spotkać. Gdyby pani Helena wiedziała jakie misteria odprawiałem na nim z Dorotą, to chyba zeszłaby z tego świata na palpitację serca. A teraz zwykłe, mokre majtki jej przeszkadzają…
Zanim jeszcze filiżanka z kawą wylądowała przed moim nosem, usłyszałem gwar dochodzący od wejścia. Helena znów zajęła strategiczną pozycję w drzwiach kuchni. Ale nie reagowała, bo na czele grupy była chyba Dorota. Jej głos był bardzo wyraźny. Poszła ze wszystkimi do salonu, chwilę tam coś mówili, pewnie zabierali sprzęty. I niezadługo usłyszałem oddalające się głosy a potem wszystko umilkło. Helena już wcześniej cofnęła się od drzwi, tracąc zainteresowanie całym wydarzeniem.
- Pani Heleno! – usłyszałem nagle wołanie Doroty. Wstałem od stołu i skierowałem się do wyjścia, zanim Helena zareagowała.
- Dorotko! – odezwałam się z kuchennych drzwi. Stała w drzwiach salonu i rozglądała się po korytarzu. – Jestem tutaj!
- Słucham, panienko – Helena odezwała się za moimi plecami.
- No, już myślałam, że gdzieś przepadłeś! – roześmiała się z ulgą. – Gdzie masz te mokradła?
- Pani Helena mi zabrała! No i nie pozwoliła mi pójść do salonu – poskarżyłem się. Dorota roześmiała się na cały głos.
- O jejku! – łapała oddech. – Pani Heleno – śmiała się serdecznie, kierując się w naszą stronę. Cofnąłem się, stając obok drzwi. Helena też się wycofała. Dorota weszła do kuchni i widząc moją filiżankę usiadła obok mojego miejsca. Ja usiadłem na swoim.
- Pani Heleno, ja też poproszę o kawę – cały czas cicho się śmiała, ale wzięła moją dłoń w swoje ręce.
- Pani Heleno! – Dorota nadal miała żartobliwy głos.
- Słucham, panienko – Helena kończyła właśnie przygotowanie kawy i odwróciła się do nas, stawiając filiżankę przed Dorotą.
- Chciałam panią prosić – Dorota trochę spoważniała i nieoczekiwanie oświadczyła. – Tomek jest członkiem naszej rodziny i ma tutaj swobodny wstęp. Wszędzie. Nawet podczas mojej nieobecności.
- Ten pan? – wyrwało się Helenie. Nie udawała zaskoczenia. Zresztą i dla mnie to oświadczenie było niemałą niespodzianką. I pewnie też głupio wyglądałem.
- Tak, ten pan! – potwierdziła Dorota pewnym głosem. – Pani Heleno, ma pani jakąś nalewkę? Niech pani wyjmie coś świątecznego. Napijemy się odrobinkę.
- Panienko, oczywiście, a z jakiej to okazji? – Helena zapytała, ale nie czekając na odpowiedź poszła do spiżarni, a po chwili wróciła z pękatą, ciemną butelką.
- Co to jest? – zainteresowała się Dorota.
- Dereniówka, panienko.
Wydobyła z szafek malutkie kieliszki, postawiła na stole, po czym ostrożnie i własnoręcznie je napełniła. Teraz czekała zdumiona, spoglądając na Dorotę.
- No to wypijmy za pani zdrowie, pani Heleno. A okazja? Czy musi być okazja? Wypijemy z okazji spotkania z Tomkiem. Proszę go zapamiętać! A poza tym dla zdrowotności!
- Niech i tak będzie! – Helena powoli odzyskiwała równowagę.
- Mam nadzieję, że pani się na mnie nie gniewa – próbowałem włączyć się do rozmowy, kiedy już opróżniłem kieliszek.
- A niby za co mam się na pana gniewać? – Helena podniosła odważniej głos. – Mówiłam, że ja pana kiedyś widziałam – kręciła głową. – Widziałem też, jak pan przyjechał motorem panienki Lidki. Ale nikomu nic nie mówiłam. Widziałam, jak panienka Lidka potem z panem odjechała, znaczy, że wszystko było w porządku.
Dorota wybuchnęła śmiechem.
- Pani Heleno, jest pani wspaniałą kobietą. Dziękuję pani za wszystko!
- No co też panienka – Helena była wyraźnie wzruszona, ale i skrępowana. Chyba moją obecnością.
- Pani Heleno! – Dorota oderwała się od niej. – Na razie idziemy z Tomkiem do salonu, trochę powspominać sobie dawne czasy, ale mam nadzieję, że pani tak szybko spać nie pójdzie, bo chciałabym też wrócić do pani.
- Ja zawsze jestem, gdy potrzeba! – aż się żachnęła. – Czy podać coś do salonu?
- Tomek… – Dorota popatrzyła na mnie. – Masz na coś ochotę?
- Największą na twoje towarzystwo – odparłem bez namysłu. – Reszta może poczekać.
- Bardzo elegancko pan powiedział – pochwaliła mnie Helena. I zwróciła się do Doroty. – To ja coś przygotuję.
- Nie ma pośpiechu, pani Heleno, wróciliśmy właśnie od grilla, ja głodna nie jestem i mam nadzieję, że Tomek też jeszcze nie.
Popatrzyła na mnie, a ja skinąłem potwierdzająco głową. Podniosłem się z krzesła i obydwoje wyszliśmy. A przed drzwiami salonu Dorota zatrzymała się.
- Wejdź do środka, ja będę za trzy minuty. Poprawię tylko makijaż, bo to jezioro troszeczkę go rozmyło – tłumaczyła się. – To naprawdę chwilka.
- Nie ma sprawy, poczekam.

Pchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Ale szybko wyszedłem z powrotem, wracając znowu do kuchni.
- Pani Heleno, czy jest gdzieś trochę lodu? – zapytałem zaraz od drzwi.
- Lód pan znajdzie w salonie. W chłodziarce obok barku – Helena popatrzyła na mnie zdziwiona i z niejakim politowaniem. – Jak pan będzie potrzebował czegoś innego, to proszę brać najpierw tam, a ja później sama uzupełnię.
- Dziękuję pani bardzo – ukłoniłem się Helenie.
- Niech panu idzie na zdrowie! – pożegnała mnie.
Rzeczywiście, nie pomyślałem o tym, żeby zobaczyć co gdzie jest. Jakoś ciągle czułem się skrępowany, nie tak jak wtedy, kiedy to ja byłem tu gospodarzem.
W salonie odnalazłem lód i wodę mineralną. Wrzuciłem sporo kostek do szklanki i dopełniłem szklankę wodą. I nie czekając aż się mocniej ochłodzi, niemal od razu duszkiem wypiłem jej zawartość. A potem znów wlałem wody do reszty lodu. Teraz mogła się już chłodzić. Usiadłem w fotelu i czekałem na Dorotę.
Faktycznie, nie trwało to długo. Weszła ubrana w dość prostą krojem, ale elegancką, letnią, kolorową sukienkę, nie sięgającą jej kolan. Stonowany, delikatny makijaż podkreślał usta i te jej głębokie oczy.
- Jesteś piękna jak zawsze, księżniczko! – przywitałem ją swoim zachwytem.
- A dziękuję, dziękuję, jesteś bardzo miły – odpowiedziała, przystając obok sofy. – Co pijesz?
- Czystą wodę, niczym jakieś zwierzę – odparłem jej swobodnie. Roześmiała się
- Czyżbyś miał dość? Na bardzo pijanego to raczej nie wyglądasz.
- Bo nie jestem. Kąpiel w jeziorze znacznie mnie otrzeźwiła. A teraz chciałem się tylko trochę ostudzić. Poza tym, wolę mieć zimną wodę pod ręką. Może się przydać, jak zaczniesz znów ogłaszać jakieś rewelacje?
Ale Dorota pokręciła przecząco głową.
- Nie mam rewelacji! Główne sprawy już znasz. Poczekaj chwilkę, ja sobie zrobię mojego drinka – ruszyła do stolika z butelkami i coś tam mieszała.
- Co teraz pijasz? – zapytałem. – Amerykańskie?
- Bo ja wiem? – w zasadzie potwierdziła. – Niby nie polskie, ale ja to nazywam znajomo. „Słoneczne jezioro”. To złota tequila z sokiem limonki.
- Ja tam ciągle wolę żubrówkę. Albo jakąś czystą, wytrawną wódkę. Te wasze wynalazki mnie nie bawią.
- A wiesz, że Johnowi też smakuje żubrówka? Tak jak i polska „Starka”. Niemal całkiem porzucił whisky, woli albo naszą wódkę, albo klasycznego Burbona.
Usiadła na sofie, stawiając drinka przed sobą. Popatrzyła na mnie.
- Teraz pytaj! Co jeszcze chcesz wiedzieć? Jestem gotowa.
Wzruszyłem ramionami. – Nie wiem o co mam pytać. Najlepiej zacznij od początku.
- Początku dowiedziałeś się na huśtawce. Nie będę się powtarzać. Tylko nie pamiętam na czym zakończyłam.
- O ile pamiętam, to mówiłaś o herbacie z Johnem i że cię odwiedził w mieszkaniu.
Dorota pokręciła głową i upiła trochę ze szklaneczki. – Już wiem, ale musiałam się napić, bo tak na trzeźwo to trochę trudno się otwierać… – odetchnęła jeszcze i zaczęła mówić.

- Mówiłam ci chyba, że w pracy nic się nie zmieniało. Byłam z tego bardzo zadowolona. W tej firmie obowiązywały zasady, że w pracy nie rozmawia się o serialach, praniu gaci czy o tym, co było wczoraj u dziecka w przedszkolu. Był czas na pracę i to na pracę spokojną. Rzadko trzeba było robić coś w nadgodzinach. Dzięki temu powoli dochodziłam do siebie. Nawet w zasadzie całkowite zerwanie stosunków z rodzicami Kamila jakoś mało mnie obeszło.
- A czemu niby zerwałaś?
- Wspominałam ci, że oni cały czas tak jakby mnie obciążali winą za śmierć Kamila. Coraz rzadziej mnie odwiedzali i ciągle kierowali pod moim adresem jakieś aluzje i dwuznaczności, że niby to ja go nie upilnowałam. Oni mnie zresztą od początku ledwie tolerowali. Dla nich byłam prowincjuszką z Bieszczadów, która przyjechała do stolicy zapolować na męża. I dopust Boży, że trafiła na ich ukochanego synka, który miał przed sobą świetlaną przyszłość i światową karierę. Więc kiedyś zdenerwowałam się po raz kolejny i powiedziałam im, że dzieci są tylko moje, oni do nich żadnych praw nie mają i nie muszą mnie odwiedzać. Obrazili się i więcej już nie przychodzili.
- Wiedzieli, że to nie Kamil jest ojcem chłopców? – przerwałem jej wywód. Dorota pokręciła głową przecząco.
- Niby nie wiedzieli, ale coś im nie grało. Nie pasował termin porodu, a poza tym teściowa kilka razy wymruczała, że wnuki takie niepodobne do Kamilka. Ja wtedy zwyczajnie bałam się im o tym powiedzieć wprost, chociaż muszę przyznać, że niejednokrotnie miałam to już na końcu języka. I chyba tym by się skończyło, ale na szczęście obrazili się wcześniej.
- No a twoi rodzice? Oni też nie wiedzieli?
- Początkowo też nie! Ech, Tomek – Dorota znów wypiła łyk ze szklaneczki. – Przecież trochę wiesz o moim dzieciństwie i szkolnych latach. I jak byłam wychowywana. W moim domu matka rządziła niepodzielnie. A ojciec siedział pod pantoflem. To nawet ciekawe, gdyż w pracy był niezłym ordynatorem i bez problemów przez wiele lat kierował szpitalnym oddziałem, gdzie w końcu zdecydowana większość to były baby. Ale przekraczając próg domu zmieniał się w typowego, podręcznikowego wręcz pantoflarza. I nie miał nic do powiedzenia! To matka zawsze układała rozkład moich zajęć oraz pilnowała jego drobiazgowego przestrzegania. I wtedy, kiedy przyjechała do mnie pomóc mi przy dzieciach, zdałam sobie sprawę, że ona ma na mnie zdecydowanie toksyczny, traumatyczny wpływ. Wszystko lepiej wiedziała, a ja nie znałam się na niczym. Żadna moja decyzja nie była wystarczająco dobra, sugerowała nawet, żebym zwolniła się z pracy i jechała z dziećmi do nich i tam je wychowywała siedząc w domu, bo tutaj to wszystko jest takie zdziczałe i rozpustne… Tu się ja zmarnuję, i dzieci zepsują, i w ogóle, to pewna zguba.
Ale tym razem, ja już nie byłam grzeczną córeczką! Przecież już raz wyrwałam się z zaklętego kręgu jej pouczeń, wskazówek i nauk.! No i sama byłam przecież matką! Samicą, która walczy o siebie i swoje potomstwo. Szybciutko więc poszukałam opiekunki do dzieci i bez żalu odesłałam mamusię do domu. Daję ci słowo, Tomku, że później nigdy tego nie żałowałam! Oczywiście, na pożegnanie dowiedziałam się, jaką jestem wyrodną matką a także straconą córką, że uparłam się wygubić dzieci, ale jak przejrzę na oczy, to ona mnie przyjmie i mnie uratuje. Bo moja zguba jest nieuchronna. Więc teraz chyba rozumiesz, że nie miałam żadnych szans na szczerą rozmowę z nią. Było mi jej po prostu żal. Pomyślałam, że jeśli doszła do takiego etapu myślenia o życiu, to niech sobie pozostanie w tym własnym świecie. Nie zamierzałam w niej tego burzyć.
- No to dałaś czadu – wstając z fotela, pokręciłem głową z niedowierzaniem. Podszedłem do stolika z alkoholami. – Czyli oprócz ciebie, nikt o niczym nie wiedział? Tylko wiesz co mnie jeszcze zastanawia? Jak ty się w ogóle uchowałaś w takiej rodzinie, nie lądując w wariatkowie.
Zrobiłem sobie sporą „tatankę”, tym razem ze słuszną ilością soku. Upiłem niewielki łyk i podszedłem do sofy. A potem spokojnie położyłem się wzdłuż, kładąc głowę na kolanach Doroty, jednocześnie wsuwając się pod jej opuszczoną rękę.
- Pachniesz pięknie… – zamruczałem.
- Tylko mi tu nie zaśnij! – roześmiała się, ale położyła rękę na moim torsie. – Zresztą, jak mi będzie za gorąco, to cię stąd wypędzę – powiedziała zdecydowanie.
- Nie wypędzisz, tylko podkręcisz klimę i obniżysz temperaturę! – zaprotestowałem. Nie skomentowała tego, spokojnie czekając gdy szukałem najwygodniejszej pozycji dla głowy. Zaraz też wróciła do poprzedniego tematu.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 01.09.2012 09:18 · Czytań: 588 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 7
Komentarze
zajacanka dnia 01.09.2012 13:30
Jak zwykle wciągająco. Powoli dowiadujemy się więcej o życiu Doroty. No i jak ona taka bogata? Proszę o następną część!
wykrot dnia 03.09.2012 16:23
Więcej o życiu Doroty będzie później. I zupełnie nie różowo...
Dziękuję za zainteresowanie.
A bogata... przypadkiem! W amerykańskim stylu.
Wasinka dnia 08.09.2012 23:07
Trochę naiwna ta scena kolanowa... Dziwnie wygląda...
No dobra... Rozkręcaj nowe tematy.

Pozdrawiam z piegowatym księżycem.
wykrot dnia 15.09.2012 21:54
Mówisz? Może i racja...
Miałem na myśli zderzenie sytuacji spontanicznej z wymuszoną, taką od razu sztuczną. Pewnie nie wyszło...
Zastanowię się.
Wasinka dnia 15.09.2012 23:54
No ja wiem, ale mnie jakoś takie sceny mało przekonują...
Tylko że ja czepialska jestem. Bo jakoś tak wszystko w drobiazgach się pławi, a rozdziały z dyskoteką nastawiły mnie na szybszą akcję i bardziej mroczną...
Wiem, okropna jestem.
wykrot dnia 16.09.2012 00:56
Wasinko... dyskoteka wprowadziła zamęt w spokojną sielankę lata. To jest właśnie groźny i groteskowy przerywnik niby-sielanki!
Być może, będę musiał dopełnić już to co jest, dalszym, a raczej poprzednim ciągiem...
Zwroty akcji przewidziane są w następnych częściach. Sorry, tak się mi zaplanowało...
Wasinka dnia 16.09.2012 09:01
Cytat:
Sorry, tak się mi zaplanowało...

Eno, nie soruj mnie... To Twój tekst, prowadzisz, jak Ci się podoba, a ja mogę sobie jeno poględzić...
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:84
Najnowszy:Mateusz199