Hotel "Liman" (XI) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Hotel "Liman" (XI)
A A A
- Wiesz co? Sama czasem się nad tym zastanawiałam. I doszłam do wniosku, że to dzięki Lidce i wakacjom z nią spędzanym. Przecież jak przyjeżdżałam do nich, to rodzice nie mieli tyle wolnego co ja. Przez część okresu mojego pobytu zawsze byłam sama, to znaczy bez nich. Oczywiście, odpowiedzialni byli rodzice Lidki, moi jakoś się z nimi dogadywali. A ją, jako moje towarzystwo wcześniej zaakceptowali, bo w dzieciństwie Lidka nie lubiła chłopaków, chociaż była zawsze wobec nich bardzo grzeczna. Taki prawie chodzący ideał. No i jako miejscowa, teoretycznie znała niebezpieczne miejsca, a my miałyśmy zakaz chodzenia tam. Ale przecież Lidkę znasz. Zawsze była figlarzem i wesołkiem. Poza tym umiała wkupić się w łaski tych wszystkich kobiet, które pracowały w ośrodku. Więc jak tylko rodzice spuszczali nas z oczu, to Lidka wymyślała takie zabawy, że często wracałyśmy wieczór umorusane nie z tej ziemi, niejeden raz w podartych sukienkach, czy z innymi grzeszkami na sumieniu. Przekradałyśmy się wtedy do kuchni, a tam kobiety nas myły, czesały, przebierały, cerowały i do ośrodka przychodziłyśmy już w całkiem innym stanie. I tak uczyłam się długo, że rodzice o wszystkim wiedzieć nie muszą, a nawet nie powinni.
- No poczekaj – znów jej przerwałem. – Ale Lidka wiedziała o wszystkim od początku?
- O jakim wszystkim?
- O naszych dzieciach.
- O ciąży i twoim w niej udziale, oczywiście wiedziała, ale nie od początku. Powiedziałam jej dopiero wtedy, jak przyjechała do mnie i powiedziała, że odwiozła ciebie na dworzec, wsadziła do wagonu i odczekała aż pociąg odjedzie. Boże, jak ja wtedy tęskniłam za tobą, Tomek!!! – jej głos spoważniał, a ręka zacisnęła się wokół mojej szyi. – Muszę ci powiedzieć jeszcze jedno…
Znowu znieruchomiałem, zdziwiony, w oczekiwaniu na jakiegoś kopniaka. Nie wierzyłem już w coś pozytywnego. No i doczekałem się.
- Tomek, to ja namawiałam Lidkę, żeby się z tobą przespała. No wiesz, wtedy, kiedy mnie odwiozła, a ty zostałeś. Ubłagałam ją, żeby pojechała i to zrobiła. Albo podsunęła ci Baśkę. Żebym miała do ciebie jakiś żal, jakiś punkt zaczepienia. Bałam się, że nie wytrwam sama, że zacznę ciebie szukać, wydawało mi się, że to pomoże…

Przyciskała moją głowę do siebie, ale mnie zabrakło nagle tchu. Wyrwałem się z tych objęć i usiadłem na sofie prosto. Patrzyła na mnie z niepokojem, zachowując milczenie. A ja schwyciłem szklankę, wypiłem jej zawartość i kiedy oddech mi się uspokoił, wpiłem w nią spojrzenie. Spuściła powieki, jakby poczuła się zawstydzona.
- Dorotko, muszę cię zmartwić – powiedziałem powolutku i patrzyłem, czekając aż podniesie oczy. A kiedy spojrzała na mnie, dodałem. – Słoneczko, ja nigdy nie przespałem się z Lidką!!! Ani z nikim innym od czasu, kiedy ty wyjechałaś!
Patrzyła na mnie zdumiona.
Nie uwierzyła. To widziałem w jej oczach.
- Nie opowiadaj bajek! Lidka potwierdziła mi wszystko! – powiedziała z mocą.
- A jednak się mylisz!
Siedziałem wyprostowany i znacznie spokojniejszy. Byłem nawet nieco złośliwie zadowolony, że sprawiłem Dorocie niespodziankę.
- To znaczy, że Lidka mnie okłamała? – wyszeptała cicho, zdziwionym głosem.
- Nie wiem! – pokiwałem głową – Jest faktem, że znaleźliśmy się oboje w łóżku i to niemal nago, ale przecież wiesz, że mieliśmy okazję oglądać siebie i wcześniej. Nawet trochę się poprzytulaliśmy. Tyle, że ja już wtedy reagowałem wyłącznie na ciebie. Na twój zapach, twój dotyk i twoje ciało. I nikt więcej mnie nie interesował. A wtedy ciebie nie było i nie miałem ochoty na seks. Lidka bardzo szybko zorientowała się, jaki mam nastrój. Starała się mnie pocieszać, ale bez nawiązywania do intymności. I na tym to się skończyło. Nawet spaliśmy w tym naszym łóżku razem, jednak zupełnie grzeczniutko. Prawdą jest też, że na drugi dzień odwiozła mnie na dworzec, rzeczywiście czekając, aż pociąg odjedzie. Następny razI zobaczyłem ją dopiero dzisiaj.
Oparła się o mnie bokiem, a wtedy objąłem ją delikatnie. Milczeliśmy przez chwilę.
- Patrz… – przerwała ciszę. – Do dzisiaj mi o tym nie powiedziała, a ja przez tyle lat… Wybacz, tyle lat nieciekawie o tobie myślałam!
Odwróciła się i zarzuciła mi ręce na szyję, całując przy tym w usta. Pachniała jak dawniej. – I znowu jestem twoją dłużniczką – oderwała się na chwilę, ale po chwili nasze usta znowu się spotkały. Przytuliłem ją mocniej. Cieniutki materiał sukienki nie przeszkadzał mi w wyczuwaniu jej ciała. Było nadal sprężyste i jędrne, takie jak dawniej. Czułem narastające podniecenie. Gładziłem jej plecy tak jak kiedyś…
Chciałem się kochać.
- Nie, Tomku! – usłyszałem nagle. – To może się źle skończyć!
Zabrała ręce i wyswobodziła się z objęć. Zarumieniona, patrzyła na mnie z poważną miną.
- Nie obawiaj się! – szybko jej odpowiedziałem. – Nie będę cię gwałcił. Nie chcę, żeby moi chłopcy mieli zgwałconą mamę.
Roześmiała się trochę sztucznie, po czym znów, delikatnie, oparła się bokiem.
- Jesteś średnio dowcipny!
- To nie miał być dowcip – próbowałem się tłumaczyć, gładząc jej dłoń..

Nie usłyszałem, kiedy otwarły się drzwi i do salonu weszła Lidka. Usłyszałem dopiero jej głos, dochodzący od strony wejścia:
- Witam was, witam! Przyszłam tylko zobaczyć, czy się nie bijecie i czy nie trzeba krwi tamować. Ale widzę, że na podłodze sucho, to nie będę wam przeszkadzać. Tylko zróbcie sobie za jakiś czas przerwę i przyjdźcie tam do nas na parę minut.
- Lidka, chodź tu do nas na chwilę! – zawołała Dorota, prostując się. Musiałem zabrać swoją rękę. Lidka zamknęła drzwi i podeszła do sofy.
- Lideczka… – zaczęła Dorota słodziutko. – Siadaj! – wskazała dłonią fotel. A kiedy Lidka zajęła miejsce, Dorota zaatakowała.
- Czemu mi mówiłaś, że wtedy przespałaś się z Tomkiem?
- Ja??? – głos Lidki wyrażał najwyższe zdumienie. Ale szybko domyśliła się o czym mogła być mowa. – Niby ja ci tak mówiłam? A kiedy to tak ci powiedziałam?
- Wtedy, kiedy przyjechałaś do mnie, po odjeździe Tomka.
- Taaak? Ja coś takiego powiedziałam? A może przypomnisz sobie co ja naprawdę wtedy powiedziałam? – Lidka rozejrzała się po stoliku i zobaczyła moją pustą szklankę. – Tomek, zarzucają mi tu łgarstwo. Napij się ze mną, bo nie wytrzymam. A tej zołzie za to nie naleję.
Lidka szybko sprawiła się z butelkami. Wypiliśmy po łyku, a wtedy zapytała milczącej Doroty:
- Kochanieńka, uczył cię Tomek przez całe lato? – i sama odpowiedziała na swoje pytanie. – Uczył! Wszystkiego cię uczył, ale nie będę drobiazgowa. Byłaś pojętną uczennicą? – Byłaś! Widziałam, że starałaś się ze wszystkich sił. Dwadzieścia cztery godziny na dobę. Robiliście to zawsze i wszędzie, nawet nie zwracając uwagi na mnie. Więc miałam prawo przypuszczać, że zapamiętałaś jego maksymę, którą ci powtarzał co jakiś czas.
- Jaką? – wyrwało się Dorocie.
- Nie stawiaj pytań, na które nie chcesz usłyszeć odpowiedzi! – wypaliła Lidka. – Ty mnie nigdy nie zapytałaś o przespanie się. Zapytałaś tylko jak mi poszło. Więc odpowiedziałam, że zrobiłam tak, jak chciałaś. I to była prawda. Byłam z Tomkiem w łóżku, tak jak chciałaś. O szczegóły nie pytałaś, więc ja też niczego nie mówiłam.
- Przecież wiedziałaś o co mi chodziło!
- Taaak? Ale nie wzięłaś pod uwagą tego, że może ja akuratnie nie zechcę być nadmiernie drobiazgowa?
- Mogłaś mi jednak powiedzieć…
- Niczego nie mogłam! Zrobiłam to o co prosiłaś. Położyłam się z Tomkiem w łóżku. Chciałaś mieć takie wrażenie, że się przespaliśmy – to miałaś! A ja się nie miałam czym chwalić. Bo niby czym? Tym, że sama niemal na golasa wcisnęłam się facetowi do łóżka, a on mnie nie chciał? Ciekawe, czy ty byś się pochwaliła! Tomek, nie gniewaj się za tego „faceta” – Lidka przesłała mi ręką całusa.
Śmiałem się już prawie na głos. Były znakomite w tej kłótni. Lidka wreszcie podeszła do Doroty z drugiego boku i objęła ją za szyję.
- Oj, Dorka moja, Dorka! Ty chyba nawet nie wiesz co teraz mówisz! Tomek, gdybym ja jej wtedy wszystko opowiedziała dokładnie, tak jak było, to następnego dnia spotkał byś ją gdzieś tam nad Sanem, błąkającą się pośród wędkarzy i rozpytującą, gdzie tu mieszka taki Tomek, co ją może pocieszyć. No bo ona ma w brzuszku taki fajny prezencik dla niego i jego żony. A łezki to tak by jej płynęły, że mielibyście tam powódź jak nic! W domu, to była na ciebie niby wkurzona i wściekła, ale i tak nie nadążałam mopa wyżymać. Dobrze, że na podłodze miała panele a nie parkiet, bo zgniłby jak nic! Zresztą, ode mnie wymaga szczegółów, a sama o wszystkim powiedziała mi dopiero wtedy jak ty już odjechałeś! Wcześniej nie widziała potrzeby podzielenia się swoją wiedzą.
Śmiały się teraz obydwie, a ja im wtórowałem. Po chwili Lidka oderwała się od Doroty.
- Jak nie masz więcej rewelacji, to ja idę. Przyjdźcie tam niezadługo, potem sobie jeszcze porozmawiacie – spojrzała na mnie. Kiwnąłem potakująco głową.
- Przyjdziemy, nie martw się.
Pomachała nam jeszcze ręką od drzwi i wyszła.

Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu.
- No cóż – przerwałem ciszę. – To znaczy, że swoje postanowienia i decyzje sprawdziłaś najpierw na sobie?
Odnalazła moją dłoń i uścisnęła. – Niestety, albo i „stety”, bo to mnie we własnych oczach trochę usprawiedliwia. Nigdy nie próbowałam na nikogo zrzucać odpowiedzialności za cokolwiek, za żadną z moich decyzji.
- No a właściwie to jak dalej było z Johnem? Odwiedził cię w mieszkaniu i co dalej?
Milczała, jakby szukając w pamięci dawno zapomnianych obrazów. Nie przeszkadzałem jej. Po dłuższej chwili zaczęła mówić dalej.
- Przez kilka tygodni nic się nie działo. Chodziłam do pracy, potem do domu, w sumie byłam coraz spokojniejsza. No, a kiedy zaczynało się lato, John, znowu na koniec dnia, po prostu zapytał mnie, czy zgodziła bym się zjeść z nim kolację. Taką we dwoje i zupełnie nie służbową. Powiedziałam, że muszę uzgodnić to z opiekunką, bo dzieci samych nie zostawię i poprosiłam o kilka dni namysłu. Zgodził się bez wahania. Wróciłam więc do domu i rozmyślałam.
Nie będę kryć, że już od pewnego czasu coraz częściej myślałam o nim. I coraz bardziej mi się podobał. Nawet go z tobą porównywałam. Miał wszystkie cechy prawdziwego mężczyzny, był stanowczy kiedy trzeba i delikatny, wtedy kiedy należy. Ale przede wszystkim widziałam, że jest dobrym człowiekiem. A nie zapominaj, że byłam wtedy samotną matką z dwójką małych dzieci. I kobietą, która od czasu szaleństw z tobą zupełnie nie miała mężczyzny. Tomek, nie wiem czy uwierzysz, ale od czasu kiedy wyjechałam, ja nie spałam z żadnym facetem! Z nikim, rozumiesz? Miałam cały czas ścisły post! A przecież tak niedawno przeszłam burzliwe łóżkowe szkolenie, którego ty mi udzielałeś… – przerwała.
Na krótką chwilę wsparła głowę na moim ramieniu, ale szybko ją zabrała i wyprostowała się. – I wtedy, w zasadzie zdecydowałam się. Wiesz na co? – popatrzyła na mnie. – Na to, że opowiem mu całą prawdę: o sobie, o tobie, o Kamilu i o dzieciach. A decyzję pozostawiłam jemu. Już wiedziałam, że jeśli tego nie powiem teraz, to nasza ewentualna małżeńska budowla wcześniej czy później się zawali. A ja tego już nie chciałam. Marzyła mi się stabilizacja.
- No i powiedziałaś?
- Poczekaj, zaraz! Przez kilka dni John nie nawiązywał do tematu. Minął weekend, opiekunka zgodziła się zostać w środę. W poniedziałek po pracy John zapytał mnie, czy mam jakiś dogodny termin. Powiedziałam o środzie. Wyraźnie się ożywił i powiedział mi, że cieszy go moja zgoda. I we środę pod koniec pracy zapytał, czy może po mnie przyjechać o siódmej. Pora mi odpowiadała, więc nie widziałam problemu.
O siódmej zjawił się znowu z ogromnym bukietem kwiatów. Przyjechał wtedy taksówką. Pojechaliśmy do jakiejś restauracji na Starym Mieście. Było tam całkiem miło i przyjemnie. A podczas kolacji John wyjął skądś malutkie pudełeczko i kiedy je otworzył ujrzałam piękny pierścionek. Zapytałam, czy mogę obejrzeć. Zaskoczyłam go tym pytaniem. Powiedział, że to dla mnie, ale chciałby mi go sam założyć na palec. A potem powtórzył oświadczyny. A ja? Udając spokój obejrzałam pierścionek. Był piękny. Jednak oddałam mu mówiąc, że na razie nie mogę go przyjąć. A jeśli chce wiedzieć dlaczego, to oczywiście, dokładnie mu to powiem, ale nie tutaj. I zaproponowałam spacer. Nie miał wyjścia, więc się zgodził. Ja z kolei wcześniej wybrałam taką formę zwierzeń, bo trudno by mi było opowiadać wszystko, kiedy on miałby mnie całą przed oczami. Wolałam, żeby nie patrzył wtedy na mnie zbyt dokładnie.

Znowu przerwała. Widziałem, że całkiem wróciła do tamtych chwil. Jej oczy patrzyły gdzieś w dal, ale nie widziała niczego naprzeciwko.
- Dorotko – odezwałem się cicho – może napijesz się czegoś?
Spojrzała na mnie, wracając do przytomności. – Tak, proszę! – podała mi szklaneczkę. – Tego co wcześniej, tylko niezbyt dużo tequili.
Podniosłem się z sofy. – Mów dalej – poprosiłem.
- No cóż, dalej… John, niezbyt zadowolony, wyszedł ze mną z restauracji i odesłał taksówkę, która cały czas na nas czekała. A potem poszliśmy po prostu powoli przed siebie. Już zmierzchało, chociaż przecież wtedy było lato. Nie wiedziałam od czego zacząć o po dłuższej chwili namysłu zaczęłam właśnie od tego spotkania, kiedy pierwszy raz rozmawiałam z nim o pracy. Powiedziałam otwarcie, że tak naprawdę to wtedy praca mało mnie interesowała, bo właśnie spędzałam cudowne wakacje z kimś, kto wtedy był moim światem. Ale po wakacjach wszystko się skończyło. Ten ktoś odjechał a ja byłam z nim w ciąży, a nie z moim mężem.
Wzięła ode mnie drinka i od razu upiła łyk. Usiadłem znowu na sofie.
- A potem już poszło, opowiedziałam o wszystkim, o tym dlaczego miałam takie wakacje, o Kamilu, o tym, że to ty jesteś faktycznym ojcem chłopców, ale nic o tym nie wiesz, bo tak to wszystko zorganizowałam, o tym, że masz rodzinę, dlatego nie mogłam z tobą planować przyszłości… no i o całej otoczce mojego życia. John słuchał, raczej mi nie przerywał, a kiedy powiedziałam mu, że to właściwie wszystko… pamiętam… było już całkiem ciemno, tylko latarnie świeciły. Zatrzymał się i zapytał mnie podobnie jak ty dzisiaj.
- Czyli jak? Nie rozumiem… – odezwałem się od razu.
- Wprost. Zapytał wprost, czy ciebie jeszcze kocham.
Trochę mnie coś zakłuło pod żebrami.
- A ty? – zapytałem, ale kiedy padały te słowa, już znałem odpowiedź. Moje pytanie było bez sensu. Nie musiała niczego mówić.
Jednak odpowiedziała.
- A ja? Cóż! Powiedziałam prawdę, Tomku. Że czuję jeszcze jakąś tęsknotę za tamtym okresem, ale chłopcy mi ciebie zastępują! I nawet gdybyś był blisko, to teraz tym bardziej nie zdecydowałabym się odbierać ciebie komuś. Ten rozdział życia był już dla mnie zamknięty.
Wypiłem drinka niemal do dna. Nieprosto było słuchać takich wyznań.
- A John co wtedy zrobił? – głos trochę mi się łamał, ale chciałem po prostu mówić, żeby szybciej dojść do siebie.
- John powiedział, że to wszystko co mu powiedziałam, absolutnie nie stanowi dla niego żadnej przeszkody. Że nadal chciałby być dla mnie najlepszym mężem i moim dzieciom zastąpić ojca. I znów wyciągnął pierścionek, a prawą dłoń skierował w moją stronę. I kiedy podałam mu swoją, założył pierścionek na mój serdeczny palec. Więc tak, Tomku, zaręczyliśmy się na warszawskim chodniku, teraz to nawet nie wiem dokładnie w którym miejscu.
- No i zaraz żeście się przecież całowali – podpowiedziałem, trochę prowokacyjnie, gdyż chyba znów alkohol zaczynał buzować w mojej głowie.
- Przestań, zazdrośniku! – Dorota popatrzyła na mnie zdegustowana. – Zaraz zaczniesz pytać kiedy poszliśmy do łóżka… Zresztą, nie musisz pytać i tak ci powiem. Otóż tego samego wieczoru. Ja sama poprosiłam Johna, żebyśmy pojechali do mnie. I został ze mną do rana. Zadowolony jesteś?
- A mam inne wyjście? – zapytałem smutnym głosem. Popatrzyła na mnie.
- Przepraszam cię – zreflektowała się. – Faktycznie, o to nie pytałeś.
- Nie przejmuj się, to teraz już tak nie boli – skrzywiłem się.

Ale to tak całkiem nie była prawda. Przytuliłem do niej głowę. Nie reagowała.
- Tomek, słuchasz dalej, czy śpisz? – przerwała milczenie. Szybko wróciłem do poprzedniej pozycji.
- Dorotko , a nie napiła byś się kawy? – zapytałem.
- Oczywiście! Dobrze, że mi przypomniałeś. Jaką chcesz? – podniosła się z sofy.
- Po turecku, albo z ekspresu.
- Będzie po turecku! – wyszła na chwilę z salonu. Zaraz też wróciła i usiadła na swoim miejscu.
- To co, robimy sobie przerwę? – zapytała.
- Nie, proszę, mów dalej – zaoponowałem.
- Jak chcesz. Ale będę trochę skracać, bo do rana się stąd nie ruszymy. Więc od następnego dnia wszystko w moim życiu się zmieniło. Rano John poprosił mnie, abym na razie nie jechała z nim do banku, bo chciałby mi w spokoju przedstawić swoją wizję naszego życia. On musiał na chwilę pojechać, ale obiecał przysłać po mnie swojego kierowcę, który miał mnie zawieźć do jego apartamentu. Wyszedł więc przed przyjściem opiekunki, a ja zostałam w mieszkaniu. I kiedy samochód zawiózł mnie na miejsce, John już tam był. Powiedział, że od dawna ma wszystko przemyślane i zaproponował taki wariant: on postara się jak najszybciej załatwić mnie i dzieciom wizy, jedziemy wszyscy do Stanów i tam bierzemy ślub. Ja później przechodzę do pracy w amerykańskiej centrali banku, co najmniej na rok. W tym czasie będę z dziećmi mieszkać w jego posiadłości, a on będzie przylatywał tylko na weekendy, bo z pracy w Polsce na razie zrezygnować nie może, a poza tym nie chce. Po ślubie oczywiście mamy wystąpić o nadanie mnie i dzieciom amerykańskiego obywatelstwa. A tutaj w banku teraz musi mnie zwolnić ze stanowiska asystentki, bo to jest niedozwolona w korporacji podległość służbowa. Natomiast zostanę jego osobistym doradcą z dość szerokimi kompetencjami.
- No, poczekaj, a jak miałaś niby pracować z dziećmi na karku?
- Moja opiekunka też miała z nami wyjechać. Do mnie należało tylko uzyskanie jej zgody. Oczywiście, to wszystko na jakiś czas, bo John chciał dla dzieci miejscową opiekunkę. Już wtedy pomyślał o tym, żeby chłopcy zaczynali uczyć się mówić po angielsku bez obcego akcentu. Mówię ci, Tomek, naprawdę miał wszystko rozpracowane w szczegółach, a kiedy ja wyraziłam zgodę, cały plan zaczął konsekwentnie realizować.
- Czyli z pracy jednak cię zwolnił!
- Tak! – Dorota się roześmiała – To nawet fajnie wyglądało. Nie wiedziałam wtedy, że John już rano zwołał odprawę całej kadry i kiedy pojechaliśmy do banku, to całe kierownictwo do średniego szczebla włącznie, już siedziało w sali konferencyjnej. Kiedy tam weszłam, od razu zobaczyłam, że miejsce asystentki zajmuje moja następczyni. O razu też wyskoczyła do mnie, że to szef polecił jej dzisiaj tłumaczyć odprawę, a dumna była taka, że machnęłam ręką i wycofałam się od stołu prezesa.
Bo musisz wiedzieć, że wprawdzie w zasadzie wszyscy język angielski znali, ale jednak dokumenty musiały być sporządzane po polsku, wiec tłumacz był niezbędny. Ok. – pomyślałam i usiadłam sobie skromnie z tyłu. Towarzystwo było trochę zdziwione i wzięło to za widoczną niełaskę szefa, ale nikt o nic nie pytał. Tutaj nie było zwyczaju plotkowania. A kiedy John wszedł i się przywitał, pewnie zobaczył mnie gdzieś na końcu sali, ale nawet nie mrugnął okiem. Bawił się dobrze. Na początku powiedział wszystkim, że zebranie będzie bardzo krótkie i ma w zasadzie tylko dwie sprawy. Pierwsza to taka, że z pewnych względów jest zmuszony mnie zwolnić ze stanowiska asystentki, więc ze sprawami dotyczącymi moich kompetencji wszyscy mają się zwracać do obecnej tu pani Izabeli, która przejmuje te obowiązki. Mówię ci, Tomek, ale była dumna, kiedy jej wręczał oficjalne powołanie na stanowisko! Bo dotychczas, to była tylko stażystką i bardzo szybko awansowała. Ja natomiast siedziałam sobie cichutko i rozmyślałam, co też będzie zaraz. I kiedy większość była przekonana, że coś przeskrobałam i będę miała przechlapane, John, jeszcze bardzo oficjalnie, poprosił mnie o podejście do szczytu stołu, gdzie miał swój fotel i równie oficjalnie wręczył mi akt zwolnienia ze stanowiska. Przy czym bezczelnie się uśmiechał patrząc na mnie i rozkładając bezradnie ręce, jakby to wszystko było od niego niezależne. A cisza była taka, jak makiem zasiał. Chciałam już odejść z tym papierem w ręce, ale mnie zatrzymał, po czym poprosił, aby mu podano krzesło z sali. Ktoś to krzesło przyniósł, John ustawił je obok swojego fotela, ale nadal nic nie mówił i niczego nie tłumaczył. A ja stałam sobie obok. No i kiedy sala ucichła, John zaczął, że jest jeszcze druga sprawa. Że z dniem dzisiejszym zostaję powołana na stanowisko jego osobistego doradcy, w randze dyrektora gabinetu prezesa zarządu, po czym wręczył mi przygotowaną wcześniej nominację. I po oficjalnych gratulacjach po prostu mnie objął i pocałował w usta zupełnie mało oficjalnie. Wszyscy zbaranieli. Wtedy wziął mnie za rękę i zdumionym zebranym oświadczył, że postanowiliśmy w najbliższym czasie się pobrać, o czym zawiadamia wszystkich oficjalnie, aby nie powodować w pracy plotek. I na tym zebranie się zakończyło.
- Kurcze, a nie miałaś pietra, że śnisz?
Dorota śmiała się na głos. – Miałam! Oczywiście, że miałam! John powiedział mi potem, że pamiętając to, co mu opowiadałam o mojej poprzedniej pracy, chciał sprawdzić reakcję personelu na sugestię, że wypadam z gry. Ale podsumował, że z tych reakcji był zadowolony.

Dorota przerwała, bo do salonu weszła Helena z tacą.
- Ja bardzo panienkę przepraszam, ale przyszła Diana z chłopcami i się zagadałam.
- Nie ma problemu, pani Heleno. Zaraz do was przyjdę! – przerwała jej Dorota. Helena zrozumiała, że to nie jest dla niej pora. Zostawiła tacę na stoliku i szybko wyszła.
- Tomek, na chwilę muszę wyjść. Posiedź, proszę, kilka minut.
- Nie ma sprawy, tylko zakończ temat.
- Ech, Tomek, jak nie będę opowiadać po kolei, to wszystko zacznie się sypać.
- To mów po kolei. – Byłem niemal niegrzeczny, ale zbagatelizowała moją uwagę. Przez chwilę obydwoje zajmowaliśmy się kawą, po czym znów zaczęła snuć wątek.
- Po tej odprawie John zaczął realizować następne punkty swojego planu. Dostałam zadanie dostarczenia mu wszelkich niezbędnych swoich dokumentów i przygotowania się do wyjazdu do Stanów. Teraz rzadko pojawiałam się w banku. Tyle, że miałam już w zasadzie nieograniczony dostęp do jego gabinetu, wszelkich informacji firmowych ze wszystkich pionów. Wiele spraw służbowych omawialiśmy wieczorami u mnie w mieszkaniu. Bo wprawdzie John proponował mi przenosiny do jego apartamentu, ale nie miało to większego sensu. Mieliśmy przecież niezadługo wyjeżdżać. Z ważnych spraw, które wtedy się działy, to był wspólny wyjazd tu, do Pokrzywna. Ja wprawdzie wcześniej starałam się dyskretnie pomagać Lidce w realizacji jej planów, ale sam już wiesz, że szło to niemrawo. John tu wprawdzie był i to miejsce jemu też się spodobało, ale sam rozumiesz, że aż takich wielkich planów z nim nie wiązał. I kiedy dowiedział się, jakie to wszystko ma znaczenie dla mnie, zapytał tylko, czy chciałabym spędzać tu z nim czas, czy wspomnienia o tobie i o tamtym okresie nie przekreślą naszego związku. Odpowiedziałam mu szczerze, że gdym nie była tego pewna, nigdy byśmy tu razem nie przyjechali. Dlatego po powrocie do banku poprosił mnie o ściągnięcie Lidki. We czwórkę, z szefem jego prawników odbyliśmy strategiczną naradę, po której wszystko ruszyło z kopyta. Ja wprawdzie kierowałam tym już zdalnie, ale i John nie zapominał ani trochę o całej tej inwestycji.
- Jak to „zdalnie”? – nie wytrzymałem znowu.
- Tomek, bo wyjechaliśmy do Stanów. Od tej całej odprawy nie minął nawet miesiąc. Nie mam pojęcia, jak John załatwił wizy, bilety i resztę formalności. Wyjechała z nami też moja opiekunka, a także Lidka i Romek. Byli gośćmi na naszym ślubie. Jedynymi z Polski. John wprawdzie był trochę zdziwiony, że nie zaprosiłam nikogo z rodziny, ale przecież wiedział o moich nieporozumieniach z matką, więc niczego nie komentował. Już później wprowadziłam go dokładniej w moje tematy rodzinne i wszystko zrozumiał.
- A gdzie braliście ślub?
- W New Jersey. Tam zresztą niedaleko John ma swoją posiadłość, gdzie zamieszkaliśmy.
- To nie było tam nikogo?
- Gdzie? – Dorota popatrzyła na mnie zdziwiona.
- No, w tej chacie. Jak John jest w Polsce to stoi pusta?
- No nie, jest ogrodnik i gospodyni. Ale masz rację. W zasadzie jest pusta. John ma córkę z pierwszego małżeństwa. Dorosła dziewczyna, pewnie w wieku twojej córki, niewiele młodsza ode mnie. Jeszcze przed wyjazdem do Polski przekazał jej połowę rodzinnych pieniędzy i wyjechała gdzieś. Czasem przesyła jakieś pozdrowienia ze świata, ale częstych kontaktów nie utrzymują.
- No a jego pierwsza żona?
- Jego żona kilkanaście lat temu zginęła w wypadku samochodowym, kiedy John pracował w Londynie. Rzucił wtedy stanowisko i wrócił do domu, ale córka, która była w niezłych stosunkach z matką, ponoć nigdy tak naprawdę nie wybaczyła mu, że wtedy go nie było w domu. Gdy dorosła i usamodzielniła się, wypełnił wobec niej wszelkie zobowiązania, a ona zrzekła się jakichkolwiek pretensji wobec niego w przyszłości. Tak, że kiedy proponował mi małżeństwo, był całkowicie wolnym mężczyzną bez żadnych zobowiązań z dawnych lat. – Dorota nagle roześmiała się. Popatrzyłem na nią, zaskoczony. Odpowiedziała mi wesołym spojrzeniem.
- Tomek, ja też nie rozumiałam – powiedziała patrząc mi w oczy i przybierając poważną minę – kiedy już znacznie później wyjaśniał mi, jak był zdziwiony, że ani przy zaręczynach, ani potem, ja nigdy o to nie zapytałam. Czyli o pieniądze. Opowiadał też, jak jeszcze w Polsce, przed naszym wyjazdem, kiedy w samotności rozmyślał o mnie i o tym wszystkim co mu powiedziałam, doszedł do wniosku, że mnie naprawdę nie zależy na jego forsie i amerykańskości, tylko po prostu na nim. I ja przyznałam mu rację! Bo tak rzeczywiście było. Ja wtedy zupełnie nie myślałam o jego pieniądzach. Nie sprzedałabym się za pieniądze. I jeszcze jedno... – popatrzyła na mnie jakoś tak niezręcznie.
- Tomek, lepiej coś wypijmy!
Nie trzeba mi było tego drugi raz powtarzać. Znowu upiliśmy po łyczku. Ale po tym wszystkim, co dzisiaj mnie już spotkało, nabrałem pewnej odporności. Kiedy usiadłem znowu na sofie poprosiłem ją.
- Dalej, królowo, mów! Jak ginąć, to z fantazją!
- To już nie jestem dla ciebie księżniczką? – Dorota natychmiast wtopiła się w grę.
- Nie, królowo, dzisiaj dorosłaś i awansowałaś!

Moje słowa chyba przyniosły efekt. Miałem nadzieję, że Dorota zrozumiała, iż jestem już w stanie przyjmować wszystko. Bo tak rzeczywiście było. Moja Dorotka nie istniała, chyba, że tylko we wspomnieniach. Teraz to była wprawdzie matka moich dzieci, ale żona już nie moja. I nie miałem do niej żadnych praw. Mój czas się zakończył. Należało spojrzeć prawdzie w oczy. Wreszcie to docierało i do mojej podświadomości.
- No to słuchaj dalej – wznowiła wspomnienia. – John jest wszechstronnie wykształconym menadżerem. Psychologię też zaliczył, ma przygotowanie teoretyczne. Ale przede wszystkim ma niesamowitą intuicję w stosunku do ludzi. I to zawsze pomagało mu w życiu i w karierze. Kiedyś opowiedział mi, że wtedy, gdy przyszłam do niego na rozmowę w sprawie pracy, to w pierwszej sekundzie poraził go prąd. W drugiej sekundzie już wiedział, że jestem tą osobą, na spotkanie z którą czekał kilkanaście lat. Ale po dziesięciu sekundach naszej rozmowy zrozumiał, że ma małe szanse, bo jestem kobietą szczęśliwą i zaspokojoną. I szlag go trafiał. Strasznie ci wtedy zazdrościł, chociaż nic o tobie przecież jeszcze nie wiedział. A jak w dodatku oświadczyłam mu, że na razie na pracę nie mam czasu, bo mam wakacje, zrozumiał, że się nie mylił! I prawie zrezygnował. Dopiero gdy nadmieniłam, że od września jednak jestem gotowa tutaj się zjawić i podjąć pracę, zaświtała mu nadzieja. Postanowił zagrać va banque. Zdecydował się poczekać. Natychmiast dał mi do zrozumienia, że pracę mam pewną, abym już nigdzie nie szukała innej. No i… jak wiesz… doczekał się.
Dorota popatrzyła na zegarek.
- Tomku, muszę zostawić cię na chwilę. Idę do chłopców.
- Weź mnie ze sobą!
Dorota pokręciła głową przecząco.
- Przecież wiesz, że nie mogę!
- A to niby dlaczego?
- Bo chcę uchronić chłopców przed szokiem. Są zbyt mali na robienie im mętliku w głowie. Kiedyś się dowiedzą o wszystkim, ale jeszcze nie teraz. Musisz mi dać trochę czasu.
Aha, czyli nic nie mogę. Jestem nikim i niczym. Znowu zrobiłem się zły. Znowu błyskawicznie mój nastrój się zmienił.
- Więc idź, skoro musisz…
Dorota uważnie mi się przyglądnęła i po chwili wyszła bez słowa. A mnie coś podkusiło, żeby znowu nalać sobie tequili. I ciśnienie mi wzrosło.

Że też tak cholernie mi się życie układa. Dlaczego nie urodziłem się w rodzinie jakiegoś milionera? Albo królowej brytyjskiej? Dorota wyraźnie mnie zlekceważyła. Dlaczego zawsze dobrze zaczynałem i byle jak to się kończyło? Pech jakiś, czy fatum? A może cała wina tkwi we mnie? Na studiach byłem w górnej połowie rankingu, ale to dwóch moich kolegów, gorszych ode mnie, zostało na uczelni. Już dawno są profesorami. Kiedy pracowałem w kombinacie, też szybko zostałem kierownikiem działu i… stop! Z czasem boleśnie się przekonywałem, że bez odpowiednich koneksji nie mam co liczyć na awanse. A ja nie należałem do żadnej bandy. Więc żadna nie dbała o moje interesy. Kiedy siedziałem z Leną w Moskwie, to awansowano nawet tych, którzy nauki pobierali u mnie. Bo byli na miejscu. A mnie później kazali zostać ich podwładnym... Z kolei Szwedzi wyrzucili nas wszystkich, a pracę mieli ci z Gdańska, którzy przyjeżdżali do nas po nauki do Kijowa… A teraz Dorota pokazuje mi gdzie jest moje miejsce. Zrobiłem co swoje i wara mi od jej życia! Poradzi sobie sama!
A jeszcze osiem lat temu nie miała pracy, tak samo jak i ja… a teraz? Rozejrzałem się po salonie. Tu było widać ogromne pieniądze. Nie wiedziałem tylko, czy to bankowe, czy jej, albo Johna… zaraz, zaraz! Powiedziała przecież, że ma więcej pieniędzy niż John! Ciekawe, czy to prawda. Przecież John był prezesem banku! Jego gaża i premie, to na pewno rząd miliona dolarów rocznie! A on zajmuje się tym biznesem już długo! Niepojęte…
Cholera, nawet Stefan! Dupy nie ruszył, tylko wysłał mnie, żebym pilnował mu chałupy i dzięki temu za parę lat będzie milionerem! Bo faktycznie, ta działka z domem będzie warta w tym miejscu miliony! A czego ja się dorobiłem? Kilka tysięcy złotych oszczędności, stary samochód i połowa mieszkania! Szlag trafił, jednak kiedyś Janusz miał rację. Dziewczyny mnie zniszczyły. Nie trzeba było biegać za nimi! Że też z tego mojego biegania wszyscy mieli jakieś korzyści, tylko ja wciąż niczego nie miałem!
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 09.09.2012 10:25 · Czytań: 460 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Komentarze
zajacanka dnia 09.09.2012 14:53
Bardzo dobre zakończenie tej części. Mocne, gorzkie, podsumowujące "osiągnięcia" głównego bohatera. Aż mi się żal zrobiło faceta :(
Wasinka dnia 30.09.2012 22:14
Oj... bardzo rozgoryczony Tomek w swoich końcowych wywodach...
Z jakiegoś dziwnego wewnętrznego względu wolałabym jednak, żeby to nie on "wypowiadał" te słowa... Żeby to było podane jakoś tak mniej bezpośrednio, bo Tomek brzmi trochę jak mazgaj (niedokładnie o słowo "mazgaj" mi tu chodzi, ale nie mogę trafić aktualnie ze stwierdzeniem).

Pozdrawiam księżycowato.
wykrot dnia 30.09.2012 22:37
Nie da rady. Tomek ma cykl takich refleksji życiowych, który zaczyna się przecież jeszcze w pociągu, gdy jedzie do Pokrzywna, mając przed sobą Dorotę na przeciwległej kanapie.
Potem są przemyślenia, gdy Dorota wyjeżdża na parę dni i kiedy zawiera bliższą znajomość z Baśką i jeszcze gdzieś, sam w tej chwili nie pamiętam.
I jeszcze kilka razy zdobędzie się na samokrytyczną refleksję. Ostatnia wtedy, kiedy dostanie do rąk pozew...

:D
Wasinka dnia 30.09.2012 22:55
No wiem, że owe smętne refleksje się pojawiają nie tylko raz jeden, jednak to nie brzmi jak samokrytyka, tylko jak żalenie się chłopca ("bo jemu to się udaje, a ja taki biedny jestem, ale to wina innych";)... Dlatego tak mi się pomyślało o niebezpośrednim stwierdzaniu takich kwestii.
Ale samokrytyka jest, gdy napomyka o nadmiernym lataniu za spódniczkami ;)
wykrot dnia 30.09.2012 23:17
Dobrze to określiłaś. Żalenie się chłopca.
Tomek zresztą w wielu miejscach wykazuje się niekonsekwencją, bo zupełnie nie jest typem "macho". Samo jego zachowanie po wyjeździe Doroty na to wskazuje. Zresztą, ucieknie też, rozżalony, po drugim spotkaniu w Pokrzywnie...
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty