Stało się najgorsze. Tak, jak się obawiałem.
Znalazłem rannych Calgorna i Montiego. Ten drugi był ciągle nieprzytomny, a z ust sączyła mu się nie wróżąca nic dobrego piana. Nigdzie nie zauważyłem ani Fuki, ani Zaeda. To, że nie natrafiłem na ich ciała, dawało nadzieję, że jeszcze żyją.
- Przepraszam - webełkotał Calgorn, leżąc. - Nie potrafiłem ich ochronić.
- Nie martw się tym. Zaraz przybędą tutaj posiłki i medyk. Niech połowa ruszy za mną, a reszta zabierze was do domu.
- Skąd wiesz gdzie iść?
- Wystarczy odrobinę pomyśleć. Te dwa gobliny przez jakiś czas przebywały w Żabigrodzie. Na pewno słyszały jak cenna jest Fuki dla naszego króla, więc ogromnie prawdopodobne, że zabrały ją do swojego przywódcy jako ważnego zakładnika.
- No, tak. Dogoń ich!
- Obiecuję! Tylko mi tutaj nie umrzyj!
Ruszyłem dalej na południe w kierunku jaskiń goblinów. Od tej pory ślady były znacznie mniej wyraźne. Tak jak podejrzewałem, aż do tej pory gobliny umyślnie je zastawiały, aby wciągnąć odział posiłkowy w zasadzkę.
W pewnym momencie w lesie zgubiłem trop. Myślałem, że to już koniec, ale dostrzegłem na drzewie wydrapany napis " tędy ".
Zaed! Uśmiechnąłem się. Nie myślałem, że ten mały jaszczur jest aż tak bystry. Nie dał się złapać i cały czas szedł za Fuki i porywaczami, oznaczając drogę.
W dalszej części wędrówki napotkałem jeszcze wiele takich drzew.
Min ciągnął za sobą Fuki na łańcuchu przywiązanym do jej szyi, jak psa na smyczy. Szarpał, gdy szła za wolno.
- Lepiej mnie uwolnijcie! - rzekła dziewczyna. - Gdy król dowie się, że mnie porwaliście, będzie zły.
- Dobre! - krzyknął Min. - My też mamy swojego króla. Kiedy mu cię dostarczymy, na pewno daruje nam naszą porażkę w sprawie Rakshy i obsypie zaszczytami. Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście! Mieliśmy tylko urządzić zasadzkę na oddział pościgowy, aby zdobyć parę żabich
głów, którymi chcieliśmy udobruchać naszego władcę, a tu wpadliśmy na ciebie! Samą ulubienicę waszego króla!
- Widzę, że lubisz dużo mówić - dostrzegła Fuki. - Powiedz mi, czy dalej będziesz taki wygadany jak już się uwolnię i skopię ci tyłek?
- Bezczelna dziewucho! Znaj swoje miejsce! - Goblin zamierzał uderzyć dziewczynę w twarz, ale przeszkodził mu nagły przelot ptaka, który prawie zderzył się z jego głową, a następnie usiadł na ramieniu Sehy. - Co to za dziadostwo?! Dlaczego tak nisko lata?
- Ktoś za nami idzie - odpowiedziała goblinka. - To jeden z zahipnotyzowanych przeze mnie ptaków. Miał do mnie wrócić po zobaczeniu jakiejś żaby idącej w naszą stronę.
- Przecież te, które pokonaliśmy nie powinny móc się ruszać, o ile jeszcze żyją.
- To musi być jakaś nowa.
- Dobra, zaraz się powiększę i ją załatwię. Ty zostań tutaj i pilnuj...
Trach! Min dostał kamieniem w głowę. Upadł i upuścił " smycz ". Fuki zaczęła uciekać.
Nie potrafię opisać, jak wielkie było moje zdziwienia, gdy Fuki tak po prostu wyłoniła się zza drzew. Wyglądała na bardzo zmęczona, ale mimo to była uśmiechnięta.
- Uciekłam im, przyjacielu. Zostali daleko w tyle. Jesteśmy bezpieczni.
Wybuchnąłem głośnym śmiechem.
- To może jednak coś z ciebie będzie, co?
- Tak. Przybyłeś tu aż z Żabigrodu, aby mnie uratować?
- Skąd - odrzekłem. - Wybrałem się na wycieczkę. Przypadkowo poszedłem tą samą trasą, którą uciekali twoi porywacze. Ja, Gallon, taki już jestem.
- No, tak. Mimo wszystko, dziękuję, Gallon.
Min był wściekły. Krew sączyła się z jego nosa. Tym razem znacznie mocniej zacisnął obręcz na szyi Fuki.
- Jeszcze jedna próba ucieczki i nie żyjesz! - warknął. - Rozumiesz?
- Dobra, dobra. Uspokój się już! Poproś mnie ładnie, to może nie będę już uciekać - odpowiedziała dziewczyna.
- Dlaczego cały się uśmiechasz? - zapytałem towarzyszkę. - Przecież jeszcze przed chwilą byłaś w koszmarnej sytuacji.
- Oj tam, oj tam. Ja bardzo lubię się uśmiechać. No, wracajmy już do domu. Prowadź, Gallon!
Zgodnie z jej życzeniem poszedłem pierwszy. Szliśmy kilka minut w milczeniu, a potem wyciągnęła nóż. Idiotka! Myślała, że się jeszcze nie domyśliłem. Cały czas zachowywałem wielką czujność. Odwróciłem się, zanim wbiła w moje plecy ostrze i uderzyłem ją głową. Upadla. Była zdziwiona. Złapałem ją i podniosłem językiem.
- Hej! Co ty wyprawiasz?! To ja, Fuki! Puść mnie natychmiast!
Wykonałem potężny zamach i zafundowałem jej bliskie spotkanie z potężnym dębem. Potem wyrzuciłem ją wysoko w powietrze. A co? Niech sobie polata dziewczyna. Jej upadkowi towarzyszył dźwięk łamiących się kości. Chwilę później przybrała już swój prawdziwy, gobliński kształt.
- Jak się zorientowałeś? - wydusiła z trudem. Wszystko pewnie bardzo ją bolało. I dobrze! Ma za swoje, oszustka.
- Nie mam na imię Gallon, tylko Gammon - wyjaśniłem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Mic · dnia 08.11.2012 08:43 · Czytań: 447 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: