Ork - oxy1916
A A A

,,ORK”

 

Na polanie leżały trupy orków. W powietrzu unosił się smród krwi. Ludzie, uwięzieni w klatce, znajdującej się na wozie, z przerażeniem patrzyli na zmierzających ku nim napastników. Ci wyglądali na jeszcze gorsze bestie niż grupa bandytów, których przed chwilą wyrżnęli. Napastników było dwóch. Obaj nosili stare, postrzępione łachy, spod których wystawały żylaste kończyny pokryte licznymi wrzodami. Jeden ze stworów miał na głowie kaptur, jego twarz ukryta była za skórzaną maską, z wyciętych otworów na oczy spoglądały czerwone ślepia. Drugi straszył zdeformowanym, paskudnym pyskiem. Mężczyźni wyglądali pokracznie, lecz w boju zaprezentowali zwinność godną najniebezpieczniejszych drapieżników. Niewolnicy byli przekonani, że ich oprawcy zostali zaatakowani przez orków z innego szczepu. Gdy mężczyzna o krwisto czerwonych ślepiach zbliżył się do klatki, ludzie odsunęli się na boki. Rozległy się jęki przerażenia. Napastnik uderzył toporem w kłódkę, roztrzaskując ją na pół. Gdy otworzył drzwi, przestraszone niewolnice schowały się za mężczyznami. Ci, zaś czekali na wyrok z rąk obrzydliwego stwora.    

- Wychodzić! – powiedział grubym, groźnym głosem napastnik. – Jesteście wolni.

Niewolnicy nie uwierzyli w to co usłyszeli. Bali się, że to podstęp.

- Nie słyszycie?! – ponowił zirytowany stwór.

Ludzie rzucili się do wyjścia. Uciekali biegiem, nie oglądając się za siebie. Wkrótce napastnicy zostali sami na polanie.

- Gdzie wdzięczność, Darguku? Zatłukliby cie, gdybyś tylko dał im kije – stwierdził starszy mężczyzna.

Ten miał na głowie resztki siwych włosów, był bardziej przygarbiony i wolniej się poruszał.

- A ty dalej swoje – oburzył się Darguk – Rag, wracaj na bagna, towarzyszyłeś mi wystarczająco długo.

- Nie zostawię cię tutaj, jak nie ludzie, to rozszarpią cię nasi.

Darguk rozejrzał się po polanie, topór przewiesił przez plecy i oznajmił:

-Powinniśmy iść, te ścierwa mogą mieć przyjaciół.

Orkowie ruszyli przed siebie, wkrótce ponownie znaleźli się w lesie. Omijali gościńce, nie chcąc natknąć się na nieprzyjaciół. Tereny, na których toczyły się walki pomiędzy ludźmi i orkami, były wyjątkowo niebezpieczne.  Wędrowcy szli w milczeniu, nagle Rag zwolnił i zapytał szeptem:

- Słyszysz ten szmer za nami?

Darguk kiwnął głową.

- Ktoś nas śledzi - dodał Rag.

Mężczyźni kroczyli dalej. Udawali, że nic nie zauważyli. W odpowiednim momencie, wykorzystując bujne poszycie lasu, ukryli się za drzewami. Darguk wyjrzał zza pnia i zobaczył skradającego się młodzieńca. Rag wyjął zza pasa sztylet, lecz na prośbę towarzysza wstrzymał się z atakiem. Po chwili młody chłopak przeszedł tuż koło orków, wtedy Darguk rzucił się na niego, obalił i przygniótł do ziemi.

- Błagam, nic mi nie róbcie! – krzyknął młodzieniec, widząc nad sobą rozwścieczoną twarz orka.

- Kto ci kazał leźć za nami?! – wrzasnął Darguk – Mów! Bo inaczej wyrwę ci jęzor.

- Nikt! Przysięgam.

Rag stał tuż obok, trzymał w ręku łuk i uważnie rozglądał się po lesie.

- Jesteś zwiadowcą? – zapytał stanowczym tonem.

- Nie pamiętacie? Uratowaliście mnie. Dziś, na polanie – z oczu młodzieńca biła szczerość.

- To nie tłumaczy dlaczego za nami idziesz?! – rzucił groźnie Darguk, trzymając chłopaka za fraki.

- To ty, prawda? Wyzwalasz niewolników – rzekł młodzieniec. – Ork w masce… Słyszałem o tobie.

- Czemu za nami lazłeś? – stanowczo ponowił Darguk.

- Nie mam dokąd iść! Orkowie, których dziś wytłukliście, wyrżnęli całą moją rodzinę - oczy młodzieńca pokryły się łzami. – Chcę wam towarzyszyć, chcę wyzwalać moich braci.

Darguk spojrzał na Raga. Starszy ork oznajmił:

- Na zwiadowcę nie wygląda, a las wydaje się być spokojny. Puść gnoja - po czym zwrócił się do chłopaka – Więcej się za nami nie włócz, bo gorzej skończysz.  

Młodzieniec wstał z ziemi i powiedział:

- Pozwólcie mi z wami iść.

- Nie ratujemy niewolników – rzekł Darguk, po czym dodał – wędrujemy do wioski Bogor.

Młodzieniec opuścił głowę.

- W takim razie kawał drogi jeszcze przed wami – powiedział.

Zaciekawiony Darguk zapytał:

- Słyszałeś o tej wiosce?

- Urodziłem się w Południowym Lesie.

Darguk zwrócił się do Raga:

- Daj mapę.

Starszy ork wyjął z plecaka zniszczony, stary pergamin zwinięty w rulon.

- Od trzech dni błądzimy po tym lesie, mapa jest niedokładna – oznajmił Darguk – mógłbyś na nią spojrzeć.

Młodzieniec rozwinął pergamin, zobaczył na nim niezrozumiałe symbole orków.

- Nie znam mrocznego alfabetu – rzekł chłopak.

Darguk objaśnił oznaczenia na mapie, na koniec wskazał palcem mały punkt i rzekł:

- Autor mapy twierdził, że Bogor znajduje się tu, na prawym brzegu Krętej Rzeki.

- Ktoś wprowadził was w błąd – stwierdził pewnym głosem młodzieniec. – Bogor znajduje się tuż nad Krętą Rzeką, ale na jej lewym brzegu, dużo dalej, na wysokości miasta Goriam, gdzieś w tym miejscu.

Orkowie wymienili się spojrzeniami.

- Pieprzone tępaki – zaskrzeczał zdenerwowanym głosem Rag – nawet nie są w stanie sporządzić dobrej mapy.

- Będziemy musieli przedrzeć się przez rzekę – zauważył Darguk.

- To święty strumień, nie przeżyjemy tego, ta woda nienawidzi orków – odparł Rag.

- Znam przejście, most – wtrącił młodzieniec.

- Gdzie? – zapytał od razu Darguk.

- Zaprowadzę was.

- Nie potrzebujemy ludzkiej łaski – warknął Rag.

Darguk zastanowił się przez dłuższą chwilę, po czym rzekł do chłopaka:

- Będę wdzięczny za twą pomoc.

- Darguku… - wtrącił Rag.

- Przyda nam się ktoś, kto zna te lasy – stwierdził Darguk.

Rag wyglądał na niezadowolonego.

- Mówią na mnie Weldo – przedstawił się młodzieniec.

Orkowie podążyli za chłopakiem. Ten nie krył swej ciekawości, od razu zaczął zadawać pytania:

- Po co idziecie do Bogor? To wioska ludzi.

- Szukamy kogoś – odpowiedział Darguk.

- Tajemniczo mówisz, panie – rzekł Weldo.

Orkowie zbyli uwagę milczeniem.

- Myślałem, że wrzodowcy, znają tylko mroczny język… Jak nauczyliście się naszej mowy? – zapytał młodzieniec.

- Zadajesz zbyt wiele pytań – zaskrzeczał Rag, który był niechętny wobec nowego towarzysza.

Powoli zaczęło się ściemniać. Orkowie znani ze swej wytrzymałości, byli gotowi do dalszego marszu, Weldo miał jednak coraz cięższy oddech, z trudem za nimi nadążał. Darguk zarządził odpoczynek. Mężczyźni rozpalili ognisko, wkrótce Rag wrócił z polowania i rzucił każdemu po kawałku zdobytej dziczyzny. Młodzieniec wyjął mały nożyk i zaczął oporządzać mięso, wtedy usłyszał łapczywe mlaskanie. Gdy uniósł wzrok zobaczył jak ostre, zepsute zęby orków zatapiają się w surowiźnie. Patrząc na barbarzyńską ucztę, stracił apetyt. Zniesmaczony zwrócił uwagę towarzyszom:

- Mięso trzeba przyrządzić.

- Żeby straciło smak? – warknął Rag, rwąc paszczą kolejny kawałek.

Gdy skończył głośno beknął i wrzucił kość do paleniska. Niedługo potem chłopak zamknął oczy i zasnął. Kiedy się zbudził, zobaczył chrapiącego Raga, w pobliżu ogniska nie było Darguka. Z oddali dobiegały melodyjne dźwięki. Zaciekawiony Weldo postanowił sprawdzić co jest ich źródłem. Z każdym krokiem melodia stawała się wyraźniejsza i brzmiała piękniej. Towarzyszył jej szum wody. Wkrótce młodzieniec ujrzał siedzącą na kamieniu, tuż nad brzegiem rzeki, zakapturzoną postać. Spod kaptura wystawał flet, na którym spoczywały grube, krzywe paluchy. Weldo od razu rozpoznał Darguka. Charakterystyczne łachmany i niezgrabne dłonie nie pozostawiały wątpliwości. Młodzieniec chciał wyjść z ukrycia i podejść do orka. Nim to jednak zrobił, ktoś złapał go za ramię.

- Nie przeszkadzaj mu – szepnął Rag.

- Nie wiedziałem, że orkowie potrafią tak pięknie grać – odparł zdumiony Weldo.

- Bo nie potrafią, nienawidzą muzyki, zresztą sam długo tu nie wytrzymam.

- Darguk nie jest jednym z was?

- Jest inny. Zawsze był – zaskrzeczał Rag – dlatego uciekł.

- Czemu nosi maskę?

- Brzydzi się tego kim jest. Chciałby być taki jak wy.

- Dlatego ratuje ludzi z rąk orków… - mruknął pod nosem Weldo.

- Chodźmy stąd. Nie cierpię tego grania.

Mężczyźni wrócili przed ognisko. W pewnym momencie Rag ruszył nerwowo nozdrzami.

- Na Burgaka! – przeklął w języku orków.

- Co się stało? – Weldo zaniepokoił się reakcją towarzysza.

- Są blisko. Mówiłem mu, że zwabi ich tym graniem! – wściekł się Rag.

- Kogo?

- Bierz rzeczy!

Ork przyspał ziemią żarzące się palenisko. Wziął ekwipunek  i zaczął biec w stronę Darguka. Gdy dotarł na brzeg, od razu rzucił:

- Są tu, Darguku, musimy uciekać! – ork miał zdenerwowany głos.

Darguk schował flet, wstał i odparł:

- Skąd wiesz?

- Moje nozdrza nie zawodzą. Wyczuje smród braci z bardzo daleka.

Darguk wyjął ze skórzanej torebki, doczepionej do pasa garść czerwonych liści, roztarł je w dłoniach, po czym podał Weldowi.

- Natrzyj nimi odsłonięte części ciała.

- Po co? - zdziwił się chłopak

- Inaczej nas wyczują, sok z kwiatu Iorinu pozbawi cię zapachu.

Mężczyźni ukryli się w zaroślach. Stłoczyli się blisko siebie. Dzięki temu Rag i Darguk zdołali okryć płaszczami także Welda. Zielone płaszcze wtopiły ich w otoczenie. Młodzieniec usłyszał dobiegający z daleka stukot kopyt, a potem liczne skrzypiące głosy, z pewnością należące do orków.

- Karor hryn han gurum! – ktoś zawołał grubym przerażającym głosem – A zapomniał hryn pewno język braci! Mówi teraz dobno jo jego nowi panowie! – teraz Weldo zrozumiał co wołał ork, ten jednak, jak przystało na mrocznego stwora,  strasznie kaleczył język wolnych ras - Wiem hrynie, że tu sia kryjesz! Kari agr Or! Ogr ker gryh! Już po tobie!

Stopy orków szeleściły w leśnej ściółce, nieprzyjaciół zdawało się być wielu, zbliżali się.

- Bogówie przewidzieli twe zamiary. Stary kopłan zdradził dokąd zmierza two wędrowka. Wszo wyśpiewał, tero ewno zdycha w szczurzej norze – krzyczał dowódca orków. - Zachciało ci zastać człekiem i moczyć żelazo we krwi bratów. Perfidny zdrojco, wiem że tu jesteś.     

Skulony, przykryty płaszczem Weldo nie widział co dzieje się wokół niego, mógł polegać tylko na słuchu. W pewnym momencie usłyszał złowieszcze warknięcie nad głową, ork musiał stać tuż obok. Młodzieniec zamarł z przerażenia, wstrzymał oddech. Orkowie skrzeczeli do siebie w mrocznym języku, ton ich głosów zdradzał zdenerwowanie i pośpiech. Weldo zamknął oczy i modlił się by nie weszli w zarośla. Odgłosy kroków dobiegały zewsząd. Orkowie zdawali się otaczać kryjówkę. Młodzieniec był przekonany, że szykują się do ataku. Od pewnego jednak momentu szelest stawał się coraz rzadszy, a głosy cichły. W okolicy rozległo się pełne złości warknięcie dowódcy. Ponownie rozbrzmiał stukot kopyt, który tym razem z każdą chwilą słabł. Wkrótce zapadła cisza. Darguk, Rag i Weldo opuścili kryjówkę dopiero po dłuższym czasie. Od razu ruszyli w dalszą drogę, bacznie rozglądając się na boki.

- Kim oni byli? – zapytał szeptem chłopak.

- Naszymi współplemieńcami – odparł Rag.

- Współplemieńcy chcą was zabić? – zdziwił się Weldo.

- Nie zawsze było nam po drodze. Wódz wyznaczył za nas sporą nagrodę.

Darguk w ogóle się nie odzywał, miał srogi wyraz twarzy, coś zdawało się go trapić.

Weldo był pełen trwogi. Wrogowie wciąż mogli być w pobliżu. Wraz z nastaniem świtu młodzieniec i orkowie dotarli do końca lasu, wówczas na drodze wędrowcom stanęły nadbrzeżne skały. Rzeka wbijała się pomiędzy wzgórza, tworząc piękne, wysokie klify. Mężczyźni rozpoczęli wspinaczkę. Tu wreszcie mogli poczuć się bezpiecznie. Wataha orków, podróżująca na kłaczach, raczej nie mogła obrać tej drogi. Na niebie pojawiły się ciemne chmury. Zaczęło kropić. Gdy deszcz się wzmógł, wędrowcy ukryli się w skalnej wnęce. Darguk usiadł na kamieniu, z dala od towarzyszy. Przez dłuższy czas wpatrywał się w niebo.

- Darguku, wszystko porządku? – podniósł głos Weldo.

Nie uzyskał odpowiedzi. Młodzieniec zwrócił się do Raga:

- Co mu się stało?

- Dorwali kapłana Haruna, jego bliskiego druha – odparł Rag.

Darguk wstał, podszedł do towarzyszy i oznajmił:

- To nie ma sensu. Nie idziemy dalej.

- Kor rai moro! – warknął zdenerwowany Rag.

- Wracamy. Nikt więcej przeze mnie nie zginie – rzekł zdecydowanie Darguk.

- Za daleko jesteśmy – uparł się Rag. – Znajdziemy tą wioskę, znajdziemy uzdrowiciela. Szukałeś go tak długo. Nie możesz wycofać się, gdy jesteś tak blisko. 

- Harun cierpi, niedługo podzieli los Koriny – Darguk zaciskał zęby ze wściekłości. – Nie rozumiesz?! Następny będziesz ty… Czas to zakończyć. Wrócę. Oddam się w ręce wodzowi.

- Nie po to nadstawiałem za ciebie karku, byś teraz, niczym elficka kreatura, uciekał z podkulonym ogonem – zaskrzeczał Rag.

- To może być tylko elficki mit, ten Varin może w ogóle nie istnieć… - Darguk miał zrezygnowany głos.

- Odnajdę uzdrowiciela, choćbym miał to zrobić sam – warknął Rag, spoglądając groźnie na Darguka. – Przed nami jeszcze dwa dni marszu. Nie traćmy czasu!

Stanowczość Raga przekonała Darguka. Ork tak naprawdę nie chciał zawracać. Gdy ulewa ustała, mężczyźni opuścili wnękę i ruszyli dalej.

- Kim jest Varin, o którym rozmawialiście? – zapytał w drodze Weldo.

- Nigdy o nim nie słyszałeś? – zdziwił się Rag.

Młodzieniec pokręcił głową.

- Varin to uzdrowiciel – odpowiedział Rag - jak powiadają posiada dar uzdrawiania dusz, które zostały poddane czarnym obrzędom.

- Czarnym obrzędom? – zaciekawił się Weldo.

- Niektórzy uważają, że orkowie niegdyś byli elfami i ludźmi, których dusze zniewoliły siły ciemności – Rag spojrzał na idącego z przodu Darguka. – Mój towarzysz wierzy, że Varin zrzuci z niego mroczny czar i uczyni go człowiekiem .

- Nie słyszałem o czarnych obrzędach. Zawsze mówiono mi, że jesteście zwykła rasą, że niczym robaki, rodzice się w jajach, a potem przeistaczacie się pełzające larwy – oznajmił Weldo.

- Hyh! – warknął pogardliwie ork – wyobraźnia człeków i perfidnych elfów. Rozmnażamy się jak wy.  Szczerze nie wierzę też w pradawne wojny, siły ciemności, ani czarnoksiężników, którzy mieliby rzucić czar na mych przodków. To wszystko wasze wymysły, od zawsze uważaliście nas za gorszych.

- Więc czemu szukasz uzdrowiciela? – spytał młodzieniec.

Rag zawahał się z odpowiedzią. Potem jeszcze raz popatrzył na Darguka, splunął i rzucił:

- Nie szukam medyka, lecz dochowuje przysięgi.

Ze skalnych grzbietów, którymi szli mężczyźni, rozciągał się piękny widok na okolicę. Stąd było dobrze widać, jak Wielkie Równiny stopniowo przechodzą w Smocze Góry. Okolice porastał wysoki, bezkresny las, gdzieniegdzie spomiędzy drzew wyrastały strzeliste skały. Nad głowami wędrowców od pewnego czasu krążył jastrząb. Rag z niepokojem spoglądał na ptaka.

- Też go zauważyłem – stwierdził idący obok Darguk.

- To może być jeden ze strażników granic, zbliżamy się do królestwa Srebrnych Mieczy – odparł Rag.

Ork chwycił łuk i sięgnął ręką do kołczany po strzałę.

- Nie! – stwierdził stanowczo Darguk.          

- Ptaszysko zdradzi ludziom, że idziemy – zdenerwował się Rag.

- Jeśli nie wróci z lotu , strażnicy i tak przeczeszą brzeg jeziora – odparł Darguk.

Rag przerzucił łuk przez plecy, niezadowolona mina zdradzała, że nie do końca zgadza się z przyjacielem. Niedługo potem mężczyźni ujrzeli w oddali wiszący nad rzeką most.

- Już prawie jesteśmy! – oznajmił dumnie Weldo.

Rzeka płynęła w tym miejscu szerokim strumieniem. Most był długi. Stąd wyglądał jak nić łącząca łukiem wysokie skały.

- Nie ma innego przejścia? – spytał Rag, widząc jak most chwieje się na wietrze.

- Nie w tej okolicy.

Rag cicho zaklął pod nosem. Wędrowcy kroczyli teraz po płaskim, szerokim grzbiecie skały. Nagle usłyszeli łomot staczających się kamieni. Zaniepokojeni spojrzeli za siebie. Na grzbiet wydostawali się rozwścieczeni orkowie. Napastnicy, widząc, że zostali zauważeni, przestali się skradać, lecz ruszyli na wędrowców z bojowymi okrzykami na ustach.

- Na most! Szybko! - krzyknął Rag.

Wędrowcy zerwali się do ucieczki. Wataha orków była coraz liczniejsza, kolejne obrzydliwe pyski wyłaniały się zza skały. Mężczyźni biegli, jak szybko mogli. Wkrótce dotarli do mostu. Spróchniałe deski zaskrzypiały pod ich ciężarem, most lekko się zakołysał. Rag spojrzał pod nogi. Nie wiedział, co bardziej go teraz przeraża: przepaść, nad którą stoi, czy wróg za plecami. Nie zastanawiając się dłużej, ruszył w kierunku przeciwległego brzegu rzeki. Weldo i Darguk podążali za nim. Gdy byli już na końcu mostu, Darguk nieoczekiwanie zatrzymał się.

- Co robisz?! – rzucił wściekłym głosem Rag.

- Tak im nie uciekniemy – rzekł Darguk.

Po tych słowach odwrócił się, stanął przodem do zbliżających się wrogów i zdjął z pleców topór.

- Darguk, co ty wyprawiasz?! – denerwował się Rag.

- Zejdźcie z mostu! – rozkazał towarzyszom Darguk.           

Uzbrojeni w krzywe miecze orkowie szli przez most niepewnym krokiem. Ciężkie zbroje z brązu, powodowały, że deski niemalże pękały pod ich stopami.

- Geroir ar oam orga! – krzyknął Darguk do orków.

Stojący już na brzegu Weldo zapytał Raga:

- Co on mówi?

- Dał im ostatnią szansę, chce by się wycofali – odparł zdenerwowanym głosem Rag, nie odrywając wzroku od sytuacji. 

- Zabiją go! – rzucił młodzieniec.

Darguk przyłożył topór do lin, które podtrzymywały most, sugerując, że zaraz je przetnie. Orkowie zatrzymali się. Z przerażeniem spoglądali na topór. Wściekłość na ich paskudnych pyskach zastąpił strach. Darguk ponownie zażądał by się wycofali. Gdy pierwszy wróg zrobił krok w tył, rozległ się gruby, pogardliwy śmiech. Przywódca watachy, którego wyróżniała zbroja ze złotymi zdobieniami, wkroczył na most i zaczął przepychać się przez orków w kierunku Darguka. Po drodze jednego z podwładnych, zachowującego się zbyt bojaźliwie, zrzucił z mostu. Wrzask przerażenia ofiary wywołał u niego tylko kolejną salwę śmiechu . Przywódca zatrzymał się dopiero kilkadziesiąt kroków przed Dargukiem, w momencie gdy ten uniósł topór.

- Hah! – zarżał przywódca – Mi też zabijesz, hrynie? – na chwilę zawiesił głos, po czym dodał. - Nie zobisz tego… jesteś za słaby, owsze byłeś… od małego, jok mowioł oiciec. Masz widze nowo dziwke, tera wzioł sobie człeka, Rag mu nie storcza.

Orkowie zachichotali, lecz bardziej ze strachu przed swym panem, aniżeli z dobrego dowcipu. Weldo rozpoznał złowieszczy głos z lasu.  Przywódca małymi kroczkami zbliżał się do Darguka.

- Geroir Or ro! – zagroził ponownie Darguk, szykując się do uderzenia.

- Nie plugaw, ścierwo, noszego języka, mów no po twoemu – rzekł pełnym złości głosem przywódca.

Od Darguka wciąż dzieliła go odległość połowy mostu. Rag dostrzegł na niebie niewielką czarną chmurę, która szybko zbliżała się do mostu. Po chwili przekonał się, że to nie chmura, lecz stado ptaków. Kilkadziesiąt jastrzębi sfrunęło z rozwartymi dziobami na zdezorientowanych orków. Ci dziobani i kaleczeni ostrymi szponami zaczęli wrzeszczeć z bólu. Gdy przywódca orków szamotał się z największym ptakiem, Darguk czym prędzej zbiegł z mostu. Teraz jednym cięciem mógł posłać wszystkich wrogów do rzeki.

- Teraz! Tnij! – krzyknął Rag.

Darguk przewiesił topór przez plecy i rzucił do przyjaciół:

- Uciekajmy!

Mężczyźni wbiegli w gęsty las. Uciekli. Gdy po pewnym czasie przeszli w marsz, zasapany Rag rzucił z wyrzutem:

- Mogłeś posłać tę bestię na dno jeziora! Jedno cięcie! A z pleców zniknęłaby nam horda barbarzyńców.

- Nie zabiję brata! – odparł stanowczo Darguk.

- Boję się, że kiedyś będziesz musiał – rzekł Rag.

      Weldo skierował towarzyszy na południe. Wędrowcy szli wzdłuż brzegu rzeki. Młodzieniec maszerował szybkim krokiem, wyprzedzając orków.

- Nie ociągajcie się – pośpieszał zdenerwowany – wciąż mogą leźć za nami!  

- Bez obaw. Korh i jego ludzie nie zapuszczą się w głąb Południowego Lasu. To ziemie królestwa, pełno na nich strażników i rycerzy – stwierdził Rag.

- Rag ma rację – dodał Darguk. – Mój brat boi się tego lasu.

Na twarzy młodzieńca zagościła ulga.

- Niech te słowa nie uśpią twej czujności – wtrącił Rag. – Po tej stronie rzeki zagraża nam większe niebezpieczeństwo.

- O czym mówisz? – zapytał chłopak.

- O ludziach.

Młodzieniec uśmiechnął się pod nosem i odparł:

- Wybacz, ale wolę wpaść w ręce ludzi niż orków. Widziałem jak obchodzicie się z wrogami.

- Nie gorzej niż człeki. Zapewniam cię.

- Nie macie się czego bać. Jeśli natkniemy się na strażników, powiem ilu ludzi uratowaliście z niewoli.

- Hah! – zaskrzeczał Rag – dla strażników będziesz zdrajcą, który sprzymierzył się z orkami. Szybko wypatroszyliby z ciebie flaczki, chłopcze.

Weldowi zrzedła mina. Zdał sobie sprawę, że ciężko byłoby wytłumaczyć się z takiego towarzystwa.

                Wędrowcy zatrzymali się na noc. Musieli zregenerować siły po ciężkim dniu. Rag zaczął chrapać chwilę po tym jak zamknął oczy. Weldo nie mógł zasnąć, jego myśli wciąż wracały do ostatnich przygód. Darguk siedział skulony po przeciwnej stronie ogniska i wpatrywał się w płomień.

- Nigdy nie zdejmujesz tej maski? – zapytał młodzieniec.

- Maska pozwala zapomnieć - odpowiedział cichym, spokojnym głosem Darguk.

- Zapomnieć o czym? – nie zrozumiał Weldo.

- O tym kim jestem.

- Jak mawiała ma babka: nie sądź po pozorach, nie wygląd, lecz czyny o nas świadczą.

- Nie wiesz jak to jest… patrzyć w taflę wody i brzydzić się samego siebie, dotykać twarzy a pod palcami czuć pęknięte wrzody, wciąż czuć ten smród…

Weldo nie wiedział co odpowiedzieć. Nastała niezręczna cisza. Po dłuższej chwili chłopak zapytał:

- Ten ork w złotej zbroi, ich przywódca, to twój brat…?

- Brat… bliźniak – Darguk na chwilę zawiesił głos, po czym dodał – teraz wiesz już kogo byś ujrzał, jeśli zdjąłbym maskę. Nie kryję swego prawdziwego oblicza przed wami, lecz przed samym sobą.

Według Welda do wioski Bogor pozostawał niecały dzień marszu. O wschodzie słońca, wędrowcy byli już na nogach. Pogoda tego ranka była piękna, pomiędzy zielonymi koronami drzew było widać bezchmurne niebo. Wokół ćwierkały ptaki. Po tej stronie rzeki świat wydawał się być radośniejszy. Promienie słońca spływały na twarz młodzieńca, niosąc przyjemne uczucie ciepła. Piękna aura przywołała wspomnienia z dzieciństwa: letnie zabawy i pracę na polu. Weldo z uśmiechem na twarzy opowiadał orkom o latach spędzonych w Południowym Lesie. Z czasem mówił jednak coraz mniej, gdyż miał wrażenie iż jego gadulstwo dokucza towarzyszom. Orkowie patrzyli na niego spode łba, na ich twarzach co jakiś czas pojawiał się grymas bólu. Chłopak zauważył, że Darguk i Rag unikają słońca i szukają zacieniowanych ścieżek.

- Wyglądacie na zmęczonych, powinniście odpocząć – zaproponował Weldo.

- Nie ma powodu, to tylko słońce – rzucił Darguk. – Orkowie nie trawią zbyt jasnego światła.

- Zbliża się letnie przesilenie, na starość zawsze czuje to w kościach – zaskrzeczał Rag.

- Orkowie nie lubią słońca… nie dziwię się… jesteście z natury oziębli – zażartował Weldo.

- Nie lubią?! – oburzył się Rag. – Nienawidzą! A niby za co lubić ten skwar, tyłek się poci, oczyska zmęczone, a do tego wrzody cuchną jak nigdy. Gdyby nie kwiat Iorinu, długo byś nie wytrzymał…

- W moich stronach powiadają, że żyć warto tylko dla wiosennego rozkwitu i letnich uciech… - stwierdził Weldo.

- Człeki… i ta ich pokręcona natura – mruknął pogardliwie Rag.

- Orkowie za to umiłowali jesień i deszcze, które nadchodzą wraz z nią – wtrącił Darguk.

- Już prawie jesteśmy – oznajmił nagle Weldo, spoglądając w górę rzeki – Miasto Goriam…

Orkowie ujrzeli w oddali trzy wysokie wieże. Weldo odbił od brzegu w głąb lądu. Po pewnym czasie mężczyźni wyszli z lasu na wąską ścieżkę.      

- Lepiej zejdźmy z gościńca - rzucił Rag.

Weldo spojrzał w prawo, po czym oznajmił:

- To droga do Bogor.

- Nie będziemy się dłużej ukrywać – stwierdził Darguk i ruszył ścieżką w stronę wioski.

- Twa zuchwałość jest niemądra – rzucił Rag, po czym podążył za przyjacielem.

- Zaczekajcie! – krzyknął za nimi Weldo.

Orkowie odwrócili się. Młodzieniec rozłożył szeroko ręce, pokręcił głową i zapytał:

- Macie jakiś plan?! Nie możecie tak po prostu wejść do wioski.

- Spokojna głowa, chłopcze. Jak który człek podskoczy, oberwie w czółko z topora – na twarzy Raga zagościł parszywy uśmiech.

- Tak wywołacie tylko jatkę. Chłopi nienawidzą orków. Od razu się na was rzucą.

- Chyba mówiłem, to oberwą w czółko! – zaskrzeczał Rag.

- Z tego co pamiętam, zależy wam na czymś innym niż śmierci kilku niewinnych wieśniaków.

Rag, nie wiedząc co odpowiedzieć, warknął pod nosem.

- Co proponujesz? – zapytał Darguk.

                Rag szedł z przodu, miał związane z tyłu ręce. Weldo dźgał go w plecy krótkim mieczem. Na plecach młodzieńca spoczywał łuk.

- Mam złe przeczucia – zaskrzeczał pod nosem ork.

Ścieżka rozszerzała się. Przed mężczyznami pojawiły się drewniane chaty z pokrytymi słomą dachami. Budynki skupiały się wokół małego, piaszczystego placu, na którego środku stała studnia. Las był tu rzadszy, zapewne wiele drzew zostało wykarczowanych. Stąd też, tego pięknego popołudnia, wioska Bogor tonęła w słońcu.

- Naprzód, parszywcze – krzyknął Weldo, pchając Raga.

Dzieci, biegające po rynku, zamarły z przerażenia na widok orka i uciekły do domów. Mieszkańcy wioski przerwali pracę. Chwilę potem kilku tęgich chłopów zagrodziło drogę wędrowcom.

- Czego? – zapytał nieprzyjaznym głosem osiłek odziany w brudną koszulę.

Jego towarzysze także mieli groźne miny. Z okolicznych domostw wyszli pozostali gospodarze, by w razie czego wesprzeć przyjaciół.

- Jestem Weldo, z domu Hols – przemówił młodzieniec. – Ciężko do was dotrzeć, bracia. Przy drodze brak choćby jednego znaku. Mam nadzieję, że nie zbłądziłem i wreszcie znalazłem wioskę Bogor?

- Znalazłeś, lecz co za interes cię tu sprowadza? – odparł od razu chłop.

- Dzięki bogom, nóg już nie czuje.

- Czego tu szukasz?

- Już mówię, przyjacielu, okaż trochę cierpliwości wyczerpanemu wędrowcy. W Goriam powiedzieli mi, że niejaki Varin, mieszkaniec Bogor, biegły jest w handlu niewolnikami. Za rzeką niedawno schwytałem tego oto parszywca. Mam zamiar dobić targu. Możecie zaprowadzić mnie do Varina?

- Nikt taki tu nie mieszka – powiedział stanowczo chłop.

- W Goriam powiedzieli mi co innego – odparł Weldo.

- Słyszeliście o jakimś Varinie? – osiłek zapytał zebranych na placu mieszkańców wioski. Ci pokręcili głowami. – Widzisz? Musisz szukać szczęścia gdzie indziej.

Chłopi uznali rozmowę za zakończoną, odwrócili się, zamierzając wrócić do pracy.

- Nie handlujemy niewolnikami, lecz wypada udzielić strudzonemu wędrowcy gościny – przemówił stojący z tyłu mężczyzna o siwych włosach i bródce. – Oczywiście jeśli wędrowca zapragnie skorzystać z naszej gościnności? 

- Norinie, wyjaśniliśmy już, że nie znajdzie tu tego, czego szuka – wtrącił chłop wyraźnie zirytowany propozycją starca.

- Póki, co nie ty tu jesteś przewodniczącym, Idaku – odparł Norin. – Nie gardź zwyczajami swych dziadów.

Starzec spojrzał na Welda, oczekując od niego odpowiedzi. Młodzieniec zwlekał, w końcu uznał, że dłuższy pobyt w wiosce, pozwoli mu upewnić się, że chłopi nie kłamią.

- Obiecuję, że jutro o świcie, już mnie tu nie będzie – zgodził się Weldo.

Rag spojrzał na niego zdenerwowanym wzrokiem, nie taka była bowiem umowa. Ork nie zamierzał dłużej udawać niewolnika. Nie miał jednak wyboru.

- Wtrąćcie orka do karceru, niech pilnuje go ciągle jeden z was – rzucił Norin do chłopów.

Starzec zaprowadził Welda do swojej chaty, przy okazji wypytywał go o wieści zza rzeki i miasta Goriam. Izba była urządzona skromnie. Na środku stał stół, w rogu pod ścianą łóżko. Okna były małe, przez co w pomieszczeniu panował półmrok i przyjemny chłód. Młodzieniec usiadł przy stole, wkrótce jedna z kobiet przyniosła ciepły posiłek.

- Jeszcze raz dziękuję za gościnę – rzekł Weldo do krzątającego się wokół starca.

Przewodniczący był ubrany w brązową szatę, wokół talii nosił skórzany pas, ku zdziwieniu młodzieńca chodził boso.

- Jesteś ich jakimś przywódcą? – zapytał chłopak.

- Sędziwy wiek uczynił mnie przewodniczącym Bogor. Jestem najstarszy w tej wiosce – odparł Norin.

- Nigdy nie słyszałeś o tym Varinie? Może mieszka gdzieś w okolicy? Podobno oferuje najlepsze ceny.

- Handlarze niewolników nie zwykli mieszkać w wioskach, to fach mieszczuchów. 

Po posiłku Weldo wyszedł by porozmawiać z mieszkańcami wioski i rozejrzeć się po okolicy. Chłopi byli małomówni, niechętnie odpowiadali na pytania. Było widać, że chcą by młodzieniec jak najszybciej ich opuścił. Weldo wrócił do chaty dopiero wieczorem, gdy zaczęło się ściemniać. Wyprawa Darguka zdawała się być oparta na złudnej nadziei. Nikt nie słyszał o Varinie.

Młodzieniec wszedł do izby, odpiął miecz od pasa i oparł go o ścianę. Zamierzał rzucić się na łóżko. W tym momencie usłyszał za sobą głos Norina:

- Ten ork, z którym się przed chwilą widziałeś w lesie, to też twa zdobycz?

Weldo odwrócił się gwałtownie. Nie spodziewał się, że ktoś jest w izbie. Norin siedział przy stole, w ciemności widać było jego lekko przygarbioną sylwetkę i nienaturalnie świecące jaskrawą zielenią źrenice. Młodzieniec bardziej przestraszył się tego spojrzenia niż demaskującego pytania. Zaniemówił przez dłuższą chwilę. Starzec dotknął koniuszkiem palca knotu świecy, ta rozbłysła jasnym płomieniem. Potem spojrzał na drzwi wejściowe, zamek w drzwiach głośno zazgrzytał. Norin skierował wzrok na młodzieńca i oznajmił spokojnym głosem:

- Chyba musimy szczerze porozmawiać.

Źrenice starca straciły blask.

- Czemu szukasz Varina? – zapytał Norin.

- Mówiłem. Chcę z nim dobić targu – rzekł Weldo.

- Masz mnie za głupca, chłopcze? Jesteś za młody na łowcę, a twej twarzy nie przeorała jeszcze żadna blizna. Nie masz nawet własnej broni. Twój miecz, sadząc po klindze został wykuty na Wielkich Bagnach, to oręż orków. Nie nadużywaj zatem mojej gościnności i mów prawdę, w przeciwnym razie  będę zmuszony urządzić polowanie na twego towarzysza, który ukrywa się w lesie.  

Młodzieniec nie wiedział jak się bronić, zrezygnowany przysiadł na łóżku. Dalsze kłamstwa nie miały sensu.

- Trzy dni temu ci orkowie wyzwolili mnie z niewoli – powiedział. – Dowiedziałem się, że szukają niejakiego Varina z wioski Bogor. Dobrze znam te lasy, więc obiecałem im pomoc. Tak trafiliśmy tutaj.

- Po co im Varin?

- Jeden z moich towarzyszy wierzy, że ten Varin to uzdrowiciel, który zdejmie z niego czar ciemności, że ponownie uczyni go człowiekiem.

- Ciekawe…- mruknął pod nosem zamyślony starzec.

- Znasz go? – spytał Weldo głosem pełnym nadziei.

- Znałem… dawno temu, bardzo dawno temu.

- Więc już go tu nie ma? – rzucił zrezygnowany młodzieniec.

- Nie ma – Norin zawiesił na chwilę głos, po czym dodał – lecz zdaje mi się, że mogę wam pomóc. Chodź za mną.

Starzec poderwał się z krzesła i wyszedł z chaty. Rozejrzał się wokół czy nikt go nie obserwuje. Potem wkroczył w spowity ciemnością las. Weldo podążał za nim.

- Dokąd idziemy? – zapytał zaniepokojony.

- Cierpliwości. Wkrótce się przekonasz.

Mimo ciemności Norin szedł żwawym, pewnym krokiem. Po dłuższym czasie zatrzymał się przed wysoką skałą i oznajmił:

- Już prawie jesteśmy.

- Po co mnie tu przyprowadziłeś?

Starzec nie zwrócił uwagi na pytanie, odwrócił się i podniósł głos:

- Możesz wyjść, orku. Tu nic ci nie zagraża. Wiem, że śledzisz nas od wioski.

Słowa Norina zaskoczyły Welda. Po chwili z mroku wyłonił się Darguk.

- A więc to ty… ork w masce – powiedział Norin. – Twa sława przekroczyła już rzekę, dotarła nawet do Bogor.

- Słuch masz godny elfa, a węch orka, jeśli zwietrzyłeś mą obecność, starcze – odparł Darguk.

- Darujmy sobie życzliwości.

- Zaprowadź mnie do Varina – rzekł stanowczo ork.

- Twój druh ci nie powiedział?- zdziwił się Norin.

- Powiedział, lecz twa obecność tu, zdradza, że nie byłeś z nim do końca szczery.

- Pokaże wam coś, lecz musicie przyrzec, że potem opuścicie Bogor.

Darguk i Weldo pokiwali głowami. Starzec ruszył wzdłuż skały, w kierunku rzeki. W okolicy było słychać szum wody. Szum wzmagał się z każdym krokiem. Wkrótce mężczyźni ujrzeli wysoki wodospad. Masy spienionej wody spadały ze szczytu skały wbijając się z impetem w rzekę. Norin wskoczył na kamienie. Krocząc wąską półką skalną zbliżał się do wodospadu. W pewnym momencie stanął i zwrócił się twarzą do pionowej ściany pokrytej plątaniną gęstych zarośli. Włożył dłonie między zarośla, starając się odgarnąć je na boki. Rośliny stawiły opór, a wystające kolce poraniły Norinowi ręce.

- Daj topór – powiedział starzec do Darguka.

Ork podał broń. Gdy Norin wyciął zarośla, mężczyźni ujrzeli ukryty za nimi otwór w skale. Starzec wszedł do jaskini. Mrok nie pozwalał iść dalej. 

- Dawno tu nie byłem – oznajmił Norin.

Schylił się i poszukał czegoś na ziemi.

- Jest – powiedział zadowolony.

Po chwili podniósł z ziemi łuczywo. Darguk chciał zabrać się do krzeszenia ognia, lecz nim znalazł pierwszy kamień, pochodnia zapłonęła i rozjaśniła ciemny korytarz.

- Jak to zrobiłeś? – zdziwił się ork.

- Lata praktyki – rzucił Norin, po czym ruszył w głąb jaskini.

Wkrótce mężczyźni dotarli do skalnej komnaty. Weldo i Darguk z niedowierzaniem rozglądali się po grocie. Ta urządzona była, niczym izba. Znajdowały się w niej stół, łóżko, duża skrzynia i miedziany kocioł. Meble były pokryte grubą warstwą kurzu i pajęczynami. Ściany komnaty zdobiły malowidła.

- Co to za miejsce? – zapytał Weldo.

- Grota Varina, to tu ork zgłębiał swe księgi – odparł Norin.

Darguk nic nie mówił, lecz krążył po komnacie.

- Varin jest orkiem? – zdziwił się Weldo.

- Był – odparł starzec.

- Gdzie jest teraz? Co się z nim stało? - wtrącił Darguk.

Norin nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, zamyślił się.

- Wiesz gdzie go mogę znaleźć? – dopytał podenerwowanym głosem Darguk.

- Varin nie żyje, to wszystko co po nim zostało – rzekł Norin.

 Weldo zamknął oczy, pokręcił głową, wiedział, jak ta wiadomość dotknie Darguka. Ork warknął pod nosem.

- Zdejmij maskę, przyjacielu. Zacznij normalnie żyć. Nie uciekniesz przed samym sobą – powiedział starzec.

- To prawda co mówi się o Varinie, potrafił uzdrawiać przeklęte dusze? – zapytał Weldo.

- Nie potrafił uzdrowić nawet samego siebie – odparł pogardliwie starzec.

Norin otworzył skrzynię i wyjął z niej grube księgi.

- Może okażą się wam pomocne, lecz szczerze, wątpię by było warto je dźwigać.

 Darguk otworzył na stole jedną z ksiąg. Ta zapisana była mrocznym językiem.

- Gore o rah gyris – warknął w języku orków, po czym dodał – To zaginione pisma, nikt nie widział ich od stuleci…

- To sprawy orków, zabierzcie te księgi jak najdalej od tej krainy – rzekł Norin.

- Jak zginął Varin? – zapytał Darguk, spoglądając na starca.

Norin przysiadł na krześle, zwiesił wzrok na stole, w myślach wrócił pamięcią do dawnych wydarzeń.

- Ludziom nie podobało się sąsiedztwo orka – odpowiedział po dłuższej chwili. – Choć Varin pomagał tubylcom, a niejednemu z nich uratował życie, wrogość wzrastała. Ork nie chciał odejść. Właśnie wtedy przybyłem do wioski. Skłamałem ci, chłopcze – Norin zwrócił się do Welda – mówiąc, że przewodniczącym zostałem z racji wieku. Zostałem nim , bo jako jedyny odważyłem się stawić czoło orkowi. To ja zabiłem Varina.

Darguk wbił wrogie ślepia w starca.

- Masz jeszcze czelność się tym chwalić? – podniósł głos ork.

- Myślę, że wolicie znać prawdę. Mam nadzieję, że nie zetniesz mi teraz głowy – odparł spokojnie Norin.

Darguk zacisnął zęby, starając się opanować złość.

- To wszystko co mogę wam powiedzieć o Varinie – oznajmił starzec. – Zgodnie z umową opuścicie teraz te ziemie. Chodźmy uwolnić waszego towarzysza, karcer na pewno mu nie służy.

Darguk powiązał leżące w komnacie szmaty, tworząc z nich nosidełko, do którego włożył księgi. Nosidełko przewiesił przez ramię i ruszył za Norinem. Droga powrotna do wioski dłużyła się, mężczyźni szli w milczeniu. Weldo spoglądał ukradkiem na Darguka. Ten miał opuszczoną głowę, prawie w ogóle nie podnosił wzroku znad leśnej ściółki. Nadzieja, którą żył od czasu, gdy pierwszy raz usłyszał o Varinie, przepadła. Lata poszukiwań poszły na marne. Ork wyglądał na pokonanego i zrezygnowanego. Młodzieńcowi zrobiło się żal druha. Weldo miał na końcu języka słowa otuchy, nie zdążył ich jednak wypowiedzieć, gdyż usłyszał Norina:

- Coś się stało… - rzucił zdenerwowanym głosem starzec, marszcząc groźnie brwi.

- Co takiego?

Norin przyłożył dłoń do drzewa i zamknął oczy, miał skupioną twarz.

- Drzewa ostrzegają… groźby w wiosce…– powiedział.

Otworzył oczy i rzucił:

- Pośpieszmy się!

Mężczyźni przyśpieszyli kroku, prawie biegli. Kilkadziesiąt smoczych kroków przed wioską Norin zatrzymał się i stwierdził:

- Obce głosy, odwiedzili nas nieproszeni goście…

Darguk i Weldo słyszeli jedynie gwar dochodzący z Bogor. Mężczyźni zakradli się za jedną z chat. Weldo wyjrzał zza rogu, by zobaczyć co dzieje się na placu. Wokół studni krążyli jeźdźcy, dzierżący w dłoniach rozpalone pochodnie. Ich konie zdawały się być rozdrażnione, ciągle prychały i rżały.

- Mówię prawdę, panie – mężczyźni usłyszeli przestraszony głos Idaka. – Nienawidzimy orków, sam widzisz, że tego parszywca więziliśmy w karcerze!

Rag zrozumiał, że chodzi o Raga. Zdenerwowany podbiegł do drzewa, zza którego był widoczny cały plac . Wówczas dostrzegł skutego kajdanami orka, który klęczał przed jeźdźcami. W Darguku zagotowała się krew, chciał od razu wyskoczyć z ukrycia by ratować przyjaciela. Doświadczenie nakazało mu się jednak opanować.

- Gdzie drugi ork i człowiek, który był wraz z nimi?! – przemówił odziany w srebrną zbroję jeździec.

W tym momencie rozległ się głos Norina, który wyszedł na plac:

- To jedyny ork, którego możecie znaleźć w tej wiosce. Prawo ustanowione przez króla nie zabrania nam posiadania niewolników. Praca na roli ciężka, a wolnych rąk brak.

- Coś za jeden?! – rzucił strażnik.

- Norin, przewodniczący wioski.

- Ptaki, pilnujące granic, nie kłamią. Dwa dni temu banda orków chciała przekroczyć Wiszący Most – oznajmił rycerz. - Jastrzębie postrącały kilku śmierdzieli do rzeki, lecz dwóm orkom i człowiekowi udało się zbiec do Południowego Lasu. Strażnicy polecieli za nimi, trop urwał się w tej wiosce.

Weldo przeraził się, że zostanie wydany. Odetchnął z ulgą, gdy usłyszał:

- Nic mi nie wiadomo o orkach i człowieku błąkających się po tym lesie. Tego parszywca kupiłem od łowcy nagród, który odwiedził naszą wioskę – oznajmił starzec.

Wówczas zdenerwowany Idak rzucił do Norina:

- Gdzie jest ten Weldo?! Niech on się tłumaczy!

- Wyjechał wraz ze zmrokiem – odparł spokojnie starzec.

- A więc jednak kogoś ukrywacie… - stwierdził strażnik złowrogim głosem, po czym krzyknął do swych towarzyszy. – Przeszukać wioskę! Zaglądajcie nawet dziewką pod spódnice, kłamliwe kundle mieszkają w tym lesie…

Norin zbliżył się do dowódcy strażników i błagalnym głosem powiedział:

- Panie, nikogo tu nie znajdziecie, nie ukrywamy złoczyńców. Idak mówił o łowcy, o którym wspomniałem. Niedawno nas opuścił.

- Nie spotkaliśmy nikogo na gościńcu, wieśniaku. Zapłacicie za swe kłamstwa!

Strażnicy wtargnęli do gospodarstw. Zachowywali się wulgarnie i brutalnie. Wypędzone z domów dzieci głośno płakały, ich matki słuchały obelżywych wyzwisk. Chłopi, którzy odważyli się sprzeciwić takiemu traktowaniu, zostali skopani.

- Zostawcie ich! Jak możecie?! – krzyczał starzec odciągając strażników.

Wówczas jeden z rycerzy przewrócił go na ziemię i kopnął w brzuch. Norin zawył z bólu. Wkrótce strażnik przyniósł dowódcy łuk i miecz, które Weldo zostawił w chacie.

- Nic nie znaleźliśmy oprócz tego – oznajmił.

Dowódca wziął oręż w dłoń i przyjrzał się jej uważnie.

- To broń orków – stwierdził groźnym głosem – wiedziałem, że kłamią. Spalić wioskę! – wrzasnął.

Wokół rozległy się krzyki przerażenia przemieszane z rozpaczliwymi prośbami o łaskę. Idak rzucił się na jeźdźca, który podjechał z pochodnią do jego domu. Uderzony w twarz padł na ziemię. Słomiany dach szybko zajął się ogniem.

Darguk obserwował Raga, który wciąż klęczał na placu. Czekał na chwilę nieuwagi strażników, by wyciągnąć przyjaciela z opresji. Dowódca straży ciągle krążył jednak wokół orka.          

Gdy wysokie płomienie buchały już prawie ze wszystkich dachów, rycerz zsiadł z konia i stanął na wprost Raga. Ku przerażeniu Darguka wyjął miecz z pochwy. Szykował się do egzekucji. Darguk nie miał wyboru, chwycił za topór i rozpędzony ruszył na strażnika. Mocnym rąbnięciem odbił ostrze miecza tuż sprzed szyi Raga. Zaskoczony dowódca wrzasnął:

- Zdrada! Orkowie!

Rag poderwał się z kolan i kajdanami grzmotnął najbliższego strażnika. Ten nieprzytomny runął na ziemię. Wówczas Weldo wybiegł zza chaty, podniósł upuszczony przez rycerza miecz i mocnymi cięciami rozłupał kajdany, którymi spętany był ork. Rag od razu rzucił się na wrogów. Strażnicy zaatakowali chłopów, których uznali za zdrajców. W Bogor rozpętała się bitwa. Szczęk broni przerywały jęki bólu. Chłopi walczyli dzielnie, lecz uzbrojeni w widły i kije nie byli w stanie przeciwstawić się zaprawionym w bojach strażnikom. Trupy słały się gęsto na placu. Darguk wciąż walczył z dowódcą straży. Ten nie ustępował orkowi wyszkoleniem, a siłą wręcz go przewyższał. Darguk odpierał kolejne wściekłe natarcie. Wycofywał się sparując uderzenia. W pewnym momencie potknął się o kamień i plecami rąbnął o ziemię. Topór wypadł mu z ręki. Na twarzy dowódcy zagościł triumfalny uśmiech. Rycerz złapał miecz oburącz, wziął potężny zamach jakby chciał rozpłatać orka na pół jednym cięciem. Bezradny Darguk czekał na ostateczny cios. Wówczas tors dowódcy przeszyło ostrze, krew bryzgnęła na boki. Rycerz jęknął, upuścił broń i padł na kolana, odsłaniając Welda, który stał za nim. Młodzieniec szybko wyciągnął miecz z pleców strażnika i pomógł wstać Dargukowi.

Na placu trwała walka. Strażnicy zdawali się mieć  przewagę liczebną. Raga atakowało naraz dwóch wrogów. Z odsieczą nadciągnął Darguk. Razem orkowie szybko rozbili przeciwników. Wówczas zauważyli Norina, który wywijając zwinnie mieczem, walczył ze zgrają strażników. Starzec zaskakiwał sprawnością i umiejętnościami. Darguk wątpił czy sam zdołałby bronić się tak dzielnie. Zresztą Norin nie tylko się bronił, na oczach orków zdążył posiekać trzech wrogów. Strażnicy, na widok padających towarzyszy, stracili zapał do walki. Wkrótce, gdy na placu boju została ich garstka, zerwali się do ucieczki. Norin był cały we krwi. Zmęczony usiadł na placu. Tymczasem ogień ogarnął już pobliskie drzewa. Płonące gałęzie spadały na ziemię. Pożar stawał się coraz groźniejszy.

- Musimy uciekać, nie ma czasu! – rzucił Darguk do Norina.

- To koniec – rzucił załamany starzec.

Chłopi, którzy przeżyli, ratowali z zagród zwierzęta i uciekali. Darguk złapał starca za ramię i poderwał z ziemi. Norin wyglądał na załamanego.

- Przyniosłem śmierć – mruknął pod nosem.

Ork wstrząsnął nim i podniesionym głosem powtórzył:

- Musimy uciekać!

Starzec uniósł głowę. Zobaczył Idaka, który stał po drugiej stronie placu. Chłop napinał łuk i celował w Welda. Jego twarz była wykrzywiona z rozpaczy, a oczy zionęły nienawiścią. Idak puścił cięciwę. Strzała przeszyła powietrze.

- Idaku, nie! – wykrzyknął Norin, po czym własnym ciałem zasłonił młodzieńca.

Strzała przeszyła jego klatkę, starzec osunął się na ziemię. Darguk dopiero po chwili zrozumiał co się stało. Weldo i Rag rzucili się na Idaka. Tymczasem Norin, krztusząc się własną krwią, umierał w ramionach Darguka.

- Wybacz nie mogłem wam powiedzieć – wydusił z siebie Norin.

- Czego? – zdziwił się Darguk.

- Chciałem, lecz nigdy nie mogłem… zapomnieć. Nie podążaj moją drogą, ona cię zniszczy! – z ust starca wypływała ciemna krew.

- O czym mówisz?

- Niedługo twe oczy ujrzą prawdę… umieram… zaklęcie przestaje działać.

Skóra Norina zaczynała ciemnieć, a jego dłonie zdawały się wykrzywiać. Starzec złapał mocno Darguka za kołnierz i powiedział zmienionym, skrzeczącym głosem:

- Widzisz! Mówiłem! Varin nie był w stanie uzdrowić samego siebie. Potrafił jedynie żyć w kłamstwie, udając człowieka. Nie uciekniesz przed tym kim jesteś. 

- Varin… - powiedział Darguk, spoglądając na coraz bardziej zdeformowaną twarz starca.

Z każdą chwila Norin upodabniał się do orka.

- Orkowie nie rodzą się źli… Nasze dusze nie są przeklęte… Jesteś dowodem – rzekł uzdrowiciel.

Głos starca był coraz słabszy.

- Wróć! Wyzwól braci! Nie uciekaj jak ja … - wymamrotał z trudem Varin.

Powieki uzdrowiciela opadły. Darguk trzymał w ramionach starego, siwego orka.        

                Następnego dnia Weldo i orkowie siedzieli nad brzegiem Krętej Rzeki. Rag przeglądał księgę z groty Varina.

- Co zrobimy ze świętymi pismami?

- Nie wiem.

- To potężne brzemię stać się strażnikiem wiedzy w nich zawartej. Jeśli prawdą jest co mówią kapłani…

- Mam ją oddać Kohrowi?! A może memu ojcu?! – zdenerwował się Darguk.

Zapadła cisza.

- Zostaniesz tu? Sam widziałeś, jak się traktują. Człeki nie są lepsze od nas – rzekł Rag.

Darguk parsknął pod nosem. Nie odrywał oczu od wody.

- Jak teraz będziesz żył, Darguku? – zapytał Weldo.

Ork odwrócił głowę. Młodzieniec wciąż nie mógł przyzwyczaić się do jego twarzy.

- Z dnia na dzień – odparł Darguk.

Po tych słowach wstał. Zarzucił na plecy topór. Potem założył maskę, naciągnął na głowę kaptur i ruszył na północ.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
oxy1916 · dnia 04.01.2013 12:48 · Czytań: 665 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Andre dnia 06.01.2013 04:55
Zanim dotrwałem do dialogów, to wymiękłem.

Mniej opisów, a więcej akcji zastosuj. Olej wszystkie przymiotniki i ogranicz się w dopiskach dialogowych do:

1. powiedział
2. odparł
3. rzekł

Totalnie olej natomiast sformułowania w stylu: "powiedział grubym, groźnym głosem napastnik" itd"

To, jakim głosem, kto i co powiedział, ma wynikać z historii, którą opowiadasz, z fabuły. Masz to pokazać, a nie o tym smęcić.

Czechow pisał, żebyś nie mówił mu, że księżyc świeci, tylko żebyś pokazał błysk światła, który promienieje na rozbitym szkle.

Kumasz?
oxy1916 dnia 07.01.2013 22:28
Kumam!;) Dzięki za pomoc:)
bury_wilk dnia 15.01.2013 09:11
Długie, więc w drobiazgowe wypisywanie błędów nie będę się bawił, ale trochę tego jest. W sumie dość ciekawe zestawienie, bo stylistycznie język wygląda nieźle, ale robisz głupie błędy w szyku wyrazów, budowie zdań itp. Do tego trochę literówek i podobnych brudów. Warto popracować nad korektą.
Mam wrażenie, że akcja dzieje się za szybko, za chaotycznie. Mniej więcej wiesz, co chcesz opowiedzieć, ale nie bardzo potrafisz nad tym zapanować. Brakuje Ci finezji i doświadczenia, wyczucia, gdzie dać dłuższy opis, gdzie przyśpieszyć, gdzie trochę zboczyć.
Te jastrzębie atakujące orków… Ja rozumiem, że jest trochę schematów w fantasy, że pewna rasy mogą, lub muszą wystąpić i pewne kwestie są podobne, bo tak właśnie ma być, ale to już za bardzo podchodzi pod tolkienowskie orły.
Pomijając powyższe minusy, to całkiem ładna bajka. To takie lżejsze fantasy, trochę naiwne, ale nie brak mu uroku, jest bardzo klimatyczne i przyjemne. Należałoby ten tekst jeszcze dopieścić, ale jak na swoją kategorię, sprawdza się. Podstawy do dobrego bajania masz niewątpliwie i przypuszczam, że każdy kolejny tekst będzie lepszy.
pierzak dnia 28.04.2013 14:14
Przywiał mnie tu Twój drugi tekst i nie zawiodłem się.

Tak jak w ostatnim Twoim tekście, czyta się ten bez problemu, historia, biorąc uwagi poprzedników, też niczego sobie.

Powtórzę jednak jeszcze raz - trochę krócej proszę. Będzie łatwiej wtedy to ogarnąć.

Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty