Licho wie - Galzag
A A A

Licho wie

 

Wicher z coraz to większą natarczywością walił w gospodę. Nie dość szczelne ściany przepuszczały na tyle dużo chłodu, że i buchający płomieniami kominek nie na niewiele się zdawał. Zebrani w izbie, okutani starymi derami, a zamożniejsi i z kołpakami na głowach, rozmawiali z cicha i nie było takiego, który odważyłby się podnieść głos.

Diabelska robota – mruknął któryś z chłopów, nasłuchując ponurych gwizdów wcinającego się w ściany wiatru.

Czart gwizda – dodawał inny, kiwając z potakiwaniem głową.

Czy to szlachta, uboga, bo bogatych panów rzadko tu zastawano, czy chłopi wszelkiego stanu – każdy wierzył, że tumany powietrza bijące o ściany właśnie od szatana wychodzą i na jego rozkazanie straszą zebranych gości.

Poniektórzy z wyczekiwaniem zerkali w stronę zatrzaśniętych okiennic, czując najwyraźniej porę do opuszczenia ponurego zgromadzenia. Wypiwszy, co wypić należało, chcieli wracać na spoczynek, lecz żaden z nich nie zamierzał próbować tego samopas. Przecież tam – w mroku nocy – już czyhały na nazbyt odważnych Wietrzyce w postaci wirujących ziaren piasku. Porywały one samotnego delikwenta w powietrze dzięki diabelskim mocom i rzucały hen daleko.

I tu wcale nie kończyły się kłopoty...

Dla idącego bezdrożami nawet nieustanne odmawianie Pod Twą obronę nie stanowiło wystarczającej ochrony przed niebezpieczeństwami. Na poobijanego, podpitego, a do tego zagubionego wędrowca czekały Wodniki, Zmory, Topielce, Mamuny czy Strzygi, wodząc go po bezdrożach, strasząc, a co najgorsze, również posuwając się do fizycznego napastowania.

Niejedni kręcili głowami na myśl o tych wszystkich przygodach, które – przy odrobinie chełpliwej odwagi – mogły ich spotkać. Inni wzdrygali się mimowolnie, podobnie jak zrobił to pan Jegor Ilija, zwany Ilczukiem.

O! – zauważył to jeden z siedzących na tej samej ławie chłopów, z którymi to ubogi szlachcic bez włości rodem z ziemi ukraińskiej wolał utrzymywać stosunki niźli z przedstawicielami swojego stanu społecznego. – Toć was kostucha musiała przeskoczyć, jako tak podskakujecie, Ilczuk.

Ukrainiec westchnął tylko i wsparłszy się o blat, popatrzył spod oka na kompana.

Powiadacie, że to u was śmierć skacze, hę? – zagadnął.

Zebrani potwierdzili nierównym kiwaniem głowami. Jegor zmrużył oczy, wspominając dawne zwyczaje, jakie poznawał za młodu, lecz nie wygrzebał żadnych mówiących o śmierci.

Jam to zapamiętał jeno, że nas matka przestrzegała, by po polach w południe się nie włóczyć, bo tam południce czyhają – skwitował, wychylając resztę zawartości stojącego naprzeciwko niego naczynia. – Tośmy nie chadzali.

U nas też, u nas też – zaraz przyznali zebrani.

Jeno bywało, żeśmy sami na własne ryzyko łazili za młodu przez pola nad staw – odezwał się rosły człek, siedzący naprzeciwko pana Ilczuka, którego Janem przezwano, choć ojciec nadał mu zgoła inne imię. – Kiedyśmy z bratem moim dowiedzieli się, że baby idą do wody by kąpieli zaznać, jużci ruszyliśmy nie bacząc na ostrzeżenia. Biegniem przez pola, a tu nagle szmer nas dobiega zza pleców. W mig żeśmy pojęli, co to nas może obserwować, iśmy jako dwa drągi w środku pola stanęli.

Zebrani nachylili głowy ku mówiącemu, przysłuchując się z uwagą historii, którą wielokroć już słyszeli, ale i tak łakomie oczekiwali zakończenia. Jan urwał, przytrzymując słuchaczy w napięciu. Wicher uderzył w ściany.

Stoimy i czekamy – ciągnął dalej chłop. – Aż spomiędzy kłosów noga wyskoczyła. Goła, cała pomarszczona, a choć niewątpliwie do baby należąca, to obrośnięta kłakami jako u chłopa. Przypominam sobie teraz stwora tego, to mi ciarki po całych plecach biegają, bo zobaczyć jedno, a opisać drugie.

Mówcie! – ponaglał Jegor Ilija, marszcząc brwi. – Jaka była?

A mała – stwierdził tamten, rękoma określając mniej więcej wielkość stworzenia. – Kudłata, jakem już powiedział, a na plecach wór pusty niosła, co na schwytane pacholęcia przeznaczony.

Jako ojce powiadali... – sapnął ktoś.

Ano – przyznał Jan. – Wspominając wszystkie okropności, jakim południca poddawała porwane dzieci – równie pcheł zjadanie, jak i dziobanie sierpem do krwi – od razu wzięliśmy się do biegu. Słyszymy jednak, że ona za nami. Pędziliśmy przed się. Tamta krok w krok za plecami. Odstąpiła nagle, kiedyśmy na otwartą przestrzeń przy jeziorze wyskoczyli. Szybko nas baby przyłapały... i manto w domu nas czekało za chwilę oglądania rozkoszy.

Ktoś się zaśmiał, drugi chciał zawtórować, lecz wycie wiatru szybko zdusiło wesołe humory. Jegor spochmurniał. Nie cierpiał podobnych wieczorów. Nie cierpiał siedzenia milczkiem nad pustym kubkiem, na spodzie którego osadziły się gródki słodu – pozostałość po spożytym napitku.

Drzwi do izby skrzypnęły głośno, wyrywając go z zamyślenia. W progu stanęło dwóch chłopów, jednak mimo widocznej na gębach przynależności do najniższego stanu społecznego, stroje podpowiadały, iż obaj spełniali jakieś funkcje w służbie pana ziemskiego.

A oto i Andrzej, leśny szlachecki – rzucił Jan, zerkając na Jegora.

Ukrainiec przyjrzał się przybyszowi. Niski, brodaty, lecz z okrągłą łysiną na czubku głowy. Jemu widocznie też nie doskwierał nadmiar zadowolenia, ale trudno było orzec, czy powodowała to złowroga pogoda, czy jakieś prywatne sprawy. Dość, że krzywił się, spoglądając na każdego z osobna i wyglądało na to, iż ostatecznie spocznie sam.

Zawołał go Jan. Nowo przybyły, widocznie zadowolony zauważywszy znajomą gębę, przysiadł się do zebranych.

Andrzej Wach do usług – przedstawił się, spoglądając z zaciekawieniem na Ilczuka.

Powiadajcie – pierwszy zabrał głos Jegor, któremu zapadła w pamięci zasłyszana przed chwilą opowieść. – Nocami po lesie łazicie, więc może i widzicie stworzenia jakieś nie z tego świata.

Leśny znieruchomiał, czując się nieco nieswojo pod nieustępliwym spojrzeniem Ukraińca. Jegor tymczasem oczekiwał odpowiedzi. Przeżył zaledwie trzydzieści jeden roków na tym świecie, a już miał pewność co do tego, że wiele rzeczy dziejących się wokół niego jest zupełnie niepojętych. Wielokrotnie słyszał o tajemniczych zjawach, duchach wisielców albo światełkach prowadzących suchą nogą po mokradłach. W jego głowie od wielu lat kołatało się pytanie: czy to aby nie ludzkie wymysły? Czy on sam wierzył w coś, czego w ogóle nie było?

Trudną sprawę poruszacie – bąknął tamten.

Skądże – odparł Jegor. – Wszak jako tu siedzimy każdy z nas wie czym wilkołak. Słyszeliśmy o nich niemało...

Jam widział! – wtrącił ktoś.

...a niektórzy również widzieli. Cóż zatem rzekniecie?

Licho wie... – znów próbował obejść pytanie Andrzej. – Słyszałem po wielokroć, bo i kto nie słyszał. Jednakże czym na oczy widział? Może tak, może nie. Licho wie, wszyscy tako mówią. A wie jeno dlatego, że po drogach krąży pod różnymi postaciami. Wodzi baby i chłopów, a ci potem zdziwieni, gdzie zaleźli.

Jegor zmarszczył brwi. Kolejna opowieść bez...

Licho przecie tutaj blisko miejsce swoje ma. – Słowa Jana sprawiły, że Ukraińcowi mocniej zabiło serce. – Siedzi przy lesie w norze, powiadają, a w wyjątkowe noce wyłazi, straszy, pieje, gwiżdże. Kto by się ważył wyjść z chałupy, to niechybnie by wodził.

Ilczuk wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Pomacał kiesę. Brzęczącej monety brakowało, a ile dałby lud, gdyby same sławne licho mógł na własne oczy zobaczyć? Jeśli istniało, oczywiście. Jeśli istniało.

Cóż tacyście zamyśleni, Ilczuk? – zagadnął Jan.

Pójdziemy tam – wycedził przez zęby Jegor. – Słuchasz? Pójdziemy.

Jakże to! – parsknął rosły chłop, a w oczach wyraźnie zabłysły mu ogniki trwogi. – Toć drzew tam mnogo, leśny nie wpuści.

Ukrainiec przeniósł spojrzenie na siedzącego opodal szlacheckiego sługę. Andrzej Wach głośno przełknął ślinę.

 

Wyruszyli grubo przed północą, bo czekała ich długa droga. Wprawdzie do obszaru, gdzie miało przebywać tajemnicze licho nie było daleko, to jednak – wedle zaleceń Jana – musieli zahaczyć jeszcze o jedno miejsce. Leśny drżał niczym w febrze na samą myśl o czekającej ich przeprawie. Na co dzień sprowadzał istnienie istot demonicznych i półdemonicznych wyłącznie do mrocznych zakątków ludzkiej wyobraźni, choć wyraźnie się do tego nie przyznawał. Jednakże kiedy cała trójka dotarła na miejsce, powoli zaczął zmieniać zdanie.

Najbardziej ponure cmentarzysko przy tym łysym grzbiecie kurhanu było niczym. Ba! Sam Jegor Ilczuk, który wszak widział w życiu wiele złego, poczuł dreszcz biegnący mu po plecach na widok usypanego przed laty wzniesienia. Więcej złowrogich sił nie wyczuwało się nawet na żydowskich kirkutach czy w starych ruderach stojących gdzieś przy dawno nieuczęszczanych drogach.

Sprawnie rozkopali usypisko, wyciągnęli trumnę. Sporo czasu minęło, nim wreszcie wyrwali pojedynczą deskę i wybili w niej dziurę.

W zapusty albo Wielki Piątek – tłumaczył Jan półgłosem – należy przez taką dziurawą dechę do gospody zajrzeć, a jużci dojrzysz tańcującego pośrodku biesiadników czarta.

W milczeniu wrzucili rozbitą trumnę z prochem do kopca i ruszyli ku ostatecznemu celowi.

Jeno teraz ni zapustów, ni Wielkiego Piątku – rzucił Jegor, kiedy kompania zniknęła za wysuwającym się na wschód ramieniem lasu.

Ano – przyznał Jan. – Aleśmy dechę wyrwali z grobu heretyka, którego wiele lat temu biskup kazał w Sandomierzu na stosie palić za popieranie nauk Husa. Zdrajca był ów nieboszczyk i czarownik, więc przez deskę z jego plugawej mogiły, w której prochy spalonego jego poplecznicy pochowali, dostrzeżemy licho także tej nocy.

Nie protestowali, chociaż Ilczuk zauważył, że towarzyszący im leśny wyraźnie zbierał się w sobie do wypowiedzenia swojej niechęci. Szybko jednak zmienił zdanie, zauważywszy błyszczące oczy Ukraińca skupione wprost na nim.

Północ zastała ich jeszcze w drodze.

Przeszli ostatnie kilka kroków przygarbieni, gotowi w każdej chwili podjąć ucieczkę. Ilczuk nie uważał się za człowieka strachliwego, lecz wystarczyła późna pora oraz otaczające trójkę, mrożące krew w żyłach wietrzne gwizdy. Szum traw, odległe zawodzenie psów, pohukiwanie puchaczy sprawiały, że przybysze czuli się zupełnie nieproszonymi gośćmi. Gośćmi, których nie tylko nie chciano tu widzieć, ale których wbrew logice jak najbardziej się spodziewano.

Jegor pozostał na tyłach, słuchając pacierzy płynących z roztrzęsionych ust Andrzeja Wacha. Sam przed wyprawą odmówił swoją prawosławną modlitwę do świętego Jerzego, więc zatroszczył się o niebiańską pomoc. Pozostawało wierzyć swojej szabli, która od lat wisiała u boku. W końcu przyszli tu, by znaleźć odpowiedź, nie zaś wszczynać zatargi z siłami nieczystymi.

Dotarli.

Przywitała ich zupełna cisza.

Wicher przestał wyć, kiedy z trzech stron świata otoczyły ich drzewa. Psy gdzieś umilkły, tak samo sowy. Pozostawało głośne skrzypienie konarów, rozpostartych nad leśnym zakolem.

Tam – szepnął Jan, wskazując charakterystyczny pień ledwo odrastający od ziemi.

Przyłożył śmierdzącą zgnilizną trumienną deskę do oka. W miejscu, gdzie miał znajdować się czarci tron i warujące przy nim licho nie było absolutnie niczego.

Co widzisz? – zagadnął Jegor, klepiąc chłopa po ramieniu. – Siedzi, nie siedzi?

Z początku Jan nic nie odpowiedział, bo nagle zauważył jakiś ruch. Zaszumiały zarośla, a tuż za domniemanym tronem zadrżał ledwo widoczny, ciemny kształt. Rosły chłop odstawił deskę od oka. Niewiele to zmieniło, bowiem kształt nie zniknął.

Jęknął zupełnie mimowolnie i pomachał ręką przed sobą, próbując wskazać kierunek. Jegor patrzył, nie bacząc na leśnego, który z modłami na ustach już pędził w stronę otwartej przestrzeni. Kruki zakrzyknęły. Zatrzepotały skrzydła. Gdzieś w oddali zawołał puchacz, a po nim zabrzmiały ciche kroki, jakby głowy na pajęczych nogach wychodziły z podziemnych nor.

Błysk.

Potem drugi.

Trzeci.

Huk zawtórował każdemu, a po chwili dołączył do nich świdrujący uszy wizg. Jan ryknął przeraźliwie, waląc się na ziemię. Ilczuk nie czekał na komendę. Odwrócił się na pięcie i wystrzelił biegiem przed siebie.

Łupnęło ponownie.

Muszkietowa kula w mgnieniu oka pokonała odległość dzielącą ją od celu. Jegor krzyknął, czując rozrywający prawą nogę ból. Padł w kałużę własnej krwi, kwiląc niczym zarzynane prosię.

Tam! Boże, Matko Boska! Ludzie!

Na polanę wypadli uzbrojeni żołdacy. Jedni z muszkietami, inni dzierżący tylko szable. Wszystkich nie było więcej niż dziesięciu, a na twarzy każdego malowała się zgroza. Dwóch wystąpiło ze zgrupowania, biegnąc w stronę powalonych na ziemię przybyszów.

Michale! – zawołał pierwszy, przyklękając obok Jana. – Martwy. Trup, krwią zalany. Boże...

Drugi żyje – odparł Michał, podbiegając do czołgającego się w posoce Jegora. – Nogę ma rozharataną. Waszmościowie do mnie! Zająć się nim.

Powstał niesamowity tumult. Wszyscy prócz Michała i jego niemal bliźniaczo podobnego brata próbowali zatamować krwawienie w nodze Ukraińca. Tamten trzymał się twardo, mimo że niejeden dawno padłby już bez ducha.

Parszywa noc, Zbychu, parszywa! – sapnął pan Michał, wspominając wielką pijatykę urządzoną w jego domu.

Szlachetni panowie bawili się zupełnie bez umiaru i póki zmęczenie ich nie zmogło, póty nie starali się nawet myśleć. Wreszcie usiedli, a bezczynność sama zmusiła ich do rozważań. Rozpoczęto snucie dysput nad tym, czy istnieją stwory przez chłopstwo uznawane, czy też nie. Postanowiono pospołu, że fakt ten należy sprawdzić, obierając punkt, gdzie – wedle ludowego gadania – miało czatować licho.

Trzeba było siedzieć w chałupie – odparował Zbych. – Bośmy się wpakowali wedle własnej woli pod szlachecki sąd. Chłop nie z naszej wsi zabit, a tamten ledwo zipie.

Michał ponuro pokiwał głową.

Zbieramy się – rzucił ostatecznie Zbych. – Opatrzyli. Weźmiem go do domu, tam sprawę przemyślimy. Chodź, nic tu po nas. Trup niech leży. Kto go tu znajdzie? Idziemy.

Wolnym krokiem kompania ruszyła ku zaroślom i prowadzącej do zaścianka dróżki. W tyle pozostał sam Michał, oglądając w zadumie pobojowisko. Machnął wreszcie ręką, doganiając resztę.

Licho ich tu zesłało – rzucił przez ramię.

I odmaszerował nie bacząc na czarny cień, który właśnie przeskakiwał przez nieruchome ciało chłopa Jana. Licho chichotało, zataczało się w nieopisanej radości, a głośnym śmiechem wybuchło dopiero wówczas, gdy kolumna maszerujących zniknęła w oddali. Stworowi po raz wtóry wystarczyła krztyna ludzkiej ciekawości, by wprowadzić chaos i zamęt. Zaś prawda pozostawała znów wyłącznie w wiejskich bajaniach, którym i tak nikt nie dawał wiary.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Galzag · dnia 03.01.2013 19:27 · Czytań: 441 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
Andre dnia 03.01.2013 22:25 Ocena: Świetne!
Trochę nie mój klimat, więc fabuły nie komentuję, ale cała stylizacja, język i dialogi - pierwsza klasa. "Świetne!" bez dwóch zdań :)
bury_wilk dnia 04.01.2013 12:24
Fabuła? Dość prosta, ale w sumie sympatyczna, koniec choć z tragedią w tle, to i zabawny. Nie nazwałbym tego arcydziełem, ale czytało się przyjemnie. Lubię takie klimaty, więc z jednej strony trafiłeś w moje gusta, ale z drugiej będę się czepiał :)
I tak:

„okutani starymi derami, a zamożniejsi i z kołpakami na głowach” - to się nie trzyma kupy; jeśli koniecznie tak ma to wyglądać, to albo bez „i”, albo ewentualnie bez „i z” ale wtedy bez sensu, bo kołpaki nie służą do okutania; ale ja bym w ogóle tych zamożniejszych stąd wywalił razem z ich kołpakami; psują sens zdania, a jeśli informacja o nich i kołpakach jako elemencie wyróżniającym jest dla ciągu dalszego konieczna, to podałbym ją gdzieś dalej, jako osobne zdanie.

„Czy to szlachta, uboga, bo bogatych panów rzadko tu zastawano, czy chłopi wszelkiego stanu” – dwie kwestie: pierwsza, że „uboga, bo bogatych panów rzadko tu zastawano” dałbym w nawiasie, druga, że „chłopi wszelkiego stanu” jest bez sensu, albowiem chłopi, to zawsze tylko jeden stan (mógł być chłopina nie wiem jak bogaty, mógł być wójtem, albo pełnić jakąś inną funkcję, ale zawsze pozostawał plebejem; a jakby powiedzmy za zasługi dostał herb, to by owszem, stan zmienił, ale już by nie był chłopem); zgaduję, że chodził o Ci o ich zamożność, ale to trzeba napisać inaczej.

„Wietrzyce w postaci wirujących ziaren piasku” – tu znów do kosmetycznej zmiany; jeśli mam rozumieć „Wietrzyce” jako wiatr, to nie powinno być z dużej litery, no i wiatr nie występuje w postaci ziaren piasku… Znów zgaduję, że miałeś na myśli coś na kształt żeńskiego demona. Jeśli tak, to niby może zostać, ale znacznie ładniej wyjdzie, jeśli zrobisz „Wietrzyce ukrywające się pod postacią wirujących ziaren piasku”.

„nawet nieustanne odmawianie Pod Twą obronę nie stanowiło wystarczającej ochrony” – Pod Twą obronę powinno być w cudzysłowie

„a co najgorsze, również posuwając się do fizycznego napastowania.” – źle stylistycznie; lepiej: „a co gorsze, posuwając się do fizycznego napastowania”

„z którymi to ubogi szlachcic (…) wolał utrzymywać stosunki niźli z przedstawicielami swojego stanu społecznego.” – „wolał” i „niźli” to niby pasuje ale jednak nie w tym zdaniu. Lepiej by było: „chętniej utrzymywał stosunki niźli(…)”

„Ukrainiec” – no nie wiem… Jak szlachcic, to pewnie jednak Polak? Nie do końca też wiem, co masz na myśli pisząc o „ziemi ukraińskiej”, bo to można rozumieć bardzo różnie i zależnie od czasu akcji; takie Zaporoże, to kraina kozaków, więc raczej wolnych chłopów niż szlachty, powiedzmy województwo Ruskie Rzeczypospolitej, to ziemia zdecydowanie Polska, Kijów w zależności od okresu był chyba polski lub moskiewski (przyznam, że nie chce mi się sprawdzać, ale Ty, skoro piszesz na ten temat sprawdzić powinieneś)

„- (…)spomiędzy kłosów noga wyskoczyła. (…) do baby należąca, (…) Przypominam sobie teraz stwora tego(…). – (…) Jaka była? – A mała (…) Kudłata, jakem już powiedział, a na plecach wór pusty niosła, co na schwytane pacholęcia przeznaczony.” – Wywaliłem z Twojego dialogu ozdobniki i zobacz co wyszło. Nagle okazuje się, że noga jest stworem :/ Ba, stwór jako taki jest rodzaju męskiego, a Ty w dalszej części twardo piszesz w żeńskim, więc tak jakby piszesz ciągle o „nodze”; w tym kontekście stwierdzenie, że niosła na plecach wór nabiera komicznego wyrazu. Stwór - kudłata noga z worem na plecach…

„gródki słodu” – że co? Może nie zwróciłbym na to uwagi, ale ponieważ ciut znam się na trunkach, a szczególnie na piwie, to mną telepnęło; niestety nie wiesz, o czym piszesz.

„Przeżył zaledwie trzydzieści jeden roków” – ja wiem, czy to takie zaledwie?

„Licho przecie tutaj blisko (…) Siedzi (…) powiadają, a w wyjątkowe noce wyłazi, straszy, pieje, gwiżdże. Kto by się ważył wyjść z chałupy, to niechybnie by wodził. ” – licho, to raczej „wodziło” niż „wodził” i dałbym „tego niechybnie” a nie „to niechybnie”.

Co ciekawe, im dalej, tym lepiej (względnie zmęczenie spowodowało, ze zacząłem pomijać), ale zasadniczo masz taką charakterystyczną nieporadność językową wynikającą z braku doświadczenia; zasób słownictwa już masz spory i chcesz koniecznie się nim pochwalić, ale jeszcze nie wiesz, jak go sprawnie użyć; czasem mniej wyszukanie nie znaczy gorzej, a wręcz przeciwnie, zwłaszcza, że jak zaczynasz kombinować, to zdania może ciut zyskują na klimacie, ale zdecydowanie tracą na poprawności gramatycznej i stylistycznej. Często wątpliwości budzi też sam szyk wyrazów w zdaniu. Wszystko wymienione można też odnieść do stylizacji. Widać, że chcesz, że masz o niej jakieś tam pojęcie, ale to wciąż jeszcze raczkuje i chwilami wychodzi wręcz zabawnie. Kwestia ćwiczeń. Interpunkcja do bani, ale taką korektę, to niech robi kto inny, bo ja dziesięć poprawię, a dwadzieścia popsuję :D

Moja sugestia? Jeśli masz kogoś życzliwego i trochę się znającego się na prawidłach języka polskiego, to poproś o korektę, a niezależnie od tego, jak już taki tekst skończysz, to odłóż go, powiedzmy na miesiąc, pozwól umysłowi trochę o nim zapomnieć i potem przeczytaj świeżym okiem, trochę, jakbyś czytał kogoś innego. Zobaczysz jak wiele niedociągnięć sam będziesz w stanie wychwycić i poprawić.
Galzag dnia 04.01.2013 17:31
Dzięki wielkie za komentarze. Odniosę się tylko do ewentualnie kwestii spornych albo wymagających, moim zdaniem, odniesienia.

Cytat:
„Ukrainiec” – no nie wiem… Jak szlachcic, to pewnie jednak Polak? Nie do końca też wiem, co masz na myśli pisząc o „ziemi ukraińskiej”, bo to można rozumieć bardzo różnie i zależnie od czasu akcji; takie Zaporoże, to kraina kozaków, więc raczej wolnych chłopów niż szlachty, powiedzmy województwo Ruskie Rzeczypospolitej, to ziemia zdecydowanie Polska, Kijów w zależności od okresu był chyba polski lub moskiewski (przyznam, że nie chce mi się sprawdzać, ale Ty, skoro piszesz na ten temat sprawdzić powinieneś)


Ukraińca wpisałem jak najbardziej świadomie. Chodzi mi o szlachtę zaporoską, ale jeszcze w tym okresie nie do końca spolszczoną. Wiadomo, że przed zajęciem omawianych ziem przez Rzeczpospolitą mieli oni tam swoją szlachtę, która później niejako się ,,spolszczyła". Główny bohater miał być zwyczajnie jednym z ostatnich przedstawicieli.
Polak z pewnością nie. Błędem jest (i to ogromnym) utożsamianie Rzeczpospolitej Obojga Narodów z Polską. Tak samo jak i błędem jest utożsamianie jej mieszkańców z Polakami. Już same ziemie Korony dzieliły się dość znacznie, więc zdecydowanie i całej Rzeczypospolitej.

Ewentualnym rozwiązaniem byłby Rusin albo Kozak (nie kozak, bo ci byli zwyczajnie formacją wojskową, nie narodowością). Ja wolałem zostać jednak przy Ukraińcu. Na pewno nieco niezbyt dokładnie to stan rzeczy odzwierciedla, także przemyślę to jeszcze zapewne.

Cytat:
„gródki słodu” – że co? Może nie zwróciłbym na to uwagi, ale ponieważ ciut znam się na trunkach, a szczególnie na piwie, to mną telepnęło; niestety nie wiesz, o czym piszesz.

To wyjaśnij, jeśli łacka, bo mnie tego typu stwierdzenia zdecydowanie nie zadowalają. .

Cytat:
Moja sugestia? Jeśli masz kogoś życzliwego i trochę się znającego się na prawidłach języka polskiego, to poproś o korektę


Cóż... zasadniczo z braku takowej osoby postanowiłem tekst zamieścić tutaj. Na pewno Twój dość obszerny komentarz pomoże w tej kwestii.
Także wielki dziękie.
bury_wilk dnia 04.01.2013 17:55
To już skracając do dwóch kwestii:
Ukrainiec - zasadniczo masz rację z tymi Polakami itp; moje wątpliwości wywodziły się głównie z tego, że mam wrażenie, że narodowość ukraińska jako taka narodziłą się chyba później? Jasne, że tam była wcześniej szlachta (czy jak tam ich nie nazwać), ale czy to była szlachta ukraińska? Jak napisałem, nie chciało mi się sprawdzać w jakim stopniu mam rację, skoro sprawdziłęś i wiesz o czym mówisz, to wszystko jest ok.

Gródki słodu - chyba nie spracyzowałeś o jaki trunek chodzi, ale słowo "słód" wskazuje jednoznacznie na piwo. Słodu używa się też do produkcji whisky, ale tego bym raczej na Kresach nie szukał. Inne alkochole robi się z innych surowców. Żeby było ściśle, to zbóż używa się oczywiście do robienia wódki, ale o ile mi wiadomo, to nie są to ziarna zesłodowane. Słód to ziarna zbóż (najpopularniejsze to jęczmień i pszenica) skiełkowane i odpowiednio wysuszone. W zależności od tego, jak się te dwa proceesy przeprowadzi i jakich zbóż się użyje otrzymuje się różne rodzaje słodu (jest ich naprawdę dużo, co przekłada się na dziesiątki, czy nawet setki rodzajów - uwaga, rodzajów, a nie marek - piwa). Co ważne wciąż pozostają to jednak ziarna zbóż, co stanowi odpowiedź na pytanie czemu słód nie może występować w gródkach. Jeśli interesuje Cię co dalej robi się ze słodem, żeby powstało piwo, to skrótowo opiszę, ale nie będę się wyrywał, bo to trochę nie na temat :)
Więc po piwie mógł pozostać jakiś osad, mogły zostać resztki piany (choć te dawne piwa nie pieniły się tak, jak dzisiejsze), względnie jakaś warstwa - nie wiem czego, powiedzmy, że odparowanego piwa. Acha, słodu "nie w gródkach" też w piwie oczywiście nie znajdziesz, bo w procesie technologicznym sie go wykorzystuje i usuwa.
Jeśli był miód, to o gródki byłoby łatwiej (choć też bym się zdziwił) bo tam jest więcej cukru, który mógłby się teoretycznie skrystalizować. Ale to na pewno nie będzie słód.
Po winie pewnie też coś mogłoby zostać, ale też na pewno nie słód i raczej nie w grudkach.

A co do tej sugestii, to raczej chodziło mi o tą część z pracą własną, to o innej osobie dopisałem później, co nie zmienia faktu, że oczywiście po to się między innymi wrzuca teksty na takie portale.

Pozdrawiam :)
Galzag dnia 04.01.2013 19:23
Dzięki za wyjaśnienia. Ale jesteś pewien, że dawniejsze trunki nijak czegoś takiego nie mogły zostawić? Bo ja ten cytat skądś wyciągnąłem, pamiętam. Z tym że mogło być to źródło tak samo niekompetentne, jak i ja w tych sprawach.

Jeśli chodzi o pracę własną to możesz być spokojny, bo jakieś tam swoje doświadczenie mam i tekstów po jednym przeczytaniu za gotowe nie uważam. Ten przeszedł sodlidne sprawdzanko po wielokroć, ale jeszcze nie jest gotowy (co zresztą doskonale widać).

Jeszcze raz dzięki.
bury_wilk dnia 04.01.2013 19:31
Właściwie już odpowiedziałem - nie istnieje coś takiego jak słód w gródkach, a skoro nie istnieje, to i nie mogły go zostawić; być może mógł się skrystalizować cukier w miodzie pitnym (jak masz taki zwykły miód, to dość normalne, w pitnym może też? nie wiem) i mogły pozostać zabrudzenia. To wszystko.

Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty