Masz nową wiadomość - Rafal Sulikowski
Proza » Historie z dreszczykiem » Masz nową wiadomość
A A A
Tkwił w czytelni, pogrążony między stare tomy i woluminy, gdy wtem zaterkotał sygnał odbioru nowej wiadomości. "Sms" – pomyślał. "Aha, pewnie od Magdy". Chętnie sięgnął ręką do kieszeni, w której zawsze trzymał smartfona. Ilekroć, kiedy zapominał go zabrać na uczelnię, czuł się, jakby ktoś coś mu amputował. Ikonka koperta wskazywała nowy list. Jednak zamiast wiadomości od Magdy, zobaczył numer wiadomości sieciowej, ktoś nieznany pisał z bramki. Gdy czytał początek niedbale zapisanej wiadomości, czuł, jak serce najpierw schowało się głęboko w klatce piersiowej, a potem wyskoczyło i zaczęło pikać dwa razy szybciej. „Mamy twoją Madzię. Rób wszystko, jak każemy. Na skrzynce mailowej masz dalsze instrukcje. PS. Wychodząc z czytelni, nie zapomnij parasola.” Tego było za wiele. Nie dość, że porwali, no tak, dokładnie, po prostu porwali mu dziewczynę, to jeszcze czegoś żądają. Pewnie kasy. I żeby było śmieszniej, jeszcze wiedzą, co robi i gdzie jest.

Natychmiast oddał powieść, nad którą pracował, z powrotem do magazynu. Zdumionego bibliotekarza poinformował, że stało się coś strasznego, coś, czego nigdy nie przewidział, odkąd zaczął chodzić z Magdą. Nie, nie będzie korzystać ani dziś ani pojutrze. Musi teraz wyjść i koniecznie wypić kawę. Inaczej padnie. Bardziej ze strachu niż z ciśnienia, które zawsze miał poniżej normy.
Szybko wlał w siebie czarną ciecz w barze na parterze, wszędzie palmy, szkło i metal, zimny beton i poszedł do palarni, gdzie ujrzał wiszącą w powietrzu, a raczej w tym, co z niego zostało, ładną siekierę. Wisiała i kołysała się, lecz nikomu to nie przeszkadzało. Wyciągnął pomiętą paczkę i zapalił, palił zaś szybko, nerwowo, bez zaciągania się, wszystko szło na krtań, ale wiedząc o tym, nie martwił się.

Teraz jak najszybciej zalogować się na swoją skrzynkę. Miał ją w guglowskim gmailu, myślał, że to najlepsza poczta. Jak widać, nie była najlepsza, skoro otrzymywał takie wiadomości.
Wpadł do mieszkania, małej kawalerki na Kazimierzu jakby goniło go opętane stado świń: brakowało tylko skarpy i jeziora. W ubraniu i butach siadł i wpisał login oraz hasło. Miał je wszystkie w głowie, a hasła powtarzał wbrew zaleceniom na każdym portalu. Jest. Najnowsza. Sprzed półtorej godziny. „Rób, co każemy, inaczej ona zginie. Nie kontaktuj się z policją. Mamy tam swoich ludzi. Nie mów nikomu z rodziny ani znajomym. Tym bardziej Leszkowi z parteru i innym sąsiadom, zwłaszcza tej lasce z 1 piętra, co ci się tak podobała. Koło Mostu Grunwaldzkiego masz kolejną wiadomość. Idź tam, inaczej ona zginie.”
Aha, czyli chyba nie chodzi o forsę, tym razem, myślał, lecz o co w takim razie? Rozważając to, wylogował i z hukiem wypadł z pracowni dziadka. Do mostu grunwaldzkiego, zbudowanego za wczesnego Gierka, było 10 minut szybkim krokiem. Schodząc minął się z Leszkiem, dozorcą z parteru, który zawsze wiedział wszystko: kto przyszedł, do kogo, kto z kim śpi i jak wcześnie wychodzi do roboty. Tym razem minęli się bez słowa.
Szedł pełen lęku, niepokoju i innych objawów zaczynającego się miłosnego szaleństwa. To, co go dziś spotkało, to był szczyt wszystkiego. Znali się z Magdą od pół roku, zaczęli chodzić niedługo potem, od miesiąca byli zaręczeni. Telefon Magdy milczał, włączona tylko była poczta głosowa. Nie wiedział, czy pozwalają mu próbować się do niej dodzwonić.
Doszedł, minąwszy barokowy kościół na Skałce, narodowy panteon polski. Telefon milczał. Powiedzieli tylko, że koło mostu, nie dając szczegółowych wskazówek. Stał więc i intensywnie myślał, bardziej niż w czytelni nad Bułhakowem. Rozglądał się po okolicy, czy ktoś nie podejdzie – nic. Mijały auta, kupione na kredyt lub za ostatnie pieniądze, jechały niebieskie tramwaje, już nie takie niebieskie, bo teraz MPK wpadło na pomysł pożyczania wozów pod reklamy, głównie nowego budownictwa. Mieli z Madzią plan kupić na kredyt ze dwa lub trzy pokoje, w modnej dzielnicy Podgórza. Gdzie to jest? Nagle przypomniał sobie, że kiedyś RMF organizowało konkurs na podchody w mieście. Ostatnim etapem była kartka ukryta koło Mostu Grunwaldzkiego. Szybko podszedł do napisu „Most grunwaldzki.1972”, i zaczął zaglądać pod napis. Faktycznie był to dobry trop. Pod literą „M” ukryto mały świstek papieru, zwinięty we czworo. Widniały na nim słowa: „Do jutra. Weź sobie relanium.” Wściekły zmiął kartkę i wyrzucił do kosza, nie było na niej nic innego.


Wracał powoli, tym wolniej, im szybciej szedł do mostu. Co teraz? Wiadomo, że walą się wszystkie ich plany. Magda została porwana, pewnie wczoraj wieczorem. Ale jak? Podeszli na ulicy pełnej ludzi? Teraz żałował, że nadal mieszkała na Handlowym, choć proponował, żeby zamieszkali razem. Wszystko jedno, gdzie. U niej raczej nie, bo dwie koleżanki w pokojach, a u niego nie było kuchni ani prysznica. Czekali na ślub. Miał być w czerwcu, jest marzec. Mieli umówiony kurs, odkładali kasę, on kończył studia, zajmując się symboliką w Mistrzu i Małgorzacie, ona kończyła teologię i pisała o Edycie Stein, a potem miała perspektywę nauczania w podstawówce lub otwarcia przewodu doktorskiego na UJPII, dawnym PAT. Z pewnych względów tedy nie powinni mieszkać jeszcze razem, co ujawniło obecnie swoją mroczną twarz.
Gdzie ją trzymają? Czy jest jej ciepło, czy ma jedzenie i warunki do spania, no a sprawy łazienkowe? Dawno nie myślał w takim tempie, myśl goniła myśl, co chwila zbaczając z toru, zupełnie jak w przebiegu ostrej schizofrenii. Kiedy wchodził na schody i ujrzał Leszka wracającego z monopolowego z żółtą reklamówką pełną piw i paczki papierosów, przez moment chciał mu wszystko wyznać. Łącznie to, że czasem Magda zostawała na noc. Niestety, Leszek był już po jednym i cuchnęło wódą.
Zamknął drzwi na poddaszu. Stał na środku pokoju. Miał do wyboru – iść wyspać ten koszmar czy coś zrobić. Wtedy przypomniał sobie maksymę „tylko spokój może cię uratować.” Nienaturalnie powoli zdjął kurtkę, kupioną przez mamę niedawno, bo swoją oddał biedakom z oddziału, gdzie kiedyś był leczony. Powiesił na miejscu, buty ułożył równiutko. W tym chaosie porządkował rytualnymi czynnościami całe otoczenie, eliminował tło, stawał się z każdą sekundą mniej badaczem literatury, a bardziej detektywem. „Tak, jeszcze brakuje mi noktowizora, termowizji, lornetki i kamery. Do tego ubranie, takie specjalne, jak to reklamowane kiedyś w tramwaju ze szkoły ochroniarskiej, spore, podkute buty, żeby było czym kopać. No i najważniejsze – inteligencja grubo powyżej wymaganej do Mensy, jak u Holmesa co najmniej.” Telefon milczał jak obraz dziadka na ścianie, skrzynka nie przyjmowała nowych mejli. Była 16.38, czyli od momentu otrzymania wiadomości w czytelni Jagiellonki minęły ze trzy godziny. Późne popołudnie ujawniało swoje uroki, lecz w sercu panował mrok.

Tymczasem czas zwolnił prawie do zera. Działo się tak zawsze, ilekroć przeżywał trudności, swoje obsesje, natręctwa, nałogi, które pomimo ich destruktywnego charakteru wprowadzały go na coraz wyższe poziomy życia wewnętrznego. O, jak to niemodne pojęcie dziś! Jesteśmy na zewnątrz! – szczekała jakaś wściekła reklama. „Bądź w kontakcie!” – wtórowała inna. „Liczy się tylko produkcja” – hasło rodem z kiepskiego produkcyjniaka. Leżał i myślał, a czas zmierzał do zera, zapętlał się, ujawniał geniusz Einsteina, a przy tym pomagał przemyśleć od nowa dzień. Nigdy tego nie robił. Pod koniec dnia nie modlił się ani nie medytował. Cały czas aktywny, żył raczej cielskiem, tym napełnionym brzuchem ludzkości, którego pępkiem się czuł. Dziś został zmuszony do zwolnienia tempa, i tak zresztą nie nadchodził sen. „Siedziałem w czytelni, opracowując właśnie wątek Jeszui, gdy piknął dyskretnie telefon. Nie wyłączyłem go wchodząc, nigdy tego nie robiłem, bo przecież miałem być w kontakcie.” Magda nieraz wysyłała eski, siedząc na ćwiczeniach z moralnej, a on lubił być w aktualnej chwili. Może dlatego, że naczytał się o znikającej przeszłości. Tak, to chyba to. Liczy się „tu i teraz”, cały czas musisz potwierdzać zdobycze, to, co stworzyłeś lata temu nie liczy się. Od nowa, wieczna prowizorka, tymczasowość, życie resetowane każdej nocy. Tak było łatwiej zapomnieć o śmierci.
Pamiętał chwilę, jak otworzył smsa: najpierw zauważył nieznany numer z neta, bo wysłali go z bramki. Nie da się ustalić, z którego komputera albo iPhona, a nawet jeśliby się dało, wolał nie. Pamiętał, co mu napisali i jeszcze emocje targały wnętrze. Bezczelni. Wszystko wiedzą. Jak w Big Brotherze. Wszędzie kamery, podsłuchy, monitoring, obserwacja, jakby ludzkość to byli sami chodzący ulicami i placami pacjenci psychiatryczni z ostrego dozoru. Potem ten pęd do mieszkania, piechotą, „164”, przesiadka, i odczytanie mejla. No i bezczelna zagrywka z tym mostem. A co gdyby tego mostu nie było? No, tak byłyby inne mosty.
Mijały minuty, lecz nikt nie dzwonił ani nie pisał. Ustalił fakty: Magda znikła, odezwali się porywacze, którzy grożą jej śmiercią, jeśli on popełni jakiś błąd. Typowy schemat jednak załamywał się, bo nie zażądali dotąd kasy. Przynajmniej do tej pory. Chcieli po prostu, aby robił dokładnie to, co rozkażą. Jak w dyktaturze, granatowej czy czerwonej, pal licho, jebał ich pies. To psychopaci!
Tak, teraz wpadł po uszy w sytuację Kafkowską, graniczną, jak u Jaspersa, trochę dziwną, jak u Witkacego. Nie mógł wykonać żadnego ruchu w tej grze, dopóki oni nie zrobią następnego. Jacy oni? Może to jedna osoba? A może dostali się w łapy jakiejś sekty, polującej na ludzi w ważnych momentach życiowych? Mafia? Handel ludźmi? Narządami? Zsyłka do holenderskiego burdelu?
Lecz to wszystko było niczym w stosunku do tego, co nastąpiło po kolejnych 5-ciu minutach. Dzwonek. Jednocześnie do drzwi i w telefonie. Podbiegł do drzwi jednocześnie wciskając „odbierz”. Za drzwiami stał Leszek, a w telefonie odezwała się koleżanka Magdy. „Cześć, możesz rozmawiać?” „Gosia, czekaj, bo przyszedł sąsiad.” – lecz Leszek nic nie mówił, więc spytał, o co chodzi. „E, nic, chciałem tylko zapytać, czy by pan nie skoczył mi do sklepu, noga boli, nie dam rady” – bełkotał niedbale. „Oczywiście, niech pan poczeka 5 minut”. „Maks, czy wszystko w porządku? Z kim tam rozmawiasz?”, lecz postanowił zachować pokerowy głos: „Wszystko ok, Gosia, a co?” „Wiesz, bo Magdy jeszcze nie ma, a miała być po czwartej. Nie wiesz nic?” „Nie wiem…znaczy tak…dzwoniła, że się trochę spóźni…a tak, mówiła, że dziś będzie u mnie…” „U ciebie, acha, to spoczko, słuchaj, to ja już nie przeszkadzam. Powiedz jej, że u nas wsio gra.” Odkładając słuchawkę, czuł się, jakby złamał przysięgę mówienia prawdy. Teraz do Leszka na dół. Ubrany w tę samą kurtkę, wziął kasę od Leszka, żółtą siatkę i poszedł. Kolejny sms zaskoczył go już przy kasie: „Bardzo dobrze. Nikomu ani słowa. Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomymi.” Oczywista. Od nich. Żeby ich diabli pogonili….
I nagle wtedy zobaczył postać stojącą przed sklepem. Niewysoki mężczyzna w kraciastej marynarce dawał mu wyraźnie jakieś znaki gestami. Maks zaniemówił, zamrugał oczami, dokończył zakupy i wyszedł. Mężczyzna znikł. Nie było po nim śladu. Przecież się nie rozpłynął – lecz nie było go widać w żadnej ulicy, a sklep był na rogu. Mógł pójść w zasadzie tylko w trzy strony, bo z czwartej stał mur, okalający stary żydowski cmentarz. Co, u licha? Nerwy. Muszę odnaleźć Magdę i poczuł, że łzy napływają mu do oczu. Spokojnie. To tylko nerwy…trzeba będzie potem rzucić wszystko w diabły i wyjechać z nią najdalej, gdzie się da.
Leszek wziął zakupy i resztę i znikł. Maks poszedł do siebie. Zasnął w ubraniu, zdjął tylko obuwie ze skóry.

Następnego dnia ledwo pamiętał, co się stało. Nie poszedł do czytelni, ani na uczelnię, a był właśnie termin oddania kolejnego rozdziału. Promotorka będzie wściekła, sporo osób ma opóźnienia w planie rocznym z pisaniem.
W smsie, jaki dostał w południe, dokładnie o 12, były słowa: „Strona 400. Tam znajdziesz dalsze wskazówki”. Wiedział, o co chodzi. „W co oni ze mną grają. W bambuko”, śmiał się głos. Poszedł do czytelni i otworzył egzemplarz: „Tak, to to. Wiedziałem”. Był to rozdział pt.: „Zagłada mieszkania numer 50”.. A więc i to wiedzą. Nie namyślając się wiele, udał się na Kijowską. Lipy, które ostały się jeszcze przy Alei, zaczynały puszczać pierwsze listki, było rześko, lubił tę porę roku. Otworzył mu dziadek, w pierwszej chwili dziwiąc się, bo lubił wyłącznie zapowiadane z dwudniowym wyprzedzeniem wizyty. Nie tylko od niego, także od partnerów w brydża, którzy przychodzili zawsze w piątki. Także od synowej, i jedynej córki, przyjeżdżającej z dalekiej stolicy.
„A dobrze, że jesteś, bo jest list do ciebie. Zaraz, o jest. Proszę. Wejdziesz na chwilkę? Od kogo to?” Lecz tym razem odmówił, wziął zwykłą białą kopertę, zaklejoną, ze znaczkiem pocztowym z kolekcji Jan Paweł II, i powiedział, że przyjdzie innym razem. „A nie wejdziesz na chwilkę?” „Dziadku, to list z uczelni, muszę tam zaraz iść.” Dziadek był starej daty, nie wypytywał o szczegóły, wiedział, co to dyskrecja. Pożegnali się, przechodząc rzucił okiem na listę lokatorów. „Ryszard i Anna S. Lokal nr 50.”

W kopercie znalazł więcej niż poprzednio szczegółów. Miał stawić się w opuszczonym poprzemysłowym baraku w dawnej dzielnicy industrialnej, gdzie stały fabryki, hale, magazyny w południowo-wschodniej części miasta. Miał pojechać tam sam środkami komunikacji miejskiej, dotrzeć na miejsce o określonej godzinie z tolerancją do 2 minut wstecz lub naprzód. Nikt nie mógł wiedzieć, o całym zajściu. Ulica Fabryczna 7. Stara hala montażowni piecyków gazowych dla cywilów. Pojechał i znalazł tę ulicę. Przez całą drogę był jednak zamyślony, kompletnie nieobecny, nie zwracał uwagi na otoczenie. Gdy dotarł na miejsce, była 16.54 – pozostało sześć minut. Wszedł z awanturującym się o to sercem, lecz nagle ciemność na wejściu, a potem stopniowo i powoli zaczęły dopiero wyłaniać się sensowne kształty. Zrozumiał, że to tu, czuł całym sobą, że choć nikogo jeszcze nie ma, to wkrótce będzie. Stał, nie siadał. Wewnątrz było pusto – jakieś stare urządzenia i maszyny, wiszące z sufitu kable, już bez napięcia, jakieś taczki, prototyp piecyka i miejsce, gdzie kiedyś jeździła długa taśma.
Gdy tak stał w półmroku, zaskrzypiały boczne, żelazne drzwi, których nie zauważył. Ktoś w nich stanął, nie było go widać wyraźnie i rzucił tylko jedno słowo: „Idź za mną”. Posłusznie poszedł w kierunku szarych drzwi, minął je, zobaczył plecy kogoś, schodzącego po betonowych schodach. Szli tak ze dwie minuty. Nagle skręcili w bok, weszli do wielkiej sali, pogrążonej w cieniu neonówek. Odczuł bardziej niż zobaczył, że było tu wiele osób. Naraz coś huknęło – ktoś wystrzelił w powietrze. Jednocześnie w jego kierunku wypchnięto dziewczynę. Magda! W pierwszej chwili zaniemówił, skamieniał i dostał lekkiej katatonii. Chciał podejść, lecz z tyłu czyjeś mocne ręce uniemożliwiły ten manewr. Zmieniła się na twarzy, poczuł złość. „Magda, czy coś ci zrobili?” Nie odpowiedziała, pewnie te sukinkoty tak jej kazały. Ani słowa.
Stała i patrzyła podkrążonymi oczami, bledsza od ściany i jakby mniejsza. Cofnięto ją, a jeden z drabów zwrócił się do Maksa: „Teraz pokażesz klasę.” Nie wiedział, co to znaczy, lecz w tej chwili z głośnika, który kiedyś był częścią radiowęzła, popłynęły rozkazy. Jednocześnie z boku zapalono świeczkę czy lampę naftową. Na specjalnie zrobionym posłaniu ujrzał nagą kobietę. Odruchowo oderwał wzrok i wtedy głośnik zażądał, aby Maks zbliżył się do kobiety. Chciał odmówić, lecz nogi same poniosły. Starał się nie patrzyć, lecz wtedy usłyszał płacz Magdy. „Chcecie stąd wyjść żywi. Przeleć ją”. „Kogo?” „Nie zgrywaj głupszego niż jesteś. Nie twoją, tylko naszą”. „Nigdy. Choćbyśmy mieli razem umrzeć”. „Nie, ty nie umrzesz. Magda umrze.” Kazali mu się rozebrać, a kobieta kusiła zachęcającym półuśmiechem. Odmówił. Popchnięto Magdę. Upadła, rzucił się ku niej, lecz w tej chwili padł strzał. Nikt jednak nie zginął. Dwoje mocnych ramion chwyciło jego, a pozostałe dwoje ją. Rozdzieleni patrzyli na siebie. „Masz 3 minuty, żeby ją przelecieć. Potem Magda pójdzie w nicość.” Myśli goniły jedna za drugą, modlił się, lecz nikt nie nadchodził z pomocą. Zupełnie inaczej niż na filmach. Całkiem inaczej. Wszyscy mieli poczucie pata. Ludzie z pistoletami szachowali ich dwoje, dziwka zaś czekała na niego. „Nie rób tego Maks.” Wiedział, że nie. Modlił się tylko o to, żeby ją nie bolało.
Gdy mijał czas, długi jak sto lat, przeleciało mu życie przed oczami. Spotkanie Magdy w kościele. Ironia losu lub bezradnego Boga. Przeznaczenie dziejące się przypadkiem. I dziś kilka minut przed śmiercią. Dlaczego to robią?
Lecz gdy już, już miał spełnić ich chore, obleśne i psychopatyczne żądanie, kiedy wolał, aby ona żyła, w końcu po zdradzie też można żyć, lecz czy to byłaby zdrada, właśnie wtedy na górze trzasnęły drzwi, tupot butów, zamieszanie i to cudowne zdanie: „Policja. Nie ruszać się”. Natychmiast zrobił się raban. Przestępcy w maskach rozpierzchli się po sali, Maks i Magda padli na ziemię. Rozległy się pojedyncze strzały, to policja, a psychopaci odpowiedzieli ogniem. Kule latały w dwie strony, jak na froncie, biły rykoszetem, hałas piwniczny był nie do zniesienia. W końcu wszystko umilkło. Magdę podnosiła policjantka, Maksa policjant. Wyprowadzeni na światło, rozpłakali się.
Jak się okazało potem, policję zawiadomiła Gosia, która jako przyszły pracownik interwencji kryzysowej studiowała psychologię. Ona to odczytała z głosu i sposobu rozmowy, że dzieje się u nich coś okropnego i natychmiast wieczorem poszła na pobliski komisariat. Resztę trzeba sobie dośpiewać.







Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Rafal Sulikowski · dnia 23.11.2012 19:20 · Czytań: 599 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
julanda dnia 23.11.2012 23:41
Chciałabym przeczytać ten tekst, kiedy Autor sam odczytałby go na głos kilkanaście razy, następnie spokojnie usiadł i dokonał aktualizacji, po czym znów odczytał kilka razy i powtórzył korektę.
Tak, wtedy właśnie chciałabym przeczytać ten tekst.
Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty