Postacie przychodzą od czasu do czasu, ale nie jest to nic osobistego. Ja po prostu mam potrzeby. Nie wchodzą nawet w kontakt z firankami, bo za daleko jest do wymarzonego pokoju. Zostają na dole. Od czasu do czasu, chociaż nie czuć wtedy ani smaku, ani zapachu. Nawet kiedy idziemy do filharmonii albo na film, nie docieram, ani do mnie nie dociera. Zamykam oczy i kąsam. Nic nie dostaję i nic nie daję z siebie. Chociaż to było już chyba z miliard razy, wciąż łudzę się, że nagle ktoś zdejmie ze mnie to złączone z ciałem wdzianko obojętności. Nikomu jednak na tym nie zależy, a mi jest przecież obojętnie. Mi jest przecież wszystko jedno. Ale najbardziej chciałabym poczuć, a jak już bym poczuła, żeby to było poczucie bezpieczeństwa.
Jaśko też czasem przychodzi. On właśnie jest najbardziej pomysłowy. On by chciał mnie otulać bezpieczeństwem jak bawełną. Tylko dotąd jeszcze nie zauważył jak bardzo jest mi nijak, jak bardzo o nic nie dbam. Wysyłam nieme sygnały, ale on nie rozumie tych słów. Tylko je pożera. On jest za ścianą, za przezroczystą szybką. Nie czyta z ruchu warg. I już mi nawet nie jest żal, że do reszty zbaraniał. Już nawet nie mam poczucia winy, że go wpakowałam w kontakt ze mną. Myślę sobie, że skoro jest taki półinteligent, to mu się należało. Najważniejsze, żebym ja kiedyś potrafiła wyjść. Przestać być cholernym eksponatem, co się ciągle uśmiecha. Jestem zmęczona. Jaśko przynosi czekoladki, kwiatki. Jaśko zabiera na wystawę. Jaśko nie zauważa, że jest tylko jednym z „od czasu do czasu”. Jakoś tego nie widzi. Jakoś nie widzi wielu rzeczy. A może on też, za przeproszeniem, ma pewne sprawy gdzieś? Ja mam wszystkie. Tylko Hawrana nie mam gdzieś. Jego nie ma nigdzie. Piszę więc w myślach listy z beznadziejną nadzieją, że złapie telepatycznie sygnał.
Hawran! Hawranku.
Szukałam Cię. Zwlokłam się z łóżka o nienormalnej porze i pobiegłam na przystanek, z którego zwykłeś odjeżdżać do pracy. Dopiero kiedy tak stałam i zrobiło się zimno na ciele, dotarło do mnie, że jestem w piżamie i kapciach. Wiele razy zdarzało mi się zrobić coś głupiego, ale tego jeszcze nie miałam przyjemności. Rozejrzałam się z utęsknieniem za widokiem Twojej twarzy. Znowu musiałam obejść się samą pamięcią. Gdzie zniknąłeś?
Przyglądały mi się dwa czarne, rozkraczone (w sensie, że wydawały z siebie takie: kra, kra) ptaki. Gawrony. Po chwili odwróciły się i zaczęły szukać dookoła siebie, jakby chciały mi pomóc. Doleciały do nich kolejne, tak zwane posiłki. Ale nawet ich pomoc na nic mi się zdała. Tylko jeszcze bardziej zapragnęłam, żebyś wrócił. O ile bardziej jeszcze można.
Od kiedy Cię nie ma, - Od kiedy? - obijam się o meble i robię się sina. Nie mogę złapać równowagi. Dawniej prowadziłeś mnie za rękę. A teraz odczuwam brak tej ręki, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało. Bo Twoja ręka była wielofunkcyjna. I była nadliczbowa. Ja sobie nie radzę sama. Rozumiesz, prawda?
Też byś mógł łaskawie mnie poszukać. Dlaczego w dzisiejszych czasach to Kopciuch musi gonić księcia? I jak niby ma gonić? Zgubiłeś bucik? Siedzisz w tej swojej ciupie i nic nie widzisz. Że dzwoniłam, że wystawałam pod klatką, itd.
Przepraszam, Haw. Może powinnam była uczynić to już dawno temu.
Gocha (do niedawna Klementynka)
***
Kanaliki łzowe uparły się, żeby demonstrować, że nadal mają dostateczny zasób i coś produkują. Nawadniają wyschniętą maskę twarzy, zaczerwieniają oczy. W sumie jest to rzecz ciesząca, bo świadczy o jakiejś jeszcze czułości ukrytej głęboko a uaktywnionej niemal nadludzką siłą. Wciąż nie wiem, czy roztkliwiam się tak bardzo nad sobą, czy nad tym, że nie ma powrotu? Właściwie to może nawet bez znaczenia.
Gawrony siedziały mi na ziemi pod oknem, więc wpadłam na genialny pomysł, żeby sobie wziąć jednego. Nawet nie musiałam go specjalnie przekonywać, bo pomyślał chwilkę i wfrunął do środka. Razem schowaliśmy się w pokoju wymarzonym. Czuję się teraz lepiej. Jakbym siedziała tu z Hawrankiem. Trochę się jednak dziwię, kiedy gawronisko wyciąga ku mnie z dzioba kopertę i przygląda się, oczekując na to, co powiem. Wymieniamy spojrzenia pełne napięcia aż w końcu decyduję się rozerwać małą paczuszkę. Ze środka wyłania się wyschnięty kształt ćmy. Ćma we własnej wyschniętej postaci. Ptaszek nie wydaje się ani odrobinę zdziwiony, ani też nie ma chęci się ćmą pożywiać. Przygląda się tylko mojej reakcji. Ja natomiast jestem delikatnie mówiąc zszokowana. Coś mi to przypomina.
- Dlaczego tak lubisz ćmy? – zapytałam, właściwie nie oczekując odpowiedzi.
Hawran odzywał się tylko wtedy, gdy mu było wygodnie. Miało się wrażenie, że tylko wtedy cokolwiek do niego dociera. W innych wypadkach komunikacja była niemal niemożliwa. Teraz zakopał się w pościeli i wpatrzył w ciemny kształt na suficie.
Było to małe szarawe istnienie, które spokojnie odpoczywało w pobliżu nieużywanej w tym momencie żarówki. Może jeszcze czuć było od niej odrobinę ciepła. A może stworzonko przywykło po prostu do tego miejsca. Tak bardzo je przypominam - pomyślałam, sadowiąc się na łóżku obok mojego towarzysza, jak go zwykłam w tamtych czasach po cichu nazywać.
Mimo przez cały czas otwartych oczu, wyglądał jakby spał. Leżał niby owad, torujący sobie dopiero drogę do wyjścia z kokonu. Już niedługo się oswobodzę – zdawały się mówić jego nieruchome ślepia. Kiedy od czasu do czasu przez okno wpadała jakaś zawieruszona smużka światła, lśniły jak dwie szklane kule, z których czyta się przyszłość. Skierowane na ćmę, jednocześnie obserwowały coś odległego. Coś, czego nie było w tym pokoju. Coś, co istniało tylko dla Hawrana.
Taka sytuacja powtarzała się co wieczór. Początkowo nie mogłam się przyzwyczaić. W końcu jednak uznałam, że każdy ma jakieś dziwactwa i widocznie to jest właśnie jedno z tych, które on przejawia. Gdy zapadał zmrok nieodmiennie kładł się w swoim kokonie, i sprawiał wrażenie jakby wysiadł mu procesor. Tracił z oczu cały Boży świat. Ta wewnętrzna alienacja trwała zazwyczaj godzinę, dwie, po czym nagle podnosił się, gramolił ze stert wymiętoszonej pościeli i przemawiał zdaniem zupełnie wyrwanym z kontekstu. Przynajmniej tak przedstawiało się to z mojego punktu widzenia.
- Zgubiłem guzik. - powiedział i ziewając, przetarł oczy.
- Dobrze. Jutro pomyślimy o zapasowym. Chodź, napijmy się.
Mężczyzna bez słowa sięgnął po stojący na komodzie kieliszek, który jakby tylko czekał na tę chwilę, gdy ktoś go napełni. Polało się burgundowe wino, rozlewając w organizmach ciepło. Zaszeleściło cicho wypowiadanymi słowami. Zaszamotało w objęciach.
- Za niezmienność - wzniosłam toast, może coś przeczuwając.
W odpowiedzi uścisnął mnie tak, jak chyba jeszcze nigdy. Zamilkliśmy jednym językiem. W oddali słychać było krakanie, kiedy Hawrana przeszedł dreszcz. Chwilę później ruszały się też firanki. Ciągle te firanki.
Rano jak zwykle porą jesienną nie obudziły nas trele ptaków, ale oschły budzik. Pogrążona jeszcze w krainie snów, na wpół świadomie przerzucałam sobie w myślach obrazy. Kroki na klatce schodowej, skrzypnięcie drzwi otwieranych siłą przeciągu i trzepot małych skrzydełek. Ćma. Coraz większa i większa. Coraz bliżej. Rosła i rosła. Gwałtownie zerwałam się z łóżka, czując, że jak zaraz nie otworzę oczu, wydarzy się coś nieprzyjemnego. W kuchni parzyła się kawa i czekały gotowe do spożycia kanapki. Hawrana już nie było. Na stole znalazłam kartkę:
Koniecznie kup dzisiaj ten guzik, proszę. I zachowaj szczególną ostrożność. Nie wypuszczaj ćmy! Pod żadnym pozorem. Kiedyś Ci to wyjaśnię.
Poza wieczorno-nocnymi seansami z owadem, nigdy nie bywał aż tak tajemniczy. Nic z tego nie rozumiałam.
Dziś też wylegiwałam się w łóżku i wylegiwałam, kiedy ktoś zastukał do drzwi. Właściwie należałoby chyba powiedzieć, że załomotał, bo to nie było jakieś tam sobie ciche pukanie, ale prawdziwe łubudu. Miałam zamiar spać dalej, ale walenie powtarzało się, a nawet zdawało się narastać. Zaspana zerknęłam przez judasza, a tam jakaś znajoma twarz. Zajęło mi kilka sekund nim pojęłam, że to jest przecież Tomasz. Tomasz z powtarzającego się snu.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt