Rejterada znad jeziora (IX) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Rejterada znad jeziora (IX)
A A A
Małolat daleko nie ujechał.
Kiedy tylko skręcił za boczną ścianę, poprosiłem, żeby zatrzymał się na parkingu przed głównym wejściem do hotelu. Trochę się wzbraniał, bo ten jego ford rzeczywiście nie pasował do wozów, które tu stały, ale obiecałem mu, że to tylko minuta. Muszę jedynie oddać klucze od samochodu – tłumaczyłem.
Wyskoczyłem do jeepa, zabrałem swój neseser, wrzuciłem do forda po czym poprosiłem jeszcze o chwilkę czasu i poszedłem do Anny, do jadalni.
Czułem się jak ostatni szmaciarz, ale co ja miałem zrobić? Nie widziałem innego wyjścia. Ania nie zasłużyła na to, co ją miało spotkać, tylko co z tego? Mną tak samo nikt się nie przejmował…

- Aniu, jest mi bardzo przykro, że muszę ci to powiedzieć. Nie pojadę do Moskwy! – oświadczyłem jej, kiedy tylko usiadłem przy stoliku. – Nie mogę!
Ręka z widelcem bezwładnie opadła na stół.
- Co???
- Chciałem właśnie oznajmić to Dorotce, ale cały czas jest poza zasięgiem – blefowałem – i nie mam z nią kontaktu! Wracam do domu, bo moi klienci na mnie czekają. Nie będę też przysyłał Joasi, więc musisz na razie zostać w Polsce. Zostawiam ci wszystkie gadżety do jeepa – wyłożyłem na stolik kluczyki, kartę i inne zabezpieczenia – oddaj to szefowej. Podziękuj też ode mnie za pamięć i pozdrów ją ode mnie! Reszta jest w samochodzie, auto jest zamknięte i stoi tu przed hotelem. Przykro mi, że tak się stało, ale nie mam innego wyjścia. Cieszę się, że ciebie poznałem, bo jesteś wspaniałą dziewczyną! Może jeszcze spotkamy się kiedyś w lepszych okolicznościach… A teraz muszę się pożegnać, bo transport na mnie czeka. Życzę ci powodzenia w życiu! Wszystkiego dobrego! – skłoniłem się, po czym poderwałem się z krzesła i nie czekając aż odzyska mowę, wybiegłem z jadalni.
Drzwi za mną się zatrzasnęły.

Wolałem nie słyszeć tego, co mi chciała odpowiedzieć. Świadomie i z premedytacją pozostawiałem za sobą wypaloną pustynię. Żebym już nawet nie chciał i nie śmiał marzyć. Żeby już nigdy Pokrzywno nie skusiło mnie do chęci powrotu. Chciałem zapomnieć i wykreślić to dzisiejsze upokorzenie z pamięci. I jak najszybciej stąd odjechać!

Małolat Michał, był niezłym kierowcą. Prowadził auto zawadiacko i co jakiś czas jego ostre manewry wyrywały mnie z zamyślenia. Popatrywał też czasami na mnie, jednak nie odważył się zagadywać. A ja milczałem niemal przez całą drogę.
To tylko dla Anny sprężyłem się i zagrałem chojraka. Na tyle też wystarczyło mi sił. Kiedy jednak wsiadałem znowu o forda, czułem się niemal tak, jak rano przy płocie. Zdawałem sobie sprawę, że tym razem klamka zapadła i nie będę mógł się wycofać z moich deklaracji, nawet gdybym zmienił zdanie. A jednak było mi wszystkiego żal…
Można chyba było rozegrać to inaczej, nie musieliśmy doprowadzić sytuacji do takiego stanu, no i przecież mam dzieci! Chyba mam do nich jakieś prawa…
Ale jakie? Dorota pokazała mi, czym są moje prawa. „Do końca życia nie odezwę się do ciebie!” – huczało mi w uszach. Zabierze teraz dzieci do Nowego Jorku i tyle będę je widział! Umiała sobie radzić…

- Jeśli pan chce dostać się na dworzec, to wysadzę pana na przystanku. Nie wiem jak jeżdżą autobusy, ale rozkład jazdy pan znajdzie. Tym niemniej, ja bym radził jechać busem. Tak najlepiej. Jest tu kilku przewoźników, w sezonie jeżdżą często, nie powinien pan mieć problemów! – informował mnie małolat.
Porzuciłem rozmyślania i wróciłem do rzeczywistości. Dojeżdżaliśmy do skrzyżowania.

Teraz byłem zadowolony, że nie miałem zbyt wiele bagażu. Mój neseserek nie sprawiał mi kłopotów. Wszystko to co dostałem od Romka, cały bankowy sprzęt: laptopa, telefon, teczkę z dokumentami, umowami i całą resztą różnych instrukcji, oraz wszystko to co kupiła mi Dorota, pozostawiłem w jeepie. Nawet te używane i nie wyprane koszulki, oraz sportowe wyposażenie do biegania. Domyślałem się, że to ją rozdrażni, ale tego właśnie chciałem. Chciałem jej zademonstrować, że skoro zachowała dla mnie tylko pogardę, to ja tak samo gardzę jej prezentami i jej łaskawością. Obejdzie się! Przeżyłem tyle lat bez niej, przeżyję i dalsze! Sama tego chciała…

Małolat zostawił mnie pod przystankową wiatą i musiałem już radzić sobie sam. Jeśli rozkład jazdy jest zbliżony do tego sprzed laty, to bez problemów powinienem zdążyć na pociąg. Wprawdzie nie mam teraz kanapek tak jak przed laty, nikt też nie będzie czekał na peronie ani machał rękami gdy pociąg ruszy, jednak jakoś to przeżyję. I nigdy więcej! Nigdy więcej jezior, Pokrzywna i spółki „Liman”! Nie pamiętałem już o Baśce, o Annie, o Lidce… o nikim! Myślałem tylko o słowach Doroty i o tym, że to wcale nie był mój świat! Dałem się złapać na lep jak mucha na miód…
Kiedyś przed laty, pracując w Moskwie, często słyszałem jak miejscowi powtarzają tamtejsze popularne przysłowie, że bezpłatny ser bywa tylko w łapce na myszy…
A widzieliśmy przecież zakaz wjazdu… Po co było się tam wpychać? Przynajmniej na jakiś czas zachowałbym tamte, dawne wspomnienia o Dorotce… kiedy jeszcze była czarującą i kochającą istotą…

Na przejeżdżającą taksówkę machnąłem raczej odruchowo. Tym niemniej zatrzymała się i nie wypadało już powiedzieć, że to był przypadek. Zajechałem zatem przed stację za mnóstwo pieniędzy, sprawdziłem rozkład jazdy i okazało się, że mam sporo czasu do mojego pociągu.
Tyle tylko, że mi się spieszyło. Nie chciałem ani tu zostawać, ani też czekać. Mierziło mnie sąsiedztwo wesołych turystów, mimo że tak naprawdę, nie było ich zbyt wielu. Ludzie nie byli mi potrzebni. Ciągle miałem wrażenie, że na twarzy mam wypisaną klęskę i żadne zabiegi tutaj nie pomogą, bo wszyscy to widzą i wiedzą! Musiałem stąd odjechać!
Dlatego kupiłem bilet na lokalny skład do Białegostoku i usiadłem na końcu peronowej ławki, po czym schowałem twarz w dłoniach. Miałem dwadzieścia minut do odjazdu. Tyle to wytrzymam. Resztę załatwię w Białymstoku. Będę miał sporo czasu.

Na szczęście pociąg podjechał punktualnie i wolnych miejsc nie brakowało. Wybrałem takie, żeby nikt nie patrzył mi w twarz i zaraz po wejściu usiadłem, po czym przycisnąłem głowę do szyby. Żeby chociaż trochę ochłodzić rozpaloną twarz. A kiedy wagon drgnął i ruszył, czułem jak serce wyrywa mi się spod żeber, jednak zacisnąłem zęby i wtłoczyłem je z powrotem na miejsce. Niech ten dzień skończy się jak najszybciej!

Białystok przywitał mnie wiatrem, który przyjemnie chłodził moje rozpalone policzki. Czułem się już lepiej. Bardziej anonimowo. Na dworcu tłoku nie było, pamiętałem zresztą to miasto z dawnych lat. Bywałem tutaj nie raz, dawne dzieje… Ciekawe, czy na Handlowej znalazłbym jeszcze kogoś z dawnych znajomych? Szkoda, że dzisiaj firmy nie pracują…

Kupiłem w kasie bilet na pośpieszny do Warszawy, po czym wyszedłem na przydworcowy plac. Miałem ponad dwie godziny czasu. Coś trzeba będzie robić, żeby nie ogłupieć od myśli cisnących się do głowy. Tylko co? Na nic nie miałem ochoty, a i pieniądze musiałem oszczędzać, bo nie za wiele mi zostało. Jak wszystko dobrze pójdzie, to między drugą a trzecią w nocy będę w domu. Prześpię się, a potem komputer i sprawdzanie programów. W poniedziałek natomiast, z samego rana, będę próbował ugłaskać klientów, żeby się na mnie nie wypięli.
Dobrze, że nie posłuchałem Doroty i nie powiedziałem nikomu o swoim wyjeździe do Moskwy i końcu współpracy. Miałbym się teraz z pyszna! Chyba nawet na chleb już bym nie zarobił…

Ławeczka w cieniu wysokiego drzewa jakby na mnie czekała. Wypatrzyłem ją w ostatnim momencie, bo już miałem się odwracać i pójść w przeciwnym kierunku. Stała niedaleko przydworcowego placu, przy alejce, niemal równoległej do ulicy, jednak to mi akuratnie nie przeszkadzało. Pomyślałem, że może szum samochodów i gwar przechodniów zagłuszą moje myśli. I tam będę mógł przetrwać oczekiwanie na pociąg.
Była pusta, więc rozsiadłem się wygodnie. Jednak po chwili zrozumiałem, że wszystko zaczyna mi przeszkadzać. Zarówno ładne, nowe modele samochodów, przekraczające dopuszczalną prędkość, jak i młodzi ludzie spacerujący leniwie, w zasadzie bez sensu i powodu, skąpo ubrane młode panienki, łypiące oczami na boki, a nawet dzieci, kwilące w wózkach prowadzonych przez matki, nie wiadomo dlaczego i po co, tak daleko od domu.
Ja już nie nadawałem się do ludzi… Ten świat nie był mój! Byłem w nim wyrzutkiem…

Opuściłem nisko głowę i wsparłem się łokciami na kolanach, tępo oglądając nawierzchnię alejki obok swoich zakurzonych butów. A przy okazji nogi i obuwie przechodniów. Tak było lepiej. Nie musiałem oglądać zadowolonych twarzy, nie musiałem nikomu zazdrościć jego szczęścia, ani sam silić się na obojętną minę. Bo nie do śmiechu mi było…
Cały czas miałem przed oczami wykrzywioną nienawiścią twarz Doroty, a w uszach jej syczące słowa „wracaj do swojej kucharki, bo ci zmarznie!”.
Skąd u niej zmaterializowały się takie uczucia? Skąd taka gwałtowność reakcji? Nigdy czegoś takiego u niej nie widziałem! Ani w stosunku do mnie, ani wobec innych! Więc jak to jest? Dlaczego tak postąpiła? Nawet, jeśli uznała, że przespałem się z Baśką, to nie mogła mnie zapytać? Upewnić się? W dodatku… chyba Baśka miała rację!
Dorota, nawet kiedy spała ze mną, to powtarzała potem, że jest żoną Johna! Żebym o tym nie zapominał. Czyli było jasne, że wróci do jego łóżka i mnie nic do tego! Więc dlaczego mnie niczego nie wolno? A może to naprawdę chodziło tylko o Baśkę? Że to niby z nią? Baśki tak nienawidzi? I tego mi nie chce darować? Śmieszne! Żeby chociaż to spanie z Baśką było prawdą…

A buty chodziły sobie w różne strony. Raz w jedną, a raz w drugą… i buty różne. Eleganckie i byle jakie, męskie i damskie, dorosłe i dziecięce, czarne, brązowe i kolorowe… cały przekrój dużego sklepu obuwniczego! I jeszcze kilku kiosków na dokładkę. Pojawiały się z jednej strony, przechodziły przez obszar objęty moim spojrzeniem, po czym znikały naprzeciwko. Raz wolniej, raz szybciej… jak mrówki na ścieżce do mrowiska. Tym niemniej konsekwentnie znikały z zasięgu mojego wzroku.
I jakież było mój zdziwienie, kiedy w pewnej chwili, całkiem kształtna para damskich nóg, zakończona modnymi szpilkami, zachowała się odmiennie. Weszła w krąg mojego spojrzenia i gdy już była mniej więcej w jego centralnej części, tak jakby zawahała się, po czym noski szpilek odwróciły się w moim kierunku i buty przystanęły, niemal się dotykając. Równiutko jak na paradzie. Zaskoczony, poderwałem do góry głowę...
Nade mną stała Lidka. Bez uśmiechu na twarzy, powiedziałbym nawet, że była zmartwiona. Albo smutna.

- Mamusia to ciebie nie uczyła, że nieładnie jest wyjeżdżać tak bez pożegnania? – zapytała głośno i złośliwie, kiedy już wstawałem z ławki. – Ani be, ani me, ani kukuryku, złapał walizkę i sobie pojechał!
Oczywiście, uwaga przechodniów natychmiast skoncentrowała się na mnie, więc zmieszałem się, jakbym co najmniej uciekł z knajpy przed zapłaceniem rachunku. Czemu mi dokucza? Uważa, że jeszcze mało dziś dostałem? Jednocześnie fakt, że nieco mnie zdenerwowała, pozwolił mi na zabranie głosu.
- Zwyczajnie wracam do domu! Nikomu nie jestem potrzebny, po co mam się tam plątać?!
Zastanawiałem się dlaczego mnie odszukała. Czyżby Dorotę naszła refleksja? Jakoś nie chciałem w to wierzyć… Lidka natomiast uważnie lustrowała moją twarz.
- To aż tak?... – zapytała, tym razem spokojnie, bez agresji w głosie. Uciekłem ze wzrokiem w bok, bo musiałem zacisnąć zęby.
- Usiądźmy! – zaproponowała cicho.
Natychmiast skorzystałem z tej możliwości, bo dzięki temu nie musiałem patrzeć jej w oczy. Nie widziałem więc, że wyjęła telefon i zorientowałem się dopiero, gdy usłyszałem jak mówiła do aparatu.
- Znalazłam… Nieważne gdzie. Zostań w samochodzie… Nie, na razie zostań. Za chwilę zadzwonię! – rozłączyła się.
- Do kogo dzwoniłaś?
- Do Romka – wyjaśniła. – Obydwoje ciebie szukamy.
- Dorota was wysłała? – nie wytrzymałem i spojrzałem na nią.
Lidka pokręciła głową przecząco.
- Nie wiem gdzie jest Dorota. Jesteście wszyscy jednakowo mądrzy i staracie się równo, abym nie miała nawet jednego wolnego dnia dla swoich dzieci. Czy was wszystkich całkiem pogięło? Epidemia jakaś, czy co? Zachowujecie się jak szczeniaki, a nie dorośli ludzie! Dlaczego wyłączyłeś telefon?
- Właśnie dlatego, żeby już nikomu nie przeszkadzać! – rzuciłem rozdrażniony. – Może i nie mam milionów, ale jak mi plują w oczy, to nie potrafię powiedzieć, że deszcz kropi!
- Czy to do mnie pijesz? Ja nie mam milionów…
- Przestań! Doskonale wiesz, że tak nie jest. Ale ty masz swoje życie, niemało własnych problemów, po co miałem znowu obciążać ciebie dodatkowymi? Jeśli jestem winien, to niech już tak zostanie! Wiem, pamiętam że mnie uprzedzałaś, ale trudno. Stało się i mleko się wylało. Żałuję tylko, że w ogóle tu przyjeżdżałem. Miałbym przynajmniej jakieś wspomnienia, a teraz czuję tylko niesmak w gębie. Milionerki mi się zachciało, kurwa jego mać! Teraz ona mnie nienawidzi, ja czuję do niej żal i nawet Baśka dostała błotem, nie wiadomo za co. Szkoda mi jej, ale nie potrafię tego zmienić…
- Ooo… – przerwała mi okrzykiem. – Czyżbyś mnie nie posłuchał? To może powiesz mi co się między wami wydarzyło?
- Nic się nie stało, wracam do domu i to wszystko!
Zapadła cisza. Zwodnicza.
- Tomek! Jeśli uczciwie sobie wszystko przypomnisz – zaczęła spokojnie. – Owszem, czasami z ciebie żartowałam i kpiłam, ale zawsze wiedziałeś kiedy żartuję i dlaczego. Pozwalałam też, abyś ty również kpił ze mnie. Bo to wszystko odbywało się w pewnych ramach. W ramach pewnej konwencji. A poza tym, już nieodmiennie traktowałam ciebie bardzo poważnie, tym bardziej w poważnych sprawach. Dlatego też, bardzo cię proszę, spróbuj teraz ty potraktować mnie tak samo poważnie.
- Lidka, ja ciebie zawsze traktuję poważnie! – zapewniłem.
Zareagowała na moje słowa bardzo powściągliwie.
- Więc posłuchaj, nie zastanowił cię fakt, że obydwoje z Romkiem zadaliśmy sobie dzisiaj trud odnalezienia ciebie? Jak sądzisz, to tak dla sportowej rywalizacji? Czy z braku ciekawszego zajęcia? Jeśli tak nie uważasz, to bądź uprzejmy potraktować mnie tak, jak deklarujesz!
Milczałem przez jakiś czas.
- Lidka… problem polega na tym, że musiałbym złamać słowo, które jej wczoraj dałem. A przyrzekłem, że nie powiem niczego nawet tobie. Mam zawiązane usta.
- Rozumiem. Więc opowiedz mi to, co ujawnić możesz.
- Na pewno jest ci to potrzebne?
- Tomek… Nie przyszło ci nigdy do głowy, że my we dwoje, ty i ja, jedziemy teraz na jednym wózku? Pamiętasz jak kiedyś przyjechaliśmy do Pokrzywna i powiedziałam ci od razu, że dupą wyczułam problemy jakie mi stworzysz? Wiedz, że teraz było dokładnie tak samo. To dlatego już od pierwszego dnia pilnowałam każdego twojego kroku, skrywając wszystko pod płaszczykiem ochoty na wódkę. Dlatego też znalazłam się przy tobie, kiedy wędrowałeś do hotelu, dlatego poszłam z tobą i uprzedzałam cię, że wyciągając ręce po Dorotę możesz wszystko zniszczyć…
Milczałem, opuściwszy głowę. Coś było na rzeczy... Lidka zaś ciągnęła dalej.
-… A dzisiaj mam przeczucie, graniczące niemal z pewnością, iż przez ciebie moja firma poszła się pieprzyć! Dlatego rzuciłam wszystko i uganiam się za tobą, bo chcę się dowiedzieć co zaszło naprawdę! I nie mogę czekać przez następne siedem lat! Ja muszę wiedzieć to teraz, dzisiaj, bo moja firma nie zniesie czekania!
- Przecież Dorota wszystko ci opowie…
- Tomek… owszem, opowie, ale wtedy będzie już za późno. Tak jak ze swoją ciążą, pamiętasz? Niczego mi nie powiedziała, dopóki nie wyjechałeś. A poza tym nie jest już wcale taka wylewna jak niegdyś. Najlepszy dowód masz jak na tacy. Nie zajrzała do mnie, nie zadzwoniła, nie chciała ze mną rozmawiać. I wyłączyła telefon, tak samo jak i ty!
- To skąd w ogóle wiesz, że coś zaszło?
Spojrzała na mnie i w jednej chwili jakby podjęła decyzję.
- Dobrze. Obiecuję ci, że powiem wszystko o co będziesz pytał. Wszystko! O Dorocie, o firmie i co tylko zechcesz. Zgodnie z prawdą. A ty w zamian powiesz mi teraz wszystko o was, zgoda?
Pokiwałem głową, jakby akceptując jej propozycję, ale w milczeniu. Lidka natomiast nie wahała się dłużej. Tak jakby uzyskała potwierdzenie swojej propozycji.

- Dowiedz się zatem, że zaraz po twoim wyjeździe, Baśka zabrała torebkę, niczym kiedyś pewna spikerka w telewizji i oznajmiła Wojtkowi, że właśnie zakończyła pracę w tym hotelu. Na zawsze! Następnie zadzwoniła do mnie, powtórzyła to i poszła sobie do domu. Powiedziała, żebym szukała kogoś innego do kuchni, bo już tam nie wróci. Przynajmniej dopóki w domu będzie Dorota. Zapowiedziała kategorycznie, że otworzy budkę ze smażonymi kiełbaskami, albo sprzeda dom i wyjedzie stąd, natomiast zdania nie zmieni. Rozumiesz więc, że nie miałam wyjścia. Jest środek sezonu, pan Wojtek przyjechał tylko na weekend, a ja zostaję na lodzie! Bez kuchni!
- Ja się z nią pożegnałem normalnie!
- To już wiem! – przytaknęła głową. – Ale ty nie wiesz co było dalej. Dlatego wprowadzam cię w temat. Siadłam w auto i pojechałam do Pokrzywna, bo szlag mnie brał. I od niej dowiedziałam się o tym, że rano wpadła do was Dorota i ty, po spotkaniu z nią, wyjechałeś już do domu. Muszę przyznać, że mnie zamurowało. Oczywiście, próbowałam skontaktować się z Dorotą, ale jej telefon był wyłączony, a dom zamknięty. Zadzwoniłam też do Johna, jednak i on niczego nie wiedział. Nawet specjalnie się nie przejmował. Rozmawiałam tak samo z Anną, więc dowiedziałam się, że zostawiłeś jeepa, dokumenty i zapowiedziałeś, iż do Moskwy nie pojedziesz. To w zasadzie wszystko. Znam zatem wersję tego zdarzenia od Baśki i Ani, tyle, że niczego nie rozumiem.
I jest jeszcze jedna sprawa. Kiedy zadzwoniłam do mamy, do ośrodka, okazało się, że w kuchni jest Helena. Dorota wysadziła ją rano z zadaniem przygotowania obiadu. Helena zrobiła błąd, że mi się nie zameldowała, ale trudno. No i teraz najważniejsze. Dorota zapowiedziała Helenie, iż nigdy więcej nie tknie jedzenia od Baśki! Ani dzieciom jeść nie pozwoli! A to już jest paranoja! Wtedy zrozumiałam, że problemem jesteś ty i twój nocleg u Baśki. Dlatego muszę wiedzieć co się wydarzyło, bo inaczej nie wiem jak temu przeciwdziałać! Weekend się skończy, Wojtek wróci do Warszawy, a ja zostanę z ręką w nocniku!

Przyszła kolej na mnie. Westchnąłem tylko i… popłynęła moja opowieść. Nie mogłem ukryć przed nią tego, jak kochaliśmy się z Dorotką w jeziorze, a skoro o tym wspomniałem, musiałem opowiedzieć też i o początkach, czyli o Helenie, oraz naszej poprzedniej nocy. Przedstawiłem też z detalami jak dla Doroty wyglądało nieporozumienie z Barbarą, a także to wszystko, co Baśka powiedziała o niej potem. Jasno też dowiodłem, że nawet w tym incydencie, niczemu nie była winna. Sam ją położyłem, sam przykryłem kołdrą. A Doroty nawet nie widziała!
Lidka w zasadzie milczała, słuchając wszystkiego bardzo uważnie. Czasem tylko mi przerwała, zadając krótkie pytania, a kiedy skończyłem, opuściła głowę i bezsilnie nią kręciła.

- Czysty surrealizm! – skomentowała krótko. – Popieprzyło was dokumentnie! Tomek, zapytam jeszcze otwarcie, bo chcę to usłyszeć jednoznacznie! Czy kiedykolwiek pieprzyłeś się z Baśką czy nie? Nawet wcześniej, przed laty? Powiedz mi prawdę!
- Lidka! Gdybym kiedykolwiek spał z Baśką to bym u niej został, a nie uciekał! Więc ani kiedyś, ani teraz, rozumiesz? A poza tym… przecież jesteś kobietą! Jak wyobrażasz sobie pięćdziesięcioletniego faceta, który kochał się w nocy, potem rankiem i jeszcze na dodatek wieczorem? Czy ja jestem robotem – automatem? Czy mógłbym tak zaraz wyleźć na inną kobietę? W dodatku pijany? Przecież nawet by mi nie stanął! Mogłem robić to z Dorotką wcześniej, na trzeźwo, bo to o niej marzyłem całymi latami i od dawna podnieca mnie nawet sam jej zapach! I z nikim innym nie byłbym w stanie tego powtórzyć! Więc skąd takie myśli przychodzą ci do głowy?
Nie zareagowała na moje pytanie. Umilkła i coś analizowała w głowie. Ja zaś czekałem na jej odpowiedź.

- Tak… narobiło się… – westchnęła, opanowanym głosem. – Coś ci opowiem, ale chyba nie tutaj. Musimy znaleźć sobie inne miejsce, bo dupa mnie boli od tej ławki.
- Lidka, za godzinę mam pociąg…
- Pojedziesz następnym! – oświadczyła twardo.
- Nie da rady, następny jest jutro! O tej samej godzinie! A ja w poniedziałek, z samego rana, muszę być już u klientów!
Spojrzała na mnie z przekąsem.
- Tia… czyli jesteś zdeterminowany…. Więc tak naprawdę nie chcesz pojechać do Moskwy?
- Jak mógłbym to zrobić? Po co? Nie chce ze mną rozmawiać, nie ma krztyny zaufania, a zresztą… Mam pojechać do Warszawy i dowiedzieć się, że temat jest nieaktualny? Powiedziałem ci, że mam dość upokorzeń. Pokazała mi gdzie jest moje miejsce i wystarczy. Szkoda mi tylko córki, bo narobiłem jej nadziei, a jutro w domu będę musiał świecić oczami…
- Masz bilet na pociąg? – zapytała jeszcze, zmieniając temat.
- Mam!
- To go zwróć! Nigdy nie próbowałam ciebie do niczego zmuszać i dzisiaj też nie zmuszę, ale bardzo ciebie proszę, żebyś teraz został W dodatku będzie to także w twoim własnym interesie!
- Lidka, ja bym chciał…
- Więc co?
Machnąłem rękami. Niech się dzieje co chce. Nie chciałem się przyznać, że na koncie mogę już nie mieć pieniędzy na drugi bilet…
- Wiesz, nadwyrężyłem układy z klientami i nie jestem pewien, czy zechcą nadal ze mną współpracować! Ja muszę się przygotować do poniedziałkowej pracy!
- Pieprz to! – odpowiedziała spokojnie. – Dam ci lepszą pracę, jeśli mi pomożesz i firma przeżyje! Jaką zechcesz, do stołka mojego zastępcy włącznie! Marnujesz się tam u siebie, nie ma o czym gadać.
- Jak mam ci pomóc? – zapytałem, zrezygnowany.
Sądziłem, że zrobi mi jakiś dłuższy wykład, ale się przeliczyłem.
- Bierz swoją walizkę i idziemy!
- Gdzie?
- Do samochodu.
- Lidka… – przystanąłem. Natychmiast wlepiła we mnie swój wzrok.
- Tomek, tylko bez obiekcji i protestów, bardzo cię proszę!
- Nie wrócę do Pokrzywna! – zastrzegłem.
- Nikt cię tam nie ciągnie! – odpowiedziała beznamiętnie. – Proszę cię tylko o dalszą rozmowę i to wszystko! Przynajmniej tyle dla mnie zrób!
- Dobrze już, ale powiesz mi po co to wszystko?
- To ci mogę obiecać! – zgodziła się. – Dowiesz się wszystkiego!

Hotel „Baron” pamiętałem. Sypiałem tu kiedyś. Korzystałem też z miejscowej restauracji, chociaż na pewno nikt mnie w niej nie pamiętał. Lidka przyjechała tu na pamięć.
Usiedliśmy w końcu sali przy narożnym stoliku, daleko od baru, tak na wszelki wypadek. Żeby nikt nam nie przeszkadzał, mimo że i tak było tu niemal pusto. Znudzony kelner natychmiast podał nam menu, ale Lidka bez czytania zamówiła dla nas żubrówkę, sok i przekąski.
- Co tak wlepia gały? – skomentowała moje spojrzenie, gdy kelner oddalił się już z jej zamówieniem. – Mam kierowcę, nie przejmuj się. A ich ofertę znam na pamięć!
- Będziesz pić gorzałę?
- Wyobraź sobie, że zamówiłam ją dla ciebie! Powiem więcej, chyba uwierzyłam w twoją wersję i mam wrażenie, że nie jest jeszcze tak tragicznie. To się powoli da odkręcić. Może też i ja się napiję, bo czeka mnie jeszcze rozmowa z Dorotą. Na trzeźwo mogę jej nie dać rady, a muszę wstrząsnąć tą dziewczyną, bo inaczej rozwali mi firmę!
- Jakim cudem?
- Powoli, poczekaj! Tak jak obiecałam, niczego przed tobą nie będę ukrywać. Dorota jeszcze się nie pojawiła, bo miałabym telefon od Heleny. Nadal nikt nie wie gdzie jest! Ale ja znam ją na tyle, żeby teraz domyślać się o co jej chodzi… Wiesz co? Miałam dzisiaj wrażenie, że znalazłam się w oku cyklonu. Na nic nie mam wpływu, wszystko dookoła kręci się i fruwa, a ja jestem bezradna! Nie wiem co jest grane i nie potrafię temu zapobiec, ani się bronić! Pierwszy raz w życiu tak się poczułam!
Przerwała na chwilę, bo kelner zaczął realizować zamówienie. Kiedy odszedł, przyrządziła nam drinki, wypiła odrobinę i kontynuowała.
- Helena mogła do mnie zadzwonić od razu, ale nie zadzwoniła. Dorota mogła zadzwonić – nie zadzwoniła. Ty mogłeś zadzwonić – nie zadzwoniłeś. Anna mogła zadzwonić – nie zadzwoniła. John mógł zadzwonić – nie zadzwonił. Tylko do Stefana nie mam pretensji, bo ponoć spał przez cały czas i o niczym nie wiedział.
- Tak bardzo mi się dziwisz? Dorota już wcześniej zabroniła wspominać o czymkolwiek nawet tobie. A później pomyślałem, że to i tak na nic… Nawet chłopców zabrała, żebym nie mógł chociażby się z nimi pożegnać…
- Przecież tłumaczyłam ci niedawno, że lepszej sojuszniczki niż ja, to ty w życiu nie znajdziesz – kręciła głową. – Dobrze, nie będę się nad tobą pastwić, chociaż należałoby. Wróćmy do tematu zasadniczego. Otóż siedziałam sobie spokojnie w domu, bawiąc się z moimi maluchami, nie wiedząc oczywiście, że Helena jest w Czyżynach, a tu nagle dzwoni Baśka. I z płaczem mnie informuje, że muszę sobie poszukać kogoś do kuchni, bo postanowiła zrezygnować z tej pracy. A mnie wtedy szlag trafił, bo zrozumiałam, że będę mieć niewąskie kłopoty…
- Kiedy to było? – zdziwiłem się. – Przecież gdy pożegnałem się z nią, to normalnie pracowała, przyjęła chyba ryby, bo ja odjechałem dostawczym autem z tego gospodarstwa…
- Ano właśnie. Wiesz w jaki sposób Baśka została szefową kuchni?
- Orientuję się, bo wspomniała mi o tym, ale bez szczegółów. Wiem natomiast, że dla ciebie jest gotowa niemal na wszystko.
Lidka potaknęła ruchem głowy.
- Na wszystko, ale tylko do pewnych granic. Tomek, nie będę ci zaciemniać spojrzenia nadmiernymi szczegółami, bo to niepotrzebne, ale dzięki temu, że kiedyś obydwie pilnowałyśmy twojej trzeźwości, mam o niej swoje własne zdanie i ono zdecydowanie różni się od poglądu Doroty. Owszem, Dorka już przed laty prawidłowo wyczuła w niej rywalkę. Jeśli zwróciłeś na to uwagę, to nigdy nie zaproponowała Baśce przejścia na „ty”, zawsze trzymała ją na dystans. Tak jest też do tej pory, powiedziałabym nawet, że dystans jeszcze bardziej się powiększył. A Baśka jest inteligentniejsza niż wszyscy sobie wyobrażają i ma niezwykły talent, tak zwanego „nosa”. Ludzi ocenia szybko i bezbłędnie. Dorotę też rozszyfrowała wtedy od razu i po paru dniach wiedziała o niej więcej, niż ty wiesz nawet dzisiaj.
- Niby co takiego? Daj jakiś przykład!
- Chociażby to, że na początku lata, Dorota zupełnie nie była uczuciowo zaangażowana w wasz związek. Traktowała ciebie miło, z sympatią, ale dość instrumentalnie. Byłeś jej potrzebny na chwilę, a nie na zawsze, wiesz o tym? Przyznała się?
Skinąłem głową.
- Ja tak samo nie zdawałam sobie z tego sprawy, mnie również zmyliła. Ale nie Baśkę! Baśka to widziała, wiedziała i czekała, aż Dorocie się znudzisz. Tym niemniej, w tym przypadku się pomyliła, bo Dorota, zamiast wykazywać oznaki znużenia oraz pokazywać ci swój prawdziwy charakter, grzęzła coraz mocniej i nawet nie wiedząc kiedy… zakochała się w tobie! Ja mówię poważnie! Mam wprawdzie na ten temat własną teorię…
- Jaką? Jaki prawdziwy charakter? – nie wytrzymałem.
- Chcesz takie szczegóły? Kurczę… to trochę trudne, bo musiałbyś już teraz wiedzieć więcej o nich obydwu… ale niech tam, spróbuję! Dorota, według mnie, wpadła we własne sidła. Pamiętasz, jak wróciłyśmy po wyjeździe do Warszawy? Szybko zorientowałyśmy się, że miałeś gości i Dorka była wtedy niemal na granicy odjazdu. Jednak ty byłeś w porządku, dlatego też została. Wszystko między wami wróciło do normy, chociaż ty nawet niczego nie zauważyłeś. Reszty natomiast, dowiedziałam się potem od Baśki…
- Nie wierzę!
- To uwierz! Baśka miała wtedy swoje prywatne problemy, a że przed nią nie da rady niczego ukryć, wiedziała o swoim mężu wszystko. A dokładniej, to wszystkiego się domyślała. I już go skreśliła ze swojego życia. W takim momencie ty się napatoczyłeś i co tu ukrywać, wpadłeś jej w oko. Ale Baśka, to nie Dorota, która sama zaciągnęła cię do łóżka. Życie już jej pokazało rogi, dlatego była ostrożna. Chciała powoli i dyskretnie zebrać o tobie trochę informacji, co zresztą nie było takie trudne. Ty niczego nie ukrywałeś, a gdy później zetknęła się oko w oko z Dorotą…
Opowiadała mi, że pierwszy wieczór przepłakała z żalu, jednak potem przyszła refleksja. Przecież Dorota się tobą bawi! Owszem, będzie tutaj jeszcze jakiś czas, może tydzień, może dwa… Tym niemniej, to nie ma szans na powodzenie, znaczy ten cały wasz związek! Nie zapominaj, że u nas jest teren wczasowy, wakacyjny. My wiemy, że ludzie latem kochają nad życie, a potem już się nie znają. Baśka na to właśnie liczyła.
A Dorota, też nie w ciemię bita, rywalkę wyczuła od razu, sama jej zresztą w tym pomogłam. I dość łatwo przekonałam, żeby nie zadzierała z Baśką bez potrzeby. Bo pamiętasz chyba, jak obawiałam się waszej dekonspiracji? Dorka niczego nie mogła zarzucić ani jej, ani tobie, więc zgodziła się ze mną, tym niemniej, wtedy też rozpoczęła z Baśką swoją grę…

Schwyciłem się za głowę. Dobrze, że Lidka zamówiła wódkę, miałem coś pod ręką. Nie wiem, czy wysłuchałbym dalszej relacji na trzeźwo…
- Dorota próbowała pokazać Baśce swoją władzę nad tobą, jak nad wszystkim panuje i jak jest pewna swojej nad nią przewagi. Że wcale nie musi nawet ciebie pilnować, bo ty wracasz do niej na każde jej słowo i na jedno skinienie. A Baśka może sobie na ciebie co najwyżej popatrzeć, upiec wam ciasto… i tyle! Bo i tak nie będziesz nią zainteresowany. Podejrzewam też, że w kilku przypadkach świadomie i celowo kochała się z tobą gdzieś na stole pod lipą, albo w innym, równie mało odpowiednim do uprawiania miłości miejscu, gdyż wiedziała, że Baśka to obserwuje. Tak, tak! Chciała, żeby tamta jej zazdrościła i grała Baśce na nosie przez cały czas! Dlatego też nie zauważyła momentu, kiedy gra przeistoczyła się u niej w coś więcej! I już nie Baśka stała się dla niej motorem rywalizacji, tylko najzwyklejsza zazdrość! Wiedziała przecież, że musi wyjechać, a Baśka tu pozostawała! Dlatego też, niepewność co ty zrobisz w tej sytuacji, tylko potęgowała jej dotychczasową niechęć… I tak się obydwie nakręcały. Rywalizacja samic, cholera… Co te baby w tobie widziały, to ja nie mam pojęcia! Masz tam wprawdzie co nieco w spodniach, ale czy to aż takie ważne?...
- Zostaw moje spodnie w spokoju… – mruknąłem. – Powiedz lepiej dlaczego godziła się… ba! Wysłała ciebie wtedy! I chciała, żebyś to ty spała ze mną? Przecież nie ma w tym logiki za grosz!
Lidka tylko westchnęła.
- No właśnie… Nielogiczne, prawda? A ktoś ci powiedział, że Dorka jest zawsze logiczna? Tomek! To jest kłębowisko cech, które czasami zupełnie do siebie nie przystają! Dorota ma swój własny, niepowtarzalny pogląd na świat, nie pasujący do żadnego wzorca! Jeszcze wrócimy do tego tematu. Teraz musisz tylko wiedzieć, że jest też chorobliwie zazdrosna i w dodatku zdradę traktuje bardzo nietypowo. Dla niej twoje sypianie z żoną nie jest żadną zdradą. Tak samo nie wyobraża sobie, żebyś ty na przykład mógł mieć do niej pretensje o sypianie z Johnem. To jest normalne, naturalne i koniec. Mnie też by nie tknęła, gdybyś wtedy przespał się ze mną, bo sama o to prosiła. Ale poza tym, ewentualną zdradę traktuje w kategoriach najwyższego upokorzenia! Jest przecież świadoma swojej urody, a poza tym… przecież niejednokrotnie ci powtarzała, że jej się chce zawsze... Więc skoro nie odmawia, to kiego diabła masz szukać gdzieś jeszcze? Uznałeś, że inna będzie lepsza? To won z mojego życia! Widzisz, jej myślenie chodzi takimi drogami… Ale mnie nie rozpraszaj, do tego też wrócimy. Pozwól mi dokończyć wątek Baśki…
- Dobrze, tylko postaraj się mi nie dokuczać, bo naprawdę nie mam ochoty na żarty…
- Nie będę, więc słuchaj dalej. Dorka zmieniła swój sposób myślenia o tobie, ale Baśka nie zwróciła na to uwagi. Z czasem też, pogodziła się z przegraną, tym niemniej konsekwentnie nie chciała tracić ciebie z pola widzenia. Wiesz dlaczego? Bo zaintrygowało ją, dlaczego Dorota jeszcze ciebie nie zostawiła! Dlaczego nie wyjeżdża? Przychodziła więc czasami do was i była dla Doroty więcej niż uprzejma, chociaż z chęcią utopiłaby ją w łyżce wody. Ciągle nie wierzyła, że to może się zakończyć inaczej, niż to zazwyczaj bywa w takich przypadkach.
Gdybyś ty wyjechał pierwszy, to pewnie ulżyłaby sobie na Dorocie i byłoby darcie kłaków, niemniej wyszło jak wyszło, resztę znasz. Baśka jeszcze wtedy liczyła, że zostaniesz chociaż przez parę dni, że pogada z tobą i otworzy ci oczy, niemniej ty od razu też wyjechałeś, a w niej pozostała skumulowana niechęć do Doroty, którą obwiniała już o wszystko, łącznie z plagami egipskimi, ale w tym jednym, niestety, miała tylko teoretyczną rację.
- W czym? – przerwałem jej.
- Jakby to określić… Tomek, przecież nie mogła powiedzieć ci wprost, że ma wobec ciebie poważniejsze plany niż Dorota, a takie właśnie miała! Wiedziała też, że Dorota się tego domyśla i o to właśnie ma do niej nieprzezwyciężony żal! Że traktowała ciebie zabawowo, jednocześnie blokując w tym czasie jej uczciwe zamierzenia. Znaczy uważa, że Dorota zachowała się niczym przysłowiowy pies ogrodnika. Może gdyby znała Dorki plany i widziała o tym, że masz być ojcem jej dziecka, jakoś by to przełknęła… Ale nie mogłam tego jej powiedzieć nawet później, bo Dorka sobie nie życzyła…
- Baśka wie, że to ja jestem ojcem chłopców – wtrąciłem spokojnym głosem.
- Od kogo?
- Domyśliła się i zapytała mnie wprost, więc musiałem to potwierdzić. Przedwczoraj, gdy spotkałem ją w hotelu.
Lidka zamyśliła się przez chwilę.
- Jak to przyjęła?
- Według mnie normalnie, powiedziała nawet, że się cieszy i będzie o nich dbać.
- Czyli była szansa na małą normalizację jej poglądów… Baśka nie jest tak uparta i pamiętliwa jak Dorota. Mogłaby teraz uznać, że jednak była przyczyna takiego a nie innego zachowania Doroty… Cóż, będę musiała spróbować to jakoś wykorzystać.
- Rozmawialiśmy o chłopcach także wczoraj. W trójkę, przy grillu.
- I nie zauważyłeś jej niechęci?
- Nie. Chwaliła się nawet tym, że zawsze wybierała dla nich najlepsze produkty, takie z naturalnej hodowli czy też uprawy…
- Takie, to muszą być wszystkie! Nie tylko dla chłopców!
- Twierdziła jednak, że wszystkiego nie jest w stanie sprawdzić dokładnie, więc dla hotelowej kuchni dopuszcza dziesięć procent błędu. A dla Heleny nie więcej niż jeden procent.
- Więc sam widzisz, mimo niechęci do Doroty, nie mściła się na jej dzieciach. Baśka to jednak złote serce. Wróćmy mimo to do głównego tematu i do niej samej.
Potem rodzinne problemy Baśki osiągnęły apogeum i już nie potrafiła się sama pozbierać. Wpadła w depresję, nie miała pieniędzy… Pomogłam jej w tym okresie i zawarłyśmy mały układ. Przez pewien czas finansowałam jej nauki, podpowiadałam, dopingowałam, więc to chyba normalne, że z tej strony nie oczekiwałam żadnych niespodzianek, chociaż wiedziałam, że nadal Doroty nie cierpi. Przecież od tamtego czasu milczała, zaciskała zęby i posłusznie robiła wszystko o co ją prosiłam. Nie dziw się zatem, że jej telefon mną wstrząsnął! Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie tego! Baśka kategorycznie odmówiła dalszej pracy w firmie i zapowiedziała, że z Dorotą nie chce mieć nic wspólnego! Oświadczyła mi, że Dorka przekroczyła wszelkie granice przyzwoitości, obraziła ją w jej własnym domu, dlatego nie wróci do firmy za żadną cenę! Czyli wymówiła mi posłuszeństwo!
- Lidka, ja niczego nie rozumiem! Wprawdzie wieczorem rozmawiało nam się dobrze, ale to w niczym nie naruszało żadnych granic! Gdyby ktoś popatrzył z boku, to nie działo się nic takiego, co nie mogłoby się wydarzyć między przyjaciółmi, czy też zwykłymi znajomymi! Przecież Dorota wiedziała, gdzie będziemy spać, zaakceptowała to, a nawet się zapowiedziała z wizytą! Więc o co chodzi? Przy nas chyba by się nie kłóciły…
- One się nigdy nie pokłóciły! Tomek! Dla Doroty, Baśka nie jest partnerką nawet do kłótni! Jest zbyt dumna na takie zagrania! Dla niej Baśka jest tylko kucharką, która kiedyś odważyła się próbować wejść jej w drogę!
Zresztą, testowała Baśkę nawet wtedy, kiedy Helena chorowała. Ja byłam w przymusie i poprosiłam ją, żeby kucharzyła w zastępstwie, ale musiałam postawić też Dorocie warunek, że nie będzie się jej czepiać. Obiecała mi to i niby wszystko było w porządku, jednak Dorota nie wytrzymała i znowu próbowała prowokować Johna, tak jak ciebie. Tyle, że John latał Baśce helikopterem, więc obchodziła ich dwoje szerokim łukiem i na moje szczęście wszystko rozeszło się po kościach, a Helena powróciła do zdrowia. Więc teraz, na zakończenie tego wątku, pomyśl o tym, jak ty wyglądasz w oczach Doroty?
- Ja?... A niby jak mam teraz wyglądać? – jeszcze nie ogarnąłem tego wszystkiego, co mi opowiedziała.
- Ale jesteś naiwny… Tłumaczę ci przecież, że podpadłeś u Doroty podwójnie! Po pierwsze zdradziłeś ją zaraz po tym, kiedy przespała się z tobą, a po drugie, zrobiłeś to z najbardziej nielubianą przez nią kobietą! Dlatego też, zaszyła się teraz gdzieś, jak raniony zwierz i obmyśla zemstę. Na was obojgu! A czuje się upokorzona przez ciebie nie mniej, niż ty przez nią!

cdn.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 26.10.2012 18:55 · Czytań: 488 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 7
Komentarze
zajacanka dnia 26.10.2012 23:55
Zmęczyłam się tym tekstem, wykrot. Serio. Za dużo paplaniny babskiej, domniemanych uczuć pomiędzy bohaterami, wyjaśnieniami kto kogo i dlaczego. Zbyt skrótowo pojechałeś, streściłeś. Lidka fajna, że wyjaśnia, ale baby są głupie. Zawsze to mówiłam: tylko KOBIETY są mądre.
I tak czekam na cd. :)
wykrot dnia 08.11.2012 00:14
Albo Ci skrótowo, albo zbyt rozwlekle... cholera wie jak dogodzić :D
No dobra, będę się starał! :yes:
zajacanka dnia 08.11.2012 00:40
No, co Ty? Nie wiesz, że kobiety są wymagające?:smilewinkgrin:
wykrot dnia 08.11.2012 00:51
Jesteś wspaniała! :) Szkoda, że nie spotkaliśmy się trzydzieści lat temu... :mad:
zajacanka dnia 15.11.2012 22:54
I co byś ze mną robił? Lekcje odrabiał? :D
Wasinka dnia 29.11.2012 19:34
Zarówno narrator, jak i bohaterowie, bardzo rozgadani.
Ale o tym już wspominałam.
Naprawdę facet by się tak tłumaczył jakiejś kobiecie, co czuje fizycznie do kochanej osoby?

Pozdrawiam wieczornie.
wykrot dnia 30.11.2012 18:04
To zależy. Jeśli się szuka sojusznika, to innego wyjścia nie ma. Zresztą, koleżanki też ze sobą rozmawiają, koledzy też. A w przypadku znajomości mieszanej, nie obciążonej wzajemną intymnością, taka rozmowa jest prostsza niż myślisz.

Dzięki za zainteresowanie.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty