Jak to bywa prawie zawsze, wszyscy zapomnieli o wydarzeniach owych, które miały miejsce nie tak dawno temu, nawet jeśli wziąć pod uwagę krótkie i jakże kruche ludzkie życie. A przecież można było uniknąć tych samych błędów, będąc jedynie świadomym przeszłości…
Dlatego też siedzę tutaj, na swoim zydelku, przy drewnianym biurku, z kartką pergaminu i gęsim piórem oświecanymi lekkim płomykiem świecy, pogrążony w rozważaniach, czy aby uda mi się to wszystko przekazać, co mam do przekazania. A trzeba napisać na samym wstępie, że jest tego nie lada. Bo zważcie, że starość już dawno zapukała do mych drzwi i mimo, że nie miałem ochoty otwierać, to przecież nie miałem innego wyjścia. Teraz, gdy do drzwi owych zbliża się nie starość, a coś o wiele gorszego, postanawiam spisać na papier me rozważania, aby przyszłość Imperium nie malowała się w kolorach krwistej czerwieni i zgniłej zieleni, ale w złocie i błękicie.
A wszystko zaczęło się od niejakiego Kurtza. Leonharda Kurtza – człowieka w stopniu kapitana w szeregach Gwardii Imperialnej…
Prolog, część I
Dwupiętrowa karczma Grubego Ralfa była nader imponująca, zważywszy na fakt, że była praktycznie pośrodku niczego. Gdyby kartograf narysował prostą linię z Talabheim do Marienburga i drugą linię z Middenheim do Altdorfu, karczma „U Grubego Ralfa” znajdowałaby się mniej więcej na skrzyżowaniu tych dwóch linii. Założyciel karczmy owej, wiedział co robi. Bo właśnie na oddalonej o niecałe sto stóp drodze przebiegał główny trakt kupiecki w czasach pokoju. Karawany kupieckie, wędrowcy, wszelkiej maści poszukiwacze przygód i nie tylko przygód, wędrowali tędy, a u Grubego Ralfa znajdowali nocleg i najlepsze jadło, jakiego nie powstydziłby się nawet szef kuchni słynnej gospody „Złoty Jeleń” w zamkowej dzielnicy Altdorfu. Pieczone bażanty, grillowane prosię czy sarna z ognia w sosie żurawinowym to tylko przedsmak wspaniałej karty dań. A jeśliby dodać do tego oryginalne krasnoludzkie ale, trójniaki czy spirytusy, elfie wina z wiekiem grubo ponad stu lat czy proste, ale nader mocne człowiecze wódki najlepszej czystości, to Gruby Ralf ze swoją karczmą mógłby z powodzeniem stawać w szranki z najlepszymi w całym Imperium. Wielu było, co się zastanawiali nad jakością owych potraw, czy aby nie są one wyczarowanymi iluzjami, ale wielu było też świadków talentu Grubego Ralfa i jego żony, a i ze składnikami nie było problemu. Wszak każdy kupiec mógł zapłacić towarem za nocleg. Głowa do interesów i talent kucharski…tak, to jest to, czego nigdy nie zabrakło staremu, poczciwemu Ralfowi. Bramy w okresie wiosenno-letnim zamykane były jedynie na noc, bo ruch był spory. Na tyle, żeby w okresie stagnacji jesienno-zimowej, Ralf nie martwił się, czy aby zarobi na jedzenie i utrzymanie dobytku.
Jednak karczma oddalona od miasta miała też swoje minusy, którymi były rzadkie bo rzadkie, napady wszelkiej maści przedstawicieli chaosu. Gruby Ralf, znany również jako Ralf Wiesenbegg, słusznych rozmiarów jegomość, był jednak i na tym polu zaznajomiony, dlatego też cały teren owej karczmy otoczony był solidną, drewnianą palisadą, pod którą wykopane były wilcze doły wysokie na prawie dziesięć łokci, a na ich dnie długie na łokci dwa, drewniane pale. Na każdym z czterech rogów palisady, stała wysoka na 20 stóp wieża, a na każdej z wież wyszkolony łucznik. Przeto niektórzy się nawet zastanawiali, czy aby Gruby Ralf nie był jakimś szpiegiem na usługach obcego czy też własnego państwa, lub przemytnikiem. Ale i na to i na to brak było jakichkolwiek dowodów.
Tak czy owak, karczma na rozstajach „U Grubego Ralfa” słynęła ze swej gościnności, wygody, rozsądnych cen i miłego usposobienia właścicieli i pracowników.
Nikt jednak nie spodziewał się, że najbliższe miesiące, być może zmienią na zawsze sielankowy nastrój tej okolicy, a w następstwie i całego Imperium…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Spooky Fox · dnia 21.11.2012 08:27 · Czytań: 681 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: