Rejterada znad jeziora (VII) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Rejterada znad jeziora (VII)
A A A
VII
To już wyglądało na czystą perwersję. Dorota, która pierwsza dopłynęła do łachy piasku, wypłycającej dno jeziora, stanęła na dnie, przy czym nawet nie odwróciła się w stronę brzegu i krzewów. Śledziła tylko moją drogę do tego miejsca, gdzie przystanęła. A gdy już tam się znalazłem i stanąłem na nogi, wyciągając ręce żeby ją objąć, przyciągnęła mnie do siebie i poczułem, jak jej kciuki wsuwają się za gumkę moich kąpielówek, ściągając je na uda. Natychmiast też jej lewa dłoń nakryła mi podbrzusze, a prawa ręka objęła szyję a usta odszukały moje…
Nie spodziewałem się tego. I w pierwszym momencie nie zrozumiałem nawet co robi. Tym niemniej, mój organizm zareagował niezwłocznie. Czułem, jak jej dłoń się wypełnia, a wtedy moje palce zaczęły szarpać stanik, żeby uwolnić piersi i serce zaczęło bić swój niespokojny rytm…
Pomogła mi sama. Uniosła stanik, podtykając mi piersi do ust po czym pozbyła się majteczek, które zawiesiła na najbliższej gałęzi, a potem uniosła nogę i prezentując swoje nadzwyczajne talenty gimnastyczne, niemal sama nadziała się jak na pal!

Nie miałem pojęcia, co ją tak podnieciło. Bliska obecność wielu ludzi? A może irracjonalne wspomnienie Grażyny? Możliwość dekonspiracji? Nie wiem! Przecież kochaliśmy się w nocy i nad ranem też! A teraz zachowywała się niczym wygłodniała samica, nie przejmując się moimi możliwościami, brakiem komfortu i niewygodą. Owszem, mogłem znowu się z nią kochać, ale o szczytowaniu w takich warunkach raczej nie mogłem marzyć! To nie było to! Stałem niewygodnie, nie mogłem jej pieścić tak jak chciałem, nie mogłem wszystkiego u niej całować… chociaż to była przecież moja Dorotka! Moje szczęście, moje pragnienie i marzenie…
Wyczuła, albo i domyśliła się, że mam niejakie trudności. Jej dłonie schwyciły moje policzki, uniosły głowę i… spojrzała mi w oczy tak tęsknie… a potem pocałowała…
Niczego więcej nie potrzebowałem. W sekundzie odnalazłem tę właściwą drogę, te tajemne ścieżki, żeby dać jej wszystko i wszystko od niej otrzymać! Nie było już niewygód, trudności, niemożliwości, byliśmy tylko my! Zespoleni, zjednoczeni, złączeni… czysta jedność! Nie było świata, ludzi, jeziora… było tylko jej gorące ciało, jej ręce, brzuch, jej usta, włosy, ramiona…

Nie domyślałem się nawet, że jeszcze coś takiego potrafię. To był odlot! Długie minuty całowałem potem te kochane oczy, w których widziałem radość i zadowolenie. Moje słoneczko było szczęśliwe, a ja nie posiadałem się z zachwytu, że się do tego przyczyniłem. Trwaliśmy więc w uścisku, niczego nie mówiąc, niczego nie wyjaśniając, nie tłumacząc i niczym się nie przejmując. Tu była enklawa, nasze intymne terytorium, gdzie obcy świat nie miał dostępu. Dlatego nie wypuszczałem jej ze swoich objęć, chociaż kilkakrotnie próbowała się odsunąć, żeby umieścić elementy kostiumu na swoich miejscach.
Przez jakiś czas nie pozwalałem jej na to, ale nagle znieruchomiała i zakryła mi usta dłonią. Zdziwiłem się, bo akuratnie nadawałem jej do ucha małe mruczanko zadowolonego i zaspokojonego misia, jednak zaraz zrozumiałem, że teraz nie chodzi o mnie, ani o moje zachowanie. Po chwili i ja usłyszałem plusk wody i jakieś głosy. Ktoś płynął w naszym kierunku, w dodatku to nie była jedna osoba. Dorotka błyskawicznymi ruchami założyła i uporządkowała na sobie kostium, a potem bez słowa skinęła na mnie, kierując się w stronę brzegu. I gdy grupa trzech panów wpływała pod zielony nawis, my już spokojnie rozmawialiśmy, zajadając czarne owoce. Dorota nawet, niby mimochodem, zaprezentowała wszystkim swoje poplamione sokiem dłonie, jakby niczym innym tutaj się nie zajmowała.

Oj, zrobiło się wesoło! Okazało się, że panowie nie spodziewali się nas tutaj zastać. Widzieli jak wpływaliśmy pod gałęzie, więc skojarzyli to z ukrytym wyjściem na brzeg. Dlatego przypłynęli tutaj, chcąc powrócić pod wiatę już suchym lądem! A tu taki zonk! Wyjaśniłem im, że wyjścia na brzeg nie ma tutaj nigdzie, wszelkie próby odkrywania nowej drogi mogą być niebezpieczne, a jedyną drogą powrotną jest płynięcie z powrotem przez jezioro. Niezbyt im to odpowiadało, ale przecież nie mieli innego wyjścia.
Niczym nadzwyczajnym nie były też ich próby zagadywania Doroty. Nie byliby chyba samcami, gdyby nie próbowali wykorzystać takiego bliskiego spotkania na jakieś próby jej poznania. Zachowywali się jednak bardzo grzecznie, chociaż widziałem jak pożerają wzrokiem to niemal odkryte ciało, Dorota jednak, poza kilkoma uprzejmymi, chociaż wybitnie zdawkowymi kwestiami, nie poświęciła im niemal żadnej uwagi i bardzo szybko zanurzyła się w wodzie, wypływając poza parawan gałęzi. Poczekała tam na mnie i zaraz też popłynęliśmy w stronę wiaty, mając za sobą zespół płynących panów.
Oszczędzała mnie, nie rozwijając pełnej szybkości, natomiast ja starałem się płynąć jak najszybciej. I na brzeg wychodziłem mocno zdyszany.
- Młody tatusiu! – powiedziała, podając mi ręcznik, który został na brzegu po chłopcach. – Musisz zacząć ćwiczyć bardziej regularnie. Masz małe dzieci i jesteś nam potrzebny, rozumiesz? Bardzo potrzebny! – dodała cichutko i jakoś tak czule.
- Będę trenował, obiecuję! – przyrzekłem, spoglądając w jej uśmiechnięte oczy.

Rozmawialiśmy cichutko, chociaż obok nas nikogo nie było. Nikt nie mógł nas usłyszeć. Od wiaty dochodził gwar tłumu, w jeziorze pokrzykiwały dzieci, ale mnie nikt inny nie interesował. Przebywałem w jakimś nierealnym zawieszeniu pomiędzy tym, co było przed chwilą, a rzeczywistością. Jeszcze do mnie nie dochodziło, że być może, niedaleko stąd jest John, który za chwilę ją obejmie i przytuli, a ja będę musiał spokojnie się temu przyglądać, albo najwyżej odwrócić wzrok, czy też zamknąć oczy. Atmosfera spod baldachimu gałęzi jeszcze mnie całkiem nie opuściła. Nie mogłem, albo raczej nie chciałem pogodzić się z tym, że teraz muszę trzymać się od niej na dystans. Że będę musiał sam wycierać się ręcznikiem, ani też nie będę mógł powycierać jej…
Dorota jakby zauważyła moje rozterki.
- Tomeczku, opanuj się! – szepnęła, podnosząc z trawy swoją sukienkę. Zarzuciła ją na ciało, po czym kontynuowała swoją przemowę.
- Muszę teraz iść do domu, więc zobaczymy się pewnie dopiero u Barbary, bo mam ochotę was tam odwiedzić – sprowadzała mnie na ziemię. – I mam do ciebie prośbę. Nie idź już pod wiatę, żebyś nie musiał dzisiaj rozmawiać z tą swoją Grażynką.
- Z panią Basią umówiliśmy się na siódmą – przypomniałem jej. Ale tylko się roześmiała.
- A jak sądzisz, dużo czasu zostało do siódmej? Dwadzieścia minut zaledwie!
- No a chłopcy i Stefan?
- Idź do nich, niech resztę zostawią na jutro. Chłopców przyprowadźcie, bo kolację będą jeść w domu. Pora już!
- A dasz mi buzi?
Roześmiała się na cały głos. – Oj, rozbestwiłeś się ogromnie, ale nic z tych rzeczy! Najwyżej taki! – dyskretnie przesłała mi cmoknięcie ustami. – Dość! Musisz zadowolić się tym co już było! Pa, pa! – pokiwała mi palcami dłoni, po czym zabrała ręcznik i energicznym krokiem skierowała się na ścieżkę prowadzącą ku domowi.
Patrzyłem w ślad za nią wiedząc, że nie tylko moje oczy prowadzą ją wzrokiem, zachwycając się jej tanecznymi ruchami i całą postacią. Odgadnięcie tego nie było wcale trudne, bo gwar pod wiatą znacznie przycichł.

Nie wiedziałem tylko jednego. Że mój paskudny los, po raz kolejny wziął mnie na cel. I nie pozwoli o sobie zapomnieć. Miałem swoją chwilę szczęścia, bo się zagapił, ale to było już wszystko. Teraz właśnie się obudził i postanowił przypomnieć o sobie. Bo chociaż sylwetka Doroty jeszcze majaczyła w oddali, jeszcze czułem w ustach smak jej warg, w nosie pozostał zapach włosów, jeszcze moje dłonie pamiętały tajemne zakamarki pięknego ciała, to wyrok i tak został już wydany. Tak samo jak wtedy, przed laty…

Jakoś teraz nie skojarzyłem jej rozbudzonego seksualnego apetytu z tamtą sytuacją i z jej ówczesnym odjazdem. Zresztą, otoczenie tych sytuacji wcale nie było podobne! To dopiero po jakimś czasie zwróciłem uwagę na podobieństwa. I wtedy, i teraz, Dorota jakby chciała się zatracić. W ciągu doby, zmieniła się radykalnie, wracając do dawnej roli mojej niestrudzonej kochanki. Niemal słyszałem jej dawne słowa „ja zawsze chcę!”. Jeszcze wczoraj obruszała się na samo napomknienie o seksie, a dzisiaj, począwszy od nocy, zaskakiwała mnie zupełnie. Kochaliśmy się przed snem, potem rano, teraz znowu w jeziorze… Jakby chciała to zrobić na zapas...
Na razie jednak słońce świeciło tak jak i wcześniej, woda z jeziora nie wystąpiła, a ja, cały w skowronkach, szczęśliwy i zadowolony, odprowadziłem wzrokiem jej postać, ubrałem się i poszedłem w stronę Stefana.
Skąd miałem wiedzieć, że to już jest koniec? Że właśnie rozstaliśmy się i tylko ten jej obraz będzie towarzyszył moim myślom przez najbliższe dni, tygodnie i miesiące? Katastrofy nic nie zapowiadało, a jednak…

Nawet to, że nie przyszła do nas na żeberka z grilla, wbrew swoim porannym zapowiedziom, nie wzbudziło we mnie obaw. Czekaliśmy na nią długo, chociaż Baśka od początku podchodziła do tego sceptycznie. Tłumaczyła mi, że Dorota na pewno jest zajęta, bo dla gości prezesostwa tak samo przygotowywali wieczorną imprezę i teraz wszyscy balują pod wiatą, podobnie do nas. A Dorota jest przecież gospodynią przyjęcia, więc byłoby czymś wysoce niestosownym, gdyby gdzieś się ulotniła.
To wyjaśnienie było dość wiarygodne i musiałem je przyjąć, gdyż obydwoje ze Stefanem nie pozwolili mi zbyt długo roztrząsać tego tematu. Oczywiście, nie wiedzieli, że moje myśli przez cały wieczór krążyły wokół Doroty. A tym bardziej dlaczego tak było. Może Stefan tego się domyślał, ale nie wspomniał o tym nawet jednym słowem. Baśka natomiast sądziła, że to tylko ze względu na nasze dzieci.
O dzieciach podokuczali mi zresztą równiutko, ja sam pośmiałem się, kiedy już byliśmy na rauszu. Bo to była jedna z tych niewielu okazji, kiedy mogłem mówić o tym głośno. Nikt nas nie podsłuchiwał, humory dopisywały, miejsce było odpowiednie, więc posypały się także wspomnienia sprzed lat.

A zaczęło się wszystko, kiedy tylko dojechaliśmy do Baśki domu, a ja wspomniałem wtedy nasze pierwsze spotkanie przy płocie. Zaczęliśmy opowiadać sobie nasze dawne wrażenia, co wcale nie przeszkadzało nam w rozładowaniu bagaży i zaniesieniu wszystkiego do domu. Potem była krótka przerwa na zapoznanie się z jego rozkładem; Baśka pokazała nam pokoje, gdzie mieliśmy spać, łazienkę i kuchnię, po czym poszliśmy rozpalić pod rusztem.

Dom miała niemal sterylny. Aż taki nierealny. Wszystko w nim było uporządkowane i lśniło czystością. Nie czuło się natomiast ciepła i życia, powiedziałbym, że dom nie miał duszy. Był niedawno remontowany, wnętrza o wysokim standardzie, nowe meble, kuchnia i łazienka wyposażone niemal tak jak u Doroty i o wiele lepiej niż u mnie. A jednak odetchnąłem, kiedy wyszliśmy na werandę.
Jej ażurowe, boczne ścianki, pozwalały na bliski kontakt z otoczeniem, z zielenią pobliskich drzew i krzewów, stanowiąc jednocześnie osłonę przed spojrzeniami ewentualnych ciekawskich, idących drogą do jeziora. Natomiast na wprost roztaczał się stąd widok na niewielki ogród, gdzie rosło tylko kilka krzewów i niewielkie kępy różnokolorowych kwiatów. Bryła domu oddzielała werandę od głównej ulicy, a ściana iglastych krzewów na sąsiedniej posesji stanowiła barierę dla sąsiadów od strony zachodniej. Bardzo dyskretne i zaciszne miejsce!
No i zapomniałbym o grillu. Murowany, tuż przy werandzie, dlatego ze swobodnym dostępem w razie niepogody, bardzo dobrze komponował się z całością. Domyśliłem się, że jego budową zajmowali się ci sami fachowcy, którzy projektowali też otoczenie jeziora. Innej opcji chyba nie było. Nie mogło być! Na pewno zadziałała tutaj znajomość z Lidką.
Baśka chyba rozumiała, że na zewnątrz domu czujemy się lepiej, bo wszystko było tak zorganizowane, żeby nigdzie nie chodzić. Przywiezione pojemniki rozładowała do stojącej w rogu tarasu lodówki, jeden ze stolików zaadoptowała dla własnych potrzeb, czyli na kuchenne cele, a nam poleciła tylko rozpalić ogień, po czym siadać i czekać.
Ano… poczekaliśmy…

Pokpiliśmy z niej obydwaj, żartobliwie, już na samym początku, bo niby na co mieliśmy czekać? Stefan niby trochę się krygował, ale ja bez skrupułów otwarłem pierwszą butelkę, no i… pajechało, jak to mawiają Rosjanie!
Nie spodziewałem się jednak, że Baśka od razu do nas dołączy, mając w pamięci jej wcześniejsze deklaracje o nieustannej trzeźwości. Tym razem, niespodziewanie, zażyczyła sobie równego traktowania i na początek zgodnie opróżnialiśmy kieliszki do dna! Jeszcze bez przekąski! Zrobiło się wesoło, praca poszła nam szybko i…
Zanim uporaliśmy się ze zleceniem, wszystko na stole było już gotowe. Oczywiście, jak na ten moment imprezy, czyli zimna wódka i takie też przekąski. Czekać na nic nie musieliśmy.

Od razu też przeszliśmy z Barbarą na „ty” i sama to zaproponowała, przypominając mi moją propozycję, podczas ówczesnej, parodniowej nieobecności Doroty. Miała zresztą niewiele zajęcia przy stole, bo chociaż nie pozwalała nam na żadną „kuchenną” pomoc, to jak się okazało, wszystko miała przygotowane akuratnie. I, jak sama powiedziała, nasze jadło jest lepsze niż to, co przygotowała dla amerykańskich gości, tylko będzie gorzej podane, bo na jednorazowych nakryciach. Poprosiła nas o wybaczenie, wyjaśniając, że na późniejsze zmywanie wszystkiego, nie będzie mieć czasu. Wybaczyliśmy jej bez trudu, dowcipkując przy tym i chwaląc jej pomysł.
Odpowiadało nam również to, że Baśka piła z nami tylko czystą, zmrożoną wódkę. Nie pomyślałem o tym wcześniej, tak samo jak i Stefan. I mieliśmy bardzo głupie miny, kiedy ładowano nam pojemniki z jedzeniem, a Baśka zapytała co będziemy pić wieczorem. Stefan wprawdzie mruknął, że jest niepijący, ale pokiwała tylko głową i poleciła dołożyć karton butelek, żeby nam nie brakło. Później wyjaśniła, że zrobiła to na polecenie Lidki.

Cała impreza była znakomita. Bardzo swojska i bardzo sympatyczna. Obydwoje ze Stefanem sięgnęli do swoich najdalszych wspomnień o tych terenach, Baśka opowiadała o swoim dzieciństwie, o życiu na wsi w dawnych czasach, Stefan natomiast wspominał swoje początki na tym terenie, o obozach w spartańskich warunkach tamtych lat. Porównywali swoje spostrzeżenia, opowiadali o Jesionku, o jeziorach, o rybach, o tym jak się je kradło na przekór ówczesnej władzy, natomiast ja, chociaż najczęściej tylko słuchałem, to wcale nie czułem się wykluczony z ich tandemu, bo ja też miałem swoje, wspólne częściowo z Baśką, wspomnienia o Dorocie, których z kolei później wysłuchał Stefan.
I chyba dopiero teraz tak naprawdę uwierzył w to wszystko, co się wtedy działo. Kręcił tylko głową z resztką niedowierzania, słuchając opowieści Baśki. A była dobrym obserwatorem i jeszcze więcej wyczuwała swoją kobiecą intuicją. Dlatego też, będąc już po kilku kieliszkach, bez żenady wspominała zaobserwowane nasze miłosne igraszki, o tym co czasami działo się na stole pod lipą, drobne prowokacje Doroty, ale i późniejsze lato, kiedy na wakacjach zastępowała chorą Helenę.
Nie potrafiła tylko zrozumieć, dlaczego Dorota przez tyle lat nie zechciała poinformować mnie o dzieciach. To nie mieściło się w jej głowie. Akceptowała to, że ja wykazuję zainteresowanie chłopcami, bo takie informacje do niej dotarły, jednak wydawało mi się, że do Doroty powzięła jakiś uraz. I pewnie z tego powodu nie domyślała się niczego, co się dzisiaj wydarzyło. A ja, w żadnym wypadku nie zamierzałem jej wprowadzać w nasze sprawy.

Baśka przyznała się też do swojego zainteresowania moją osobą w tamtym okresie. I do zawodu, jaki jej sprawiłem, kiedy poznała prawdę. Jej małżeństwo było już wtedy w rozsypce, dlatego też starała się podtrzymać z nami znajomość bo, jak przyznała, nie wierzyła w trwałość naszego związku, a poza tym nie miała lepszego zajęcia, ani innej rozrywki. Natomiast przy nas mogła przynajmniej od czasu do czasu pooglądać miłość nie z telewizyjnego serialu, tylko taką niemal prawdziwą.
To „niemal” podkreśliła kilkakrotnie, rozczulając się nad moim losem ojca, który nawet nie wie, że ma dzieci. Próbowała też zagrać na moich emocjach, podkreślając jej zakończenie i sugerując, że Dorota śpi teraz z mężem, a ja muszę tylko o niej pomarzyć… Miałem wrażenie, że usiłuje mnie do niej zniechęcić.
Nie robiła tego wprost, dokładnie takie teksty nie padły, jednak jej sugestie były bardzo wyraziste. W dodatku mówiła to tak, że zawsze mogła się z nich wycofać. Ja jednak doskonale ją rozumiałem, bo sam od lat stosowałem takie formy dialogu. A raczej monologu. Najgorszą rzeczą wtedy było się obrazić. Najlepszą – udać, że się nie rozumie i nadal przyjaźnie rozmawiać. Zastosowałem więc drugą opcję i w końcu dała sobie spokój, bo zrozumiała, że przeciwko Dorocie nie wzbudzi we mnie gniewu. Byłem na to uodporniony.

Ale nikt z nas nie był przecież odporny na alkohol. Wypiliśmy go dużo, z czego nie całkiem zdawaliśmy sobie sprawę, jednak prowokacje Baśki na tyle podniosły mi poziom adrenaliny we krwi, że czułem się, jakbym nieco wytrzeźwiał i postanowiłem to wykorzystać. Bo sytuacja zaczęła się rozwijać w niepożądanym przeze mnie kierunku.
Baśka podczas całego wieczoru zrobiła niemało gestów, które mógłbym wykorzystać jako propozycję. W dodatku, z każdym wypitym kieliszkiem, robiła się coraz bardziej „maślana” i podekscytowana. Niby niechcący, udając że próbuje sprawiedliwie rozdzielać swoją uwagę na nas dwóch, wyraźnie zaczynała mnie preferować. Sytuacja stawała się nieciekawa.
Wszyscy byliśmy już w stadium dość otwartych, powiedziałbym nawet, że całkiem intymnych rozmów. Te wspomnienia o nas z Dorotą sprzed lat, najwyraźniej rozluźniły blokady i cała tematyka naszej dyskusji coraz bardziej koncentrowała się na tematach damsko-męskich.
Owszem, byłoby dość interesujące dowiedzieć się, czego Baśka oczekuje ode mnie naprawdę, czy chce się tylko ze mną przespać, czy też chciałaby czegoś więcej, jednak w obecnej sytuacji sprawdzenie tego doświadczalnie absolutnie nie wchodziło w grę. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym z nią pójść do łóżka. Po pierwsze, myślałem teraz wyłącznie o Dorotce, a po drugie... przecież to było niemożliwe!
Zdawałem sobie sprawę, że nie mam już dwudziestu lat i to nie te lata! Teraz alkohol wyraźnie stępiał moje seksualne możliwości. A dodając do tego całą poprzednią dobę z Dorotką… przecież gdybym nawet próbował pójść do łóżka z Baśką, to tylko bym się ośmieszył! Nie byłbym w stanie nawet jej popieścić! Nie te kształty, nie to ciało, nie ten zapach, nie te reakcje… Tylko skąd Baśka miała o tym wiedzieć, że na dzisiaj mam dość seksu?

Żeby i jej, i sobie, oszczędzić niemiłej sytuacji, żeby nie przesadziła i nie posunęła się zbyt daleko w swoich staraniach, postanowiłem zagrać wariant odwrotny. Kompletnie pijanego faceta. Który nie policzył sił i „przedobrzył” z alkoholem. To nie powinno wzbudzić niczyich podejrzeń, bo przecież i Baśka wiedziała i widziała, jak kiedyś pijałem.
A poza tym, to naprawdę chciało mi się spać. Przecież Dorota zajęła mi większą część ostatniej nocy! Ileż ja spałem, trzy godziny?
Odczekałem jeszcze, żeby to nie wyglądało na moją rejteradę, żeby nasza rozmowa naturalnie potoczyła się przez chwilę w stronę obojętnych tematów, a w międzyczasie znowu wypiliśmy po kieliszku i… wtedy już opuściłem głowę na piersi…
Szybko doprowadzili mnie do pokoju sypialnego. Stefan pomógł mi się rozebrać, po czym posadził mnie na łóżku, a ja opadłem na pościel niczym rzucony worek z ziemniakami. Jeszcze Baśka przykryła mnie kołdrą i zaraz wyszli, gasząc światło.
Mogłem wreszcie spać.

Przebudzenie było gwałtowne. Ktoś szarpał mnie za ramię, chociaż wcale się jeszcze nie wyspałem. Tym niemniej musiałem otworzyć oczy i zobaczyłem wtedy Baśkę, siedzącą na skraju łóżka. A właściwie łoża, bo to był mebel małżeńskiej wielkości.
Była już wyjściowo ubrana, umalowana i trzymała na kolanach torebkę. Zorientowałem się też, że jest zupełnie widno. Czyli nastał dzień.
- Dzień dobry panu! – oznajmiła.
- Dobry! – powtórzyłem niemrawo, bo w ustach miałem Saharę. – O ile pamiętam, to wczoraj zrezygnowaliśmy z „panów”! Czyżby mnie pamięć myliła? – wymruczałem leniwie.
- Nie myli cię! – zapewniła. – Tomek, posłuchaj mnie! Próbowałam obudzić Stefana, ale nie dałam rady. A muszę już iść do pracy! Śniadanie macie w lodówce, ekspres do kawy chyba potraficie obsługiwać i w ogóle, możecie czuć się tutaj jak w domu. Tylko nie miałam czasu odszukać zapasowych kluczy, dlatego musisz wstać i zamknąć za mną drzwi. A potem możecie spać dalej.
Wysunąłem rękę spod kołdry i próbowałem ją objąć. Bez żadnych złych zamiarów, tylko tak w próbie wyrażenia sympatii i podziękowania. Schwyciła jednak moją dłoń i zdecydowanie ją zablokowała.
- Zostaw, nie mam czasu! – skrzywiła się. – Wczoraj to nie chciałeś mnie obejmować! – dodała z wyrzutem.
- Basiu… wczoraj, to było wczoraj! A dzisiaj chciałem ci podziękować! Nie pocałuję cię, bo jeszcze nie umyłem zębów, dlatego chciałem ciebie chociaż przytulić…
- Popatrzcie ludzie, jaki ten Tomek jest dobry! – zakpiła z wyrzutem, ale znowu mnie połaskotała. – Chce mnie nawet przytulić, no, no…
Nagle zamarła, bo usłyszeliśmy szczęk zamykanych drzwi i jakieś kroki w korytarzu, a po chwili ktoś zapukał do drzwi naszego pokoju.
- To Stefan! Chowaj się pod kołdrę! – zawołałem szeptem, po czym zdecydowanym ruchem pociągnąłem ją na łóżko i mimo stawianego oporu, ułożyłem, przycisnąłem, po czym nakryłem kołdrą, razem z wyjściowymi pantoflami, które miała na nogach.
- Proszę! – zawołałem głośno. I wtedy drzwi się otwarły…
Na progu stała Dorota. W swoim sportowym stroju.

Widziałem, jak słowa powitania zamierają jej w gardle, oczy przybierają wielkość talerzy, a twarz szarzeje, kiedy zobaczyła mnie, leżącego na szerokim łożu w samych bokserkach, a przede mną kołdrę, skrywającą wybrzuszoną zawartość. I nie zapomnę wyrazu jej oczu, które w jednej sekundzie, eksplodowały bezgraniczną nienawiścią.
- Jak mogłeś…? – usłyszałem tylko zduszony jęk.
Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, już jej nie było. Wybiegła z szybkością polującej pantery.

cdn.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 10.10.2012 18:51 · Czytań: 467 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
zajacanka dnia 11.10.2012 03:21
Nic dodać, nic ująć: faceci to jednak głupie bestie, a myślenie mają schowane w rozporku. (To tak odnośnie ostatniej sceny...) Choć i babki nieco pochopnie podejmują decyzje...
Poza tym nieco skrótowo, jak na Ciebie, w opisach imprezy u Basi, ale nawet dobrze, bo nie doczekałabym sie chyba spojrzenia Dorotki :):):)

Za to teraz będe czekać... Emocje czytelnicze to ty umiesz budować :)
Wasinka dnia 11.10.2012 19:38
Tomek ma dziwne pomysły, ale cóż... Zwrot akcji jest.

Pozdrawiam ze zmierzchem.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty