Czasem zastanawiam się który to z inteligentów nadał Warszawie miano stolicy. Niby to siedziba rządu, centrum kultury i spotkań towarzyskich. Niby to miasto dla ludzi przedsiębiorczych, którzy mają swój palący interes w życiu w tym ośrodku biznesu. Nie uwzględniam oczywiście tych pijaczyn, mieszkających w domach rodem z argentyńskich slumsów i szwędających się po dworcach. To przez nich większość warszawiaków wstrzymuje oddech przechodząc przez miejsca ich bytowania, byle tylko uniknąć odruchu wymiotnego przez smród, który zostawiają za sobą. Najlepsze jest to, że nikt z tym nic nie robi, a to przecież stolica będzie wizytówką państwa w każdym aspekcie. Ona zawsze przyciągnie uwagę analityków i statystyków, obcokrajowców i krajowców. Kto tam będzie się przejmował jakimś mazurskim Mrągowem czy nadmorską Redą, podczas gdy całe życie skupione jest w stolicy? Na Polskie nieszczęście…
Warszawa za dnia nie jest taka zła. Chociaż to wtedy można zauważyć najwięcej niedoskonałości. Nigdy nie mam pojęcia co powinienem czuć, gdy widzę leżące na ziemi i ubłocone ulotki reklamujące spektakl „Oresteja”- nowe dziecko Opery Narodowej. Jeszcze większe zakłopotanie mnie ogarnia, gdy obserwuję, jak kilkanaście centymetrów dalej przetaczają się po chodniku bardzo kuszące oferty biur matrymonialnych czy innych burdeli. Jakby tego było mało, spostrzegłem ostatnio na jednej z takich ofert promocję świąteczną na seks analny, obniżającą cenę tej usługi nawet o połowę. Niezły prezent trzeba przyznać... Z tego wszystkiego boli mnie najbardziej jednak inna rzecz, a mianowicie częściej widuję osobę podnoszącą ulotkę reklamującą wartość mięsną kobiety, zamiast tą oferującą wartość kulturową. Podejrzewam, że zabranie żony na spektakl może zaowocować romantyczną kolacją przy świecach, a potem to chyba już wiadomo, jak akcja ma prawo się potoczyć. Tylko do tego, trzeba mieć już coś więcej: rozum współdziałający z uczuciami i popędami. Najwyraźniej Warszawa tego nie uczy.
Wcale mnie to nie dziwi, skoro nawet nie ma gdzie uciec przed tym zgiełkiem miejskim i na chwilę wyciszyć się w otoczeniu natury. Ktoś pewnie by mnie zaprowadził do parku miejskiego. Od razu pogratulowałbym takiemu imbecylowi wyobraźni, w której to widzi człowieka relaksującego się pośród kilku drzew w sąsiedztwie ruchliwych, hałaśliwych i toksycznych ulic. Zresztą weź człowieku spróbuj przejść spacerkiem cały park, zachwycając się koronami drzew i śpiewem ptaków. Mogę zagwarantować, że po powrocie do domu czeka Cię dodatkowa robota, w postaci usuwania nadmiaru substancji pochodzenia organicznego, wynikającego z przemian metabolicznych czworonogich organizmów. No i oczywiście z niedbalstwa ich właścicieli.
Życie w Warszawie jest ciężkie i co gorsza- niezdrowe. Człowiek nie zdaje sobie nawet sprawy, ile to rozpylonego, chemicznego gówna wdycha podczas jednego spaceru. Fabryka tu, fabryka tam. Palacz tu, palacz tam. I jeszcze potężna garść spalin samochodowych… Wydaje mi się, że niektórzy delikwenci ostatni raz robili przegląd techniczny bryczek w poprzednim wcieleniu. A potem jedzie taki ulicą, staje na światłach, kopci tym czarnym czymś na pieszych tak mocno, że przez chwile stają się oni niewidoczni. Chociaż gdyby nie to, nigdy nie czułbym jakieś wewnętrznej satysfakcji na widok przerażenia kierowców takich wehikułów, którzy próbują ukryć lęk pod maślanym spojrzeniem na policjanta z drogówki. Przy takich kontrolach wychodzą ogólnie różne rzeczy. A to szyby niedokładnie odśnieżone, a to lewa lampa za słabo świeci, a to mechanika za głośna…
Człowiek wychodzi z klatki schodowej, a już na „dzień dobry” musi borykać się z kakofonią ruchu ulicznego. Jeszcze jakiś wypadek był… karetki na sygnale, ten zbiór gapiów dookoła jakże podniecającego wydarzenia. Koszmar. Na dobitkę- przechodzisz kulturalnie przez pasy, a jakiś człowiek, którego dendryty nie wytrzymują już napięcia, trąbi na Ciebie i to jeszcze w rytm złowieszczego marsza żałobnego. Nie wspomnę o zamieszaniu wewnątrz Złotych Tarasów, gdzie siedząc w McDonaldzie jakaś grupka Chińczyków z każdym słowem zwiększała o decybel natężenie wypowiedzi. Jak doszło do setki, nie wytrzymałem. Chciałem znaleźć jakieś spokojne miejsce albo chociaż na jakiś czas wyciszyć całą stolice. Bardziej realne wydawało mi się to pierwsze wyjście. Dlatego właśnie siedzę w tej odludnej kawiarni, popijam gorącą białą czekoladę i napawam się jazzową melodią saksofonu, wypływającą z głośników nad moją głową.
I niech tak pozostanie, bo ani mi się śni o tej godzinie wracać do domu. Nocą w Warszawie czai się zło w czystej postaci czystej...
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt