Zawziąłem się w sobie. Ściskając pięści postanowiłem, że wreszcie napiszę coś analitycznego. Na przykład o podatkach. Zagryzłem zęby i obiecałem sam przed sobą, że co by się nie działo to mój następny tekst będzie poważny - przykładowo o przyczynach i skutkach pełzającego kryzysu gospodarczego. Tekst w moich założeniach - i tu wyciskając z siebie największe pokłady silnej woli poprzysiągłem!- będzie musiał unaocznić dogłębnie zasoby mojej wiedzy na temat derywatywów, inwestowania na giełdzie i foreksie, w taki sposób, żeby do LUDZI coś dotarło i było im pomocne w socjologicznej doczesności!
I wiecie co się stało? Wiem, że już wiecie..
Wszystko poszło w pidu, gdy Warnocholio zadzwonił do furtki mojego cichego domku na peryferiach! Kurwa !!! – pomyślałem.
Resztkami woli doszedłem do ekranu domofonu, a tam lśniąca karoseria w metalicznej niebiańskości i uśmiechnięta część jego gęby.
Tak jakbym z niczego nie zdawał sobie sprawy powiedziałem dostojnie i mądrze -„halo?”.
- Nie wygłupiaj się – odpowiedział.
- Warncholio? Nowy samochód? Amerykański Chrystler?
Wydłużyła mi się twarz. Ściągnęły mięśnie podudzia i zwęziły źrenice. Chyba wyczuł (bo niby jak mógłby nie wyczuć) moją zazdrość, nieudawaną złość i udawaną obojętność (tak czasami zachowuję się, gdy staję w obliczu cudu), bo powiedział, żeby mnie udobruchać:
- Cudeńko ty moje. Jesteś taki cudowny..., ale pali jak lokomotywa !
Po dwóch głębszych wdechach postarałem się docenić jego przyjacielską postawę i zdobyłem się powiedzieć –„ czego chcesz?”.
A on popatrzył na mój laptop i stwierdził:
- O tych głupotach teraz piszesz.
- Piszę o podatkach, ale co ty o tym możesz wiedzieć, jak ich nie płacisz?
Jego reakcja była zadziwiająca. Wydobył z kieszeni paczkę Lucky Strike i rzucił nią jak rakietą na blat mego stołu w aneksie kuchennym. Jak to nie płacę?! Ta paczka to akcyza i vat, ci co produkują są citowcami, daję pracę pitowcom, a produkcyjnym chłopom płacę krus!
- Mówiłeś, że nigdy w życiu nie zapłaciłeś podatku... – powiedziałem i poczułem się lepiej, gdy zahaczył jak zwykle lewą nogą o próg w drodze do saloniku z kominkiem.
- Pitu rzeczywiście nie płacę... Odliczam odliczenia, koszty uzyskania przychodu, wykazuję straty i dzielę je na dwa z Lucynką. Ja, jak wiesz, pracuję w pocie czoła.
Lepiej napisz coś o Grekach, którzy w ogóle nie pracują, bo są leniwcami!
- Jakoś tam pracują...
- Nic, a nic. Rok ma 365 dni. Przeciętny Grek śpi 8 godzin na dobę co daje 121 dni w roku. Odpoczywa co najmniej też 8 godzin dziennie. To już 242 dni. W roku jest 52 tygodni, w których są wolne soboty i święte niedziele. To daje 52 x 2, czyli 104 dni wolnych. Potem Grecy idą na dwutygodniowy urlop. Dodaj 242 do 104 i do 14 dni urlopu to da wynik 360 dni. Mają jeszcze 4 dni świąt państwowych. Pozostaje jeden dzień pracy, który przeznaczają na strajk generalny!
- Otworzyłeś mi oczy na Greków. Tego nie brałem pod uwagę, gdy myślałem o kryzysie. Oni psują Europie wizerunek! Ja wysłałbym tych leniwców do Japonii. Na wyspę Senkoku!
- Analizę podatków i pełzającego kryzysu już załatwiłeś? – gdy zadawał to pytanie wiedział, że do dobicia mnie już niewiele brakuje.
Ale ciągle się trzymałem!
Może podać ci coś do picia – powiedziałem. Może być wczorajsza kawa familijna? – dodałem.
- Daj piwo jak masz.
- Przecież prowadzisz Chrystlera! – odsłoniłem się, a chciałem zadać mu cios w jaja.
- Człowieku. Miałem trzy poważne wypadki z dachowaniem, dwa potrącenia. Ptaków i kotów nie zliczę, osiem stłuczek, za które Hestia zapłaciła.... I zawsze jadąc po trzeźwemu! Czego chcesz? Po pijaku nigdy w nic się nie wpierdoliłem!!! Masz ten browar?
To był mój koniec. Od tego czasu słuchałem tylko z apatycznym zrozumieniem i z hormonalnym wkurwieniem.
- Może porusz poglądy gołębi i jastrzębi w swoim felietonie? Tych z Fed, KRPP i innych państwowych rad doradczych najzamożniejszych krajów. Ty wiesz, że wszyscy oni kochają BB?
- Brigitte Bardot?
- Bena Bernanke. Szefa Fedu. Tego co drukuje dolary.
- Ich wszystkich też wysłałbyś do Japonii?
- A jakże. Tam mają Święto Szacunku dla Starszych.
Warncholio zrelaksował swoje ciało na moim fotelu, popatrzył na mnie i powiedział tak.
- Wiesz jaki jest twój problem? – i sam odpowiedział na własne pytanie – Jesteś zbyt linearny. Ty wierzysz, że dwa razy dwa to cztery.
- A tak nie jest?
- Nie zadawaj głupich pytań. Wytłumaczę ci to na przykładzie. Wszyscy myślą, że koń to zwierzę nieparzysto kopytne. Celują w tym Żydzi, którzy z tego powodu konia nie uważają za koszernego.
- Nie lubią koni. Coś w tym jest. Nigdy nie widziałem Żyda na koniu.
- No właśnie. Zrobiłeś słuszną uwagę. A ile koń ma kopyt?!
- Cztery!
- Jak podzielisz cztery kopyta przez dwa to co otrzymasz?
- Dwa kopyta! – zakrzyknąłem w podnieceniu.
- Co więcej – Warncholio kontynuował pewnym głosem – nawet dwa kopyta można podzielić przez dwa.
- To da jedno kopyto!
- No właśnie. I dopiero jednego kopyta nie da się podzielić. Zrozumiałeś?
- Żydów też trzeba wysłać do Japonii!
- Najlepiej razem z Grekami.
Chwilę potrwało jak ich wszystkich zobaczyłem na Senkoku, po czy odezwałem się w kierunku zadowolonego oblicza Warncholio.
- A co z inwestorami giełdowymi?
- Oni są trudnym orzechem do zgryzienia, gdyż dzielą się na byki i niedźwiedzie... – odczekał bym zrozumiał tę głęboką myśl. Gdy stwierdził, że dzielnie podążam za nim zaczął kontynuować – zbierają się na kongresach gospodarczych. Pięćdziesiąt procent z nich mówi, że spadnie, a cała reszta, że wzrośnie. W krótkim, bądź w długim terminie.
- To co z nimi zrobić?
- Też do Japonii, żeby popełnili zbiorowe sepuku.
Oparłem głowę na prawej ręce opartej łokciem na blacie stołu i patrzyłem zafascynowany na podłogę słuchając uszami i z rzadka odzywając się przez usta.
- Jeszcze gorsi są dyplomaci. Mają silną reprezentację na Forach Nowych Idei, udzielają się w Grupach Refleksyjnych. Gdy w jakimś mieście następuje inwazja dyplomatów, to muszą zostać zachowane zaostrzone środki ostrożności i wzmożona czujność. A wiesz jaki jest ich wspólny mianownik? Oni są niebieskimi ptakami.
- Też do Japonii z nimi?
- Zgadza się. W okolice Rowu Mariańskiego.
Podałem mu sushi na platerze, które zamówiłem godzinę przed jego przyjazdem, aby zeżreć wreszcie coś dobrego jako symbol i ukoronowanie moich postanowień. Nawet nie mlaskał jak opróżniał talerz.
- To powiedz mi jak widzisz nasze podwórko polityczne? – wykrzesałem z siebie to pytanie.
- Pełen szacun. Szczególnie dla Antoniego Macierewicza. Nie ma co mówić. To dopiero jest zwierzę polityczne! On jest moim idolem. Fascynuje mnie jego inteligencja i precyzja działania. Antoni wyrasta, moim zdaniem, na Męża Stanu. Takiego jak ....
- ...Cesarz Hirohito? Nawet jest do niego podobny.
- Coś w tym sensie. A jaka logika działania! Zauważ, że jak wybuchła bomba próżniowa w samolocie, to Antoni oddalił się czujnie z miejsca katastrofy, bo przecież mogły być w pobliżu jeszcze inne bomby. Potem często odwiedzał cmentarze, a wczoraj widziałem go jak krzyczał „ Obudźcie się!” I wiesz co?
- Co?
- To jego przykład naprowadził mnie na pewną myśl.
- Jaką? Powiedz.
Warncholio rozglądnął się po saloniku, zajrzał mi w oczy i szeptem oznajmił:
- Założyłem Lucynce podsłuch pod stolikiem w restauracji „Lavender France”. Tam spotyka się co tydzień z przyjaciółkami. Siadają zawsze przy tym samym stoliku. Nie patrz tak na mnie...
- Już nie patrzę.
- Chcę wiedzieć co mówią o mnie, po tym jak kupiłem Chrystlera.
- Skąd u ciebie takie umiejętności?
- Obejrzałem na zwolnionych obrotach fragment z filmu „Vinci” Machulskiego, ten w którym Wałęsa zakłada podsłuch na posterunku policji. Kupiłem podobny w sklepie internetowym za 399 złotych i poszedłem go założyć.
- Genialnie.
- Zamówiłem kawę, którą podała mi ta sama zgrabna kelnerka co wtedy, gdy jadłem kapłony w potrawce śmietankowej, ale miałem trochę trudności. Za pierwszy razem nie udało mi się. Transmiter był na magnesie, a stół drewniany. Za to jak wróciłem do restauracji po raz kolejny, to byłem zaopatrzony już w taśmy samoprzylepne!
- Genialnie - wzmagało się we mnie podniecenie.
- No. I wtedy zaczęły się komplikacje. Musisz wiedzieć, że w tej branży zawsze są jakieś komplikacje...
- No mów.
- Oddaliłem się z miejsca akcji, żeby sprawdzić łączność odbiornika z nadajnikiem. I co słyszę...?
- Co?
- Słyszę najpierw jakby- taki –szelest- papieru - czy coś... potem odgłosy wojny – najpierw strzał snajperski, potem serię z pistoletu automatycznego i wybuch możdzieża! Potem przerwa, szum strumyczka i odgłos wodospadu Niagara! Myślę sobie „ten sprzęt jest do dupy!” Wtedy ptak mnie obsrał, bo stałem pod akacją udając, że ja to nie ja i że nie robię tego co robię.
- Makabra.
- Wróciłem. Sięgam ręką pod stolik, a tam nic... Nagle ni stąd ni zowąd wyrasta za moimi plecami kelnerka Zosia i mówi do mnie tak –„ Ładnie to podsłuchiwać?”. Już drugi raz wywołała u mnie rumieniec! A wiesz, że u mnie o to nie tak łatwo.
- A to franca!
- Na szczęście dodała „ Może się dogadamy?”. Odzyskałem po tych słowach rezon i mówię do niej szarmancko„ skąd w takiej pięknej główce taka inteligencja ?”. Dałem jej czterysta złotych napiwku i nadajnik wrócił pod stolik. A wiesz co z nim zrobiła?! Przykleiła go do muszli klozetowej w toalecie!!
- Ją też wyślemy do Japonii?
- W stosunku do niej mam inne plany. A tobie może dam odsłuchać nagranie spod stolika.
- Naprawdę? Obiecujesz? Obiecaj proszę.
- No dobra, ale tylko po to, abyś miał możliwość wysłuchania prawdziwych problemów Polaków z ich szczerych rozmów.
Gdy Warncholio opuszczał moje progi zapytałem jeszcze:
- On naprawdę pali jak lokomotywa ?
- Ależ skąd. To hybryda.
Odjechał.
Ja powlokłem się do komputera w celu wyszukania dla siebie połączeń lotniczych do Japonii.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Warncholio · dnia 05.10.2012 08:42 · Czytań: 757 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 12
Inne artykuły tego autora: