Piękna rozmowa i w sam raz tak przed kolejnym 'końcem świata', bo on się dzieje, tylko tak niepostrzeżenie i inaczej niż tego wszyscy się spodziewamy, przecież tak naprawdę każdego dnia przychodzi nam przeżywać mniejsze czy większe końce świata, z każdym dniem nam czegoś mniej i przede wszystkim Kogoś - coraz bardziej nam brak... Niesłychanie żal, że nie możemy zatrzymać poza naszą ułomną pamięcią - ciepła rąk, uśmiechów, życzliwości, zatroskania, opiekuńczości, i całej tej ludzkiej aury jaka odchodzi wraz z ukochanymi bliskimi osobami. Rozpadamy się, roztrzaskujemy na pojedyncze drobne szkiełka, powolutku, próbując z każdym dniem zbierać te maleńkie odłamki od nowa, by odnaleźć jeszcze to co dawne, zakorzenione, zaszczepione, ukochane. Pomyślałam o 'Antologii gwiazd' - słowo dziedzictwo, dziedziczenie, i moje myśli pędzące ku przodkom właśnie, i kiedy oni gdzieś tam spoglądają na nas z gwiazd, pewnie poprzez niebiańskie zmarszczki uśmiechają się - widząc, jak dzięki dobru przekazanemu poprzez własne uczucia, słowa, gesty, uczynili nas dzięki swojej wrażliwości, podobnymi do samych siebie, zasiewając w nas ziarno, smak tego ciepła, które jak pochodnię poniesiemy dalej... i jesteśmy im to winni za ten cały włożony trud, ale też wiedząc jak bardzo nam to wszystkim potrzebne, jak bardzo nas to kształtuje, żeby nie zaprzepaścić, i przekazać dalej, jak niezbędny do życia atom tlenu, wodoru i węgla. Przypomniałaś mi tym wierszem moją babcię i choć wydawałoby się, że nie mogłam za wiele zapamiętać, to te kilka pierwszych dziecięcych lat było tak decydujące, że do dziś czuję jak jej ciepły głos mnie otula, zapamiętane dźwięki, dobiegające z otoczenia gospodarskiego, nawoływania kurcząt, kaczek, ale też codzienne krzątanie wokół kuchni, pielęgnowany jej dłońmi ogród pełen malin i malw, i tyle innych jeszcze... Spokój, zatroskanie, cierpliwość, skupienie, ale też ogromną miłość jaką roztaczała... I dziękuję Ci szczególnie za ten cykl, bo jest mi niesłychanie bliski i porusza do głębi. Pozdrawiam słonecznie : )