hm - pomarudzę nad tym co zwykle, a jak - oczywiście nie chcę zabijać/dusić/ indywidualnego stylu, indywidualnego wyboru w kwestii prowadzenia tekstu, wszak nie możemy pisać tak samo, w sensie: nie mam prawa jako czytelnik, starający się przekazać niezobowiązujące spostrzeżenia, komentować i narzucać jakieś obiektywne zasady/reguły itd. ale -
ale - pomarudzę nad opisowością, bo: bierze, zamiast włożyć, kroi, odgrzewa, gotuje, nie wywraca, nie parzy, opuszcza i nie wie - po cóż marudzę? bo można o tym samym inaczej, można to samo, w inny sposób, te same myśli innymi myślami, np. nie, nie będzie np. nie będę narzucał, spostrzegam jeno
wydaje mi się, że chwytam koncept: zestawienie dwóch obrazów (zgodnie z tytułem), dwa życia, być może sąsiedzkie, być może za ścianą z gazobetonu, dwa życia obok, prawie razem, ale osobno, niby blisko jeśli chodzi o odległość, ale odlegle emocjonalnie, mentalnie i generalnie na wszystkie inne sposobu - to wydaje mi się, że chwytam, tradycyjnie sieję ferment w temacie "opisowości"
subiektywnie, Autorka rządzi -