Sześć klatek, dziesięć pięter, na każdym trzy mieszkania. Sto osiemdziesiąt małych rzeczywistości zamkniętych w kilkupokojowej scenie dramatu. I w każdej z nich ktoś żyje, ktoś się pieprzy, uderza młotkiem w cienkie ściany, kicha, tupie, spuszcza wodę. Niedosłyszący emeryci podkręcający telewizory na tysiąc decybeli. Studenci zachłyśnięci wyrwaniem się z rodzinnego domu i imprezujący bez umiaru. I tysiąc dwieście szesnaście bezsennych nocy.
Każdy wyłapany dźwięk odbijał się w jego czaszce zwielokrotnionym, zniekształconym echem. Nabierał wyższych tonów i rozsadzał głowę od środka. Byłby w stanie przysiąc, że to zabija. To nie paranoja, rozdrażnienie i zmęczenie, nie; to te dźwięki pneumatycznym warkotem rozrywają neurony, wyciem rozbijają szarą materię, piszczą ultradźwiękami na synapsy, aż te popękają jak szklane kieliszki. Hałas jest śmiertelną chorobą. Dociskanie puchatych poduszek do uszu zazwyczaj nie tłumi go wystarczająco dobrze, to nie jest rozwiązanie. Tylko czasami, w tym ulotnym momencie pomiędzy zmęczeniem mięśni przedramienia a ułamkiem sekundy względnej ciszy, mógł pozwolić sobie na sen.
Dlatego tego dnia przestał kochać ptaki. Była piąta zero osiem, za trzydzieści minut i tak by wstał, jak zawsze. Pracę stracił trzy lata temu, ale wciąż mechanicznie się dla niej budził. Każda minuta nocnego snu była najcenniejszym darem. Ale te małe, latające kreatury wstały chwilę wcześniej i wydzieraniem się postanowiły czcić piękno późnowiosennego poranka. Miał jeszcze sekundę. Powinien zdążyć ugłaskać je do snu i zdrzemnąć się chociaż kwadrans.
Bardzo lubił dźwięk podczas ładowania cylindrów sprężonym powietrzem. Rączka miękko unosiła się i opadała wraz z jego ruchami, a pompka zasysała z cichym, przyjemnym świstem powietrze i wtłaczała je do zbiornika. Ocieranie się sprężyny o metal było dla niego niezdrowo podniecające. Lepsze niż seks, chociaż mechanika ruchów była ta sama.
Lufę o długości 484 mm wsunął pomiędzy pręty na balkonie. Symetryczna kolba z wysoko profilowaną poduszką policzkową była niezwykle wygodna i jedynie chwilę zajęło mu zajęcie odpowiedniej pozycji. Odbezpieczył przetykową blokadę spustu i dotknął palcem chłodnego metalu. Oblizał usta. Śrut załadował już wcześniej, magazynek mieścił aż dziesięć sztuk.
Pierwszego ptaka ustrzelił dopiero po wypatrzeniu go przez celownik optyczny. Śpiew zamarł mu w piersi, a ołowiany pocisk przeszył gardło. Balkon był jednak dość wysoko więc ptaki nie spłoszyły się dźwiękiem wystrzału. Miał przecież integralny tłumik. Ustrzelił jeszcze pięć, dopóki kreatury nie zorientowały się, że są w niebezpieczeństwie. Trzepot setek skrzydeł odlatujących intruzów był niemalże orgazmiczny. Zdążył jeszcze wcześniej odciągnąć rygiel i naładować znów broń, by potem ustrzelić kilka w locie, ale już na oślep. Gdzieś w tle krzyknęła kobieta. Darła się jeszcze kilka chwil, ale zamilkła wraz z kolejnym wystrzałem.
Pogładził śliczny uchwyt z drzewa różanego i uśmiechnął się błogo. Jeszcze czternaście minut snu. Czuł, że może nawet więcej, w końcu wykonał kawał dobrej roboty. Był zmęczony.
Wielce żałował, gdy wkrótce później obudziły go głośne syreny policyjne. Świdrujące, przerażające, niezdrowe. Spojrzał na smukły karabin pneumatyczny stojący wciąż pod drzwiami balkonu. Hałas to choroba śmiertelna. Przecież był kiedyś lekarzem. Jeden błąd nie powinien przekreślać życia. Ale dziś postanowił do tego wrócić, znów leczyć ludzi. Ołów na pewno był dobrym remedium. Zaryglował drzwi. To będzie pracowity dzień.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt