Otworzyła szeroko okno, zasunęła roletę. Po cichu śpiewał Robbie Williams jej ukochaną piosenkę o wstydzie. Z najniższej półki komody wyciągnęła ozdobioną liściem kasztana papeterię. Naładowała stare, podarowane jeszcze przez dziadka wieczne pióro. Starannie i długo oczyszczała je z niewidocznych już plamek atramentu. Na starym sekretarzyku położyła kartkę. Słowa, które przez cały dzień miała w głowie, gdzieś uciekały. Łowiła je starannie, by jak najlepiej zrozumiał, by…
"Panie Tajemniczy,
postanowiłam napisać do Ciebie, ponieważ nie jestem w stanie powiedzieć Ci, że... Wybrałam tę anachroniczną już formę, bo pewne rzeczy muszą zostać spisane, by do nich wracać i lepiej zrozumieć. Co? Kogo? Może mnie, może całą tę sytuację, której w istocie nie potrafię w pełni zrozumieć.
Moje serce umierało już kilka razy. Umierało, gdy Ci, przed którymi je otwierałam odchodzili- przyjaciele i kolejni mężczyźni. To oni nauczyli mnie, że każde pokazanie mnie prawdziwej kończy się totalną katastrofą. Katastrofą tym dotkliwszą, że wynikającą z mojej bezsilności. Bo pokazanie siebie jest formą takiej specyficznej bezsilności. Bez maski siły, pewności siebie, bezwzględności. Co wtedy pozostaje? Mała słaba dziewczynka, która szuka jedynie poczucia bezpieczeństwa i odrobiny miłości. Jest bezbronna w swej słabości. Ale paradoksem – to samo zapewnia jej właśnie siłę, by powiedzieć „żegnaj” tym, którzy starają się ją zranić. Nauczyłam się chronić tę dziewczynkę. Ona jest we mnie , a ja w niej. Przyrzekłam jej, że nikt jej już nie skrzywdzi, że już nigdy przez nikogo nie będzie płakała. Dlatego zanegowałam potrzebę bliskości, wyśmiałam miłość, pozbyłam się wszelkiej nadziei i zaczęłam żyć z dnia na dzień, skrupulatnie wykreślając kolejne mijające dni. I czekałam. Na co? Na kogo? Na śmierć. Tak naprawdę byłam martwa żyjąc, oddychając, jedząc, funkcjonując na poziomie fizjologicznym. Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie i mnie wyzwoli. I obie będziemy już bezpieczne. Nikt nas nie skrzywdzi.
Kiedy pojawiłeś się w moim biurze coś się zmieniało. We mnie. Moje serce stawało się coraz bardziej bezwzględne i zgorzkniałe. Złośliwe i zazdrosne. I coraz głośniej ona we mnie krzyczała -„To Twoja wina! Jesteś złym człowiekiem i dlatego cierpimy obie! To przez Ciebie! Nienawidzę Cię! Nienawidzę! Nienawidzę!” Zagłuszałam ten głos ciągłą pracą, kolejnymi zleceniami branymi, by szczelnie wypełnić mój kalendarz, by nawet niedziela nie była dniem odpoczynku. I tak przez kolejne miesiące, a miesiące zmieniały się w lata. Nie chciałam takiego życia, a jednocześnie nie widziałam szans na inne. Nie chciałam innego. Nie znałam innego. Bałam się innego.
Przez to postawione przez Ciebie jabłko moja sekretarka dostała niezłą burę. Nie uwierzyłam, że nie wiedziała, kto je zostawił. Jabłko. I kartka- „Od przeszłości nie uciekniesz, ale możesz zmienić swoją przyszłość, jeśli pozwolisz sobie na małe szaleństwo, jakim jest Życie.” Szalałam ze złości. Ktoś odkrył mój sekret. Ktoś widział moją grę. Ktoś chciał zdobyć nade mną przewagę. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Wszelkie zagrożenie musiało zostać wyeliminowane.
Bukiecik chabrów zawieszony na klamce mojego biura, pióro wetknięte za wycieraczkę, zadedykowana piosenka w trakcie mojej ulubionej audycji radiowej. I kolejne karteczki. O tym, że nie da się tak żyć nie żyjąc. Że kiedyś zrozumiem, że najbardziej nie skrzywdził mnie żaden człowiek, tylko ja sama. Po tej ostatniej, zawieszonej na rączce małego aniołka przepłakałam całą noc. Wzięłam tydzień urlopu. W torebkę wrzuciłam szczoteczkę do zębów i kartę kredytową. Uciekłam. Musiałam dojść do siebie. Znaleźć równowagę. I znów być taką, jaką byłam do tej pory- zimną i bezwzględną. I kiedy wydawało mi się, że uda się to, napisałeś do mnie list. Do dziś noszę go przy sobie. Jak skarb. I pacierz, którego muszę się nauczyć. Czytam go każdego dnia, by uwierzyć. By uwierzyć w Twoje słowa. By uwierzyć, że jesteś prawdziwy, że nie jesteś jedynie snem na jawie, ostatnim krzykiem rozpaczy umierającego za życia człowieka.
Twoje ufne oczy wpatrzone we mnie tego wieczoru, gdy czekałeś na mnie pod biurem. Od razu wiedziałam, że to Ty, Pan Tajemniczy. Stałeś po prostu w strugach deszczu i patrzyłeś w moja stronę. Nie wiem, dlaczego podeszłam do Ciebie. Dotyk Twojej dłoni, gdy wziąłeś mnie za rękę i poprowadziłeś na ławkę, czuję do dziś. Nawe teraz go czuję. Musieliśmy wyglądać jak para szaleńców, siedzących w strugach deszczu i milczących. Właściwie nie potrafię powiedzieć, jak wyglądasz. Pamięta tylko te Twoje wielkie, brązowe oczy, wpatrując się w moje ufnie. Gdy na pożegnanie pocałowałeś mnie w rękę, powiedziałeś, że nie odejdziesz, że będziesz czekał tyle ile trzeba, bym w to uwierzyła. Że nigdy nie skrzywdzisz.
Czekasz na mnie już pół roku. To nasze oczy rozmawiają, ilekroć spotykamy się w moim biurze, załatwiając kolejne zlecenia. Wiem, że z niezrozumiałych dla mnie powodów czekasz na mnie. Mała dziewczynka chce znów zacząć żyć. Chce kochać i cierpieć, jeśli tak trzeba. To ja się boję, bojąc się życia, boję się i samotności, boję się i szczęścia. Wielokrotnie już wybierałam Twój numer telefonu, ale po jednym sygnale rozłączałam się.
Jeśli mówisz prawdę, jeśli rzeczywiście chcesz być ze mną, tą prawdziwą, daj mi czas. Poczekaj na mnie jeszcze trochę. Chcę znów żyć, pokochać Ciebie i wynagrodzić Ci te miesiące oczekiwania. Dziś jeszcze mój strach jest większy od tego pragnienia, ale wiem, że go pokonam. Dla siebie. I być może dla Ciebie.
Napisałeś mi kiedyś, że jestem Twoim aniołem. Ale tak naprawdę to Ty nim jesteś.
Dobrej nocy, Panie Tajemniczy”
Przeczytała list dwukrotnie, starannie złożyła kartkę na pół i włożyła ją do zdobionej w liście kasztanu koperty. Napisała adres, nakleiła znaczek. Mogła wysłać go jutro, ale nie chciała czekać. Założyła buty i zbiegła do skrzynki pocztowej, zawieszonej na jej bloku. Chciała mieć pewność, że się już nie rozmyśli, że on go przeczyta.
Zbiegała po schodach. W drzwiach prowadzących do jej klatki potrąciła mężczyznę, którego twarz skrywała się w obszernym kapturze bluzy. Upuścił bukiet słoneczników. Gdy schyliła się, by je podnieść, zobaczyła parę brązowych oczu. Kwiaty wypadły jej z ręki. Bez słowa podała mu kopertę i w tym momencie wszystko stało się dla niej oczywiste. Uśmiechnęła się i wyciągnęła w jego stronę rękę
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Maciejka · dnia 21.11.2012 08:25 · Czytań: 453 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: