Józef zwariował - Ceceron
Proza » Groteska » Józef zwariował
A A A
„Masz czas? Musimy porozmawiać.”, numer nieznany, godzina pierwsza w nocy, szaleństwo, wariactwo, pomyłka albo stary znajomy… albo, albo jeszcze gorzej. Józef musiał przyznać, że niezależnie od rozstrzygnięcia, sms przygniótł go do łóżka, a powieki przykleił do łuków brwiowych, które w okrągłej twarzy stanowiły jedyny gotycki akcent. Miast zasnąć, raz po raz analizował swoją sytuację, nie mogąc wyjść z podziwu nad doskonałością boskiego stworzenia. Primo: tego dnia dostał nowy telefon, który nikczemnie nie wyświetlał nazw kontaktów; secundo: nie miał żadnych środków na koncie, żeby oddzwonić; tertio: pomimo, że numeru nie znał, obawiał się takiej wiadomości od paru godzin. Na domiar złego nie wierzył w zbiegi okoliczności, a wiary w los (jak każdy szanujący się wykształcony człowiek) wstydził się niezmiernie.

Mógłbym doładować sobie konto przez internet, — myślał w duchu — ale nie zapłaciłem rachunku za ostatni miesiąc. Mogę jeszcze na stacji benzynowej kupić doładowanie i oddzwonić. Chociaż skoro dostałem smsa, to mogę też odpisać: „Mam czas, dzwoń”. Z drugiej strony mógłbym oddzwonić, przecież pytanie nie kończyło wiadomości i ewidentnie chodzi o rozmowę telefoniczną, a o tej godzinie to nawet o taką rozmowę, której nie odkłada się kolejnymi smsami. — podniósł głowę z poduszki. — Ale czekaj! - opuścił ją znowu. — Przecież to na pewno nie Ona, to nie Jej numer. Poza tym nie pisałaby smsa w takiej sprawie. A jeśli to nie Ona, to mogę ewentualnie napisać: „Przepraszam, zgubiłem listę kontaktów. Kim jesteś?”, ale przecież to szaleństwo iść o pierwszej w nocy bóg wie gdzie, tylko po to, żeby napisać taką wiadomość. Chyba, że gdzieś wyszła, coś się jej stało z telefonem i pisze z pożyczonego — podniósł głowę. — Ale wtedy na pewno by się podpisała — opuścił. Nawet nie spostrzegł, kiedy zaczął myśleć na głos. — Szanse są nieduże. Ale są.

— Nie ma żadnych szans i ty dobrze o tym wiesz. — odpowiedziała mu Ściana.
— A ty skąd możesz wie… — tym razem podniósł głowę na dłużej, a nawet opuścił szczękę.

Józef był inteligentnym i oczytanym człowiekiem, wiedział więc, że zaczyna wariować. Nie, żeby to było zupełnie niespodziewane — długotrwały brak snu połączony z wysokim poziomem stresu wydają się idealnym środowiskiem dla prawidłowego rozwoju wszelakich szaleństw. Ważne, żeby nie dać się w to wciągnąć — położył się powoli, starając się wyglądać na osobę, która z nikim nie rozmawia, ani nikogo nie słyszy. Ściana wydawała się tym jednak wcale nie przejmować:

— Cały problem leży tylko i wyłącznie w tym, że masz paranoję. To się leczy, rozumiesz. Gdybyś był rozsądny, spałbyś teraz i wiadomość przeczytał rano. Ona na pewno śpi, a jeżeli byłbyś niezbędny komuś innemu, sam by zadzwonił, albo chociaż napisał drugiego smsa.

Tylko spokojnie, to tylko moja głowa. Ściany nie mówią, a już na pewno nie po ludzku.

— Co tam mamroczesz? Myślisz, że gdybym mówiła po ścianskrycku, to byłoby lepiej? Przecież ty nawet z kuchnią nie możesz dojść do ładu, zawsze musisz wszystkie szafki przejrzeć, żeby kubek znaleźć. Kobiety z natury pytają i dostają odpowiedź, ale gdzie tam ty. A wszak bliżej ci do mebli, niż do mnie.

Na szczęście meble do mnie nie mówią.

— Różnica między nami a tobą, Ściano, jest taka, że my jesteśmy złożone. — Dopowiedziały nieliczne Meble. Mówiły jednym głosem.
— Złożone, nie znaczy mądre, a proste nie znaczy prostackie. Zwłaszcza, że to on was składał.
— Rodziców się nie wybiera. Ciebie też jakiś majster za dychę klepał.

Nie ma co się denerwować. Ewidentnie sam sobie płatam figle. Jeślibym nie zwrócił uwagi na tę możliwość, meble byłyby cicho. Zresztą tylko dlatego mówią chórem, że nie pomyślałem o każdym z osobna.

— Poza tym mnie składano w salonie. — burknął Fotel. — Nie jestem taką fuszerką jak ta reszta z pudełek.
— Wypraszam sobie, ja… ja… — Biurko, którego ruchoma półka wcale nie była ruchoma, nie miało jednak żadnych argumentów.
— Cisza! — krzyknął Józef i zatkał sobie dłonią usta.
— Tak, tak. — powiedziała druga Ściana (Wschodnia, z oknem), nad której milczeniem przez chwilę się zastanowił. — to musi być straszne dla Józka, przepraszam, Józefa. On tak nie lubi tego zdrobnienia, wiecie?
— Poza tym pewnie nic nie rozumie. Nie wierzy w panteizm. — dopowiedziało wspomniane Okno — W sensie, on uważa, że my nie mamy świadomości.
— A mamy? — Zapytała Poduszka, pod którą chciał schować głowę. — Co to jest świadomość? Moim zdaniem to tylko iluzja. W rzeczywistości jest tylko pierz, fizyka na nic innego nie pozwala.
— W rzeczywistości? — Zaśmiało się Łóżko. — Nie ma czegoś takiego, jak rzeczywistość. Wszystko to się tylko wydaje, i to nawet nie nam, tylko jemu. To się nazywa solipsyzm.
— Czyli on może czytać w naszych myślach?
— Raczej nie.
— Ale może nas unicestwić?
— Nie sądzę.
— Ale musi nas słuchać? Biedaczysko.

Wszystkie przedmioty smętnie pokiwały, czym mogły. Kiedy Ścianie też się udała ta sztuka, Józef jednoznacznie stwierdził, że to dla niego za wiele. Wstał, nałożył na siebie koszulę...

— Gdzie idziemy? — zapytała go, kiedy poprawił sobie kołnierzyk.
— Też jestem ciekaw. — dopowiedział Kołnierzyk, obserwując jak zapina guziki.
— On nic nie powie. — odrzekł najniższy Guzik.
— Nic nie rozumie. — Guzik drugi.
— Myśli, że przed nami ucieknie. — i trzeci.
— Przed ubraniem? — zdziwił się Kołnierz.
— Nie, przed głosami. — powiedział Mankiet. I miał rację.

W tym momencie należy się dla Czytelnika odrobina wyjaśnienia. Mógł on bowiem nabrać mylnego wrażenia, że czytane przez niego opowiadanie jest opowiadaniem fantastycznym, tudzież opisuje sen bohatera, puentą zaś będzie przebudzenie na, niepiśmiennym i niewładającym ludzką mową, łóżku. Na jego brzuchu (Józefa brzuchu, rzecz jasna, łóżka nie mają brzuchów, sam narrator jeszcze nie oszalał) leżałby telefon z felernym smsem, nad którym bohater nasz zasnął. Otóż nie, nic z tych rzeczy; Józef zwariował.

Nie zwracając uwagi na mamrotanie swojej Koszuli i zrzędzenie Paska, ubrał Sandały (w zasadzie noc była zimna, ale sama myśl o Butach z plączącymi się w słowach Sznurówkami przejęła go znacznie większym chłodem) i wybiegł z mieszkania. Orzeźwiony odrobiną ruchu wpadł na prosty pomysł śpiewania sobie pod nosem piosenek zupełnie nie odnoszących się do otaczającej go rzeczywistości; śpiewał o łagodnie nachylonych stokach Bieszczad i żeglarskich wyczynach starych marynarzy. Miasto w swym szalonym półśnie milczało wsłuchane w jego fałszujący głos, a czubki najwyższych Kominów rozglądały się tęsknie po horyzoncie za zalesionymi wzniesieniami i błękitnymi wysepkami otoczonymi lądem. Nawet lecący nieopodal Samolot zniżył swój lot i głos, pozdrowił Wieżę Katedralną, przynosząc najświeższe plotki zza morza; o metropoliach, gdzie rzeki światła płyną równocześnie w obu kierunkach, a gołębie… a gołębi tam nie ma — spuentował, zaskakując staruszkę. Pochylone nieznacznie Drzewa, układały Liście do zimowego snu; “kolorowych, tobie też nieznajomy!” — wołały wdzięczne Józefowi za kołysanki. Księżyc, przeświecając przez chmury, rzucał blask na wilgotną Szosę. Blask odbijał się od niej i lądował gdzieś w Józefie, oślepiając i zsyłając błogosławione zapomnienie. Sama Szosa zaś prowadziła tylko w jedną stronę; podobnie Chodnik — nic nie mówił, milcząco przyzwalał na deptanie, i niby w każdej chwili mógłby człowiek zawrócić, ale jakaś niezwykła bezwładność nie pozwala nawet pomyśleć o takiej możliwości. Klamry na Sandałach Józefa zakończyły dyskusję o polityce a spacerujący nieopodal Pies postawił uszy, wystawił język i ziewnął. Wszystko się rozpływało, nie było już mówiących przedmiotów, został jedynie, układający niezrozumiałe mruczanki, Świat o bardzo małym rozumku.

Kiedyś skręcę, — myślał nieprzytomnie Józef — może nie zamieszkam w lesie, może nie uratuję świata, ale zejdę z prostej. Może dlatego wariuję? Za mało sypiam, za dużo się przejmuję. Za wcześnie wstaję, a za późno żałuję swojej głupoty. Zbyt często prowadzę bezowocne dywagacje, a za rzadko wychodzę na spacer w środku nocy. I zawsze szukam motywacji do zrobienia czegoś, a nigdy niczego nie robię. I mam niebieskie oczy, a Ona brązowe. Chciałbym mieć brązowe oczy, nie, nie… chciałbym mieć Jej oczy.

— Ej, ej, konusie! Obudź się, łamago!

Wyrwany z marzeń Józef długo szukał źródła niemiłego głosu. Należał ewidentnie do kobiety, raczej starszej (kto jeszcze dzisiaj używa takich archaicznych przekleństw?). Cała trudność polegała na tym, że w okolicy nie było kobiet.

— Wyżej, wyżej, jestem na górze, niezdaro!
— Jesteś Oknem. — Stwierdził głośno Józef, gdy odzyskał głos i zdobył się na odwagę. — Do tego starym, zwykłą plotkującą babą, zaglądającą porządnym ludziom do mieszkań. Nie przeszkadzaj mi.
— Nie poznajesz mnie?
— Nawet o tobie nie myśla… — Głos Józefa się załamał. — Jesteś Jej Oknem, prawda.
— Prawda.
— Cały ten raban, ten sms, nieopłacony rachunek, całe Miasto i Noc. Wszystko po to, żebym tu przyszedł?

Drzwi do Kamienicy odpowiedziały skrzypnięciem. Urwał się wszelki zgiełk i została jedynie Cisza. Nieznośna, nieopanowana Niepewność. Zwykłe Nic. Józef przez chwilę dreptał w miejscu, próbując się ogrzać. Chciał coś zanucić, ale głos mu uwiązł w gardle. Miał już zawrócić i pobiec do domu, ale w końcu jedynie skręcił i wszedł do środka.

*

Mieszkanie Marii było otwarte, Ona sama siedziała w kuchni; układała pasjansa głaszcząc młodego Labradora. Pies był uzależniony od pogoni i co chwilę przynosił swojej pani drobne przedmioty, aby mogła je, choćby od niechcenia, podrzucić. Tej nocy jednak, albo pasjans szedł wyjątkowo kiepsko, albo dzień potoczył się gorzej niż zwykle, bo przy dłoni Marii nagromadziła się już cała kolekcja miotanych zabawek, a jej policzki nosiły wilgotne tropy łez. Labrador doskonale je wyczuwał, wędrował po nich nosem, jak za śladami jeży — w obu przypadkach nie mógł znaleźć sprawcy, tropy jeży znikały w lesie, do którego nie miał wstępu, zaś łzy najwyraźniej pochodziły z wnętrza głowy jego pani. Znając już trochę ludzkich słów i gramatyki pomyślał bezwolnie:
„Smutek jest jak jeż. Zwija się w kulkę i nie można go wtedy otworzyć, a nawet kłuje w nos. Jedyny sposób, żeby otworzyć jeża, to sprawić, żeby poczuł się bezpiecznie. Nie wolno go tykać, lepiej przynieść mu górę jabłek”. Niebezpodstawnie więc uznał, że zdobędzie dla pani tyle zabawek, ile potrzeba, żeby się uśmiechnęła. Był nieugięty i niechybnie osiągnąłby sukces, ale nagle do kuchni wszedł Józef. Maria wstała i zastygła w bezruchu; dopiero, gdy nie rozpłynął się pod ciężarem spojrzenia, łkając rzuciła mu się w ramiona. Nie przerywając uścisku (oraz szczęśliwego szczekania), Józef pogłaskał Marię po brzuchu i stwierdził:

— Będzie miał Twoje oczy.
— Skąd wiesz?
— Właśnie mi powiedział.
— Zwariowałeś!

Jej śmiech spłoszył podsłuchujące z parapetu Gołębie, niemniej miała rację.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ceceron · dnia 27.10.2012 09:47 · Czytań: 766 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 6
Komentarze
Marxxx dnia 27.10.2012 10:28
Bardzo dobra groteska, czytało się ciekawie, a i uśmiechnąć się też było do czego ; )
Tomasz Gryga dnia 27.10.2012 13:51 Ocena: Bardzo dobre
Ciekawe i fajnie napisane.
Trochę przeszkadzają te duże litery przy nazwach, ale jeśli dobrze zrozumiałem, jest to celowe, by hm.. dodać przedmiotom cech osobowych? Ale w pewnym momencie zastanawia brak konsekwencji - Cisza, Niepewność, Nic - nie widzę jakiegoś wielkiego sensu pisania tych słów z dużej litery, podobnie - Jej, Ona.
Nie zmienia to jednak faktu, że mi się podoba Twój tekst.
al-szamanka dnia 27.10.2012 19:26 Ocena: Bardzo dobre
Wielkie litery przy nazwach zupełnie nie rażą, w końcu mają one w tym opowiadaniu osobowość i charakter.
Czytałam ze wzrastającym zaciekawieniem, uśmiechając się często :)
Rozmyślania Labradora zachwyciły mnie ciepłem i zrozumieniem.
Chociażby ze wzgledu na nie oceniam opowiadanie na bdb :)
zajacanka dnia 28.10.2012 17:43 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo dobra historia, świetnie napisana.
Bdb :)
Monia81 dnia 28.10.2012 19:54
Bardzo fajna groteska. Czasem sprzęty muszą przemówić, aby mężczyzna zrozumiał, co ma zrobić:) Czyli samo życie!
Ceceron dnia 28.10.2012 22:17
Co do wielkich liter... Zaimek "ona" przestaje w zasadzie być zaimkiem, kiedy zaczyna się go używać jako nazwy własnej. Cisza, Nic, etc. też mogą mieć cechy osobowe, nie mniej niż ściana. Aczkolwiek pewien brak konsekwencji w użyciu wielkich liter mógł się wkraść (już kilkakrotnie poprawiłem tekst z tego względu).

Dziękuję za miłe słowa,
pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty