Rejterada znad jeziora (I) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Rejterada znad jeziora (I)
A A A
Przebiegła przez płytką wodę, a potem jej ramiona zaczęły regularnie przecinać taflę wody. Nie drgnąłem nawet, nie ruszyłem się, obserwując z brzegu jej ruchy. Cudownie pływała, a z pewnej odległości było to nawet lepiej widoczne niż z bliska. I kiedy nacieszyłem się tym widokiem, powtórzyłem to samo. Zbiegłem do wody, a kiedy sięgnęła mi pasa, zacząłem płynąć w jej kierunku.
Czekała na mnie. Zrobiła po prostu kółeczko, żebym zdołał dopłynąć, a potem nie spieszyliśmy się już nigdzie.
- Miałam wrażenie, że zrezygnowałeś – odezwała się do mnie.
- Nie ma takiej opcji – roześmiałem się, chociaż woda podchodziła mi pod usta. – Chciałem się nacieszyć twoim widokiem. Jesteś wspaniała, a przecież kiedy stąd wyjadę, to znowu nie wiem ile lat upłynie, zanim znowu cię zobaczę. I czy w ogóle zobaczę?
- Tomek, nie przesadzasz aby? – stała niemal w miejscu, leniwie ruszając rękami aby utrzymać się na wodzie. Nogi nie sięgały tutaj dna. – Coś jesteś niewyraźny i nie rozumiem dlaczego. Powiesz mi o co chodzi?
- Nie rozumiesz… – powtórzyłem jej słowa. – Ja też tego nie rozumiem. Wiem tylko, że cię kocham i wiem, że jutro będziesz przytulać się do Johna na moich oczach. I coraz bardziej nie chcę tego widzieć.
- Powiedziałam ci, że dopóki tutaj będziesz, to nie będę spać z Johnem. Najwyżej obok niego.
- Pamiętam o tym, ale mi smutno. Tak fajnie było podczas naszej podróży i nawet teraz, na tej płyciźnie…
- Zostań więc jeszcze chociaż kilka dni. Widziałeś jak chłopców cieszy twoja obecność? Udowodniłam ci, że nie boję się nawet tego, kiedy zostajesz z nimi sam. A jeszcze wczoraj mi to zarzucałeś. Oni ciebie potrzebują i ja doprowadzę do tego, żebyś miał wszelkie do nich prawa. Tylko powoli, nie chcę popełnić nieodwracalnego błędu. Róbmy wszystko z namysłem.
- Słoneczko, ja to akceptuję, mam nadzieję że zdałem egzamin jakiemu mnie poddałaś…
- Zdałeś! – podpłynęła do mnie i jedną ręką mnie objęła.
Zaczęliśmy się całować. Nasze ciała spotkały się pod wodą, a nogi splotły. Ale to nie było zbyt wygodne. Każde z nas, jedną ręką, musiało rozgarniać wodę, utrzymując głowę na powierzchni, więc te pieszczoty nie trwały zbyt długo.
- Podpłyniemy do twoich czarnych malin? – zapytała cicho.
- Oczywiście! – zapewniłem. Sądziłem, że chodzi jej o maliny…

Nie spieszyła się. Pozwalała dotrzymywać sobie tempa również bez nadmiernego wysiłku z mojej strony. Mogłem nawet mówić, bez wielkiej zadyszki. I zanim dopłynęliśmy na miejsce, przedstawiłem jej w skrócie to, co robiliśmy z chłopcami w cukierni. Myślałem, że skomentuje nasze zachowanie, kiedy wpływaliśmy pod nawis gałązek, ale tu czekała mnie niespodzianka.
Kiedy tylko wyczuła nogami dno, zatrzymała się i wyciągnęła rękę w moim kierunku. A potem przyciągnęła mnie i po chwili staliśmy obok siebie, w wodzie po ramiona. Nie czekałem dłużej, tylko dopadłem ustami jej ust. Zbawcza zieleń skrywała nas przed wzrokiem ciekawskich, chociaż nie wiedziałem ile par oczu śledziło naszą drogę. Jednak ich wzrok tutaj już nie sięgał. Byłem tego pewien.

Dorota też o tym wiedziała. Zrozumiałem to, kiedy schwyciła moją dłoń, układając ją na swojej piersi. Stanik jej kostiumu przeszkadzał mi nieco, więc go zsunąłem, ale wtedy odepchnęła mnie delikatnie, po czym podeszła jeszcze kilka kroków w stronę brzegu, gdzie woda sięgała jej do kolan i demonstracyjnie zrzuciła go z siebie, a potem zsunęła i majteczki, wieszając je na gałęzi.
- Chciałeś mnie widzieć nagą, więc jestem! – powiedziała.
- Słoneczko!... – zawołałem cicho, podchodząc bliżej.
Podniecenie ćmiło mi myśli i wprawiło całe moje ciało w drżenie. Drżały mi ręce, kiedy ją obejmowałem, drżały mi nogi i nie wiedziałem, czy zdołam się na nich utrzymać. Ale kiedy poczułem jej dłonie i zorientowałem się, że zsuwają moje spodenki z bioder, moja pewność siebie wróciła.

Nie, nie pozwoliła nam kochać się klasycznie. Zastosowała wybieg prezydenta Clintona. Ale to było nawet lepiej dla mnie. Odnowiłem znajomość ze wszystkimi zakamarkami jej ciała, wypieściłem i wylizałem wszystko to, co kiedyś, a potem usłyszałem te znane cichutkie jęki i odgłosy, które kiedyś poprzedzały nasz sen…
Nie mogłem też narzekać na brak jej zainteresowania swoją osobą. Nie wahała się ani przez moment. Wyssała ze mnie wszystko, łącznie z ostatnimi siłami…

A później usiadłem bezwładnie na wznoszącym się dnie tuż przy brzegu i łapałem powietrze otwartymi ustami. Po chwili Dorota usiadła mi na kolanach. Jej piersi cudownie sterczały nad powierzchnią wody niczym wyzwanie, nie miałem jednak siły by się nimi zajmować. Czułem za to, jak jej dłoń, starym zwyczajem, przeczesuje moją mokrą czuprynę, głowa zaś pochyla się, żeby pocałować czubek mojej...
Milczeliśmy. Żadne z nas nie powiedziało ani słowa. Bo tu nie trzeba było słów. Znaliśmy je wszystkie na pamięć. Ale nieoczekiwanie przypomniała mi się Lidka i nasza rozmowa w hotelowym pokoju. Przestrzegała mnie przed próbami zaciągnięcia Dorotki do łóżka. Co więc teraz będzie?
Na razie nic się nie działo. Oddech powoli mi się uspokajał, więc próbowałem wargami chwytać jej sutki, a pod wodą gładziłem dłonią biodro. Niespodziewanie mocno mnie uściskała, ucałowała i wstała, demonstrując swoją nagość w pełnej krasie. Woda w tym miejscu sięgała tylko kolan.
- Jesteś łobuz! – powiedziała cichutko. Następnie oparła ręce na moich ramionach, przestąpiła moje nogi i stojąc w rozkroku przysunęła brzuch do mojej twarzy. Nie wiedziałem co to miało oznaczać, ale schwyciłem jej biodra i zacząłem całować okolice pępka, a wtedy rozchyliła uda szerzej i wygięła ciało do tyłu, ułatwiając mi pieszczoty. Moje usta zjechały powoli w dokładnie znane mi okolice i znowu straciliśmy oddech…

Wracaliśmy płynąc razem, bo Dorotka stwierdziła, że właśnie próby rozdzielenia się teraz wyglądałyby mocno podejrzanie. Nie zapomniała jednak o najważniejszym. Przed naszym wypłynięciem na otwarte jezioro, nazbierała trochę owoców, roztarła je na ustach, po czym pomazała również moje a na koniec obydwoje rozgnietliśmy resztę w dłoniach. Teraz mieliśmy już usprawiedliwienie naszego długiego pobytu pod brzegiem. Wprawdzie sok zmywał się dość łatwo, ale jednak jakieś jego ślady przez pewien czas pozostaną.
Pod wiatą wszyscy byli już w komplecie. Nawet Diana z chłopcami i Lidka. Dotarłem tam sam, bo Dorota pobiegła do sauny i dopiero wtedy do nas dołączyła, przebrana w suchy kostium oraz plażową sukienkę.
Komentarzy dotyczących naszego zniknięcia nie było, może ze względu na obecność chłopców, a może nikomu nie mieściło się w głowie to, czym się tam zajmowaliśmy. Zresztą, od razu obiektem zainteresowania stali się chłopcy, bo zwracali się do mnie po imieniu, co nie uszło niczyjej uwagi.
- Widzę i słyszę, że podczas zakupów zawarliście bliższą znajomość! – wesoło odezwała się Lidka, przebijając pytania Piotrusia, który niecierpliwił się i domagał wypłynięcia na jezioro. Uśmiechnąłem się do niej, ale tłumaczyłem chłopcom, że musi być bardzo ciemno, zanim polowanie się rozpocznie.
- A mówiłem wam! – dołączył się Stefan. – Teraz nic z tego nie wyjdzie. Wszyscy czekamy, nie tylko wy. Dlatego proszę o spokój.
Ucichli, nie znajdując już argumentów. Natomiast do podchodzącej Doroty dołączyła Diana i przekazała jej jakąś informację. Dorota odnalazła mnie wzrokiem i podeszła bliżej.
- Tomek, idź do domu się przebrać, ja zaraz przyjdę i zjemy jakąś kolację. Bo chyba wszyscy już jedli?
- O tej porze? Kolacja? – Lidka ponownie zabrała głos. – Dziewczyno, co się z tobą dzieje? Kolację powinnaś jeść dwie godziny temu!
- Ale nie jadłam.
- Czasu nie miałaś? – Lidka pokpiwała nadal.
- Zgadłaś! – Dorota roześmiała się. – Tak właśnie było. Nie miałam czasu.
- Ty jesteś na urlopie, nie zapominaj o tym. Masz wypocząć!
- Właśnie dzisiaj zarabiałam na wypoczynek – Dorota pochwaliła się z wyraźną dumą w głosie.
- I dużo zarobiłaś? – włączył się Stefan.
- Troszeczkę.
- Ale konkretnie, jaką sumę?
- Nie będę ci psuć wieczoru szczegółami. Ważne, że na urlop wystarczy.
- Mama zarobiła więcej niż milion dolarów – wypaplał Pawełek.
- Ile??? – Stefan sądził, że usłyszał żart.
- Pawełku! Prosiłam cię wiele razy, żebyś nie zabierał głosu jeśli rozmawiają dorośli, prawda? – nie kryła niezadowolenia. – Uważaj, żebyś nie odmaszerował do domu przed polowaniem! – zagroziła. Chłopiec, speszony, skrył się za Dianę.
- To gdzie się tyle zarabia? – Stefan drążył temat. Ale Dorota straciła dobry humor.
- Jutro ci odpowiem. A teraz proszę, zmień temat na bardziej wieczorny – odpowiedziała mu niezbyt grzecznie. – Ile czasu mamy do polowania?
- Co najmniej godzinę – odpowiedział po chwili namysłu. – Musi być dobrze ciemno, żeby zechciały się pokazać.
- To my idziemy – zdecydowała. – Za pół godziny będziemy z powrotem.
- Tylko nie przepadnijcie gdzieś znowu! – odezwał się milczący dotąd Romek.
- A co, zazdrosny jesteś? – przygasiła go Lidka. – Czy chciałbyś świeczkę trzymać?
- Wolałbym to drugie – odparł bez zmieszania.
- Jak będziesz pił tyle piwa, to rzeczywiście, tylko trzymanie świeczki ci pozostanie – Lidka była bezlitosna.
- A co, narzekasz? – nie poddawał się.
- Jasne, że tak! – nie wytrzymała. – Przyjechał nad jezioro, w letni romantyczny wieczór i zajmuje się piwem, a ja muszę wyć do księżyca!
- Nie ma sprawy, to idziemy na spacer – podniósł się z ławy.
- Gdzie? – burknęła. – Nie mam ochoty wąchać zapachów przetrawionego piwa.
Romek odszukał mnie wzrokiem.
- Tomek, wracaj jak najszybciej, musimy rozpalić ognisko. Dziewczyny trochę potańczą i będą może bardziej przystępne…
- Żebyś się przypadkiem nie zdziwił – Lidka nie ustępowała. – Niedoczekanie wasze. Raz w życiu się upiłam i wystarczy. A ty nie musisz przy każdej okazji mi o tym przypominać, bo sam masz znacznie więcej grzeszków na sumieniu.
- Ja przecież nic nie mówiłem! – Romek się wycofywał.
- Dobrze, dobrze! Mnie nie musisz bajerować bo znam cię lepiej niż ty znasz sam siebie
- Romek, odpuść! – powiedział Stefan. – Widzę, że i tak nie wygrasz, lepiej nalej mi piwa.
- To wy sobie porozmawiajcie, a my idziemy! – Dorota rzuciła mi krótkie spojrzenie. Wstałem i dołączyłem do niej. Wolnym krokiem poszliśmy w stronę domu, pozostawiając za sobą rozgadane towarzystwo.

Nam jakoś nie chciało się mówić. Szliśmy powolutku obok siebie i chociaż nie mieliśmy głów spuszczonych, to myśli w mojej głowie szalały niczym błyskawice. Zdawałem sobie sprawę, że zrobiliśmy ten jeden krok za daleko. Nie chodziło mi o mnie, ani o Johna, tylko o Dorotę. Przestroga Lidki ciągle brzmiała mi w uszach. „Jeśli zaciągniesz ją do łóżka, to ci ulegnie, ale potem nie będzie mogła patrzeć ani na siebie, ani na ciebie”.
- Niepotrzebnie wyskoczyłam z tą wygraną! – odezwała się nagle.
Zaskoczyła mnie niezmiernie. Sądziłem, że myśli o nas, a tu taki banał…
- Dałaś się Lidce zaskoczyć – próbowałem ją tłumaczyć.
- Bo tak właściwie, to była informacja tylko dla Lidki. Zapomniałam, że nie jesteśmy sami.
- Czyli zapomniałaś się dzisiaj drugi raz… – zażartowałem.
- Wcale nie! – przystanęła, odwracając się do mnie. – Z tobą to była czysta premedytacja, a nie zapomnienie. Możesz nie mieć do siebie pretensji. Wszystko biorę na siebie.
- A udźwigniesz? – spojrzałem jej w oczy. Westchnęła i odpowiedziała nie od razu. – Będę musiała. Tylko Tomek, bardzo cię proszę, między nami nic się nie zmienia i nie zapominaj, że jestem mężatką.
- Dlaczego mi to mówisz? Czyżbym zachowywał się nieodpowiednio?
- Nie, nie! – zaprotestowała. – Przepraszam cię. Mówię to dlatego, że i sobie muszę o tym przypominać. Ale dzisiaj śpisz grzecznie w hotelu i możesz przyjść dopiero rano.
- A nie boisz się spać sama? Ja nie żartuję, wcale nie chodzi mi o sypialnię. Ale sporo ludzi dzisiaj się tu kręci.
- Nie przesadzaj, jest ochrona, teren jest oświetlony, dom zamknę…
- Okna też?
- Przecież okna są zamknięte, bo jest klimatyzacja.
- Wszystkie?
- No nie, w gabinecie nie ma klimatyzatora. Ale okno mimo wszystko nie jest otwierane.
- Jakbyś chciała, to mógłbym tam spać, na kanapie.
- Nie, nie trzeba. Namówię Lidkę, żeby ze mną została.
- Jak chcesz…

Pani Helena odetchnęła z ulgą, kiedy się zjawiliśmy.
- Kto to widział tak długo niczego nie jeść! – gderała pod nosem.
- Pani Heleno, nie miałam czasu! Ale jesteśmy głodni i zjemy w kuchni, żeby pani nie fatygować zbytnio chodzeniem, dobrze? – spojrzała na mnie. Potaknąłem ruchem głowy.
- I gościa trzymać o głodzie…
- Ja byłem z chłopcami na lodach – pochwaliłem się. – A w dodatku zjedliśmy po kawałku torcika!
Helena załamała ręce. – Gdzie? – zawołała. – Kupowane jedzenie? To ja tutaj robię lody, Basia piecze ciasto i nie ma kto tego jeść, a pan...
- Pani Heleno, to nie tak! – tłumaczyłem się. – Chodziło o to, że byliśmy w Ełku i chciałem wkupić się w łaski chłopców. Musiałem tak zrobić!
- I co, dogaduje się pan z nimi?
- Wygląda na to, że zaczynamy kumplować!
- To jeden raz panu daruję. Ale teraz, jak będzie miał pan ochotę na lody albo ciastko, to proszę przyjść do mnie.
- Dziękuję, na pewno skorzystam.
Dorota cały czas tłumiła śmiech.
- No, Tomek, jeśli zjawisz się tu następny raz, bez kwiatów dla pani Heleny, to będzie nie fair. Zostałeś potraktowany wyjątkowo łagodnie! – dowcipkowała. – Czym ty sobie na to zasłużyłeś, to zupełnie nie wiem.
- Bo pan Tomek jest panienki gościem! – oświadczyła dumnie Helena. – A kwiatów mi nie potrzeba. Pan je zachowa dla panienki Doroty.
Ale miałem wrażenie, że puściła do mnie oko. A może mi się tylko tak wydawało? W każdym razie zachowywała się zupełnie inaczej niż na początku pierwszego dnia i rzeczywiście, chyba mnie w pewnym sensie forowała.

Dorota poprosiła ją, żeby usiadła z nami przy stole, a wtedy Helena pytała mnie o różne zachcianki, co lubię jeść, a na koniec, kiedy omawiała z Dorotą kwestię jutrzejszego śniadania, powiedziała otwartym tekstem. – Panu Tomaszowi będzie to smakowało!
Dorota tylko kręciła głową i śmiała się przez cały czas. Ale to było jeszcze nic. Nieoczekiwanie Helena zapytała z niewinną miną.
- Panienko, a pan Tomasz dzisiaj też będzie spał tu w domu, prawda?
Dorota zakrztusiła się, a łyżeczka wypadła jej z dłoni.
- Pani Heleno! – zawołała zgorszona. – Tego się po pani nie spodziewałam!
- A niby czego? – odparła Helena spokojnym głosem, z miną niewiniątka.
- Mam pod nieobecność męża zapraszać na noc do domu innego mężczyznę? – Dorota cedziła słowa powoli i dobitnie. – Do czego mnie pani namawia?
- Do niczego! – słowa Doroty spłynęły po niej jak woda po kaczce. – Ale samej w takim domu, to niezbyt bezpiecznie. A pan Tomasz to przecież panienki dobry znajomy. Jakby coś się stało, to nie pozwoli zrobić panience krzywdy. Ani chłopcom. Ot, co. Dzisiaj też powinien pan tu zostać – rzuciła patrząc mi w oczy, po czym wolnym krokiem odeszła od nas.
Spoglądaliśmy na siebie z coraz większym rozbawieniem, aż w końcu roześmieliśmy się na cały głos.
- Wy to chyba umówiliście się ze sobą – śmiała się Dorota. – Kto by pomyślał! Pani Helena namawia mnie na takie coś…
- Na nic nie namawia, tylko wyraża troskę o twoje bezpieczeństwo! – sprostowałem poważnym tonem.
Parsknęła śmiechem. – Ty nie rób sobie kabaretu z poważnego domu, dobrze? – wesoło udawała oburzoną.
- Absolutnie nie mam takiego zamiaru! Kwestie bezpieczeństwa nie podlegają żartom. Jeśli mi nie wierzysz, to zapytaj Dedejki!
Helena wróciła do nas.
- Panienko, dla pana Tomasza pościeliłam kanapę w gabinecie. Jutro rano tam posprzątam. Jestem jeszcze potrzebna, czy mogę już iść?
Dorota spojrzała na mnie z rezygnacją. – Tomek, wychodzi na to, że będziesz musiał tutaj zostać! Tylko co John jutro na to powie, to nie mam najmniejszego pojęcia.
- Pan John nie musi o wszystkim wiedzieć! – burknęła Helena. – A narodu nad jeziorem dzisiaj mnóstwo. Nie wiadomo kto się trafi. Ja panience dobrze radzę!
- Pani Heleno, dziękuję! – zawołałem, skłaniając głowę. – Obiecuję, że nikomu nie dam ukraść Dorotki!
- Proszę bardzo! W takim razie dobrej nocy życzę!
- Pani Heleno… – Dorota spoważniała. Helena natomiast zatrzymała się. – Słucham, panienko!
- Ja wiem, że pani jest zmęczona, ale my zaraz wychodzimy, bo chłopcy czekają pod wiatą, może by pani została jeszcze z godzinkę? Położy się pani na sofie, włączy telewizor…
- Mogę zostać, mnie tam wszystko jedno, gdzie będę leżała – oświadczyła ze spokojem. – Proszę iść i o nic się nie martwić.
- Dziękujemy pani! – wyprzedziłem Dorotkę.
- Niech wam idzie na zdrowie. Będę tyle ile potrzeba.
Dorota wstała i uściskała Helenę.
- Pani Heleno, a może… po kieliszku naleweczki?
- A czemu nie! – Helena niespodziewanie objawiła przypływ energii. Za chwilę przyniosła ze spiżarni pękatą karafką i napełniła małe kieliszki.
- Pani Heleno, to za pani zdrowie! – Dorota wzniosła toast.
- Za pani zdrowie! – powtórzyłem. – I pijemy do dna!
- Dziękuję!
Kieliszki były maleńkie, więc ich opróżnienie nie sprawiło nam trudności. Zaraz też Helena napełniła je ponownie. I kiedy jeszcze smak nalewki nie zanikł nam w ustach, tym razem nie dała się wyprzedzić
- A teraz wypijmy wszyscy za pomyślność małych paniczów! Niech się chowają zdrowo i szczęśliwie!
Poczułem jak fala gorąca przepłynęła przez całe moje ciało. Dorotę natomiast zamurowało. Wpatrywała się w Helenę jak zaczarowana.
- Pani Heleno… – wykrztusiła tylko.
- Panienko, wypijmy!
Tym razem nikt nikogo nie namawiał, ale znowu wypiliśmy do dna. Helena postawiła kieliszek i dumnie wysunęła pierś do przodu.
- Pani Heleno… skąd pomysł na taki toast?
- Panienko… a tak mi przyszło do głowy… Gwiazdeczki rosną teraz jak na drożdżach, a ja nie mam kiedy i z kim wypić za ich pomyślność…
Helena spoglądała na Dorotę niemal wyzywająco, ale przecież nie o bezczelność tutaj chodziło. Tego byłem pewien. Mierzyły się tak wzrokiem przez kilkanaście sekund i w końcu Dorota się poddała, bo skierowała swój wzrok na mnie.
- Czyli pani Helena nas rozszyfrowała, tatusiu… – westchnęła z rezygnacją. Helena natomiast poweselała.
- Panienko, przecież to widać! Ja mam oko! I głupia nie jestem. Liczyć też umiem. Myślałam, myślałam, aż mi tak wyszło, że to musi być pan Tomasz! I bardzo dobrze, bo słoneczka muszą mieć tatę. Zaczynają dorastać!
Dorota spojrzała na mnie.
- Widzisz? Nic się tutaj nie ukryje.
- Ja tam nikomu nie wypaplę, panienka będzie spokojna. A jak pan Tomasz polubił swoje skarby to dwa razy dobrze! Tak ma być! No, dobrze, wypijemy jeszcze po jednym i idźcie już do nich – znowu napełniła kieliszki. – Niech się wami nacieszą, złotka!
Wypiliśmy znowu po kieliszeczku i Dorota wstała.
- Pani Heleno… – podeszła do jej krzesła. – Dziękuję pani!
Objęła ją za szyję i ucałowała.
- Oj, tam… – Helena udawała, że się broni. – Panienka ma kogo całować!
- Ma pani na myśli Tomka? – zapytała retorycznie. – On mnie nie lubi! – pociągnęła nosem, udając zmartwienie.
- Nie powiedziałbym tego – skomentowała Helena. I dodała podchwytliwie. – Ale kiedyś panienka go lubiła?
- Kiedyś… – Dorota wyprostowała się i odpowiedziała rozmarzonym głosem. – Pani Heleno, kiedyś to spędziliśmy tutaj całe lato. Tylko we dwoje. W tym domu!
- Tak właśnie myślałam… – Helena pokiwała głową.
- A dlaczego kłamiesz, że cię nie lubię? – zapytałem, podchodząc do Dorotki.
Nie zważałem już na obecność Heleny. Przyciągnąłem ją do siebie i mocno objąłem, całując w usta. A wtedy oparła dłonie na moich ramionach i oddała pocałunek. Nie miało to w sobie nic z erotyzmu. Całowaliśmy się tak raczej dla zademonstrowania
- Ja tam nic nie wiem, ale robi się ciemno! – usłyszeliśmy głos Heleny. Dorota pocałowała mnie jeszcze raz i wyzwoliła się z objęć.
- Czemu molestujesz dorosłą kobietę? – skarżyła się. – Dzieci na ciebie czekają!
- To ja będę was pilnować! – Helena roześmiała się. – Panie Tomaszu, kolacja skończona. Proszę opuścić kuchnię! I panienka też! Dzieci na państwa czekają!
Spojrzeliśmy na siebie robiąc głupie miny i wzruszając ramionami, po czym ukłoniliśmy się zarumienionej Helenie i wyszliśmy z kuchni.

- Czyli teraz już wiemy skąd ta nadzwyczajna przychylność Heleny dla ciebie – odezwała się Dorota, kiedy wyszliśmy na zewnątrz.
Było już mocno szaro, ale lampy w ogrodzie jeszcze się nie zapaliły. I temperatura spadła niewiele. Było bardzo ciepło i wręcz duszno.
- Domyślałem się tego, bo innego powodu nie znajdowałem.
- Ja też o tym myślałam, ale i tak mnie teraz zaskoczyła. Jutro musisz jej kupić kwiaty. To jest złote serce, dba o mnie i o chłopców jak o swoje własne dzieci. A może i lepiej. Bardzo mi jej brakuje w Stanach.
- To weź ją ze sobą!
- Nie mogę! Helena nie chce jechać, bo się po prostu boi. Boi się samolotu, boi się zmiany klimatu, boi się obcego środowiska… Tłumaczyła mi kiedyś, że nie będzie mogła zadbać tam o zdrowe jedzenie, bo skąd ma znać jego pochodzenie? I nie będzie umiała zapytać. Tam czułaby się obco i niepewnie, dlatego nie nalegam. Za to kiedy przyjeżdżam tutaj, nikomu nie pozwala się zastąpić.
- Barbara mówiła, że dwa lata temu Helena chorowała…
- Tak, ma swoje problemy z krążeniem i ze stawami. Wysłałam ją wtedy do kliniki, na jakiś czas ją zreperowali, ale to wymaga regularnego leczenia. I teraz to Lidka zmusza ją do odwiedzania lekarzy. A gdy zapomni, to Helena cieszy się, że ma spokój. Nie umie dbać o siebie.
- A ja się jakoś trzymam – pochwaliłem się. – Biorę te swoje leki bardzo regularnie, podczas wizyt kontrolnych mam coraz lepsze wyniki, wygląda na to, że jestem coraz młodszy! – roześmiałem się.
Dorota nie podzielała mojej wesołości.
- To dobrze, że o siebie dbasz. Ale teraz będziesz musiał starać się jeszcze bardziej! Masz wrócić do joggingu i to niezależnie od pogody; nie próbować się usprawiedliwiać, nie szukać wykrętów, tylko odbębniać swoje. Ja wiem, że to bywa nudne, ale tak trzeba.
- Jeśli mi obiecasz, że będziesz mnie kochać zawsze, to będę ćwiczył. Regularnie!
Przystanęła, chociaż do wiaty było już niedaleko.
- Tomek… – powiedziała bez uśmiechu. – Kiedy ty przestaniesz mnie męczyć? Ile ja mogę jeszcze wytrzymać?
- Przepraszam cię, słoneczko!
Przeprosiłem na wszelki wypadek, bo nie zrozumiałem jej reakcji, a nie miałem jak poprosić o wyjaśnienia.
- Chodźmy już, tylko bardzo cię proszę, bez żadnych publicznych deklaracji.
- A były takie? Skąd twoje zastrzeżenia?
Znowu się zatrzymała.
- Tomek, może i nie było. Tylko już ci mówiłam, że ja przypominam o wszystkim nie tylko tobie, ale też sobie. Przepraszam, jeśli poczułeś się urażony. Ja po prostu zaczynam dmuchać na zimne. Za daleko zabrnęliśmy i stąd to wszystko. A teraz rozluźnij się, bo będą nas uważnie obserwować.

Chłopcy powitali nas z ogromną radością, a dokładniej mówiąc to przypięli się do Doroty. Już nie mogli usiedzieć na miejscu. Ale i mnie nie zlekceważyli.
- Tomek, powiedz coś, żeby łódka już wypłynęła! – Piotruś szarpał moją rękę. Usiadłem na ławie obok niego.
- Piotrusiu, nie ma problemu. Łódka może wypłynąć, tylko raki nie wyjdą, bo jest za widno, rozumiesz?
- Głupie raki! – skomentował.
- Jest dokładnie odwrotnie! – roześmiałem się do niego. – One nie są głupie! Tak jak ptaki w lesie, jak wszelkie dzikie zwierzęta, nie lubią naszego bliskiego towarzystwa. I dlatego w dzień się chowają. Dopiero w ciemnościach oszukujemy je światłem, bo wtedy nas nie widać.
Wziąłem od Stefana latarkę i poszliśmy kilka metrów za wiatę, gdzie wyjaśniłem mu, jak to jest znaleźć się z tyłu źródła światła.

Interesujące było to, że nikt nie komentował naszego powrotu, ani nikt nie zwracał na nas większej uwagi. Lidka rozmawiała cicho ze Stefanem i obydwoje sączyli drinki, a Romek z Dedejką pili w najlepsze kolejne piwo. Tylko Diana siedziała nieco na uboczu, ze szklanką czegoś z lodem. Dorota zapytała ją o jakieś sprawy i przez chwilę rozmawiały cicho. Pewnie o niczym nadzwyczajnym, bo uśmiechały się tylko i potakiwały głowami.
Miałem ochotę na jakąś wódkę, jednak mieliśmy przecież pilnować bezpieczeństwa dzieci. Nie należało ryzykować. Dorota pewnie myślała podobnie, bo nie dała się namówić Romkowi na żaden alkohol, wyjaśniając, że na razie sprawuje opiekę nad małoletnimi.
I w końcu nastąpił przełom. Stefan porozglądał się dookoła po niebie i podniósł się z ławy. A wtedy chłopcy wystrzelili od stołu jak z katapulty. Na szczęście zatrzymali się grzecznie nad brzegiem i kiedy doszliśmy do nich, już nie brykali, tylko spokojnie pozwalali sobą kierować.

Wszystko odbyło się tak, jak Stefan zaplanował i uzgodnił to z Markiem. Łódka z nami wszystkimi wypłynęła w stronę wytypowanego brzegu, potem załączono lampy, a po chwili Stefan z Markiem wyjmowali raki z wody i wrzucali nam na pokład.
Było mnóstwo pisków, śmiechów i wesołej zabawy. Chłopcy, wyposażeni w patyki, ostrożnie wkładali je w szczypce, obserwując co się wtedy dzieje. Ale wcześniej postawiliśmy im zadanie. Byli odpowiedzialni za to, żeby stworzonka zbyt daleko nie odeszły i żadnemu nie stała się krzywda. Byli bardzo przejęci swoją rolą! Pilnowaliśmy ich dyskretnie obydwoje z Dorotą, pomagała nam też Lidka, lecz tak naprawdę, wcale nie było to potrzebne. Zachowywali się wzorowo, nie zrobili niczego ponad nasze uzgodnienia, a mnie słuchali tak samo jak Dorotę.
A potem ubrali maski i zanurzeni w wodzie, chociaż przez nas podtrzymywani, obserwowali w świetle lampy jak Stefan czai się przy jamce i jak chwyta wypełzającego raka. Byli później wniebowzięci, kiedy już na pokładzie, demonstrował im prawidłowy uchwyt, poza zasięgiem szczypiec, bo nieuwaga groziła solidnym skaleczeniem.
To wszystko było tak zajmujące, że kiedy na koniec Stefan, z pomocą chłopców, powrzucał wszystkie z powrotem do wody, okazało się, iż minęła niemal godzina!

Gdy dobiliśmy do pomostu i wszyscy wyszli na brzeg, podniecenie nieznanym, wreszcie chłopców opuściło. Byli w siódmym niebie! Trzęśli się trochę, nie wiadomo czy z wrażeń, czy z zimna, chociaż w wodzie byli zaledwie kilkanaście minut, ale na szczęście Lidka pomyślała o tym za nas i przygotowała dla nich ręczniki. Powycierali się z naszą pomocą i ruszyliśmy do domu.
Szliśmy sobie powolutku we czwórkę, my z Dorotą po bokach, mając opatulonych chłopców w środku. Sielankowy, rodzinny obrazek. Taki mocno kiczowaty. Brakowało tylko tego, żebyśmy trzymali się za ręce.
Ale przecież cały ten kicz był taki kochany!

Alejka od wiaty do domu nie była zbyt mocno oświetlona, nastrój był odpowiedni. I atmosfera, ta atmosfera z dzisiejszych zakupów, kiedy byliśmy sami, bez całej otoczki znajomych, wróciła! Wróciła ta dobra atmosfera...
Dorota przekomarzała się z chłopcami, a oni z ożywieniem opowiadali nam o swoich emocjach i spostrzeżeniach, kiedy dotykali raki… kiedy obserwowali ich ruchy, szczypce…
Nie wyróżniali jej. Tak samo i mnie opowiadali o wszystkim. O swoich lękach, bojaźni przed nieznanym, o tym, że to wcale nie jest takie straszne, bo teraz jest już oswojone i oni sami kiedyś będą takie raki łowić… Spierali się wprawdzie, czy to będzie za rok, albo może za dwa, jednak udało nam się ich pogodzić. A dokładniej mówiąc, to ja obiecałem im, że zawsze, kiedy tutaj będą, to zjawię z pomocą!
Wiedziałem, że ten wieczór zapamiętają na długo. Może na zawsze?! Ale jak zapamiętają mnie? Na razie nie miałem powodów aby się skarżyć…
Dorota też nie zapominała. Ukradkiem uścisnęła mi dłoń, jednak kiedy chciałem czegoś więcej z tych uścisków, skrzywiła się tylko i pokręciła głową przecząco. Mimo to i tak obdarzała mnie swoim pięknym, zadowolonym uśmiechem.
Było mi tak dobrze, że zamyśliłem się i straciłem na chwilę kontakt z rzeczywistością. Przez moment wyobrażałem sobie, iż to my we dwoje położymy dzieci spać, a potem pójdziemy spać razem. Jakoś wydawało mi się to zupełnie naturalne…


cdn.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 12.09.2012 08:39 · Czytań: 570 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 8
Komentarze
zajacanka dnia 12.09.2012 13:24
Oj, wykrot. Skaczesz w czasie to tu, to tam. Jakbym oglądała serial przeskakujac odcinki raz do przodu, raz do tyłu. Ale i tak czegoś brakuje pomiędzy Hotelem a Rejteradą.
Ale Dorotka-prowokatorka. Zdradziła, a nie zdradziła, spryciula :D
wykrot dnia 15.09.2012 21:46
Nie mogłem Ciebie tak trzymać z akcją. To co działo się "pomiędzy" to ponad 100 stron. Jakieś 15 odcinków. Ważne rzeczy, ale nie aż tak...
Poza tym, od tej chwili, to znowu pewna całość, chociaż zdaję sobie sprawę, że mało zrozumiała dla kogoś, kto nie zna poprzednich losów bohaterów. No cóż... nikt nie chce komentować.
A szkoda...
Wasinka dnia 30.09.2012 23:24
Rzeczywiście sporo ominąłeś.

Szliśmy powolutku obok siebie i chociaż nie mieliśmy głów spuszczonych, to myśli w mojej głowie szalały niczym błyskawice - troszkę specyficzne zależności - czyli że jak myśli szaleją, to ma się głowę spuszczoną?

Cytat:
Zdradziła, a nie zdradziła, spryciula

Eno, chyba tu nie ma wątpliwości co do zdrady ;)
wykrot dnia 30.09.2012 23:34
Cytat:
Eno, chyba tu nie ma wątpliwości co do zdrady


Właśnie. Są czy nie ma? Z tymi zdradami, to nie do końca wszystko jest jasne. Bo najpierw D. sądziła, że Tomek zdradził ją z L. Ale okazało się to nieprawdą, więc to jednak ona zdradziła T. z J. A teraz J. zdradziła z T.?
Zawiłe, zaiste... :D

C'est la vie!
zajacanka dnia 30.09.2012 23:46
Moja Pani Wyuzdany Seks twierdzi, że zrobić facetowi laskę, (i odwrotnie, że tak powiem) to nie zdrada. :)
Więc co jest? Czy fizyczne zbliżenie jest nią czy nie jest? Zdrada fizyczna czy uczuciowa, duchowa?
Dorota jest mistrzynią w tym względzie. Spływa po niej jak po kaczce... (póki co).
wykrot dnia 30.09.2012 23:50
Otóż to. Tak jak z definicją pornografii. Co nią jest? Ano to, co za pornografię uznamy. Każdy ma swoją.
FRIDA dnia 18.11.2012 01:09
Fizyczność napewno boli, ale duchowośc jeszcze bardziej. Nie wyobrażam sobie, bym mogła zrobić zło ukochanej osobie.
Pozdrawiam.
wykrot dnia 18.11.2012 20:45
Cytat:
Fizyczność napewno boli, ale duchowośc jeszcze bardziej. Nie wyobrażam sobie, bym mogła zrobić zło ukochanej osobie.


Cały problem polega więc na definicji "ukochanej osoby".
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty