Ciszę panującą w wilgotnych lochach przerwały nagle szybkie, męskie kroki, którym po chwili zawtórował złowrogi zgrzyt przekręcanego w zamku klucza.
Nie podniosłam głowy. Nie musiałam.
Nawet w zaćmionym bólem umyśle świadomość końca posiadała namacalne kontury.
- Wstawaj! - Usłyszałam, jak przez mgłę szyderczy głos, należący do jednego z osobistych żołnierzy biskupa. - Czas rozpocząć przedstawienie.
Nie poruszyłam się. Moje ciało już dawno przestało reagować na wydawane mu rozkazy.
Mężczyźnie wcale to nie przeszkadzało. Brutalnie chwycił mnie za włosy i nie zważając na jęk, który wyrwał mi się spomiędzy popękanych warg, poderwał z pokrytej zbutwiałą słomą podłogi.
- Wstawaj, mówię! W piekle będziesz miała wystarczająco czasu na odpoczynek!
Jego nabrzmiała twarz znalazła się bardzo blisko mojej, a od odoru wydobywającego się z wykrzywionych ust, dostałam zawrotów głowy.
Strażnik popchnął mnie gwałtownie w stronę wyjścia, spluwając brunatną śliną przez szpary w spróchniałych zębach. Z ogromnym trudem utrzymałam się na nogach i podtrzymując się porosłych szarym mchem ścian, ruszyłam we wskazanym uprzednio kierunku.
Po kilku minutach dotarłam do wąskich, krętych schodów, u szczytu których znajdowały się podwójne, okute żelazem drzwi. Dobrnęłam do nich na czworakach i nim zdążyłam się wyprostować, mężczyzna otworzył jedno skrzydło, po czym pomagając sobie twardym, ciężkim butem, wypchnął mnie na zewnątrz.
Upadłam, uderzając twarzą w brudny, kamienny dziedziniec, a z rozbitego nosa popłynęła ciepła, gęsta krew.
- Na stos z nią! - Usłyszałam tuż obok podniecony, męski głos. - Niech płonie za grzechy!
Słowom tym zawtórowały dzikie okrzyki cisnących się dookoła gapiów.
W tym samym momencie czyjeś twarde dłonie pociągnęły mnie w stronę wbitego w ziemię pala, obłożonego zebraną wcześniej w okolicznych lasach stertą suchych gałęzi i po chwili już na nim wisiałam, przytrzymywana przez metalowe obręcze, które nałożono mi na nadgarstki, a moje nozdrza połaskotał ostry zapach oliwy do lamp, mającej za zadanie podniesienie temperatury świętego ognia.
Zacisnęłam powieki i uniosłam mentalną barierę, odgradzającą mnie od świata zewnętrznego. Wszystkie dźwięki natychmiast zlały się w jedno i przypominały teraz odgłos wydawany przez ruchliwe skrzydła trzmiela.
Nie zobaczyłam już, jak kat z twarzą zakrytą czarnym, skórzanym kapturem, przykłada palącą się pochodnię do przygotowanego specjalnie dla mnie stosu.
Nie poczułam, jak przesiąknięte łatwopalną cieczą drewno zaczyna płonąć, a ogniste języki suną w górę mojej ziemskiej powłoki, by po kilku minutach całkowicie ją pochłonąć.
Wraz z ostatnim oddechem wydostałam się na zewnątrz, po czym wszystko zniknęło, a ja znalazłam się w innym wymiarze. Wiedziałam jednak, że nie potrwa to długo i chociaż czasami męczyło mnie przebywanie w niedoskonałych ludzkich ciałach, to miałam świadomość, że kolejny przystanek w mojej niekończącej się egzystencji będzie równie pasjonujący, jak ten, który właśnie zmuszona byłam opuścić.
No cóż, taki już los demonów. Zdążyłam się przyzwyczaić.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Magicu · dnia 13.11.2012 08:31 · Czytań: 860 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 11
Inne artykuły tego autora: