Rozdział 15
Fuki dość szybko huśtała się na huśtawce na placu zabaw w Żabigrodzie. Monti zakopał się w piaskownicy, tak, że tylko głowa i " żółwi " pancerz wystawały. Calgorn siedział sobie spokojnie, nie korzystając z żadnych uciech, jakie oferowało to miejsce.
- Ma ktoś pomysł na jakąś zabawę? - zapytała Fuki.
- Żółwie nie lubią się bawić - odparł Monti.
- Och, daj wreszcie spokój z tym żółwiem. Jesteś stuprocentową żabą.
- Bredzisz! - oburzył się Monti. - Powiedź jej, Calgorn!
- Przykro mi, Monti. Obawiam się, że panienka Fuki ma rację.
- Widzisz? I co teraz powiesz? - docięła dziewczyna.
- Nienawidzę was! Nie znacie się! - bąknął Monti i wygrzebał się z piasku. Zaczął odchodzić.
- Nie gniewaj się! Dobra, przyznaję, że trochę przypominasz mi żółwia.
Zadowolony ze słów Fuki Monti wrócił na miejsce i ponownie się zagrzebał.
Leniwie upływały kolejne godziny pięknego dnia. Nuda strasznie doskwierała trójce bohaterów. Tak to jest, jak nie ma się żadnych obowiązków. Król dał długie urlopy całej armii, więc i dowódcy nie mieli co robić.
- Hej, Calgorn, pobawmy się jeszcze raz w berka - zaproponowała nagle Fuki. -Tylko tym razem ruszaj się, a nie stój w miejscu cały czas tak jak ostatnio.
- Bardzo przepraszam. Nie chciałem cię złapać, aby nie było ci smutno, że przegrałaś.
- Co ty bredzisz? Jesteś bardzo dziwny, wiesz?
- Bardzo za to przepraszam.
- I nie przepraszaj ciągle. Ach, z wami to w nic nie można się pobawić. Tak samo jak z Gammonem. On cały czas tylko śpi i nawet na chwilę nie chce wstać.
Dzień wlókł się dalej i dalej, nie dając nadziei na żadną ciekawszą akcję. Mimo, iż do zachodu słońca wciąż było daleko, senność zaczynała doskwierać Fuki. Huśtała się coraz wolniej. Zerknęła na towarzyszy " zabawy ". Oni już spali. Zatrzymała huśtawkę i położyła się w piaskownicy, obok Montiego.
Wtedy przybiegł Zaed, ogłaszając nerwowym głosem wiadomość, która w jednej chwili przegnała nudę.
Wstałem późnym popołudniem. W końcu się wyspałem! Miałem świetny humor. Ruszyłem w stronę placu zabaw. Wcześniej obiecałem Fuki, że przyjdę, jak tylko się wyśpię. Na miejscu nikogo nie zastałem. Zagadałem do najbliższej żaby. Podobno Fuki wraz z Calgornem, Montim i Zaedem udała się do króla. Zaciekawiony także tam poszedłem.
- Co takiego?! - wrzasnąłem z niedowierzania.
Żabi król przed paroma godzinami wysłał Fuki wraz z Zaedem, Montim i Calgornem z zadaniem złapaniem pary goblinów, która uciekła z więzienia. Samych! Nie mogłem w to uwierzyć.
- Właśnie wystawiłeś na wielkie niebezpieczeństwo Fuki i naszych dwóch najlepszych dowódców. Jesteś z siebie zadowolony? - z całych sił próbowałem zachować spokój.
- Nie przesadzaj. To tylko dwójka zbiegów, poradzą sobie z nimi. Nie chciałem męczyć innych żołnierzy. Dopiero co zaczęli odpoczywać po wojnie. A poza tym Fuki będzie miała jakieś zajęcie. Strasznie się ostatnio nudziła.
- Jesteś totalnym kretynem. Przecież opowiadałem ci o zdolnościach tej dwójki. Powinieneś wiedzieć jacy są niebezpieczni.
- Jak ty mówisz do swojego króla?!
- Zamknij się, idioto! - król momentalnie wycofał się i spuścił głowę pod wpływem tonu moich słów. - Posłuchaj, teraz wyruszę za Fuki i resztą, a ty natychmiast zbierzesz oddział ochotników i wyślesz ich za mną. I niech będzie tam co najmniej jeden medyk. Zrozumiałeś wszystko?
Kiwnął głową.
- To świetnie. Który kierunek?
- Południe - bąknął cicho.
- I jeszcze jedno. Jeśli oni zginą, postaram się, abyś przestał być królem. Naprawdę nie potrzebujemy takiego matoła na tym stanowisku. Na razie!
Pościg ciągnął się przez wiele dni. O dziwo, ślady zastawiane przez gobliny było bardzo wyraźne. Grupa pościgowa nie miała żadnych problemów z ich odnajdywaniem. Calgornowi i Montiemu wydawało się to bardzo podejrzane, ale cóż, dostali rozkaz, trzeba było złapać gobliny.
W końcu grupa zbliżyła się do granicy pomiędzy terenami żab i goblinów. Do miejsca ostatniej, rozstrzygającej wojnę bitwy, równiny Palaas.
- Fuk i Zaed, powinniście zostać tutaj - stwierdził nagle Calgorn. - Ja i Monti sami pójdziemy dalej.
- Co? Dlaczego? - oburzyła się Fuki.
- Po prostu mi zaufajcie. To miejsce raczej nie przypadnie wam do gustu.
- Ale król osobiście wyznaczył mnie do tej misji. A poza tym teraz jeszcze bardziej chcę iść dalej.
- Ja też chcę iść - dodał Zaed.
- Chyba nam nie zabronisz?
-Cóż... - Calgorn walczył sam ze sobą. -Nie, oczywiście, że nie - oznajmił w końcu.
- Niech idą z nami - powiedział nagle Monti. - Fuki nareszcie dostanie nauczkę za nazywanie mnie żabą.
- Przecież ty jesteś żabą - powiedziała Fuki.
- Wcale nie! Jestem żółwiem! Czy tak trudno to zrozumieć?
Fuki i Zaed zaczęli wymiotować po kilkudziesięciu sekundach podróży przez pole bitwy. Wszędzie walały się tony zniszczonego i pozostawionego na pastwę losu uzbrojenie wszelakiej maści, od małych noży, przez topory i włócznie, po ciężkie zbroje i tarcze, a tysiące gnijących zwłok wytwarzało ogromny smród. Żaby zadbały o ciała swoich poległych, ale gobliny pewnie nawet o tym nie pomyślały.
Monti wziął na plecy Fuki i Zaeda, osłabionych makabrycznym widokiem. Leżeli tylko i starali się nie patrzeć.
- Powinniśmy iść powoli. Bardzo łatwo byłoby tutaj zastawić pułapkę - oznajmił Calgorn.
- Zgadzam się - odrzekł Monti.
Jednak mimo wielkiej ostrożności Calgorn w pewnym momencie nadepnął na sprytny mechanizm, ukryty pod małą tarczą. Rozległo się charakterystyczne szarpnięcie. Kusza schowana w pobliskiej kupie uszkodzonej broni wystrzeliła. Strzała trafiła Calgorna w bok. Fontanna krwi trysnęła. Żabi generał wrzasnął z bólu. Z jakiejś dziury wyskoczył goblin. Rósł bardzo szybko.
- Calgorn! - krzyknął Monti.
- Nie martw się o mnie! Zabierz stąd Fuki i Zaeda, a potem wróć mi pomóc!
Monti pognał, zamierzając jak najszybciej opuścić pobojowisko. Calgorn dobył swoich dwóch wielkich mieczy, ale ból był bardzo silny. Pozbawił go lwiej części sił. Upuścił jeden miecz. Jedno ostrze będzie musiało wystarczyć.
Monti biegł z całych sił, chciał jak najszybciej wrócić do przyjaciela, ale skorupa bardzo mu ciążyła.
- W takich chwilach żałuję, że jestem żółwiem, a nie żabą.
- Zostaw nas tutaj! - zażądała Fuki.
- Nie ma mowy! Tutaj wszędzie może być niebezpiecznie.
- Pomocy! - odezwał się jakiś nowy głos. - Ginę tutaj! Szybko, pomocy!
Monti biegł dalej w stronę końca pobojowiska, udając, że nie słyszy.
- Musimy to sprawdzić! - krzyknęła Fuki.
- Mało mamy kłopotów?
- Więc sama to zrobię! - zeskoczyła z pleców żaby, wywracając się. Szybko wstała i ruszyła w stronę rozpaczliwego głosu.
Zaed patrzył na nią z podziwem. Sam był zbyt przestraszony, aby chociaż coś powiedzieć.
Wściekły Monti zawrócił i dogonił Fuki. Znowu posadził ją na swoich plecach językiem.
- Dobra! Sprawdzę to! Mam tylko nadzieję, że Calgorn wytrzyma.
Po kilku chwilach dotarli do celu. Zobaczyli niemiłosiernie poobijaną żabę, przygniecioną kupą żelastwa. Wyglądała na skrajnie wycieńczoną.
- Do licha! - wrzasnął Monti? - Byłeś tutaj od zakończenia bitwy? Jak to możliwe, że cię zostawiliśmy? Bardzo uważnie przeszukaliśmy teren w poszukiwaniu rannych.
- Proszę... pomóżcie.
- Później wszystko wyjaśnimy. Najpierw musimy go wyciągnąć - zdecydowała Fuki. Zeskoczyła na ziemię i zaczęła zrzucać rupiecie z pleców nieszczęśnika. Zaed i Monti robili to samo.
Błagania uwięzionej żaby dodawały animuszu grupie. Pracowali tak zażarcie, jak jeszcze nigdy, nie zwracając uwagi na zmęczenie i pot pokrywający ich ciała. Gdy cały gruz zniknął, stało się coś przedziwnego. Żaba... zniknęła.
Iluzja, pułapka - przemknęło Montiemu przez myśl. Zrozumiał za późno. Goblinka zdążyła podkraść się do niego i wbić mu w gardło strzykawkę. Poczuł tylko, jak coś bardzo ohydnego rozpływa się w jego krwi. Potem osunął się na ziemię.
- To ty! Poznaje cię! Co zrobiłaś Montiemu? - zapytała przestraszona Fuki.
- Ta żaba jest już stracona - odpowiedziała Seha.
- Nie jestem żabą, tylko żółwiem - rzekł Monti ostatnim, ogromnym wysiłkiem woli, a następnie zamknął oczy i zanurzył się w ciemności.
Dziewczyna spojrzała na Zaeda. Trząsł się jak osika. Choć sama bała się nie mniej, powiedziała:
- Uciekaj, ja ją zatrzymam!
Jaszczur z krzykiem zaczął uciekać.
- Zatrzymasz mnie, dobre sobie.
- Właśnie, że tak. Już raz to zrobiłam.
Seha ruszyła w stronę Fuki, która zamierzała powalić przeciwniczkę kopniakiem, tak jak ostatnio. Goblinka wykonała kolejną magiczną sztuczkę. Trzy jej ciała zaczęły biegać wściekle wokół Fuki, uśmiechając się szyderczo. Bohaterka wiedziała, że dwa z tych ciał to iluzje i za chwilę wszystkie zaatakują. Musiała wybrać jeden cel. Szansa na sukces to jeden do trzech.
Atak! Kopnięcie Fuki trafiło jedną z trzech głów. Niestety, ta rozmyła się w powietrzu. Prawdziwa goblinka skoczyła na plecy dziewczyny i powaliła ją.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Mic · dnia 23.10.2012 08:20 · Czytań: 425 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: