Mężczyzna stanął we framudze drzwi, spoglądając zdenerwowany w stronę kuchni.
-Nie rób mi niczego- rzucił z przedpokoju spoglądając w lustro. Wyprężył się przed nim jak struna, ściągając nienaturalnie ramiona.
-Zaczekaj Erich…- odchodziły go odgłosy z kuchni.- Już kończę!
Po dłuższej chwili zobaczył przyodzianą w kuchenny fartuszek dziewczynę, niosącą w ręce zawiniątko.
-Proszę-wcisnęła mu je w dłonie, obejmując ustami jego uroczo odstającą wargę. Oficer uśmiechnął się poprawiając wstążkę orderu, przywiązaną pod kołnierzykiem.
-Nie jestem głodny- spojrzał na kanapki poowijane w papier i już chciał jej oddać, gdy kobieta zatrzymała go.
-Pewnie zgłodniejesz- jak co dzień- pocałowała go ponownie w policzek, strzepując wyimaginowany pyłek kurzu z piersi mężczyzny.
-Dzisiaj będzie inaczej- odwzajemnił się ciepłym spojrzeniem w jej duże, zielonkawe oczęta.
-Ale weź- upierała się nie puszczając jego dłoni, jakby w błagalnym geście.
-No dobrze, ale…- zaczął, lecz dziewczyna z figlarnym uśmieszkiem mu przerwała.
-Idź, idź…- popędzała go z rumieńcem na twarzy. Podała mu szybciutko czarną aktówkę, ale mężczyzna odłożył ją kilka kroków dalej.
-To też nie będzie mi potrzebne- powiedział ponuro. Widząc znaki zapytania w jej oczach, przeplatające się zaniepokojeniem, pocałował ją pośpiesznie w czoło.
Pod ich piękną kamienicą już czekał czarny samochód. Oficer wchodząc do auta, spojrzał jeszcze raz w stronę ich okien, widząc jak zza uchylonej firanki podgląda go narzeczona. Udając, że nie widzi poprawił koalicyjkę i wydał rozkaz, przywdziewając skórzane, czarne rękawiczki.
Wkrótce byli na miejscu przed ciemnym, gęstym lasem, skąd dobiegały go krzyki i płacz. Machinalnie ruszył do źródła tych przerażających odgłosów, były one przecież celem jego wędrówki. Oczom mężczyzny ukazały się najpierw niewyraźne kontury sylwetek, wyłaniające się zza drzew, przybierające z każdym krokiem na wyrazistości.
Wkrótce przebił się w sam środek tego zamętu, przedzierając się przez całe rodziny, kpiące głębokie rowy. Wydał kilka rozkazów, a w mgnieniu oka żołnierze poustawiali przyodzianych w zabrudzone i przepocone ubrania mężczyzn na skraj największego wykopu. Oficer widząc, że oto się zaczyna, sięgnął powolnie w dolną kieszeń munduru. Jego wzrok skierował się za ręką w dół. Błyszczące jeszcze niedawno do nasad oficerki, powlekło gęste, grudkowate błoto. Wtem otarł palcami o małe opakowanie, zupełnie zapominając o zabrudzonym obuwiu. Wyjął paczkę swoich ulubionych papierosów i gdy już trzymał zapaloną zapałkę- zagrzmiał huk karabinów, które nieprzerwanie przez kilka sekund wystrzeliwały w ludzi pociski. Mężczyźni, stojący nad rowem, w wyniku bezwładu ciała, osuwali się w dół, ścieląc jego szerokie dno.
Nawet nie drgnęła mu powieka, tylko z grymasem degustacji zapalił końcówkę papierosa, zaciągając się nim z błogą rozkoszą. Ze zmęczeniem patrzył przez siebie na masy przerażonych ludzi, przewijających się przed jego oczyma. Tyle musiał jeszcze zrobić…
Nagle- drgnął. Poczuł coś ciężkiego przy swojej nodze i dobiegł go szloch matki i dziecka. Z obrzydzeniem ogarnął wzrokiem postać wychudłej, lecz młodej kobiety z malutkim dzieckiem przy piersi.
-Panie oficerze, panie oficerze- klęczała przed nim, całując jego brudne od błota oficerki.
-Proszę mi pomóc, proszę- błagała nie mając odwagi spojrzeć mu w twarz.- Niech pan coś zrobi…
Oszołomiony mężczyzna odsunął się kilka kroków od niej, aż wreszcie przyszli esesmani ustawiając ją w rzędzie z innymi. Jego wzrok znów zatrzymał się na czarnych oficerkach. Nienawidził brudu, prawie tak samo jak tych przerażonych Żydów przed sobą. Ale coś się zmieniło. Dopiero teraz uświadomił sobie co przed chwilą był zmuszony oglądać. To miało miejsce pierwszy raz. Nie, nie te masowe egzekucje przeprowadzane w bawarskich lasach, lecz to bliskie spotkanie z ofiarą. Niewinną kobietą błagającą go o ułaskawienie- przecież to nigdy się nie zdarzało! Nigdy, przenigdy nie patrzył tym ludziom w oczy. Nie z braku odwagi zawsze unikał ich wzroku, ale z obrzydzenia i pewnego humanitaryzmu wobec siebie. Patrząc tej kobiecie w oczy zobaczył prawdziwego esesmana, czyli uosobienie mordercy, kata za jakiego siebie nigdy nie uważał. A do tego jeszcze dziecko. Był tak zaskoczony, nawet nie potrafił się do niej odezwać.
Spróbował odnaleźć tę Żydówkę, przekonać się, że to co w jej oczach zobaczył… To tylko zły sen? Ale czy to może być naprawdę sen? Czy to rozświetlające zielone listki słońce to tylko wytwór złudnej wyobraźni? Czy te strzały, teraz pojedyncze- dobijające ofiary, to tylko wyobraźnia? Czy wyobraźnia człowieka może przedstawić taki okropny obraz?
Teraz już przebrany w esesmański mundur mężczyzna rozgląda się za kobietą, lecz owe poszukiwania nie dają upragnionego finiszu. W jednym z rowów widzi tego chłopca. Małego bruneta, z ołowianą kulą w obryzganej krwią główce. Jedyne co mężczyzna znajduje w ich oczach to strach, taki sam jak w setkach innych.
Na powrót wchodzi w mundur, przypominają mu o tym krzyki jego podwładnych i ból pomiędzy palcami. Od razu wyrzuca koniuszek papierosa w błoto. Patrząc na nie, znów widzi tę kobietę, z tym dzieckiem.
Mężczyzna chce wyprzeć wszystkie niepożądane myśli, zmiażdżyć wyrzuty sumienia, patrząc na wygrawerowany gotyckim pismem napis „Meine Ehre heisst Treue”.
Zanim przekonał się do tego frazesu słońce zaszło, niebo pokryło się pojedynczymi gwiazdkami, a wszyscy Żydzi byli zakopani kilka metrów pod piaszczystą glebą. On- jako głównodowodzący przeszedł się po terenie jeszcze raz, sprawdził listy i nareszcie wsiadł do czarnego jak otaczająca noc Mercedesa.
Szofer odwiózł go do domu, w którym czekała na niego Renata, ale nie cieszyło go to jak wcześniej. Wstydził się wejść do domu.
Ledwie nacisnął dzwonek do drzwi poczuł stalowy uścisk wokół swojej szyi.
-Zaczynałam się niepokoić- uśmiechnął się słysząc jej słowa, pogładził ją po złocistych włosach i uciekł do łazienki. Tam czuł się bezpieczny.
Spojrzał w odbicie człowieka naprzeciwko. Nagle uwydatniły mu się ciemne sińce pod oczyma, które to nabrały dziwnego, mrocznego blasku. Potarł piekące ślepia dłonią, ściągając z nich łzy. Płakał?
Zdenerwowany wyjął papierosy z munduru, który zdążył uprzednio rzucić niedbale na podłogę. Nie patrzył już w lusto. Nie chciał widzieć tego mężczyzny.
Zapalił pierwszego, później jeszcze jednego…
Upojony nikotyną i uspokojony, rozebrał się całkowicie, a następie wskoczył pod bicz gorącej wody. Po nienaturalnie długim prysznicu, pośpieszył w ramiona swojej partnerki, sowicie wynagradzając poranną tajemniczość.
-Dlaczego tak długo ciebie nie było?- szepnęła, będąc już w jego objęciach.- Przyszedłeś taki…
-Zmęczony- dokończył za nią.
-Tak, tak… Zmęczony- powtórzyła, jakby chcąc uwierzyć w jego słowa. Nagle przyszły jej na myśl zabłocone oficerki, budzące w niej przerażającą wizję.- Jak było dziś w pracy?
-Ciężko- odpowiedział po dłuższej chwili przyciskając ją mocniej do swojej nagiej piersi.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Igis · dnia 23.10.2012 19:13 · Czytań: 671 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: