Historia masowego samobójstwa - gkieregk
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Historia masowego samobójstwa
A A A
Na ulicy rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Ktoś rzucił w kogoś butelką, która przeleciała centymetr obok zakolczykowanego ucha i uległa dezintegracji po spotkaniu z brukiem. Jakieś miasto, jakaś noc, jakaś bliżej nieokreślona przyszłość.
D. zgasił lampkę i podszedł do okna.
— Tylko patrzeć jak odetną ulicę — powiedział do wypukłej kołdry.
— Nic mnie to nie obchodzi. Zrób mi to, co ostatnio. — W pokoju rozległ się młody kobiecy głos.
D. popatrzył chwilę na łóżko, a później znowu zerknął przez szybę. Chłopaki rozpoczęli nieregularną bitwę na dłonie otwarte i zamknięte, na kopniaki, łokcie i niedouczone nelsony. Zapalił lampkę i sięgnął po tabliczkę czekolady.
— Rozpuść ją w rękach — powiedziała M., słysząc pstryknięcie gazowej zapalniczki.
D. schował w dłoniach trzy kostki i lekko ścisnął.
— Chcesz się pieprzyć?— usłyszał spod kołdry.
Siedzieli w tej kawalerce drugi dzień. W lodówce kończyło się mięso, a chleb w dotyku przypominał pumeks. Wczoraj na wstępie dostała od niego po twarzy — był bardzo podejrzliwy. W odwecie rozcięła mu nożem skórę na żebrach, a później opatrzyła i zrobiła śmiałe fellatio. Chcesz się pieprzyć? Tak, czy nie?
D. włożył rękę pod kołdrę. Czekolada nie miała jeszcze odpowiedniej konsystencji, ale rozgrzane plecy Endi momentalnie ją roztopiły.
— Dlaczego nie zlizujesz? — zapytała, czując lepkie strużki spływające po biodrach.
D. zastanawiał się nad ucieczką, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Wyzuci z myślenia uliczni żołnierze od razu rozpoznaliby ludzi z innego świata. Połamane kości w najlepszym wypadku, najczarniejszy scenariusz ciężko było przewidzieć.
— Wydaje mi się, że ten pająk może zabić. — Powiedział D., wkładając głowę pod kołdrę.
Ściemniło się około dwóch godzin temu. Wszystkie latarnie w alejce były zepsute. Wszystkie z wyjątkiem jednej, która po zmroku mrugała do okien bloku. Jej kres również był bliski. Miała dołączyć do zbiorowej mogiły towarzyszek, które konały na chodniku nie zmieniając pozycji. To spotka cały Nowy Jork, Paryż, Berlin, całą Warszawę. Dubaj stanie się wrzodem na piaskowym ciele, bankrutujące Las Vegas nie zdąży przed zgaśnięciem wydalić gówna zostawionego przez naćpanych yuppie. Fekalia zostaną w odseparowanych od gruntu rurach. Tym razem mama natura nie zabije nas z godnością, nie zakryje martwych ciał zawstydzonych i zdziwionych własną śmiercią. To będzie kara.
D. lizał tyłek Endi. Ona, chcąc skupić uwagę na przednich partiach, uniosła biodra i delikatnie pchnęła głowę towarzysza niedoli w dół. D. włożył, a właściwie wsadził kciuk w jej gorące wnętrze.
Latarnia mrugała coraz szybciej aż w pewnym momencie rozświetliła się na dobre i wróciła do leniwego pobłyskiwania.
— To już wszystko? — zapytał D., gdy Endi doszła.
— Tak. Zrobiliśmy już wszystko.
— Idź pod prysznic. Jak wrócisz, opowiesz swoją historię.
Gdy wyszła, D. zapalił papierosa i włożył rękę w bokserki. Nie był zły. Już nie. Wczoraj to co innego. Wczoraj to wczoraj. Wczoraj było najgorszą przeszłością jaką znał. Ale uderzenie Endi w nos i jej nieudolne pchnięcie nożem — to go uratowało. Później seks bez czułego połączenia ustami, przyprawiony niewielką dozą empatii, która mogła być równie dobrze zaadresowana do zdychającej latarni.

To kara.
Przyjdą następni i, zaciekawieni szkieletami w windach, odtworzą naszą historię. Powstaną pierwsze prawdziwe doktoraty z antropologii. Nowi nie będą musieli czerpać wiedzy z zakopanych grobowców. Odpalą kilka płyt, odszyfrują nieznany język i opiszą: demokrację, Jezusa, dolara, sieć restauracji McDonald’s, Facebooka, niedolę afrykańskich krajów i kamienowanie kobiet. Napiszą kilka książek na nasz temat, kilku z nich uczyni z ludzi swoje hobby. Będą trzymali kości w gablotach i czytali niezrozumiałego Platona. Humanizm pozbawiony ludzkiej arogancji. Nie wiadomo, co zostanie zapomniane, a czym zachwycą się przybysze. Zburzą Kaplicę Sykstyńską, a w Centrum Handlowym Plaza urządzą muzeum antropologiczne. Śmieci Dantego i Miłosza wystrzelą w kosmos, a to opowiadanie przedrukują nieskończoną ilość razy. W szkole, jeśli będą szkoły, młodzież wystawi parodię ewangelii. Nikt nie zgłosi tego do prokuratury.

Portale społecznościowe zamieniają się w bazy danych dla służb. Potrzebujący swoich pięciu minut użytkownicy dostają ultimatum: zdawaj relacje z każdego dnia albo będziemy musieli usunąć cię z naszej społeczności. Z przykrością stwierdzamy…
I wszyscy, którzy codziennie widzieli zieloną kropkę przy twoim nazwisku, zapomną, że istniałeś. Poza Facebookiem nie ma zbawienia.

D. wystrzelił biały ładunek na podłogę.
— Mieszkałam niedaleko stąd. W ścisłym centrum — powiedziała Endi, podając mu rolkę papieru toaletowego. — Dzień przed ogłoszeniem Deklaracji zmarł mój ojciec. W starym, dobrym stylu — na raka. Nie było nas stać na prywatne leczenie… mniejsza. Pewnego wieczoru pod domem wybuchł samochód. Pomyślałam, żeby spieprzać do rodziny na wieś. Reszta już dawno uciekła, a on umarł... Byłam wtedy na doktoranckich w UKDH, przyglądałam się ich pracom. Nie dopuszczali mnie do projektu, ale kiedyś po cichu weszłam do gabinetu i przeczytałam fragment o źródłach energii. Pogadałam o tym z promotorem, po godzinie do mojego gabinetu wszedł jakiś facet w czarnym gajerze. Stasi. Dał mi jakiś papier i nara. Dostałam zakaz przebywania na uczelni. Znajomy adwokat kazał siedzieć cicho. Chwilę po tym moje zdjęcie pojawiło się w reklamach, w necie widziałam kilka przezabawnych profili z moim nazwiskiem.

Przybysze przejrzą historię od początku. To będzie pierwsza wizyta ludzkości u ginekologa, patologa i psychiatry w jednym. Zbadają nasze problemy i ustalą przyczynę zgonu. Wszystko za późno, chyba, że uda im się nas wskrzesić. I będą pilnować, żebyśmy tym razem tego nie spierdolili, a my będziemy rozżaleni, że wpadli do nas tak bardzo poniewczasie. Będziemy mieli pretensje, że nie są aniołami stróżami i nie usunęli tych kretynów z lukratywnych bankowych posad. Że nie zabierali ich do swoich statków i nie wycinali im kawałków mózgu odpowiedzialnych za chciwość. Nasze kości będą coraz bardziej białe i coraz bardziej wkurwione.

— Trochę sie w tobie zakochałem— powiedział D. przytykając usta do szyi Endi.
— Jesteś głupi — szepnęła rozbawiona tym wyznaniem i przylgnęła tyłkiem do jego uda. D. przekręcił się na bok i gwałtownie wszedł. Fajerwerki.
— Poderżnij mi gardło — zaproponował po fantastycznym zakończeniu.

Ejakulacja ludzkości.
Pod koniec pierwszej połowy XXI wieku nasz świat przeżył orgazm. Zlany potem wił się i jęczał. Każdy miał albo mógł mieć swoje pięć minut. Białe od koki nosy chowaliśmy w kubełkach z tłuszczem przerobionym na odnóża kurczaka. Okazało się, że kurtyna jest prawdziwa, a grupka ukrywająca się za nią jeszcze bardziej.
I nikt nic nie mógł, nikt, poza nielicznymi, nie chciał nic zrobić. Ci za kurtyną podkupili wszystko: Facebook, Google, Twitter, Apple, Microsoft, koncerny paliwowe. Mieli lobby w rządach, media jak zawsze współpracowały. Nie dało się z tym walczyć, byli bogami, a mając orgazm myśli się o wszystkim, tylko nie o bogu.
Sami się skatalogowaliśmy.
Statystycznie w 2018 roku 9 na 10 osób na całym świecie miało w Internecie swoje zdjęcie i przesłane dane. Zdradzony facet bez większych trudów mógł wytropić kochanka żony i zatłuc go w jego własnym garażu. Garaż, nie wiadomo dlaczego, był ulubionym miejscem ofiar niewierności małżeńskiej.

— Jak ty właściwie się nazywasz?
— August777.
— A naprawdę?
— Zaczyna się na D. Mów jak chcesz, może być August, może być samo De. Możesz na mnie gwizdać.
— Czym zajmowałeś się wcześniej?
— Byłem specjalistą od robaków.
De zajmował się chemiczną budową owadów. Asystował przy przetwarzaniu pajęczych wydzielin na środki farmaceutyczne. Budżet pomału wysychał, a badania nie przynosiły zadowalających efektów i wkrótce August777 stał się bezrobotnym naukowcem.
— Nie chcesz stąd uciec? — zapytał wykrzywiając dymiące usta w stronę okna.
— Gdzie? Gadaliśmy już o tym. Gadamy co 10 minut. Daj już spokój.
— Chcesz tu po prostu zdechnąć?
M. chciała świętego spokoju. Pragnęła umrzeć z zaschniętą spermą na twarzy, piersiach, plecach, brzuchu i co tam jeszcze było. Teraz już tak. Wszystko jedno, tam butelki, gasnące latarnie i uliczne gestapo. Znali twarz kobiety, która próbowała zburzyć spokój społeczny. To zawsze ten sam schemat: komuniści w III Rzeszy, kułacy w ZSRR, masoni, cykliści, a teraz burzyciele ładu. De powiedział, że jej wystąpienie było naiwne, niepotrzebne.
I miał dużo racji.
— Zachciało ci się walki. Teraz kryj się.
— Cała władza pójdzie w ręce trustów spłodzonych gdzieś pod stołem — tłumaczyła się Endi.
— Dużo za późno. Masz pieniądze?
De chciał poruszyć ten temat już wczoraj, ale nie miał odwagi. Wszystkie rozmowy na temat ucieczki M. ucinała kpiącym parskaniem. Później wypinała pośladki albo gładziła go po udach.

Oburzeni byli coraz bardziej oburzeni, ale ich spacery i śmieszne mini okupacje nie dawały żadnego rezultatu. Gdy robili się uciążliwi, na Wall Street wkraczało wojsko i pilnowało bezpieczeństwa. Tak było w każdym mieście; co chwilę ogłaszano stan wyjątkowy, żołnierze i policja rozpędzały tłum. Wszystko wracało do normy.
Dowody osobiste są coraz mniejsze. Najpierw książeczka, później plastikowy prostokącik aż w końcu mikroczip. W miniaturowej blaszce pod skórą masz swoje dane, pieniądze, nadajnik GPS. Dzięki temu oszczędzano na kamerach przy jednoczesnym zachowaniu zasady numer jeden: bezpieczeństwo ponad wszystko. Antyglobaliści byli za słabi na walkę. Niby co jakiś czas ginął prominentny polityk, dyrektor banku lub korporacyjny boss, ale nie ma ludzi niezastąpionych. Zwłaszcza tam, na górze.

Na skrzyżowaniu zatrzymały się dwie ciężarówki i policyjny radiowóz. De włożył papierosa do ust i poszedł do łazienki. W kącie znajdowało się spore terrarium, w środku którego siedział nieruchomo duży, czarny pająk. August777 spokojnie uniósł szklane wieko i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Była noc, żarówka w pokoju spaliła się jakieś dwie godziny temu, dzięki bogu za mrugającą z ulicy latarnię.
Endi jak zwykle leżała. Senna, nieumyta, jak zwykle podniecona. De usiadł na skraju łóżka i poślinionymi palcami dotknął jej krocza.
— Długo zajmie mi umieranie? — zapytała wyprężając biodra.
— Od ugryzienia jakieś pół godziny, może krócej.
— Będzie bolało?
— Jak cholera. Nie możemy zrobić tego normalnie?
— Zabić się normalnie? Możesz robić co chcesz, ja czekam na pająka— M. odepchnęła jego rękę.
Tylu się teraz zabija, mówiła Endi, zróbmy na przekór. Przetrzyjmy szlak. Widziała w tym pomyśle bardziej oddanie się w ręce natury niż samobójstwo. Wanna i suszarka?! Pf! Śmierć to jedyne o czym możemy jeszcze decydować.
— ... poza tym, ty przecież kochasz owady — uśmiechnęła się cynicznie i przyciągnęła De z powrotem do siebie.
Po zrobieniu najlepszej rzeczy, jaką można zrobić w pozycji 69, M. kontynuowała gadanie, a De znowu czuł się niepotrzebny. Wiedziony poczuciem kompletnej zbędności zapalił papierosa. Koniec świata niestety nie będzie taki jak w artykule sławnego ekonomisty, raczej jak w tym wierszu.
— Wygraliby, jakbym się ot tak zabiła. Wolę, żeby miejsce na podium zajął pająk — plotła M.
De w milczeniu patrzył na drzwi łazienki. Zastanawiał się, czy pająk znalazł już szczelinę między nimi, a podłogą. Może już zdołał się przecisnąć, może już kroczy ku nim, może właśnie stąpa po puszystych włosach Endi. Pająk apokalipsy. Tylko on był jej teraz potrzebny.
Latarnia mrugnęła po raz ostatni. Mrok.
Policjanci wtargnęli z hukiem do pierwszego mieszkania w bloku.
Ptasznik Australijski delikatnie wszedł na kołdrę.
De wypuścił dym przez nos.
Pająk ominął jezioro świeżej spermy i wspiął się na puchowe wzgórze przepoconej kołdry. Przed nim wyrastała wieża zgiętej w kolanie nogi, musiał znaleźć obejście lub wspiąć się na szczyt.
— Nie doszłam — powiedziała Endi, gdy De szukał wzrokiem czarnej plamy przemykającej po podłodze.
— Poznałem się.
Gdzieś pod nimi rozległ sie potężny huk. W mieszkaniu na drugim piętrze też siedziała konspira. Jacyś inni M. i D. Przyszli samobójcy, dekadenci. Jeden z nich zdążył strzelić, obryzgując policjantów kawałkami własnej twarzy. Drugiego zakuli w kajdanki.
Endi była coraz bardziej zdenerwowana. Szybciej, Panie Pająku, szybciej, ugryź mnie w tyłek, ugryź w cokolwiek zanim przyjdą tamci i...
M. spostrzegła refleksy na podłodze. Nieświadomie strąciła pająka z łóżka prosto pod nogi De. Wiedziona odruchem otworzyła delikatnie usta, ale mózg nie mógł jej podpowiedzieć odpowiedniego zawołania dla najgroźniejszego na świecie pająka. Policjanci byli coraz bliżej.
M. opuściła rękę, jej paznokcie zaczęły intensywnie przeczesywać dywan. Fala drgań przeszła po wykładzinie i zastygnięty pająk, kawałek połyskującego krzemienia, rozbudził się, po czym ostrożnie ruszył na poszukiwania ofiary. Przeszedł około pięciu centymetrów i zastygł w bezruchu, jakby nie mógł się zdecydować, czy zanurzyć szczękoczułki w dłoni Endi, czy wrócić do stóp De, który właśnie strzepnął na niego popiół.
M. ciągle wpatrywała się w głęboką czerń ptasznika, widziała, jak puszysta bryłka rozpryskuje się na jego grzbiecie, próbowała go zwabić drapaniem o dywan. Patrzyła na niego nie zamykając oczu, aż w końcu De wstał po popielniczkę i przerwał jej patrzenie, zasłaniając swoją łydką pająka. Dosłownie na ułamek sekundy, na jedno mrugnięcie. Pająk zniknął. Na dywanie leżała jedynie drobina szarego proszku, a policja tuż tuż.
Endi wstała i ostrożnie, żeby nie rozdeptać ich egzotycznego wybawienia, które gdzieś tutaj koczowało, podeszła na środek pokoju. De zaintrygowany obserwował jej kroki. Po chwili zrozumiał, że wcale nie odgrywa sceny z pola minowego i płochliwie rozejrzał się po dywanie.
— Podejdź — powiedziała M.
Podszedł, a w ślad za nim ruszyła czarna pajęcza śmierć.
Endi rozpięła mu rozporek i klęknęła, policjanci otworzyli pierwsze mieszkanie na ich piętrze, noc przybrała szare odcienie nadchodzącego poranka. Oboje wiedzieli, że to już blisko, że albo śmierć od jadu, albo policja i więzienie, i kolejne godziny, dni, miesiące, lata(?) w tym świecie, w którym wielu mogło żyć, ale nie oni.
Legli razem na podłodze. On na górze, ona na dole, a za nimi ptasznik mierzący pięć centymetrów długości, produkujący neurotoksynę, która w ciągu pół godziny sparaliżuje i położy trupem tę rozpustną parę.
Szczękoczułki drgały niecierpliwie, August777 wykonał pierwszy posuwisty ruch, Endi jęknęła z cicha, a drzwi zatrzęsały się pod twardymi pięściami funkcjonariuszy.
De spojrzał w ich stronę, kurz kaskadami odrywał się od drewnianej powierzchni i znikał w ciemności pokoju. Zaraz wyważą, pomyślał, albo pomyśleli oboje. Będą nas mieli i zrobią z nami co zechcą. Ponoć wszystkim złapanym burzycielom ładu piorą mózg i nikomu już później nie przychodzi do głowy samobójstwo.
M. przypomniała o sobie wypinając biodra, ale De był zbyt przerażony by kontynuować.
— Wyważać! — krzyknął jeden z najeźdźców za drzwiami.
Komenda miała charakter ostrzeżenia, mieli się przestraszyć, otworzyć i wystawić ręce do zakucia. A oni nic, leżeli spleceni, zastygnięci jak figury woskowe, mokrzy od potu i niepewni. De spojrzał w stronę okna i spróbował się podnieść. Endi wiedziała, co mu właśnie wpadło do głowy i z całej siły zacisnęła na nim nogi. Zaczęli się szarpać, on próbował wstać, ona przyciągała go do siebie i w tym właśnie momencie pająk postanowił zaatakować.
Na ich nieszczęście wydarzyło się coś, bez grama przesady, absolutnie nieprawdopodobnego. W tym samym czasie, gdy szczękoczułki przebiły się przez grubą męską skórę, Endi rozluźniła mięśnie. Jej nogi ześlizgnęły się po wilgotnych biodrach kochanka i z głośnym klapnięciem uderzyły o podłogę, miażdżąc najbardziej jadowitego pająka na świecie
Policjanci po raz trzeci uderzyli w drzwi.
De spojrzał na ślad po ugryzieniu i spróbował wstać. Nagły przypływ mdłości, zawrót głowy, upadł z powrotem. Ponownie spojrzał za okno, latarnia była martwa, cały świat był martwy.
Endi usiadła na łóżku. Odczuwała zazdrość, gdyby to było możliwe wyssałaby jad i wlała w swoją własnoręcznie otworzoną żyłę.
De drżał porażony jadem. Z futryny poleciały pierwsze drzazgi. Endi otworzyła okno i po raz ostatni dotknęła skurczonego na dywanie ciała. Zaraz skona — pomyślała. Szczęściarz.
Pomyślała też o deszczu. Martwe pająki sprowadzają deszcz, tak? A martwi ludzie? A martwi ludzie zabici przez pajęczy jad?
I faktycznie zaczęło padać. Chłód nocy wdarł się do pokoju, M. stanęła na lastrykowym parapecie i wystawiła głowę na zewnątrz.
De leżał nieruchomo, może już nie żył. Szczęściarz.
Rygiel z hukiem rozerwał drewnianą futrynę. Policjanci rzucili się w stronę Endi.
Jakie przesądy mają pająki? Co się dzieje gdy zabiją człowieka? Czy za każdą ludzką ofiarę pająka nie powinien spadać deszcz meteorytów? — myślała spadając.
To był dzień końca jej świata i końca świata w ogóle. Cztery kilometry nad M. niebo rozbłysło porażającą bielą, na chwilę zrobił się dzień.
Energia wyzwolona z atomów wodoru obróciła w pył miasto, nie było śladu po bloku, z okna którego wyskoczyła Endi. Nic nie zostało z tej historii.

Może jakaś obca cywilizacja natknie się na Ziemię, może postanowi na chwilę zostać, może będzie miała technologię, która pozwoli im zbadać nasze ostatnie dni. Może.
Jedno jest pewne: z ciał D. i M. nic nie zostało i nikt już nigdy nie odkryje, czy Endi zdążyła zderzyć się z chodnikiem, a to jest ważne. Ważne dla niej. Nawet po śmierci.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
gkieregk · dnia 04.09.2012 10:13 · Czytań: 831 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 3
Komentarze
zajacanka dnia 04.09.2012 15:20 Ocena: Świetne!
Świetnie napisane, zasysa od początku do samego końca, trzymając w niepewności. Wizja końca świata przerażająca, ale przecież nie niemożliwa. Dlatego tekst tak mocno oddziałowuje na wyobraźnię. Jestem pod wrażeniem pomysłowości. Ze szczególnym uwzględnieniem ośmionogiego narzędzia zbrodni ;)
gkieregk dnia 04.09.2012 22:34
Dzięki za komentarz. Ciesze sie, że milo ci się czytało;)
MimiBasia dnia 09.09.2012 14:54
Plusy:
- ciekawy pomysł,
- przyjemnie się czytało (od początku do końca).

Minusy:
- brakujące przecinki oraz:

— Trochę sie (się) w tobie zakochałem— powiedział D. przytykając usta do szyi Endi.

Czy za każdą ludzką ofiarę pająka nie powinien spadać deszcz meteorytów? — myślała spadając.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty