Ostatnia kawa - Magicu
A A A
Od autora: opowiadanie konkursowe

Noc nadchodziła wielkimi krokami. Przytulny salon, położony na pierwszym piętrze niewielkiego, przedwojennego domu, coraz głębiej pogrążał się w mroku. Pokryte kurzem okno, wychodzące na ogród, było otwarte, a odsunięta na bok, pożółkła firana kołysała się leniwie, poruszana delikatnym podmuchem wiatru.

Kazimierz Szostak – pensjonowany oficer, który kilka miesięcy wcześniej obchodził sześćdziesiąte ósme urodziny - siedział w fotelu i wpatrywał się w widoczny z jego miejsca, skrawek atramentowego nieba. Miał krótko obcięte, siwe włosy, pomarszczoną twarz oraz inteligentne, szare oczy. Oddychał głęboko, delektując się każdym haustem łagodnego, wiejskiego powietrza, gładząc przy tym finezyjnie przystrzyżone, śnieżnobiałe wąsy.

Był spokojny. Znał w końcu plany, jakie w stosunku do niego miało przeznaczenie i teraz pozostawało mu już tylko czekać na znak, który pozwoli na rozpoczęcie ostatniego aktu.

Jak gdyby pod wpływem myśli człowieka, leżący obok owczarek niemiecki zaskomlał cicho, po czym podczołgał się bliżej stóp ukochanego pana. Mężczyzna spojrzał w błyszczące w mroku oczy wieloletniego przyjaciela i pokiwał głową.

Po chwili ponownie wyjrzał przez okno. Przez kilka sekund nie był w stanie zarejestrować żadnych zmian, jednak w końcu dostrzegł to, co tak usilnie wypatrywał.

Na ciemnym, jednolitym niebie pokazały się tysiące maciupeńkich, złotych punkcików, błyszczących niczym najprzedniejsze diamenty.

Zaczęło się – pomyślał Kazimierz filozoficznie, podnosząc się z fotela. - Nasz osobisty początek końca.

-  Chodź, Fryc – zwrócił się do psa, robiąc kilka kroków w stronę drzwi. - Czas na kolację.

Mimo braku światła, mężczyzna bezbłędnie poruszał się po domu. Nic dziwnego, mieszkał w nim wszakże ponad pół wieku, a większość mebli wciąż stała tak, jak w dniu, w którym przeniósł Marysię przez próg.

Już niedługo, jeśli taka wola Najwyższego, znowu będziemy razem – myślał z czułością, schodząc ostrożnie po schodach.

Owczarek dreptał z tyłu ze smętnie spuszczonym łbem. Tak, jak gdyby zwierzę naprawdę wyczuwało, co miało stać się ich udziałem w najbliższej przyszłości.

Po chwili dotarli do kuchni. Mężczyzna zapalił kilka świec, stojących na stole, który własnoręcznie zbudował z sosnowego drewna i podszedł do wiszącej nad zlewem szafki. Wyciągnął z niej metalową, szczelnie zamykaną puszkę, ręczny młynek do kawy, pamiętający jeszcze poprzednie stulecie oraz „ibriq” - niewielki, mosiężny tygielek z długim uchwytem. Do zbiorniczka w młynku nasypał trzy łyżki ziaren kolumbijskiej Coffea Arabica. Była to odmiana, jaką najchętniej pijała jego świętej pamięci żona. Kwaskowa, o niezwykłym aromacie i urzekającym, czekoladowym posmaku.

Już niedługo – myślał, kręcąc niewielką, metalową korbą – czas oczekiwania dobiegnie końca.

Po kilku chwilach, wsypał do tygielka dwie łyżeczki zmielonej na proszek kawy, dodał łyżeczkę cukru i zalał wszystko zimną wodą. Zapalił gaz (ostatnia butla była wprawdzie już prawie pusta, ale na ten raz powinna jeszcze wystarczyć) po czym postawił naczynie nad niewielkimi, niebieskimi płomykami.

Czekając, aż napój zacznie wrzeć, przyniósł ze spiżarni, schowany na czarną godzinę, słoik domowego gulaszu. Przełożył kawałki soczystej wołowiny do miski, czując, jak do ust napływa mu ślinka. Tym razem jednak nie on cieszyć się miał posiłkiem. Przysmak przeznaczony był dla czworonożnego przyjaciela.

W międzyczasie kawa w tygielku zagotowała się, a po kuchni rozszedł specyficzny, korzenny aromat. Mężczyzna zdjął naczynie z ognia, powierzchnię naparu skropił zimną wodą, tak, aby fusy opadły na dno i postawił ponownie na kuchenkę. Czynność powtórzył jeszcze dwa razy, po czym gotowy napój przelał ostrożnie do porcelanowej filiżanki.

Teraz pozostawała mu już tylko ostatnia rzecz, jaką sobie zaplanował.

Z zamykanego na kłódkę pudełka, które wydobył ze skrytki pod schodami, wyciągnął niewielką, zakorkowaną buteleczkę z ciemnego szkła. W środku znajdował się, otrzymany dawno temu od znajomej znachorki wywar z korzeni i nasion lulka czarnego.

Ostrożnie, tak, by nie uronić ani jednej kropelki, wlał część do miski z gulaszem, drugą dopełnił przygotowaną wcześniej filiżankę. 

-  Chodź, staruszku – powiedział do psa, stawiając naczynia na tacy. - Usiądziemy na werandzie.

Zwierzak w odpowiedzi szczeknął krótko, jak gdyby nie do końca zgadzał się z tą propozycją, jednak posłusznie udał się w ślady mężczyzny. 

W drzwiach werandy przystanęli obok siebie, zadzierając wysoko głowy. W ciągu tych kilkunastu minut, które spędzili w kuchni, złociste punkciki urosły do rozmiaru owoców jarzębiny, rozświetlając teraz nocne niebo niczym łuna ogromnego pożaru.

-  A niech mnie licho – wysapał Kazimierz, odstawiając na niewielki stolik, trzymaną w rękach tacę. - Dają szybciej, niż myślałem.

Miskę z jedzeniem dla psa postawił na podłodze, tuż obok wiklinowego fotela na biegunach. Pragnął w każdej chwili, bez większego wysiłku, móc poczuć pod opuszkami palców gładką sierść zwierzęcia.

-  Smacznego, przyjacielu – powiedział zduszonym głosem, pośpiesznie odwracając głowę.

Nie chciał, by tamten dostrzegł cisnące mu się do oczu łzy.

Gdy dotarły do niego odgłosy znajomego mlaskania, zajął miejsce w fotelu i wziął do ręki przyniesioną filiżankę.

W oddali usłyszał kilka niewyraźnych krzyków. Wzdrygnął się, mocniej zaciskając palce na chińskiej porcelanie. Wiedział, że okolica nie była całkowicie opuszczona, chociaż już od dawna sprawiała takowe wrażenie. Krótko po ogłoszeniu stanu wyjątkowego, większość mieszkańców porzuciła w pośpiechu wieś, udając się w poszukiwaniu chociażby niewielkiej szansy na przeżycie. Pozostało tylko kilku takich, jak on – zrezygnowanych, nieumiejących uwierzyć w możliwość ocalenia.

Ciche skomlenie Fryca wyrwało mężczyznę z zamyślenia. Spojrzał na psa ze świadomością, iż trucizna najprawdopodobniej już zaczęła działać, a widok, który ukazał się jego oczom, potwierdził tylko nieuchronny koniec. Zwierzak sprawiał wrażenie zupełnie oszołomionego. Oddychał krótko i urywanie. Spomiędzy rozwartych szczęk zwisał mu bezwładny język, łapy rozjechały się, a zad opadł ciężko na pociemniałe deski werandy.

Za chwilę będzie po wszystkim – pomyślał stary, kładąc dłoń na drgającym grzbiecie zwierzęcia. - Wierz mi, to najlepsze wyjście. 

Po jego pomarszczonych policzkach spłynęły dwie gorące strużki.

W międzyczasie poświata, produkowana przez tysiące niezidentyfikowanych obiektów latających, dotarła na Ziemię, rozjaśniając okolicę, niczym ogromną żarówką o mocy milionów watów, one same natomiast, powiększyły się do rozmiarów sporych orzechów włoskich. Pokrywały całe niebo, sprawiając bajkowe wrażenie.

Mężczyznę przeszedł dreszcz.

Nie dostaniecie mnie – pomyślał z determinacją, zaciskając szczęki. - Pod żadnym pozorem nie dam się wziąć do niewoli.

Drżącymi dłońmi podniósł filiżankę do ust i duszkiem wypił brunatną zawartość. Cierpki, gorzkawy smak rozlał mu się na języku. Nie wiedział czy winnym temu był wpływ trucizny, czy może po prostu, kawa wraz z temperaturą, traciła również wszelkie inne walory.

Nie miało to jednak znaczenia. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wkroczył właśnie na drogę, z której nie było powrotu.

Mężczyzna zadygotał, wypuszczając z rąk filiżankę.

Serce biło mu w piersi jak oszalałe, oddech przyśpieszył, a usta w jednej chwili wyschły, niczym koryto rzeki w okresie najgłębszego lata. Z wielkim trudem zmrużył oczy, wpatrując się zamglonym wzrokiem w najdalszy kąt werandy.

W cieniu porastającej bluszczem, drewnianej konstrukcji, majaczył niewysoki, kobiecy, dziwnie znajomy kształt.

-  Marysiu – wyszeptał Kazimierz niewyraźnie. - To naprawdę ty?

Postać kiwnęła głową, robiąc w jego stronę kilka niewielkich kroków.

Na twarz mężczyzny wystąpiły ogromne rumieńce, krew zawrzała, a on poczuł się, jak tuż przed pierwszą randką.

-  Nareszcie – uśmiechnął się, poruszając nieznacznie ustami. - Teraz nic nas nie rozłączy.

Wydawało mu się, że wstaje z fotela, szybko podchodzi do ukochanej, po czym tak, jak wielokrotnie robił to w marzeniach, chwyta ją w ramiona.

W rzeczywistości jednak głowa opadła mu na brodę, gałki oczne zadrgały niekontrolowanie, a całe ciało zatrzęsło się, niczym podczas ataku padaczki. Ciśnienie krwi wzrosło, doprowadzając stare serce do nadmiernego wysiłku, po czym wszystko ustało.

Kazimierz Szostak - na własne życzenie – nie doczekał pierwszej w historii ludzkości Inwazji z kosmosu.

 

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Magicu · dnia 31.12.2012 09:32 · Czytań: 2569 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 8
Komentarze
Wasinka dnia 25.02.2013 22:55
Bardzo melancholijny tekst, Magicu. Ładnie napisany, z atmosferą ostatnich chwil... tęsknotą w tle (a może w roli głównej właśnie...).
Subiektywne dopowiedzenie zupełnie: drasnęło mnie umieranie psa... bo wyglądało, jakby cierpiał... a przecież człowiek mógł przygotować mu spokojniejszą śmierć...

Drobinki, np.

wpatrywał się, w widoczny z jego miejsca, skrawek - wg mnie niepotrzebne przecinki

myśli człowieka, leżący obok, owczarek - zrezygnowałabym z tych przecinków

zbudował z sosnowego drewna (,) i podszedł

Po kilku chwilach, wsypał - przecinek zbędny

ale na ten raz powinna jeszcze wystarczyć) (,) po czym

Tym razem jednak, nie on - bez przecinka

tak, aby fusy - wyrzuciłabym przecinek

Chodź(,) staruszku

na niewielki stolik, trzymaną w rękach tacę - zrezygnowałabym z przecinka

Krótko po ogłoszeniu stanu wyjątkowego, większość - bez przecinka

Spojrzał na psa, ze świadomością - przecinek zbędny

rozjaśniając okolicę, niczym - bez przecinka

Nie wiedział (,) czy winnym

czy może po prostu, kawa wraz z temperaturą, traciła - przecinki zbędne

Serce biło mu w piersi, jak oszalałe - bez przecinka

wyschły, niczym koryto - niepotrzebny przecinek

W cieniu, porastającej bluszczem - wyrzuciłabym przecinek

poczuł się, jak tuż przed - bez przecinka

W rzeczywistości jednak, głowa - bez przecinka

zatrzęsło się, niczym - przecinek niepotrzebny


Pozdrawiam księżycowo.
zajacanka dnia 26.02.2013 12:22 Ocena: Bardzo dobre
Historia zwięzła, czytelna, spójna. Mocno melancholijna, ale podoba mi się.
Co zwróciło moja uwagę, szczególnie na początku tekstu, to duża liczba "ozdobników" do każdego niemal rzeczownika. Bardzo ładne są Twoje opisy, Magiku, ale miejscami jest aż za gęsto, co powoduje, że skupiamy się na szczegółach, a nie płyniemy po opowieści.

Pozdrawiam serdecznie
al-szamanka dnia 26.02.2013 20:17 Ocena: Bardzo dobre
Smutny ten Twój koniec świata.
I nawet Marysia jest tylko momentem przed nicością.
Ach, taka beznadzieja, ale przecież koniec świata romantyczny nie jest.
Moim zdaniem bardzo dobrze uchwyciłaś klimat ostateczności.

Pozdrawiam :)
Wasyl dnia 27.02.2013 12:10
Podobają się opisy, pięknie uzupełniają treść, pozwalając czytelnikowi na wędrówkę po zakamarkach, które często, pomijane przez autorów, utrudniają wędrówki wyobraźni w czasie i przestrzeni. Wydaje mi się, że w Twoim opowiadaniu ta subtelna granica pomiędzy opisem a fabułą jest dobrze umiejscowiona. Pisze to ktoś, kto nigdy nie przebrnął przez Nad Niemnem pomimo kilku usilnych prób;) To takie osobiste odczucia po przeczytaniu. Podobało się.
Pozdrawiam.
Magicu dnia 27.02.2013 15:18
Dziękuję wam bardzo za komentarze. Znacznie podniosły mnie one na duchu. W dzień ogłoszenia wyników konkursu dostałam także wyniki drugiego, w którym brałam udział. I jak się możecie spodziewać... rezultat byl taki sam. Muszę przyznać, że przez jakis czas wątpiłam w sens mojego pisania, jednak skoro podobają się wam wyniki mojej pracy, to chyba nie jest ze mną aż tak źle...
zajacanka dnia 27.02.2013 15:38 Ocena: Bardzo dobre
Ależ, skąd taki pomysł? Świetnie piszesz, a konkursy są tylko po to żeby starać się coraz bardziej :)
Elwira dnia 01.03.2013 10:11
wpatrywał się, w widoczny z jego
– bez przecinka


leżący obok, owczarek niemiecki
– bez przecinka


Mimo braku światła(,) mężczyzna bezbłędnie


Tym razem jednak, nie on cieszyć się
– bez przecinka


znajomej znachorki, wywar z korzeni i nasion lulka
– bez przecinka


Ostrożnie, tak(,) by nie uronić ani jednej


- Chodź(,) staruszku – powiedział do


Spojrzał na psa, ze świadomością
– bez przecinka



Serce biło mu w piersi, jak oszalałe
– bez przecinka


W cieniu, porastającej bluszczem
– bez przecinka



W rzeczywistości jednak, głowa opadła mu
– bez przecinka


nie doczekał, pierwszej w historii ludzkości, Inwazji z kosmosu.
– oba przecinki zbędne

Nawet rozumiem ten gest. Nowe zawsze jest straszne, a kto wie, co z człowiekiem mogliby zrobić kosmici? Jakoś sobie nie wyobrażam, żeby dwie cywilizacje, różne, nieznające się, mogły żyć obok w zgodzi i przyjaźni i prowadzić normalny tryb życia.
Ciekawy, dobrze napisany tekst.
Pozdrawiam.
Korniu dnia 14.03.2013 11:06
Świetnie grasz na uczuciach czytelnika, aż mi się szkoda Fryca zrobiło.
Byłem przekonany, że to czasy wojenne, a staruszek spogląda w gwiazdy, jednak ostatnie zdanie zweryfikowało mój tok myślenia ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty