Mother Hausen - sweet... - MMM
Proza » Obyczajowe » Mother Hausen - sweet...
A A A
Mam brązowe włosy i spineczkę - białą, która dostałam kiedyś od swojej mamy. To długie włosy i nawet wybujałe kudły, gdyby pofantazjować i jakby to określić, gdyby się miało brata, gdzieś tuż obok. Mam i brązową bluzeczkę - lubię mokkę. Oczka, uszy i nosek... Mój ulubiony. Lśnię czystością i przykładem.
Właśnie zjadłam olbrzymi kawałek chałki - gruby - i popiłam go ostatnim szczątkowym tuż przed rozdrobnieniem, mlekiem w proszku, odtłuszczonym. Jest obecnie najtańsze na rynku.
Chałkę pożyczyłam dziś rano w miejscowym sklepowym świecie, udało mi się, bo zdążyłam zanim przyjechał właściciel z rodziną. Zjadłam ją jednak już prawie całą.
I tak jest od zawsze. Zawsze. Zawsze, gdy tylko kupuję, bądź pożyczę coś smacznego to zjadam to w ciągu dnia. I później nie ma i nie wiadomo co robić dalej...
Bo z tym jedzeniem to jest tak, że jak nie ma to się już przyzwyczaiłam, ale jak jest to po prostu zjadam.
Mojego objadania nie mogę zgonić na półtora centymetrowy tłuszczyk na moim brzuszku, że go nie chcę, ani nie mogę zgonić na chorobę, która to by przy mnie wystrzegała się owego tłuszczyku, jak najgorszego zła.
Nie mogę jednak nie jeść, zwłaszcza że to właśnie z braku jedzenia schudłam tak sobie w ciągu kilku ostatnich lat, a i z dwadzieścia kilogramów.
Ktoś kiedyś powiedział, że ludzie są nieudacznikami, skoro miewają takie nawarstwienia głodowe. Być może. Być może jestem nieudacznikiem albo otoczona jestem ludźmi, którzy wychowują nas i zapewne siebie na nieudaczników, którzy nie potrafią zadbać o swoją pracę, nawet we własnej firmie, czy ogólnie jakiejś korzystnej żywieniowo korzystności żywieniowo - zawodowej. Nie potrafią jednak zadbać.
Kiedyś myślałam, że gdy moje długie włosy urosną na odpowiednią długość to sprzedam je na skrzypce i w końcu się wzbogacę. Ale... Okazało się, że są mi niezmiernie bliskie i nie tylko, że były świadkiem zasłuchania się w klasykę, tak bardzo bliskich mi ludzi. To one przecież od zawsze są świadkiem mojego nieudacznictwa, to one przecież rosną wraz ze mną dostrzegając przy tym co raz to nowe plecy ludzkiego odwrócenia, to one tak naprawdę wypadają i w dalszym ciągu potrafią lśnić i ponad swoje możliwości kręcić się z lekka i nawet dodawać mi urody.
Mam również i kawę, ją również pożyczyłam i lubię wracać ze sklepu swoją jesienną aleją w tym tak dobrze mi już znanym triumfie zwycięstwa i zdobyczy, i że jednak mnie lubią, że jednak będę miała coś jeść, że jednak mnie nie rozjechali, pomimo że tak od dawna trzeba sobie stąpać trawnikiem miast wielkich bulwarów tej ruchliwej okolicy.
A ten kilometr dla zdrowia ożywia wówczas dobrze wszystkim znany sentymentalizm jesiennych zadumań. Dziś to nawet było pałacowo, pustkowie zmieniło się w okazałą przestrzeń, w końcu odkrytą w większości przez gęstą mgłę, drzewa pożółkłe stworzyły obraz prawie Renoir'a, a sentymentalizm do złudzenia przypominał ten z tych angielskich, czy bliski nawet był temu z Dynastii z Ravenscar - Barbary Taylor Bradford, której tomy nawet kiedyś obiecałam sobie kupić. Widok był do pozazdroszczenia, to była uczta, zwłaszcza że poczucie szczęścia, pomimo tego, że świadomość tego widoku przede mną tak wymownie podpowiadała mi, że to wszystko nie w moim własnym, nie własnościowym jednak kolorycie barw. Nie było jednak i fatamorgany odnośnie budowli, może dlatego, że jednak jadłam już dużymi kęsami chałkę. Stąd angielskiego pałacu również i nie ujrzałam.
Wieś... Wieś... Dzieci urosły. Zostałam sama, przeglądam się w dużym lustrze, z daleka. Młodziej. Liście na stole, w innym płomiennym kolorze już na innym meblu, który mógłby być wymienionym na kominek, albo niski piec kaflowy, ozdobny i koniecznie w miłej barwie, na przykład ciemno zielonej.
Właściwie moją wersję życia można by w ciągu piętnastu dni zmienić w wariant droższej współczesności, ale ja niestety tego nie potrafię.
Gdyby nie źródła hojnie, choć skąpo przyznawane na samo moje objadanie, to zapewne już zniknęłabym, ale cieszę się ze swoich i skąpych złotówek, bo przecież choć skąpe to jednak są. To jednak one, te skąpe złotówki pozwoliły mi poznać przeróżne gatunki pieczywa i żytniego, i pszennego zarazem. To one pozwoliły mi słuchać muzyki, kupić internet i rozmawiać poprzez telefon z prawdziwym wielkim światem. I barszczyk w instancie pozwoliły mi również kupić.
Zapomniałam pochwalić tatusia, to on przecież kupił mi miejsce, gdy jeszcze pamiętał moje imię w wielu wariantach, do którego to przecież mogłam podpiąć kontakt z tym wielkim światem.
I nic poza tym mi nie kupił od kilku lat, ale to tak daleko ode mnie jego zamieszkanie i jego sprawy.
Las szumi... Choć dziś nie szumiał. Ostatnio nawet tam nie powinnam chodzić sama na spacery.
Brakuje mi ciężkości życia i może wstyd się przyznać, ale i drugiego podbródka, choć niewielkiej okrągłej brody, czuję się taka znikła pomiędzy tymi drzewami, które jakby i większy szacunek mają ode mnie w tym lesie i całym świecie chyba. Są drogie przecież. Las jest trudny.
Katarynka nuci przy mnie, ze mnie - jakieś dwie godziny, no może półtorej. Jestem wówczas taka profesional mutter z głosem godnym radcowania. Godna, dostojna, z domu istniejącego w polskich kronikach i statystykach - już od przedwojennych czasów. Taka Maja Ostaszewska ze Sprawy Honoru, dokładnie ten sam kapelusz i kok, dokładnie ten sam polski dom. W odbiorze słuchowym.
Tak wysoko i dyplomatycznie, że czasami, aż prawo z "prądem" wita mnie i moje przedramiona. Siła stresu.
Pracę znalazłam, a właściwie znalazła mnie ona poprzez internet, w CV podparłam się tanią szkołą, którą mogę ukończyć i książkami, które pisuję, gdy jestem najedzona i ostatnio tylko w takiej wersji.
Po kilku miesiącach oniemiałam, facet z "drugiego końca świata", odległy społecznie od moich spraw, który mnie zatrudniał wykształcił się bardzo prestiżowo - i już zostałam - na zawsze, jak mnie nie wyleje, nawet za darmo będę dźwięczyć swoim wiotkim na duszy głosem, przecież potrafię już tak niewiele jeść.
Zwłaszcza, że to taki ideał, ten świat, od którego i do którego dzwonię. Same fakultety, mnóstwo inwestycji, konkretne szyby w samochodach. I mój zapisany, gdzieś przy ich rozmowach głos.
Od zawsze chciałam z tymi moimi wierszami, przez które tak schudłam, zostać pracownikiem naukowym. Szkołę dziś mam przy Policji, może to ona wywarła przy mnie decyzję w mojej sprawie wówczas, gdy mi otwierano dostęp do wielkiego świata, gdy sprawdzano, zapewne wielokrotnie, czy solidna, itp. Nie będę sobie schlebiać, bo to dokąd to opisałam i tak potrafią już wszyscy. Wiemy o co chodzi. I jedno jest pewne - im wyżej tym bardziej sprawdzają, wszędzie - to też już wiemy wszyscy.
Buzia poza katarynką otwierała mi się bardzo długo i na wiele chwil zaistniałych w moim życiu. I to oto, że " ludzie to mają..." i o to jakimi są. Polska jest wielka i inteligentna. Naprawdę.
I to była moja nauka życia. Bo jedzenie jedzeniem, ale wielki świat, wielkim światem i dla mnie. Nawet za darmo, zwłaszcza że nigdy nie zabiegałam o pierwsze skrzypce, a będąc call katarynką - jednak występuję.
Z głodem idzie sobie przecież jakoś poradzić...
Ja na przykład lubię spać pod kocykiem, albo chodzić dużo, albo gdy jestem w domu pić herbatę z zamkiem, a kawę to na pewno, albo naprzemiennie wraz z czystą przegotowaną wodą, aby jak najwięcej płynów dostarczyć organizmowi. Muszę ją mieć - tą wodę. Zresztą prawie zawsze wystarcza mi z moich ostatnich siedemdziesięciu pięciu złotych miesięcznie, nawet i na tytoń.
Pożyczam... Bo bez tego to już w ogóle byłoby dygresyjnie w mojej poezji życia. Zapalenie spojówek i tylko same łzy i papierowy co najwyżej tekst.
Pomyślałam sobie dziś, że gdy w końcu zarobię swoje sto złotych i w końcu to kupię sobie włóczki na dwa swetry. Zrobię swetry, wstawię w internecie, bo jego opłaty są zawsze ponad jedzeniem i będę sprzedawać. Jak młotek dziadka szewca, czy w Szewcach i ja chwycę za maszynę od mamy, która dwadzieścia lat czeka na mnie niepotrzebna, na mnie bardziej wielobarwną.
Bo jeżeli człowiek dziś, gdy już napotyka go bieda, może nagle stanąć obok - nie dla niego już, a tego wszystkiego, co we współczesnym świecie jest postępem, wynalazkiem, to aby to rozkręcić w odwrotną stronę i powrócić do aż i do lotów na przykład, myśląc globalnie, to trzeba zarabiać zaczynając od dwóch swetrów i tak sukcesywnie zwiększać. Choć najlepiej byłoby rozpocząć od trzech.
Tak sobie pomyślałam, bo wielki świat spowodował, że zaczęłam być jedną z nich i myśleć tak jak wszyscy, również tam wysoko, czy wyżej, a zatrudnieni na skutek długoletniej, dobrze zorganizowanej pracy, ściśle podpartej stałą i wieloletnią umową o pracę...
To nie będzie wielkie przedsięwzięcie, ale dobre i trzydzieści złotych. Zwłaszcza, że moja składka emerytalna z drugiego filaru to zaledwie niepełne piętnaście złotych - raczej nie miesięcznie.
Może nawet wystarczy mi na autobus do miasta, do centrum, gdzie mieszka i prezydium i moi rodzice. Starzy...
Kiedyś miałam piętnaście procent moich dochodów z publikacji przeznaczyć na kroplówki dzieci z kardiologii, czy onkologii, na najbliższy Dom Dziecka, czy na naszych Emerytów. Dziś to jednak fiasko, bo odkąd pamiętam nie było dla mnie pracy. Myślę o nowym wieku, a przecież już dziś sami emeryci mają więcej - we dwoje? - siedmiokrotnie i więcej, niż ja teraz. Są bogaci - wszyscy, choć tak ciągle narzekają.
I myślę, że to już koniec, bo co to ciągle na ten temat.
Chałkę przecież zjadłam - w kontrastach życia przecież sobie radzę. Jest dwudziesta, a ja przecież już więcej nie powinnam zastanawiać się nad tym wszystkim, ani społecznie, bo wówczas to pewnie milion... nie jeden widzę - takich jak ja.
Ani naukowo, bo kogo to dziś obchodzi, że słyszę z tęsknoty do dziś stukające obcasy klasyka zmierzającego gdzieś pośpiesznie przy swoim dostojnym "autorytorium" uczelnianym, choć i może w bluzie z kapturem.
Zresztą poematów jest tak wiele na świecie, że po co komu dziś kolejny zbiedniały, wychudzony przez nie człowiek. Człowiek.
Jutro znów katarynka i bez emerytalnie owocny dzień zabawy w panią w kapeluszu.
Musiałam przerwać - lekki zawrót, ale to chyba od radia, takie hałaśliwe. Albo od kawy, maxymalnie niepotrzebnie ją wypiłam w kubku z królewskiej linii już po raz trzeci tej doby. Albo znów się za bardzo wczułam.
Albo wypaliłam za dużo, muszę wyperfumować w pokoju. Drogie mam. Pracowałam kiedyś, jako sprzątaczka i dostałam takie za - uuu - ponad czterysta złotych, nawet dzisiaj.
Ale i wówczas nie dostałam się na uczelnię, choć była otwarta na oścież dla mnie.
W ogóle to szukałam bardzo długo pracy, bo chciałam przecież przeżyć i z książek. Dla nich szukałam takiej porządnej, legalnej, aby spodobało się, gdyby sprawdzali mnie nadając ISBN - i nie znalazłam. Od sześciu lat szukam - i nie ma - nawet tysiąc brutto niema. I tak wielu ludzi mnie kiedyś znało i wszyscy co niedzielę, niczym potulne baranki wpatrują się w Ołtarz nasz i nie widzą, że ktoś w oczach chudnie z niedożywienia. I nie tylko. A takie potulne, a przecież wokół naszego Ołtarza to i wśród wielu. I moja kolebka, i ja w końcu powinnam, gdy już rozglądam się ze swojego rodzimego łóżeczka z pustą łyzią, dojrzeć i w końcu nowe miejsce pracy. Najlepiej byłoby, aby właśnie tutaj.
I dopiero wówczas wyruszyć w świat, spoglądając na nasze wiatraki. A bardzo chciałabym wyruszyć w świat - tak myśląc globalnie. Nie czuć się uwięziona bez końca przez przesadnie rządzącą mną i innymi biedę tego kraju, czy mojego życia, choćby samego nawet.
Przecież w końcu polskie książki napisałam, a wielcy mędrcy i wielkie biblioteki są tam...
Ale... Nie potrzebie na to się nakręcam...
Zresztą nasze "robociki" i "mechaniki" nie lubią już, gdy błyszczę - to ich gwardia ma teraz za zadanie zaistnieć w dorosłości. Szczerze im tego życzę - jestem przecież mother. Niech choć mają bogatsze plecy ich ojców.
Oby tylko nie musieli spoglądać z wyrzutami na chałkę, jak ja dzisiaj, gdy już stało się, co stało z nią samą.
Kochana chałka, kochane dzieci, kochany świat.
I to tyle, bo wszystko co dobre mi się podoba, a resztę można wychować. I też będzie się podobać. Zresztą jak przestanie się przy nas podobać nasze, najlepiej bardzo dobre wychowanie to - to już po nas i pewnie po Polsce.
Tak mówiła babcia kiedyś, no może któraś.

Tak bardzo boję się przyszłości pod ławką.
Nawet, gdyby to były tylko moje prawa, niechby się nawet nie kuliły niepozorne pod nią.
I pewnie - z milion - takich jak ja.

Założę swój kudłaty czarno beżowy sweter z lekko połyskującą srebrną nitką, bo zimniej mi się zrobiło w pokoiku przy lesie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
MMM · dnia 03.11.2012 07:46 · Czytań: 506 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty