Jerozolima - i was david bowman
Proza » Bajka » Jerozolima
A A A
29 maja tysiąc czterysta pięćdziesiątego trzeciego roku Wielki Sułtan osmański Mehmed II, zwany panem ludzkich karków, wjechał do Konstantynopola. Ciało Konstantyna XI, obrońcy miasta - twierdzy, odnaleziono wśród odłamków muru jakiś czas później. Poznano je li tylko po butach i z rozkazu Sułtana, pochowano z monarszymi honorami albowiem rzadko kiedy bywało iż cesarz walczył z ludem zrzucając li tylko, niepraktyczny w boju, pozłacany płaszcz. Miecz w miecz, głowa w głowę. Cesarz stojący w walce przy chudym żołdaku. Wedle Osmańczyków była to oznaka najwyższej odwagi, a co za tym idzie, także mądrości. Śmierć jest jednak śmiercią, jak i wojna – wojną. Głowę cesarza, wedle wiary prawosławnej barbarzyńsko, ustawiono na kolumnie stojącej na Forum Augusta, choć niektóre późniejsze kroniki mówią o hipodromie.
A więc Anioł nie zstąpił – pomyślałem. - Nie wskazał jedynego, który zatrzyma tę nawałę. Któż to zresztą mógłby być? Grek? Wenecjanin? Klęcząc na kamiennych płytach pełnych okruszyn cegieł i ułomków drewnianych szczap, zapytuję siebie: ile warta jest wasza, bizantyjska wiara? Ile Islam? Ile warta jest każda wiara w bóstwo, czy człowieka, któren się za bóstwo uważa? Jacyśmy wszyscy malutcy, nieporadni. Tak jak ślepe kociaczki w wiklinowym koszyku, w którym zabrakło cierpliwie karmiącej matki. I jak bliźnięta pozostawione przez kurwę w chlewie pełnym głodnych świń. Jak krab żłobiący koła w gorącym piasku mile od słonej wody. Jak żagiel samotnej łodzi w zatoce Złotego Rogu zmagający się bezskutecznie z prądami wiatru i próbujący wpłynąć na spokojniejsze wody Morza Marmara. Jesteśmy nad wyraz samotni w bogu.
Zdobywając się na niebywałą odwagę, podniosłem na niego wzrok.
Mehmed nie ruszał się. Ów człowiek, zwany panem ludzkich karków, patrzał gdzieś w przestrzeń nie do ogarnięcia nam, maluczkim. Płachta jedwabiu, którą miał przykryte kolana nie zdradzała żadnego ruchu, jakby ów był wielkim posągiem, odwiecznym elementem Wielkiego Konstantynopola. Jakby nie miało to znaczenia, iż usiadł tu dosłownie przed chwilą. Nie śmiałem go prosić o łaskę. Było mnie wszystko jedno, odkąd znalazłem się w tej zniszczonej, choć nie ograbionej komnacie z przywiązanym do mojego przegubu umarłym. Osmanie bacząc, iż mieliby zrównać miasto z ziemią, przywieźli ze sobą wszystko: złote naczynia, kadzielnice, alabastrowe dzbany i pochodnie. Nawet kwiaty. Pod osmalonymi ścianami poustawiano, nazbyt śpiesznie, inkrustowane koralami tarcze i srebrne taborety. Nie patrzono na to, że tuż obok stoją równie bogate, bizantyjskie stoły i krzesła. Podłogę zaściełały niechlujnie rzucone perskie dywany i, nie wiedzieć, czemu, makaty i arrasy. Zakryto nimi przecudne chodniki z Indii i Chin, niegdysiejsze podarki dla władców Bizancjum. Osmanom oddano nowy dom do mieszkania, więc szybko je sobie urządzili. W szczególności jednak zadbano o tron wielkiego Sułtana. Tron… – pomyślałem. – Krzyż leży w błocie, półksiężyc patrzy na niego z nieba. Niechby miłosiernie…
- Wielki Mehmedzie – powiedziałem po turecku i zamknąłem oczy. – Jak mam ci służyć, panie? Jak płaszczyć się, czołgać przed tobą, służyć jako spluwaczka, czy podnóżek? Cóż mam uczynić, byś mnie nie zabijał? Nie jestem żołnierzem, widzisz to przecież. Nie należę do tych, którzy władali miastem. Przybyłem tu tylko dlatego, by podziwiać wojnę i opisać ją tym, którzy we mgle przyszłości zechcą me sprawozdanie przeczytać. Jestem poetą, wielki Sułtanie.
- Znasz mój język, robaku - powiedział nie używając złośliwego tonu i nie pytając. Zdawał się być władcą ciekawskim, ale i takim, który nakręca ten świat niejako od niechcenia.
- Tak. Znam ich wiele, bo jestem również podróżnikiem. Mianowałem się także wynalazcą i potrafię wytwarzać przedmioty i urządzenia, które pomagają w codziennym życiu. Umiem też tańczyć, o władco świata. Nauczono mnie też śpiewać i kłaniać się tak, jak nikt nigdy się nie kłaniał. Każ przeciąć więzy, Mehmedzie, proszę. Jestem poetą, nie boję się śmierci. Boję się bólu i upokorzenia. Chciałbym umrzeć z wolnymi rękami. Niech chociaż one dostąpią tego największego z ludzkich przywilejów, Sułtanie. Zrobiłem w życiu wiele niegodziwości, nie różnie się w tym od nikogo w tej komnacie. Ręcę moje są jednak niewinne.
- Już za te słowa powinieneś zostać obdarty ze skóry, robaku – wykrzyknął jeden z żołnierzy i ruszył w moją stronę. - Pochyl głowę, bym mógł ci ją ściąć lub raczej odkroić jak kroi się mięso.
- Panie! – krzyknąłem z rozpaczą. - Odpowiedziałeś mnie, robakowi, czego nie uczyniłbyś nigdy w mieście, z którego tak licznie ściągnąłeś. Zatem mam jedno błaganie. Zapytaj mnie, o co tylko zechcesz, a odpowiem ci tak, że twoi przyboczni odłożą miecze. Zatem? - spytałem patrząc na rzemień łączący mnie z leżącym obok ciałem i uśmiechnąłem się nerwowo.
- Gdzie urodziła cię matka? – spytał spokojnie i gestem zatrzymał żołnierza, który posłusznie włożył nóż do skórzanej pochwy. Moje serce zatrzymało się na chwilę. Kropla słonego potu podrażniła mi oko. Szepnąłem:
- W Jerozolimie.
- Jak dawno opuściłeś jej piersi?
- Dwadzieścia trzy lata temu, panie.
Popatrzał na mnie pierwszy raz, odkąd rzucono tu moje ciało. Moje i mego martwego, nieznanego towarzysza.
- Cóż zatem możesz mnie opowiedzieć, czego już nie wiem? – powiedział spokojnie i uśmiechnął się. - Podbijałem kraje z ludźmi obrośniętymi futrem, niczym niedźwiedzie. Zabijałem narody żyjące w wodzie jak ryby i tych zwanych Inaan, chodzących li tylko do tyłu. Widziałem kobiety - syreny z płetwą miast nóg i rogatych wojowników ze śniegiem na ramionach. Ibn Ali pisał, iż świat to tygiel pełen wieprzowiny, ryżu, kukurydzy i prosa. Pisał, że wszystko to pływa w cieczy, która ma swój zapach. Ów bywa złudny, jak zapach świeżych grzybów. Cóż możesz mnie powiedzieć, czego nie wiem, robaku?
Powoli uniósł prawe ramię do góry. Pomyślałem, że to właśnie teraz się stanie. Że umrę od noża wojny. Od tego parszywego, ale przynależnego nam, ludziom moru, tej śmierdzącej choroby drążącej ciało ludzkości i sprawiającej, że zaczyna się nowy cykl miasta, kraju, świata. Jakaż to piękna śmierć zadana poecie! W jednej sekundzie wspomniałem historię mojej miłości do ksiąg. Skoro więc umierać od noża ze stali, dlaczego nie zadać swojego, ostatniego cięcia słowem?
- Daj mi jedno zdanie. Opowiem ci, Mehmedzie o swoim mieście widzianym moimi oczami - wykrzyczałem zbyt odważnie patrząc na jednego z żołnierzy, który wyszarpnął kindżał ponownie patrząc na mnie wściekle. Stało się. Wielki Sułtan ponownie odwrócił głowę w moją stronę. Tym razem dostrzegłem w jego oczach coś, jakby kiełkujący zarodek czegoś nowego. Czegoś, co nazwałbym… zaciekawieniem.
Jutro, za lat dziesięć, czy za dziesięć stuleci, Wam i w czasach Wam współczesnych ta historia będzie li tylko bajaniem przerażonego więźna, marnego poety, jakich wielu w moich czasach chodziło po świecie. Mnie, w dwudziestym dziewiątym dniu maja, tysiąc czterysta pięćdziesiątego trzeciego roku, ta opowiedziana z nożem na gardle opowieść uratowała życie, a i, napiszę nieskromnie, pozwoliła wywołać na twarzy Wielkiego Sułtana smutek, śmiech i głębokie zastanowienie.
- Dobrze – powiedział. – Masz prawo do jednego zdania, by mnie zaciekawić. Jeśli to zrobisz, będziesz żyć.
- Zatem jestem już wolnym człowiekiem.
Mehmed zmarszczył brwi. Drgnął w, opanowanym latami rządzenia, gniewie. Nikt zapewne nie ośmielił się klęcząc przed nim na tak harde słowa o wolności. A ja zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się. Pomyślałem: żyjesz, marny poeto, bardzie i wagabundo. Żyjesz…
I nagle usłyszałem gromki, niski, ale płynący z głębi serca śmiech Mehmeda II, Wielkiego Sułtana Imperium Osman i właśnie mianowanego cesarza Bizancjum.
- Zaiste. Uratowałeś życie. Postąpiłeś sprytnie, ale i niebezpiecznie. Udało ci się wywołać moją ciekawość jednym zdaniem. Tym, o twojej Jerozolimie. Zaiste. Sprytne – zaśmiał się pod nosem. - Unieś powieki. Możesz popatrzeć na mnie bez strachu.
Podniosłem głowę i ujrzałem człowieka ciepło patrzącego mi w oczy.
- Jakie imię nosisz?
- W moich stronach mówią na mnie Jefte, panie.
- Używasz przedrostka “sir”?
- Nie. To rzecz godna szlachciców, a i to tylko w Brytanii.
- Nie jesteś więc ani szlachcicem, ani Brytem.
- Nie. Jestem Żydem.
Sułtan kiwnął głową na znak, że zna tę nację. Wielu Żydów uciekło onegdaj w granice sułtanatu i wielu pełniło tam nawet ważne funkcje administracyjne i państwowe.
- Co Żyd robił w mieście broniącym się przed niechybną zagładą?
- Jestem poetą, panie. Chciałem zobaczyć wojnę. Poza tym miasto nie uległo zagładzie. Zostało zdobyte, a to co innego. W swej wielkości i mądrości zapewne zmienisz jego miano, być może zabijesz jego mieszkańców, zburzysz kościoły, ale nic więcej. Miasta są cenniejsze niż ludzie, wiesz o tym lepiej, niż jakikolwiek władca w tej części świata.
- Dlaczego?
- Ponieważ cegła i kamień są trwalsze niż ludzkie mięśnie. To właśnie w miastach tworzy się historia.
- W księgach będą pisali o mnie, jako o wielkim zdobywcy.
- Tak. Ale kamień nawet za tysiąc lat będzie można dotknąć, ponownie użyć go jako budulec, zrobić z niego rzeźbę, która przetrwa następne tysiąc lat. Ty ostaniesz się li tylko na kartach papieru, czy pergaminu. A te są, jak wiesz, podatne na nieubłaganie upływający czas.
- A pamięć? – Uniósł powiekę. - Ludzie od wieków przekazują sobie historię o wielkich wojownikach i ich wielkich czynach. O zdrajcach, o upadaniu jednych narodów i o rodzeniu się innych.
- Zabij więc mnie, Mehmedzie, a nie uszczkniesz nic z mojej pamięci.
Uśmiechnął się ponownie i zamyślił. I ja milczałem nie chcąc przerywać jego zadumy. Czekałem na to, co teraz zrobi i jaki będzie jego następny krok.
- Zadziwiacie mnie, wy, Żydzi.
Nagle wstał i podszedł do najbliżej stojącego żołnierza. Patrząc w przestrzeń, wciąż nie do ogarnięcia nam, maluczkim, wyciągnął dłoń w kierunku Albańczyka, który mechanicznym gestem wyciągnął zza pasa krótki, zakrzywiony nóż, podając go swemu władcy. Gwałtownie pochyliłem głowę i równie szybko zacisnąłem powieki, a ciało me przebiegł dreszcz. Czy mnie okłamał, iż mogę patrzeć na niego bez strachu? – pomyślałem. - Zabije mnie? Czy złamie obietnicę, którą mnie dał o tym, że zachowam życie, jeśli zaciekawię go jednym zdaniem? Tak. Byłem hardy w obliczu śmierci, ale przecież miałem do tego prawo! Płaszczyć się i błagać o litość? Czy podnieść głowę, kiedy już wszystko jedno? Śmierć i tak mnie czeka.
Sułtan podszedł do mnie z kindżałem w pewnej dłoni i powiedział:
- Podnieś dłoń. Tę, którą jesteś przykuty do swojego wiernego towarzysza. Dłoń twoja zgnije, jeśli ktoś nie przetnie tych więzów.
Zrobiłem, co kazał. Powolnymi cięciami uwolnił mój przegub od balastu i po chwili usłyszałem niegłośnie uderzenie, jakby nieduży kamyk upadł na posadzkę. To chyba ta martwa ręka. Tak… Otworzyłem oczy i wstałem. Mehmed odwrócił się do mnie plecami i ruszył w kierunku własnego tronu, po czym usiadł i jął się we mnie wpatrywać. Zadziwiał mnie jego niesamowity spokój i opanowanie, ale z drugiej strony, pomyślałem, dlaczego ma mnie zadziwiać? Ów władca właśnie opanował twierdzę niemalże nie do zdobycia. Włada ogromnymi włościami, a wszyscy jego poddani to niewolnicy. Coś jednak było w tym człowieku, czego nie mieli inni wielcy.
- Zabiłeś kiedyś człowieka, Jefte? – spytał.
- Nie, panie.
- A zabiłbyś?
- Na to pytanie nie znam odpowiedzi.
Wzruszył ramionami i machnął dłonią, jakby miał władzę cofania zadanych pytań.
- Obiecałem ci życie, Jefte. Wywiązałem się z obietnicy. Nie mówiłem jednak nic o oddaniu wolności. Teraz twoja kolej, Żydzie, by dotrzymać tę daną mnie. Pragnę usłyszeć o twoim mieście widzianym twoimi oczami. W mojej obecności nikt nie waży się ciebie zwiazać, ani ci czymkolwiek grozić. Nikt też nie spojrzy na ciebie jako na jeńca, ani nie urazi. Obmyjesz się, nasycisz i napoisz. Wybierzesz sobie komnatę. Jak tylko to uczynisz, przyślę do ciebie moich lekarzy, którzy cię opatrzą. Jeśli wyrazisz takie życzenie, przyjdą do ciebie kobiety. Potem pójdziesz na spoczynek. Postawię straże pod twoimi drzwiami do rana. Potem moi żołnierze przyprowadzą cię do mnie, gdzie razem zjemy posiłek. Usiądziemy syci naprzeciw siebie i ja będę słuchał, Jefte. Będę słuchał uważnie napawając się wyobrażeniami miasta, w którym nigdy nie byłem. Oczekuję poczuć zapach ulic twojej Jerozolimy, będę chciał sparzyć się ogniem palącym się nocą na ulicach i słyszeć rżenie koni, czy osłów. Chcę śnić sny, które tobie się śniły, czy śnić się będą. Bacz jednak, iż jestem słuchaczem skrupulatnym i wiem, jak nikła granica dzieli wspaniałą, pouczającą historię od kłamstwa. Jeśli wyczuję w twojej opowieści choć parszywą krztynę kłamstwa, zginiesz powoli. Czy zrozumiałeś mnie, Jefte?
Jedno mrugnięcie oka trwało jak powróciłem rzekami pamięci do wszystkich ksiąg, które poznałem. Opowieści w nich zawarte powiodły mnie dalej, do kart, których nigdy już nie przewertuję. Moja literatura nauczyła mnie jednego, być może nie różnię się od innych poetów opisujących swoje światy, czy też Was, sobie współczesnych, że życie to ciągłe opowiadanie historii.
Uśmiechnąłem się.
- Tak, panie. Zrozumiałem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
i was david bowman · dnia 29.11.2012 19:30 · Czytań: 705 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
al-szamanka dnia 29.11.2012 20:13 Ocena: Bardzo dobre
Jedyne o co się potykałam podczas czytania, to zbyt dużo li - w ogóle tego nie lubię.

Czytałam czekając na każde następne zdanie...nie zawiodły mnie.
Ciekawe, interesująco napisane
Plastyczne opisy przez co bez problemu wchodzi się w klimat opowiadania.
Wyborne
MimiBasia dnia 05.12.2012 19:43
Przeszkadzało mi powtarzające się "li", a tak teks jest świetny. :) Ciekawa historia.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:70
Najnowszy:wrodinam