Kobieta rozejrzała się dookoła. Okazało się, że wysiadła na Alejach Niepodległości, niedaleko budynku, w którym znajdował się Dom Studencki „Hanka”, a po tajemniczej postaci nie było nawet śladu.
Zrobiła kilka niepewnych kroków w stronę skrzyżowania z ulicą Libelta.
Zimny, ostry wiatr szarpał gałęziami pobliskich drzew, plując jej w twarz maleńkimi kropelkami lodowatego deszczu.
Co to było? - pomyślała oszołomiona, powoli wracając do rzeczywistości. - Czy ja już zupełnie straciłam rozum?
Nie miała jednak szans na dalszą analizę własnych poczynań, gdyż w jej głowie ponownie rozległ się tajemniczy głos, skutecznie blokując kiełkujący w umyśle racjonalizm.
Tutaj jestem. Chodź do mnie - usłyszała.
Wzrok Diany automatycznie poszybował w stronę przystanku znajdującego się po drugiej stronie ulicy, do którego podjeżdżał właśnie autobus linii 51, jadący na Osiedle Sobieskiego i przez moment wydawało jej się, że fragment czarnego, skórzanego kaptura mignął jej w mokrych szybach. Nie zważając na sygnalizację świetlną, piski opon oraz wściekłe odgłosy klaksonów rzuciła się w tamtym kierunku. W ostatniej chwili udało jej się wskoczyć do środka i stała teraz, tuż przy drzwiach, ciężko oddychając.
Nerwowo przebiegła wzrokiem po wnętrzu autobusu, jednak nigdzie nie potrafiła dostrzec szukanej osoby.
Potrząsnęła głową.
Nawet gdyby ten ktoś się tutaj znajdował, to co ja miałabym zrobić? Podejść i powiedzieć, że odebrałam jego telepatyczny rozkaz i oto jestem? - Pomyślała przerażona i jednocześnie zaszokowana własnym zachowaniem. - Totalna głupota.
- Ja bym tego tak nie nazwał – rozległ się tuż za nią, zmysłowy, męski głos. - Wręcz przeciwnie. To najmądrzejsze co mogłaś zrobić.
Nie odpowiedziała. Nie była w stanie.
Bez odwracania głowy wiedziała, że znalazła tajemniczą postać, która zmaterializowała się nie wiadomo skąd i stała teraz bardzo blisko. Zbyt blisko.
Mimo dzielących ich warstw grubego ubrania, kobieta czuła intensywne, wibrujące ciepło promieniujące od obcego. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a podbrzusze skurczyło się w cichym oczekiwaniu.
- Całkiem interesująca reakcja – mężczyzna roześmiał się cicho, pieszcząc przy tym swoim oddechem jej wrażliwą skórę tuż za uchem. - Zaczynam wierzyć, że to nie będzie stracony czas.
- Kim pan jest? - zapytała kobieta, odrobinę zbyt piskliwym głosem.
- Jestem tym, kim chciałabyś, żebym był – odpowiedział. - A teraz chodź – dodał, chwytając ją za rękę.
Nie zaprotestowała, a gdy autobus zatrzymał się na przystanku, położonym niedaleko wejścia na Cytadelę wysiadła i bez słowa dała się poprowadzić w jej głąb.
W milczeniu dotarli do Alei Republik, po czym skręcili w stronę pagórka, gęsto porośniętego drzewami. Mimo aktualnej, jesienno-zimowej wciąż pogody, wiosna najwidoczniej zdążyła na chwilę pokazać się w tej części miasta, gdyż okolica mieniła się najprzeróżniejszymi odcieniami zieleni.
Gdy już na dobre oddalili się od miejsc najczęściej odwiedzanych przez spacerowiczów, mężczyzna zatrzymał się, po czym odwrócił gwałtownie w jej stronę i szybkim ruchem zsunął kaptur zakrywający jego twarz.
Diana zamarła, przypatrując mu się szeroko otwartymi oczami.
Był ucieleśnieniem wszystkich marzeń, dotyczących atrakcyjnych przedstawicieli płci przeciwnej. W średnim wieku, wysoki, o atletycznej budowie ciała, szerokich ramionach, wąskich biodrach i dobrze umięśnionych, silnych nogach. Ubrany w sięgający bioder, czarny, skórzany płaszcz, pasujące kolorem, wykonane z tego samego materiału, obcisłe spodnie i czarne buty z cholewkami. Twarz, otoczona kaskadą lśniących, ciemnobrązowych, sięgających łopatek włosów sprawiała wrażenie wyciosanej w złocistym marmurze.
- Kim pan jest? - Zapytała Diana, mając niejasne wrażenie, że już kiedyś to samo pytanie wymknęło jej się z ust.
- Kim tylko zechcesz – odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się znacząco. - Dzisiejszego dnia należę do ciebie.
- To jakiś żart – wyjąkała porządnie już teraz wystraszona, robiąc niewielki krok do tyłu.
Nieznajomy nie spuszczał z niej wzroku, jednak wyraz rozbawienia zniknął z jego twarzy.
- Ty się mnie boisz – stwierdził wyraźnie zdziwiony, po czym pokonał dzielącą ich odległość i delikatnie przyłożył policzek do jej skroni. - Myślałem, że cieszysz się z mojej wizyty.
- Nie wiem kim pan jest – odparła drżącym głosem, mając wrażenie, że ta konwersacja kręci się jak kociak, próbujący ząbkami złapać własny ogon.
Mężczyzna w odpowiedzi chwycił lewą dłonią jej podbródek, zmuszając by spojrzała mu w twarz.
- Powiedziano mi, że zostałaś poinformowana o najwyższych zarządzeniach i mam pomóc ci w odnalezieniu tego, co w pierwszej kolejności będziesz chciała przekazać dalej.
Diana milczała, próbując zebrać myśli, jednak pod wpływem niezwykle inteligentnych, przenikliwych oczu o barwie mlecznej czekolady okazało się to nadzwyczaj trudnym zadaniem. Powoli jednak coś zaczynało budzić się w jej otępiałym umyśle, chociaż przez chwilę jeszcze nie potrafiła ubrać tego w słowa.
- Ma pan na myśli mój ostatni sen? - zapytała w końcu, nie bacząc jak głupio musiało to zabrzmieć.
- Sen? O nie – nieznajomy roześmiał się, przesuwając powoli kciukiem po jej policzku. - Wszystko to jest jak najbardziej realne. Powiedz, kim miałbym dla ciebie być?
- Naprawdę nie wiem – wydusiła z siebie, nerwowo wciągając powietrze.
Wciąż nie była pewna, czy znalazła się w rękach psychopatycznego mordercy, czy może życie, które do tej pory prowadziła faktycznie pobiegło nagle w jakimś całkowicie odmiennym, tajemniczym kierunku.
- Nie wierzę ci – powiedział cicho mężczyzna, odpinając ciężką klamrę spinającą do tej pory jej długie blond włosy, które teraz miękkim wodospadem opadły na ramiona. - Zdradź mi, jakie istoty pragnęłabyś spotkać?
Milczała przez chwilę, próbując skupić się na zadanym pytaniu jednak dreszcze, które sprowadziły na nią jego chłodne palce, bawiące się luźnymi teraz pasemkami czyniły to prawie niemożliwym. W głowie jej szumiało, na policzki wypłynął szkarłatny rumieniec, a kobiecość wybudzona nagle z długiego snu przeciągała się, łaskocząc przy tym wszystkie sploty lędźwiowe.
Resztkami silnej woli udało się Dianie powstrzymać szaloną reakcję ciała i skoncentrować na odpowiedzi.
- Wampiry - powiedziała zgodnie z prawdą, lekko zachrypniętym głosem. - One fascynują mnie najbardziej.
Nieznajomy roześmiał się, po czym z lekkim ociąganiem wypuścił z palców jej loki i zrobił kilka kroków w tył.
- Doskonały wybór – powiedział. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – dodał, zamykając oczy i wstrzymując oddech.
W tym samym momencie, gdzieś z głębi jego wnętrza uniosła się dziwna, pulsująca energia, która w postaci różnokolorowych promieni, wydostawszy się na zewnątrz otoczyła ich oboje świetlistą kopułą. Zatańczyła przez chwilę jak opadłe liście, wirujące pod wpływem jesiennego wiatru i po chwili rozciągnęła się na najbliższą okolicę. W mgnieniu oka pokryła każdy centymetr czarnej, wilgotnej ziemi, każdy najmniejszy nawet listek i każde źdźbło trawy.
Diana stała w bezruchu, chłonąc wszystkimi zmysłami rozgrywający się na jej oczach cudowny, tęczowy spektakl. Czas się zatrzymał, a ona istniała tylko po to, by zjednoczyć się z tą czarodziejską chwilą.
Nagle wszystko zniknęło, pozostawiając ją w stanie całkowitego oszołomienia i z uczuciem niemożliwej do opanowania tęsknoty, wypełniającej szczelnie serce i duszę.
Jęknęła, niezdolna do niczego innego.
Jak przez mgłę poczuła obejmujące ją silne, męskie ramiona, w które z wdzięcznością zatonęła. Nie była pewna, czy potrafiłaby ustać na własnych nogach.
- Jeszcze nigdy nie spotkałem istoty, która tak intensywnie reagowałaby na moją magię – usłyszała pełen emocji głos nieznajomego. - Nie zdajesz sobie sprawy z tego, ile to dla mnie znaczy.
- Przepraszam – wyszeptała w poły miękkiego płaszcza. - Nie byłam w stanie zareagować inaczej.
- Nie przepraszaj – powiedział cicho. - Podarowałaś mi coś, czego nie zaznałem już od kilkuset lat. Jestem ci dłużny taką samą przysługę.
Na te słowa Diana zaczerwieniła się, jednak odważnie uniosła głowę, spoglądając mu prosto w twarz. W pierwszej chwili nie była w stanie dojrzeć żadnej różnicy, jednak po chwili subtelna zmiana dotarła do jej umysłu. Jego oczy, wcześniej o barwie mlecznej czekolady pociemniały, mieniąc się teraz jak dobrej jakości czerwone wino. Skóra nabrała jasnego odcienia, a rysy wyostrzyły się, przybierając twardszy wyraz.
Na ten widok kolejna dawka adrenaliny popędziła układem krwionośnym kobiety.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym dwa ostre, śnieżnobiałe kły, po czym odgarniając jej włosy z czoła zapytał:
- Podobam ci się?
- Nie wiem – wyjąkała czując się tak, jakby właśnie zeszła z Diabelskiego Młyna. - Prawdopodobnie.
- Prawdopodobnie? - Powtórzył wolno, przesuwając delikatnie kciukiem po jej dolnej wardze. - Widzę, że będę musiał jeszcze nad tym popracować.
Nie odpowiedziała, walcząc z pragnieniem, by wysunąć język i posmakować odrobinę czarodziejskiej energii, która w jakiś niewytłumaczalny sposób wciąż wibrowała na jego skórze.
Oczy mężczyzny pociemniały, mieniąc się teraz powstrzymywaną żądzą i czymś mrocznym, czego nie była w stanie zidentyfikować.
- Pamiętaj, że w tej postaci mogę wywąchać twoje emocje – powiedział gardłowym głosem, przypominającym odrobinę warczenie wilka – i nawet ja posiadam gdzieś granice samokontroli.
Diana zadrżała, czując nieprzyjemne łaskotanie w okolicy żołądka, a nad górną wargą wystąpiły jej kropelki potu. Z trudem zachowała jasny umysł, chociaż strach ścisnął ją za gardło.
- Co w takim razie powinnam teraz uczynić? - zapytała tak spokojnie, jak tylko potrafiła, chociaż nie przypuszczała, by mogła zmylić tym stojącego przed nią... wampira.
Ten jeszcze przez chwilę nie odrywał od niej rozpalonego wzroku, po czym potrząsnął lekko głową i na kilka sekund przymknął powieki.
- Najpierw obowiązki, a później przyjemność – wymruczał pod nosem, po czym ponownie na nią spojrzał.
Jego oczy były teraz milczące, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu.
- Jak wiesz, zostałem przysłany po to, by pokazać tobie światy, o których będziesz mogła opowiedzieć innym mieszkańcom tej rzeczywistości – powiedział krótko neutralnym tonem, wykonując szybko półkolisty ruch prawą ręką. - Dokąd chciałabyś się udać?
Pod wpływem tego gestu, kilka kroków dalej w powietrzu, na wysokości ramion kobiety pojawiła się dziwna, pionowa lekko błyszcząca szczelina, wielkości niewielkiego telefonu komórkowego, powiększająca się z każdą sekundą. Drgała niczym gorące powietrze w sercu Sahary, a przez nią w oddali dostrzec można było kontury ogromnej, ukrytej we mgle budowli.
- Pokaż mi miejsce, z którego pochodzisz – odpowiedziała po chwili Diana rozrywanym emocjami głosem, nie odrywając wzroku od dowodu na istnienie zjawisk, zaliczanych w dwudziestym pierwszym wieku do wytworów ludzkiej wyobraźni i jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że całą swoją egzystencję stawia właśnie na jedną kartę.
Wiedziała już, że niezależnie od rezultatów, z którymi zakończy się to dzisiejsze spotkanie, nie będzie potrafiła wrócić do życia jakie wiodła do tej pory. Ta część jej istoty, która połączona była z ludzkim światem umarła, pozwalając na uwolnienie czegoś nowego, nieograniczonego czasem i przestrzenią.
- Z przyjemnością – powiedział nieznajomy z dziwnym uśmiechem, biorąc ją za rękę – a tam porozmawiamy o twoim najskrytszym marzeniu, które mógłbym urzeczywistnić.
Kobieta zadrżała, czując w tych słowach gorącą obietnicę, po czym bez cienia lęku podążyła za nim, przekraczając granicę innego wymiaru.
c.d.n
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Magicu · dnia 07.12.2012 08:19 · Czytań: 689 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: