Zjawiłam się obok ciebie, gdy otwierałeś oczy.
W snu zastępstwie, otuliłam twoje ciało.
Źrenice ukradłam, dotknęłam je szeptem.
By być twoim zmysłem, tak bardzo jedynym.
Zjawiłam się przy tobie w samo południe,
które takie samo było, jak każde inne.
I ty taki sam, na tle spopielonym,
wlokłeś za sobą przegniłe myśli.
Zjawiłam się w tobie, gdy wieczór się zbliżał.
Byś głodny nie chodził po burdelach życia.
Dym do twoich ust, z moich ust przelatuje.
Z ramion mi spada sina sukienka.
Zjawiłam się nad tobą o nieprzyzwoitej porze.
Wisiałam dość długo, by rozum odebrać.
Wciąż myślisz i myślisz, jak nadgarstki uwolnić.
Lecz nie wiesz kochanie, że w tym tkwi udręka.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Marxxx · dnia 21.11.2012 10:14 · Czytań: 643 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: