Króciutko, a jednak sporo sobie tu można pomyszkować i odnaleźć. Takie mam skojarzenia, że ten bieg już dawno się zaczął, to jak wyścig, którego już nie sposób zatrzymać - 'stopy w połowie odbite'. Tylko cud, a może czyjaś miłość mogą sprawić, by ta 'szarość' stopniowo zaczęła zanikać, bo jest już jej tyle, że jej się nie ogarnia. I tutaj nachodzi mnie taka myśl odnośnie wymiarów, że jednakowoż jak trudno tę szarość ogarnąć, tak samo trudno ją znieść, do tego stopnia, że samemu z sobą trudno jest wytrzymać. Bo przecież jak czegoś, Kogoś - nam tak bardzo brak, sami stajemy się nieznośni, kapryśni, nic nie jest w stanie pocieszyć, ukoić bólu. Nie wiem, ale ta meta i ten realizowany bieg, skojarzył mi się z wyścigiem do czyjegoś serca, o które wciąż trzeba zabiegać, walczyć, żeby zauważyło, doceniło, zrozumiało, żeby zająć w nim to właściwe dla siebie miejsce. I tak jakoś smutek mnie ogarnął, bo te uczucia są mi bardzo dobrze znane. Szarość kojarzy mi się z zapomnieniem, znikaniem, z pozostawaniem gdzieś na uboczu, w cieniu, z oczekiwaniem na lepsze jutro. Słowa - 'nie przejmuj się', brzmią jak wyartykułowane na przekór, jak słowa dziecka, które pomimo iż je wypowiada na głos, oczekuje zauważenia, ciepła, zrozumienia, tylko nie bardzo wie, jak powiedzieć to inaczej, nie wystarcza mu czyjeś spoglądanie z daleka, potrzebuje bardzo bliskiego wsparcia, ale też zapewnienia, że ciągle jest ważne i kochane. Ta meta jest dla mnie taką granicą, za którą czeka dorosłość , dojrzałość, odpowiedzialność. I rodzi się tutaj takie pytanie, czy poda Ktoś pomocną dłoń, kiedy zdarzy się na tej drodze zabłądzić, upaść. A przecież wszystko, jacy będziemy po przekroczeniu mety zależy od tego, ile po drodze uda się zgromadzić okazanego nam ciepła, miłości od bliskich, przyjaznych osób, bo tylko to pozwoli nam radzić sobie w trudnych chwilach, pokonywać rozmaite problemy i stawiać czoła napotkanym przeszkodom, by stawiać kolejne kroki z wiarą, że jednak damy radę, że każdy pokonany stopień nas wzbogaca i buduje naszą siłę. Ten bieg jest takim skokiem na wielką wodę, nie ma już odwrotu, taka jest kolej rzeczy, tylko czy jesteśmy na tyle silni, żeby sobie poradzić, egzamin z życia... I w tym kontekście te słowa - 'nie przejmuj się' - są takim sygnałem rzuconym dorosłym, że to dzieje się już teraz - 'patrz tato, potem będzie za późno i możesz mnie stracić...', 'kiedyś na wszystko będzie za późno'...
Ech to dałaś mi do myślenia tymi wersami...
Euridice, pozdrawiam cieplutko i życzę Wspaniałych, Radosnych i Rodzinnych Świąt i wiesz, żeby te piękne wrzosy odzyskały dawną barwę*
Buziaki*
I wracam jeszcze, z powodu tytułu...
Falstart to takie słowo, w kórym mieści się - dyskwalifikacja, przegrana, nieuczciwa przewaga. W kontekście treści, ja odbieram to po swojemu, tak jakby ten start w dorosłe życie był przedwczesny, a więc niejako z góry/już na samym początku skazany na niepowodzenie, przegraną, bo przeciwnik z którym przychodzi się zmierzyć jest silniejszy, i stanowi zagrożenie, jednocześnie przekroczenie mety to pogodzenie się z myślą, że trzeba sobie radzić samemu, bez oglądania się na innych. Ta meta jest dla mnie taką czasoprzestrzenną pułapką bez wyjścia, na jej progu słyszę - krzyk, w nim prośbę o pomoc!
Nie daje mi spokoju jak widać Twoja miniatura, jest dobra, bardzo dobra!