Śniadania czas nastaje, tedy dania wnoszą.
Tadeusz z Zosią gości więc na ucztę proszą.
W stołu szczycie poczesne miejsce dla Sędziego.
Asesor wraz z Rejentem miejsca koło niego
zajmują przeciw siebie, tu jednak w harmonii.
Tuż obok Telimena z wieńcem pelargonii,
co się wokół dekoltu delikatnie wije,
(suknia - choć kołnierz skąpy - jednak wdzięki kryje).
Dalej Wojski, a obok, wprost pękatej wazy,
z marsem na czoła zmarszczkach zasiada Gerwazy,
co do śniadania nawet, nie licząc się z szykiem,
nieodłącznie przychodzi ze swym Scyzorykiem
(to na wypadek zwady, tudzież zagrożenia).
Lewą dłonią miecz gładzi, jakby od niechcenia.
Po stołu stronie drugiej wprost u drzwi przestworzy
zasiadają: pan Hrabia, Rejent, Podkomorzy.
Stół się od jadła ugiął, a na tle obrusu,
wyraźnie się odcina stągiew pełna musu,
co to, z jabłek dobyty, pobudza apetyt,
o poranku skuteczny, smaczny i na wety.
Tuż, tuż, obok czajnika z esencją herbaty
półmisek, na nim szynka, sery i bataty
(gdyby kto chciał powitać ów dzisiejszy dzionek,
pożywając wyłącznie ziemniaki pieczone).
Są tu i salaterki z dżemem, marmoladą.
Oto Sędzia znak krzyża czyni i ze swadą
do poczęstunku nęcąc, sam chochlę pochwyta.
- Kto chce porcję kleiku? - ucztujących pyta,
wzrokiem wokoło tocząc uprzejmym, wpół zgięty.
Kontusz ma rozchylony, z guzików odpięty,
bowiem w śniadania porze luzu odrobina
wskazana wielce, inaczej, gdy w szyję się wpina
kołnierzyk krochmalony, co kontusz bogaci,
wnet do jedzenia werwę i apetyt tracisz.
Spytawszy, wzrokiem wodzi pośród biesiadników.
Asesor nieruchomo wzrok utkwił w czajniku,
w którym kawę podano (w drugim zaś śmietankę).
Widać, nie każdy kleik lubi wczesnym rankiem.
Sędzia cierpliwie czeka z chochlą zupy w dłoni,
Klucznik powieki spuszcza, Rejent wzrokiem goni,
Podkomorzy zaś chrząka, Protazy wąs kręci,
wyraźnie ucztujących kleik ów nie nęci.
Mleko ku wazie kapie. Sędzia, by dać przykład,
kleik na talerz leje i zaczyna wykład
o mleku, co ma w diecie walor unikalny,
jadłospisu podstawa, w menu niezbywalny.
- Mleko, wiedzieć musicie, napój doskonały,
ono szacunku godne jeno i pochwały,
gdyż kiedy kto na miłość i zaszczyty czeka,
osiągnąć je powinien z pośrednictwem mleka.
Telimena ze słów tych wątek wraz wyławia,
na krześle swym się wierci, fryzurę poprawia,
a usta w ciup złożywszy, natenczas zagaja:
- Ja mleko pijam chętnie od września, do maja.
Dla mleka picia bowiem najlepsza to pora,
w miesiącach innych za to do picia-m nieskora!
Mleko natchnieniem wszakże bywa dla artysty,
biel - niewinności odcień, kolor nader czysty!
Niejeden tedy malarz, miast w plener nad rzeką,
sztalugi rozłożywszy, obok stawiał mleko
w dzbanie, skopku, czy misie, lubo na dnie garnka.
Widziałam kiedyś obraz tytułem "Mleczarka",
Jan Vermeer autorem. Kobieta w kapturku
mleko leje. Odbitkę skrywam potąd w biurku!
To rzekłszy, wraz widelec w parmezany wbija,
piersi żywo falują, zaś ugięta szyja
główkę w prawo podaje. Kosmyk włosów spada.
- Ot, obraz pędzla godzien!- Hrabia w słowo wpada,
Kiedym w Italii lekcje pobierał fechtunku,
mleka haustem tłumiłem przypływy frasunku!
Najlepsze w takich chwilach było mleko kozie.
Piłem pod wozem będąc, jako i na wozie!
Na słowa takie Wojski słucki pas dopina,
a opowiastkę taką oto wraz zaczyna:
- W róg dęcie- sztuka trudna, sukces cię wnet czeka,
gdy z płuc dechu dobywasz po szklaneczce mleka.
Zatem przed polowaniem, miast wypijać brzeczkę,
mleka skosztować radzę przynajmniej szklaneczkę!
Od niego wzrok dojrzalszy i refleks, więc potem
z łatwością parę dziczków położysz pokotem!
Na te słowa ożywia się także Asesor.
- Dobrze prawisz, mój Sokół to mleka sukcesor!
Ten napój przed nagonką serwuję mu chętnie,
w pościg tedy za lisem puszcza się namiętnie,
a dopadłszy, do gardła skacze bestia niczym.
Nie masz godnego jemu śród puszczańskiej dziczy!
- Chyba, żeby mój Kusy, mości Asesorze.
On jeden panem kniei, najprędszy też w borze!
Lecz nie mlekiem go poję, ni miską, ni szklanką,
ja Kusego do łowów zachęcam maślanką!
- Maślanka? Napój podły, czkawkę po niej miewam!
Asesor z krzesła wstaje - Tak Waści zaśpiewam:
maślanka dla ślamazar i fajtłapy dobra,
nie zdybie po niej psina ni myszy, ni bobra!-
Już zwada nowa wisi, dzwonią talerzyki,
Sędzia woła: Pax, pax, pax między biesiadniki!
Cisza w sali zapada, lecz wkrótce Protazy,
by nastrój rozładować, wstaje i do wazy
nachyla się głęboko i po chochlę sięga.
- Mleko, napój to życia! Wielbię je! Przysięgam!
Napoleon w Egipcie, gdy brała cholera,
szklaneczkę wraz wychylał mleka dromadera.
Po nim to w jego głowie myśli było huku,
wnet sprał na kwaśne jabłko armię Mameluków!
Kiedym w Mandżurii bywał, jadąc na kobyle,
łyk kumysu trawiłem, a smak to nie byle!
To rzekłszy, chochlę w wazie naprędce zanurza.
- Ach, mleko! wszak pić ciebie, to przyjemność duża.
Tadeusz tors podawszy wprost w kierunku Zosi
- Więc i mnie chochlę nalej! - uprzejmie ją prosi.
- Niech smakiem się nacieszę, zdrowia zakosztuję,
od mleka ni kosteczka, ni ząb się nie psuje!
To rzekłszy, zębów pięknych odsłania garnitur.
- Tym mleko się odróżnia choćby od konfitur,
od których - a wie o tym cała okolica -
jeno szczerby są, dziury, takoż i próchnica.
Osobiście uważam, iże na upały,
najlepsze kwaśne mleko, jako i ser biały.
- A słowo "białogłowa", Gerwazy się wtrąca,
nie od włosów pochodzi, ni koloru Słońca!
Taki bowiem to zwyczaj od dawna królował,
iże kto żonę pojąć kiedy by próbował,
na głowę tejże wylać winien mleka czarę,
pod tym warunkiem jeno tworzyć będą parę,
co szczęścia w życiu zazna a potomstwo spłodzi.
To rzekłszy, ku Zosieńce wzrokiem chybko wodzi.
Tej policzek rumieniec wonczas przyodziewa,
by wstyd ukryć, też chochlę na talerz polewa.
Wszystkich naczynia pełne zatem są kleiku.
Mleko jedzą, mlaskają. Gdzie zwada? Po krzyku!
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
duzyksiaze · dnia 05.11.2012 16:28 · Czytań: 13123 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: