Bez pożegnania
Nastał kolejny dzień, kolejny powód do narzekań na szarą codzienność, monotonię życia toczącego się wokół jednego miejsca, jednej pracy czy jednej osoby. Pewna kobieta nie narzeka jednak, choć każdą minutę, nawet snu, poświęca swojej córce – Annie. Anna, jak mówi ,jest wspaniałą, piękną siedemnastolatką, która pragnie zostać malarką. Nagle jednak kobieta milknie, a w jej oczach pojawiają się łzy. Cicho powtarza tylko „jest…jest”. Nie musi tłumaczyć swojego zachowania - jej córka zaginęła rok temu i do tej pory jej nieodnaleziono. Sprawą zajmuje się policja i ITAKA, ale póki co bezskutecznie.
- Najwięcej zaginięć nastolatków wiąże się z ucieczką z domu z powodu problemów rodzinnych . Tak mi powiedziano. – mówi mama Ani, próbując się uspokoić – ale ona nie uciekła. Miałyśmy dobry kontakt, o wszystkim mi mówiła, to taka radosna dziewczyna.
Co zostało ustalone do tej pory – nastolatka spotkała się w sobotnie popołudnie 20.08.2011r. z przyjaciółmi. Gdy pod wieczór wracała już do domu, odwiedziła niewielki sklep całodobowy, by kupić coś do jedzenia – tam widziano ją po raz ostatni. Od domu dzieliło ją kilkaset metrów, droga otoczona jest jednak z dwóch stron przez las, a że jest to mała miejscowość – nikt nie zobaczył już Ani. Kilka minut dzieliło ją od domowej kolacji, od spotkania z rodziną.
- Gdy weszła do sklepu, uśmiechnęła się jak zawsze. Zachowywała się normalnie. Wiem, że wracała do domu – kupiła ulubioną czekoladę dla swojego małego braciszka. – wspomina właściciel sklepu, marszcząc lekko brwi, jakby prowadząc ze sobą jakąś cichą dyskusję. – Takich ludzi jak ona nie powinien spotykać taki los.
W tym momencie rodzi się jednak pytanie – jaki los? Ludzie twierdzą, że lepsza jest najgorsza prawda od niepewności. Co dzieje się z osobami zaginionymi? Niektóre żyją wśród nas ze zmienionym imionami i nazwiskiem i widzą ogłoszenia w Internecie ich dotyczące, a raczej osób, które w nich umarły. W takiej ucieczce widzą jedyną drogę do swej wolności czy szczęścia.
- Gdy uciekłam z domu miałam szesnaście lat – mówi pani Małgorzata, która po siedmiu latach napisała list do swoich rodziców, zobaczywszy jedno z ogłoszeń o jej zaginięciu. – Razem z moim chłopakiem wyjechaliśmy w okolice Krakowa, z Pomorza. Nie wytrzymywałam ciągłych kłótni w domu, ojca, który raz na tydzień wpadał w furię i tego, że moje życie zostało zaplanowane przez moich rodziców. Zabronili mi kontaktu z Tomkiem – w tym momencie uśmiecha się i spogląda na swojego obecnego męża, Tomasza. – Uważali, że nie ma we mnie nic z odpowiedzialności. To nie była spontaniczna decyzja, a raczej przemyślany plan działania. Odezwałam się teraz do nich, bo mimo wszystko to moja rodzina… - tu posmutniała – Nie jestem osobą bez serca, ale każdy człowiek musi szukać swojego miejsca w świecie.
Nie wszystkie przypadki kończą się jednak tak szczęśliwie. Według opinii policji osoby starsze, często schorowane wychodzą i zapominają drogi powrotnej do domu albo umierają, nie mając przy sobie leków. Małe dzieci porywane są przez handlarzy dziećmi, organów oraz przez pedofilów. Dziewczyny w wieku od 15-30 lat najczęściej umieszczane są w domach publicznych albo są o gwałcone a potem zabijane. Losy zaginionych są jednak przeróżne.
- Ja wiem jakie są statystyki w takich przypadkach – z trudem szepcze mama Ani – ale wolę żyć w nadziei, żywię się nią co dzień. Mam nadzieję, że nawet jeśli już nigdy jej nie zobaczę, to, że chociaż siedzi gdzieś w przytulnym mieszkaniu i jest szczęśliwa i wolna. Modlę się o to co dzień.
Jedna sekunda przekreśla czasem całe życie nie tylko osoby zaginionej, ale i jej rodziny. Gdy do tego dojdzie objawia się bezsilność człowieka. Choć liczba osób odnajdywanych wciąż wzrasta, a statystyki się poprawiają, to jednak sporo osób wciąż nie udaje się odnaleźć. Giną w świecie, wśród milionów innych ludzi, w cywilizowanych krajach w niecywilizowany sposób.
- Ludzie myślą, że są panami swojego losu. Ale to bzdura – mówi z wyrzutem mama Ani.
Taki sam pogląd wyznaje córka pana Edmunda, który zaginął zimą trzy lata temu. Po dwóch miesiącach odnaleziono jego ciało na brzegu rzeki.
- Ojciec cierpiał na Alzhaimera. Nie była to jeszcze zaawansowana faza choroby, ale jednak… Pilnowaliśmy go z mężem i dziećmi w zasadzie 24 godziny na dobę. Nie zapomnę tamtego dnia, gdy wyszłam na chwilę do sąsiadki, by pożyczyć mąkę. Nie chciałam iść do sklepu, żeby nie zostawiać ojca samego. Niestety, wyszedł i tak. Nie mogę sobie tego wybaczyć.
Po sekcji zwłok stwierdzono, że przyczyną śmierci było zamarznięcie. Pan Edmund nie mógł znaleźć drogi powrotnej do domu.
Co dzień ktoś wychodzi do szkoły, by z niej już nie wrócić, wyjeżdża za granicę do pracy, by zostawić po sobie tylko wspomnienie w głowach bliskich osób, idzie na spacer, by ślad zniknął po nim przy leśnej dróżce. Bezsilność – to słowo ciśnie się na usta, gdy słucha się o zaginięciach. Nieświadomość losu tych osób. Jedyne co po nich pozostaje to wspomnienia i zdjęcia w zakurzonych albumach. Bliscy mają jednak wciąż nadzieję, że już niedługo do tych albumów będą mogli włożyć świeżo zrobione zdjęcie swojej córki, syna, matki, ojca czy przyjaciela. Nadzieja ta trzyma ich przy życiu i zdarzają się przypadki, że okazuje się wdzięcznym przyjacielem.
- Moja córka zaginęła dziesięć lat temu, gdy miała niecałe piętnaście lat. – mówi pani Teresa, mama Sylwii. – Dwa lata temu wróciła do mnie. – dodaje, uśmiechając się szeroko, jednak w jej oczach dostrzec można ośmioletnie cierpienie i smutek z powodu tego, co przydarzyło się jej córce.
- Została porwana i wywieziona do burdelu w Niemczech.. Piętnastoletnia dziewczyna…- urywa. Nie jest już w stanie więcej powiedzieć. Dochodzi jedenasta – musi iść ze swoją córką do psychologa. Dziewczyna próbowała popełnić samobójstwo – nie może poradzić sobie z tym, co spotykało ją przez osiem lat. Jednak w swym nieszczęściu miała też trochę szczęścia – niemiecka policja dowiedziała się o tym w jaki sposób ów burdel funkcjonuje i uwolniono dziewczyny.
- Tam było wiele takich jak ja – szepnęła tylko Sylwia, gdy się żegnałyśmy.
Kładziemy się, nie wiedząc, co spotka nas czy naszych bliskich następnego dnia. Kładziemy, nieświadomi tego, że niektóre nasze drogi to kręte ścieżki bez możliwości powrotu, to „bilet w jedną stronę”. Kładziemy się z uśmiechem na twarzy, gdy ktoś w mieszkaniu dwa bloki dalej modli się o powrót córki do domu, gdy ktoś snuje się po lesie nie mogąc znaleźć drogi powrotnej, gdy ktoś płacze z tęsknoty. Ale wszystkich ludzi łączy jedno – nadzieja. Jedni „żywią się” nią w oczekiwaniu na powrót bliskich, inni jej potrzebują, by poruszać się w szarej monotonnej codzienności, ale ona jedna pomaga wytrwać człowiekowi w najcięższych chwilach.
K.D.
(osoby wypowiadające się w artykule chcą pozostać anonimowe )
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
mistylady · dnia 14.09.2012 12:50 · Czytań: 611 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: