Tekst polecony przez redakcję.
Edytowane 28.11.2012
____________
Elwira
Deszcz stuka w szyby. Paulina wsłuchuje się w ten dźwięk, kojący i melancholijny. Skupia uwagę na tym, co z pozoru błahe, trywialne, co zwykle nawet nie zaprząta jej myśli.
W pokoju, pełnym znajomych rzeczy, czuje się bezpieczna. Wszystko jest na swoim miejscu, niemalże na wyciągnięcie ręki. Jak na przykład to drewniane pudełko, ręcznie zdobione, które dostała od dziadka, jako mała dziewczynka. Trzyma w nim skarby, pamiątki z wakacji, drogocenne drobiazgi. W rogu, przy łóżku zbiór szkiców, znak, że dziecięce marzenia przeradzają się w pasję. Na ścianie ulubiona replika Vincenta van Gogha, gwiaździsta noc.
Na stole porcelanowy wazon a w nim fiołki. Pachną cudownie, przypominając o nieśmiałym uśmiechu, ciepłym dotyku i obietnicy przyjaźni. Chętnie otrzymywałaby kwiaty codziennie. Niezależnie od pory roku, pogody, czy nastroju. Rozkoszuje się nimi bardziej niż czekoladkami, wypełnionymi przepysznym nadzieniem, które znikają jedna za drugą.
Dotykając rozgrzanego grzejnika myśli o tych wszystkich chwilach, o tych cudownych momentach, gdy wybiegając z domu do szkoły, do przyjaciół, łapała kurtkę i zatrzaskiwała za sobą drzwi.
Wygląda przez okno. Patrzy na drzewa, których gałęzie pochylają się tuż nad jej oknem, na soczystą trawę, miękką, intensywnie zieloną i ma ochotę wybiec do ogrodu. Nie w kaloszach, straszących jaskrawymi kolorami, ani w modnych sandałach, przykrytych kurzem, lecz boso.
Podnosząc ociężale nogę, chwyta się poręczy łóżka i sięga po kule. Uff…To zabolało. Zastanawia się, czy bez pomocy innych zejdzie po schodach. Ma nadzieję, że tak. Ślamazarnie, z prędkością żółwia stawia krok za krokiem.
Gdy jest prawie u celu, przeciera zroszone potem czoło i podnosi głowę. Mama stoi przed nią z zaniepokojoną miną i rękoma założonymi na biodrach.
− Miałaś odpoczywać – przypomina.
− Jestem wypoczęta. A po za tym muszę się czegoś napić.
Paulina rusza w stronę lodówki, wyciąga butelkę z sokiem i napełnia nim szklankę.
To prawdziwy cud, że przeżyła − mówili lekarze, gdy leżała w łóżku po długiej operacji. Cud. Nosi to słowo pod językiem, jak ulubiony smakołyk, którego nie chce się połknąć.
Nawet nie pamięta, jak to się wszystko stało. Zgrzyt samochodu, szum w uszach, ciemność.
− Rozlewasz! – mama zaczyna wycierać sok, ściekający na podłogę.
− Przepraszam – bąka nieśmiało i wycofuje się z kuchni.
W pokoju gościnnym tato i młodszy brat sklejają kolejny model samolotu. Hobby brata zainteresowało również ojca i teraz obaj są tak przejęci swymi odkrywczymi pomysłami, że tracą kontakt ze światem.
Paulina nie podziela ich entuzjazmu, chociaż czasem lubi oceniać efekt końcowy lub marudzić, że gołym okiem widać niedociągnięcia.
Tato posyła jej pełne niepokoju spojrzenie, na moment zamiera, potem macha ręką i odpowiada na pytanie syna.
Paulina odwraca głowę i kuśtykając podchodzi do okna. Przykleja nos do szyby i patrzy na krzak dzikiej róży, w którym jakiś ptak chowa się przed deszczem. Tylko centymetry dzielą ją od ukochanego ogrodu, gdzie latem czyta książki, a zimą biega po śniegu.
Waha się tylko przez moment.
Przygryzając dolną wargę, naciska klamkę i otwiera drzwi.
Najpierw stoi zaskoczona, bo ma wrażenie, że minęły lata, odkąd była tu ostatni raz. Potem wysuwa bosą stopę.
W głowie ma tysiące nieuporządkowanych myśli, goniących uparcie w przeciwnych kierunkach. Nie próbuje ich zrozumieć ani ogarnąć, teraz może tylko słuchać.
Krople jesiennego deszczu spływają ciurkiem po twarzy. Są orzeźwiające i cudownie delikatne, otwierając pory, wnikają głęboko pod skórę i docierają aż do przepony. Chłodne powietrze przepływa między jej luźną koszulką, trzepocze przydługimi rękawami i odgarnia włosy do tyłu. Bose stopy grzęzną w błocie, między palcami przeciskają się ziarenka piasku i drobne kamyczki. Wyczuwa też źdźbła trawy i kolorowe liście starej jabłoni, na której kręcą się kropelki wody.
Ile mam czasu? – Zastanawia się intensywnie. Minuty, sekundy, czy całą wieczność?
Być może wygląda komicznie, groteskowo. Włosy potargane, cera bez śladu pudru i korektora. Sportowa odzież. Dlaczego więc teraz czuje się sobą, bardziej niż przedtem?
Ma ochotę tańczyć, skakać i biegać. Nawet z przyjemnością zaczęłaby krzyczeć.
Gdzieś w oddali pędzi pociąg, ciężka maszyna szlifuje do połysku stalowe tory. Za płotem szczeka rozgniewany pies. Na ulicy trąbią samochody, ludzie rozmawiają, żartują. Sąsiedzi kłócą się o pieniądze.
Życie toczy się jak każdego dnia. Jednym słowem nic się nie dzieje. Nuda.
Nieoczekiwanie tuż za krzewem jałowca wychyla się ruda czupryna i piegowaty nos. Ktoś czeka na znak, ściskając w dłoni kilka fiołków.
Paulina podnosi dwa palce do góry. Uśmiecha się.
Chłopak, którego ignorowała od lat, podchodzi do niej z wyciągniętą dłonią i pomaga uchwycić równowagę. Na ramieniu ma wypchaną po brzegi szkolnymi podręcznikami torbę.
Czy to łzy, czy tylko deszcz?
W progu pojawia się mama. Tym razem nic nie mówi, tylko przygląda się uważnie, obserwuje, może i ona widzi coś niezwykłego.
Cud. To słowo grzęźnie tuż pod językiem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Monia81 · dnia 26.10.2012 07:23 · Czytań: 2948 · Średnia ocena: 4,17 · Komentarzy: 18
Inne artykuły tego autora: