Zegarmistrz Purpurowy i Nocny Harfiarz - Kardemine
Proza » Długie Opowiadania » Zegarmistrz Purpurowy i Nocny Harfiarz
A A A

1896 r.

Lipcowa noc pęczniała od aromatycznych zapachów łąk i zbóż. Księżyc ogromny i złocisty, opleciony mglistą aurą święcił jasno, nadając nocnym oparom unoszącym się od strony rzeki niezwykłego czaru. Zawieszony nisko nad ziemią, napęczniały, niemal toczył swoim brzuszyskiem po ziemi. Jarzył się jak latarnia, sypiąc złotem szeroko na pola i na sękate kikuty drzew porozrzucanych po wrzosowiskach. Noc była świeża jeszcze, ciepła. Leśne zwierzęta przemykały po ścieżce na skraju traw, po rozlanym na niej migoczącym blasku.

Wysoko w górze, niedostrzegany przez nikogo przemierzał niebo Nocny Harfiarz, zwany niekiedy Przywoływaczem Snów. Osobnik ów palił teraz fajkę, pedałując żwawo na dwukołowym wehikule. Jego długą, wychudzoną postać zakrywała wykrochmalona koszula ozdobiona fantazyjną kokardą pod brodą, kamizelka w grochy i surdut, którego poły furkotały na wietrze. Brązowy melonik z czaplim piórem zawadiacko zsunięty do tylu odsłaniał bladą twarz i złote oczy. Z fajki wypływał siwy dym i snuł się za Harfiarzem, razem z tęczowymi ziarenkami rozsiewanymi z sakwy umieszczonej na bagażniku. Senny pył płynął wraz z wiatrem, śpiewem księżycowych panien i pohukiwaniem sów. Oślepiające światło księżyca zdawało się nie robić wrażenia na Harfiarzu. Spokojnie pykał fajkę i raźnie przemieszczał się przez nieboskłon. Nocny blask drażnił jednak jego towarzysza. Mały jeżyk skulił się i schował za pazuchą podniebnego bicyklisty, uważając bardzo, żeby nie pokuć go swoimi kolcami.

- Dokąd jeszcze, Lemna? Myślałem, że wracamy już do domu - odezwał się właśnie, wychylając wilgotny ryjek zza harfiarzowej kamizeli.
- Mamy zadanie, Esox - odparł zagadnięty. - Odwiedzimy dziś Leokadię Srotkowską z Mikołubskich. To przecież nasze trzecie z nią spotkanie, nie pamiętasz?
- Każdej nocy składasz wizyty tylu ludziom, że nie sposób tego ogarnąć - pomarudził jeż.
- W takim razie pokrótce nakreślę sytuację, żebyś się zorientował. Leokadia straciła niedawno ojca. Była do niego niezwykle silnie przywiązana. Rzekłbym, że wręcz zadziwiająco. Tak sile uczucia wobec innych ludzi zawsze kończą się wielkim cierpieniem, gdy przychodzi chwila rozstania. Nie wszyscy potrafią to znieść. Czasami ból jest za silny. Tak się stało w przypadku naszej podopiecznej. Loda nie może się pogodzić z tą śmiercią i nie za dobrze znosi żałobę. Jej pozycie małżeńskie ma się coraz gorzej, kontakty ze światem zewnętrznym ograniczone zostały do minimum. Jednym słowem, źle z jej umysłem. Śmierć, żałoba i poczucie winy to dość mocna mieszanka. Ale w porządku Esox, damy radę pomóc Leokadii. Po dwóch spotkaniach ze strzępami jej snów, już widzę postępy.
- Tak? Jakie?
- Choćby takie, że wreszcie mogę mocniej i na dłużej uśpić jej ducha.
- Miło mi to słyszeć - sarknął Esox i zmarszczył kolce ze źle skrywanym zniecierpliwieniem. - Czy wsparcia, którego zamierzasz udzielić, nie dałoby rady jakoś przesunąć? Na inną noc, bodajże? Zaparzyłem już herbatę śliwkową.
Esox zazwyczaj był bardzo pomocnym i zrównoważonym jeżem. Jednak tego wieczoru owładnął nim wyjątkowo zły humor. Potęgował go jeszcze ten irytujący, nocny blask od którego szczypało w nosie.
Na wspomnienie o herbacie, Lemna nadstawił blade uszy.
- Herbata śliwkowa, ale z austriackiej węgierki?
- Oczywiście, że z węgierki. Ale nie to jest najważniejsze. Istotne jest to, że przygotowałem ją z dodatkiem kwiatów róży. Blue Spirit, zauważ!
- Blue, co?
- Blue Spirit, czyli Mainzer. Niebiesko-szara! Ale z rzadkiej, osobliwej odmiany z dodatkiem kobaltu w kolorze, co potęguje intensywność smaku prawie trzykrotnie.
Lemna pyknął z fajki ukontentowany, wypuszczając dym w kształcie róż.
- Na Niebiosa, kobalt! Czy ja dobrze pamiętam i piliśmy to wtedy, w tysiąc siedemset którymś?
- W rzeczy samej, gratuluję znakomitej pamięci, aczkolwiek ja potrafię wymienić pełną datę. Chciałem zrobić ci niespodziankę, ale że sam już nie mogę wytrzymać...
Lemna cmoknął z zadowoleniem, jednak zdecydowanie, choć z żalem, odrzekł:
- Mieszanka apetyczna, żeby nie powiedzieć, doskonała! W takim razie musimy się szybko uwinąć z Lodą i czym prędzej wracać do domu.
Esox westchnął. Pracoholizm Harfiarza czasami strasznie ciężko było znieść.
- W takim razie pedałuj trochę raźniej przyjacielu, bo ten księżyc prześladuje mnie nawet w zakamarkach twoich koszul.
- Cóż z ciebie za jeż, Esox, skoro nie znosisz księżyca? Przecież przedstawiciele twojego gatunku prowadzą nocny tryb życia!
Esox prychnął.
- Bo ja, mój drogi, nie jestem pospolitym, byle jakim jeżem. Jestem wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Taki szmat czasu razem, a ty jeszcze tego nie zauważyłeś?
Harfiarz uśmiechnął się pod nosem i obniżył podniebny lot. Byli już prawie na miejscu.

Leokadia Srotkowska z Mikołubskich zamieszkiwała dość sporych rozmiarów biały dworek. Jak wszystkie tego typu budynki, pałac otoczony był parkiem. Lemna zahaczył kołami o wierzchołki drzew i omal nie wywinął fikołka wraz z zawartością swojej kamizelki. Chwilę trwało, zanim lekko zasapany stanął w oknie sypialni. Młoda kobieta już spała, obok niej leżał mąż. Mężczyzna pogrążył się w marzeniach sennych głęboko i mocno. Ona z kolei zapadła w półsen, w każdej chwili gotowy się ulotnić. Oddychała jednak spokojnie. Harfiarz podszedł bezszelestnie do łóżka. Nocny mrok i rondo kapelusza zakrywały mu twarz, tylko oczy jarzyły się jak małe latarenki, albo błędne ogniki na przydrożnych bagnach.

- Już dobrze, moja droga - odezwał się. - Zaraz spokojnie, głęboko zaśniesz, a ja ześlę ci kojące myśli, krzepiące sny, podaruję ci uśmierzające ból uczucia. A kiedy wyryjesz je na duszy tak, jak Pan na kamieniu Dziesięć Przykazań, znów zaczniesz szczęśliwie żyć.
- Obawiam się, że raczej nie będzie miała ku temu możliwości. Ponieważ ja ją dziś zabieram.
Lemna odwrócił się zaskoczony. Wchodząc do pomieszczenia nie zauważył, że w nasyconym nocą kącie pokoju jest ktoś jeszcze. A siedział tam mężczyzna odziany na purpurowo. Długie nogi miał założone jedna na drugą. Lewą dłoń o sinych palcach opierał na blacie nocnego stolika, prawą trzymał wsuniętą za kamizelkę.
- Zegarmistrz! - wykrzyknął Lemna.
- W rzeczy samej. Muszę przyznać, że również jestem nieco zdziwiony naszym spotkaniem. Zazwyczaj mijamy się, niekiedy o ułamki sekund.

Mężczyzna nazwany Zegarmistrzem wstał i zrobił dwa kroki, wyłaniając z mroku chudą twarz o orlim nosie i bladoszarych oczach. Ruchy jego sylwetki, ubranej w elegancki garnitur koloru zakrzepłej krwi, były powolne i flegmatyczne.
Harfiarz milczał, nie rozumiejąc, co się właściwie dzieje. Obecność jednego, wykluczała pojawienie się tu drugiego. Co innego, gdyby Lemna miał tylko zesłać sen. A on przecież miał leczyć! Niemożliwe, żeby po tą samą osobę w tym samym czasie wysłano również Zegarmistrza!
- Coś tu się nie zgadza - stwierdził na glos.
Człowiek w purpurze przytaknął i stwierdził:
- Drabina musiała popełnić błąd.
- Co teraz? Ktoś musi się wycofać.
Purpurowy wysunął rękę zza kamizelki i wyciągnął złoty zegarek zawieszony na łańcuszku. Wskazówki czasomierza zbliżały się do godziny piętnastej.
- Widzisz ten zegar? Jej czas mija. Na godzinie piętnastej się skończy. Wtedy powinienem zabrać jej duszę.
Harfiarz z zakłopotaniem splótł dłonie za plecami i spojrzał na białą twarz swojej podopiecznej.
- Nie możemy popełnić błędu, tu chodzi o ludzkie życie.
Zapadło pełne konsternacji milczenie. Żaden z nich nie wiedział, jak postąpić w obliczu tak pożałowania godnej pomyłki.
- Proponuję zatem wyjaśnić sprawę u źródła i poinformować o błędzie Drabinę - oznajmił milczący do tej pory Esox, po czym zmarszczył ryjek i dodał. - Nocny Harfiarzu, czy mógłbyś podsadzić mnie na parapet?
Lemna wyciągnął jeża zza kamizeli i skierował się w stronę okna. Kątem oka zobaczył, jak Zegarmistrz podnosi z zaskoczeniem brwi. Nie zdziwił się wcale jego zdumieniu, ponieważ sam nie wierzył, w to, co przed chwilą zaproponował Esox.
- Co ty kombinujesz?! - syknął w stronę przyjaciela, sadzając go na parapet. - Nie jesteś w stanie skontaktować się z Drabiną!
- Spokojnie, Lemnuś. Chodzi o to, żeby zyskać na czasie, zanim facet od zegarków ześle na Twoją podopieczną zawał serca. Chodzą plotki, że to nerwowy gość. Pokonwersuj z nim przez ten czas, kiedy mnie nie będzie.
Esox zaskrobał pazurkami i już go nie było. Gdzieś pod sufitem przemknął czarny cień wydając odgłos podobny do trzepotu skrzydeł. W pokoju zrobiło się przeraźliwie cicho.
Harfiarz chrząknął zakłopotany.
- Wydaje mi się, że chwilę poczekamy na mojego przyjaciela. Mam jednak nadzieję, że nie za długo.
Zegarmistrz wrócił na swoje krzesło i ponownie założył nogę na nogę.
- Drabina was do siebie dopuszcza? Jestem zaskoczony, że robi ten wyjątek dla Snu, a dla Śmierci już nie. Ciekawe.
Lemna spróbował zrobić skromną minę i bezradnie rozłożył ręce, jakby jego taki stan rzeczy szokował równie mocno.
- Cóż - ciągnął Zegarmistrz, nie spuszczając smutnych oczu z Harfiarza. - Niezbadane są wyroki i tak dalej, prawda?
Księżyc zdążył się już nieznacznie przemieścić, oświetlając biało-czarne lakierki Zegarmistrza.
- Piękne buty - pochwalił Lemna. - Cały twój strój jest zresztą bardzo elegancki.
Zegarmistrz uśmiechnął się blado, strzepując z zadowoleniem niewidzialny pyłek, leżący na ramieniu jego dwurzędowej marynarki.
- Ten smoking wypatrzyłem będąc w latach dwudziestych dwudziestego wieku. Zmieniłem jedynie kolor. Czerń działa na mnie przygnębiająco. Ach, i zastąpiłem motylka muszką. Jest bardziej wytwornie, nie uważasz?
- Masz rację, oczywiście.
- Lata dwudzieste i trzydzieste są obecnie moim ulubionym okresem w historii. Te fraki na przyjęciach i balach, marynarki z podwyższoną nieznacznie talią, sztuczkowe spodnie w kant i różnorodne kamizelki. Klasa i elegancja sama w sobie. Nie to, co niestety parę dekad później. Byłem ostatnio w latach osiemdziesiątych. Cóż za upadek obyczajów! Ogólny i we wszystkich prawie sferach życia. Mnie jednak wyjątkowo zniesmaczył ten w modzie. Wyobraź sobie, że ludzie masowo będą nosić dżins! Niesłychane obrzydlistwo. Dobrze, że nie ma zwyczaju chować zmarłych w czymś tak wulgarnym. Raczej bym tego nie zniósł. No, i te kobiety z plastikową biżuterią, rozczochranymi włosami i kolorową farbą na twarzy. Czysta zgroza.
Lemna podniósł z niedowierzaniem brew. Jakoś nie potrafił uwierzyć w to, że kobiety całkowicie przestaną się czesać i będą kolorować sobie twarz bardziej, niż do tej pory.
- Przykro mi Zegarmistrzu, ale nie do końca potrafię to wszystko pojąć - wtrącił dyplomatycznie i wyjaśnił. - Nie mam zdolności poruszania się w przestrzeni czasowej, jak ty. Zsyłam sen w przeszłość i przyszłość, ale sam przynależę do teraźniejszości.
- Och, wybacz mi zatem mój faux pas.
- Ależ nie ma o czym mówić. Naprawdę, piękny garnitur.
- Dwurzędowy i zauważ, że koszula ma sztywny gors.
- Krawieckie dzieło sztuki.
- Też tak myślę. W końcu człowiek, w którym go pochowano był bardzo zamożny i ubierał się u najlepszych krawców.
Lemna pomyślał o nagim, pozbawionym odświętnego ubioru nieboszczyku i spojrzał zafrasowany na Leokadię.
- Twój strój jest za to dość osobliwy - Zegarmistrz nie spuszczał oczu z Harfiarza.
- Och, garderoba nie jest moją wielką pasją, aczkolwiek lubię pewne rzeczy, na przyklad barwne kamizelki i ciekawe, fantazyjne wiązania pod szyją. To, co mam na sobie, to zlepka rożnych ubrań, ku którym przejawiłem pewną skłonność. Nie doszukiwałbym się w tym jakiejkolwiek metody.
- To dość oryginalne - skomentował Zegarmistrz i chrząknął
Harfiarz zrobił niewyraźną minę i splótł ręce na chudym brzuchu. Ciemnozielony surdut, grochy na kamizelce i długie, przetarte nonszalancko trzewiki, zaczęły go nagle niepomiernie uwierać. Zapadło milczenie. Po jakimś czasie, Zegarmistrz wyciągnął z kieszeni marynarki cygarniczkę.
- Zapalisz?
Lamna sięgnął po cygaro.
- Zdecydowanie preferuję fajkę, ale od czasu do czasu zaciągnąć się czymś innym nie zaszkodzi. Dziękuję, uprzejmie - zapalił, wciągnął głęboko dym i westchnął - Ech, napiłbym się też herbaty!
- Herbaty?
- O, tak! Esox, czyli ten jeż, którego miałeś okazję poznać, przygotował dziś śliwkowy napar na bazie ogrodowej, kobaltowej róży. To się nazywa „Blue”coś tam. Nie mogę zapamiętać. W każdym razie z tego połączenia wychodzi bardzo aromatyczny, intensywny w smaku napój. Jednym słowem, ambrozja! Szczerze mówiąc, to napiłbym się teraz jakiejkolwiek herbaty. Nawet lipową bym nie pogardził.
- A co jest nie tak z lipową?
- Lipowa to najpospolitsza pospolitość. Pijemy ją tylko, jak mamy z Esox’em klopoty finansowe. Jednak z lipową też można pokombinować, na przykład dodać miodu z imbirem, albo utrzeć liście pokrzywy z...
- Fascynujące, opowiesz to jednak innym razem. Teraz bardziej mnie ciekawi, kiedy wróci twój przyjaciel - przerwał mu Zegarmistrz.
- Mam nadzieje, że już niedługo - odpowiedział lekko urażony Harfiarz.
- Ja również, bo nie mam całej nocy na czekanie - popiół z cygara, który Zegarmistrz właśnie strzepnął, błysnął nerwowo w mroku. I zgasł.
- Ja też chciałbym, żeby sprawa już się wyjaśniła. - Lemna wciąż był obrażony. - Nie mogę się nadziwić, że Drabina popełniła błąd.
- Zdarza im się. Bardzo rzadko, ale zdarza.
Harfiarz spojrzał na Zegarmistrza.
- Naprawdę? Nie słyszałem o takim przypadku.
- Było się coś takiego, ale nie ma tu o czym opowiadać. Zwyczajnie nie czekałem. Zabrałem duszę i po sprawie.
- Ale przecież tak nie można! Musisz sprawdzić, czy na pewno czas istoty zabieranej się skończył.
- Tak? - Zegarmistrz poruszył siną ręką. Kwiaty na komodzie zwiędły, mysi chrobot umilkł, a ćmy krążące przy oknie i tęskniące do blasku księżyca upadły bez życia na parapet. Przez moment czuć było intensywny odór zgnilizny. - Ja jestem Śmierć, Harfiarzu. Ja nic nie muszę. Czy ty to rozumiesz? Zazwyczaj kieruję się zasadami Drabiny, bo rozumiem pożytek z nich płynący. Ale kiedy masz taką władzę, jaką ja mam, myślisz, że łatwo działać pod kimś?
- Już raz Pan cię pokonał.
- Zgadza się, ale zawsze możemy znów stanąć w szranki, bo nie podlegam Drabinie z przyrodzenia. Nie Ona mnie stworzyła, tylko oni.
Zegarmistrz wskazał głową na śpiących ludzi. Harfiarz zastanawiał się przez chwilę, czy mógłby go uśpić. I czym by to się skończyło, gdyby jednak potrafił. Nie rozmawiali więcej. Lemna oparł się o parapet i wyczekiwał przyjaciela. Nie było go jeszcze przez jakiś czas. Niebo zaczęło już zmieniać kolor, gdy Harfiarz usłyszał znajome sapanie.
- Jestem! - jeż z trudem wdrapał się na parapet.
- Esox! - zawołał uradowany Lemna. - Nareszcie!
- Widzę, że się za mną stęskniłeś. Aż ci rumieńce wyskoczyły.
- Wieki to trwało! - szeptał radośnie Harfiarz, sadzając jeża na ramieniu i przygładzając mu kolce.
- Zgadzam się - Zegarmistrz wstał z krzesła. - Pora kończyć nasze spotkanie. Słucham cię, jeżu. Masz coś do powiedzenia?
- Tak, mam informacje wyjaśniające sytuację. To wszystko nie jest do końca nieporozumieniem. Mieliście przybyć tu obaj, zarówno Nocny Harfiarz, jak i Purpurowy Zegarmistrz. Błąd polega jedynie na drobnym obsuwie czasowym i tym, że przyczyną tego niespodziewanego rendez-vous nie jest ta kobieta.
- Nie Loda? - zaskoczony Harfiarz przestał głaskać przyjaciela. - W takim razie jej mąż?
- Też nie.
- Sytuacja staje się coraz bardziej interesująca - Zegarmistrz odrzucił dopalające się cygaro i wyczekująco spojrzał na Esoxa.
Mały jeżyk zszedł z ramienia Lemny i wdrapał się na łóżko. Przez chwilę wsłuchiwał się w życie Leokadii i złośliwie rozkoszował przewagą nad przedstawicielami dwóch żywiołów rządzących ludzkim życiem.
- Ta kobieta ma w sobie nowe istnienia. Dokładnie dwa. Jedno z nich masz zabrać, Zegarmistrzu.
- Jest brzemienna?! - wykrzyknął Harfiarz.
- W rzeczy samej.
- Ale w snach nic nie było!
- Bo ona sama jeszcze nie jest niczego świadoma.
- Ale zaraz, po kolei... - próbował wyjaśniać Lemna.
Przerwał mu jednak Zegarmistrz, który szybkim krokiem podszedł do śpiącej.
- Dość tego. Już wystarczająco dużo czasu zmitrężyłem. Zabieram duszę, która jeszcze nie przyoblekła się w ciało i ruszam dalej. Jeżu, wskaż mi właściwe dziecię.
Esox w milczeniu uczynił to, o co go poproszono. Zegarmistrz Purpurowy wyciągnął siną rękę i musnął nią brzuch kobiety. Lemna nerwowo patrzył w stronę Esoxa. Jeż na pewno nie był na Drabinie, bo zwyczajnie nie leżało to w jego możliwościach. Zatem zabranie dziecka będzie aktem bezzasadnym i bezprawnym. Lemna nic jednak nie mógł zrobić. Purpurowy szeptając modlitwy wyciągnął drżące istnienie i oddalił się bez pożegnania.

Lemna stał w milczeniu patrząc za nim. Otrząsnął się jednak i szybko zesłał na Leokadię dobry sen. Kobieta zwinęła się w kłębek i zasnęła głęboko nie wiedząc, że przed chwilą stała się nieodwracalna tragedia w jej łonie. Nocny Harfiarz naciągnął melonik głęboko na czoło i przygnębiony powiedział do Esoxa, że dziś już wracają.
Gdy tylko znów znaleźli się na nocnym, rozgwieżdżonym niebie, Lemna zapytał:
- A teraz wyjaśnij mi, co to wszystko znaczy, heh? Doskonale wiem, że nie dotarłeś do Drabiny!
- Masz rację, nie w mojej mocy jest się tam dostać.
- Zatem?
- Cóż... - odparł Esox - Może i nie wyjaśniłem sprawy u Drabiny, ale zdobyłem tyle wiedzy na temat naszego kłopotliwego położenia, że mogłem podjąć własną, samodzielną decyzję.
- Samodzielną decyzję? Czyli mam rozumieć, że ty sam zadecydowałeś, kto w tamtym pokoju umrze?
- Dowiedziałem się, kto był przeznaczony śmierci. Tyle, że ja wskazałem inną duszę, niż ta, która miała być zabrana.
Wyznanie Esoxa tak zdumiało Harfiarza, że ten stracił panowanie na bicyklem i prawie zahaczył o drzewa, nim znów podciągną wehikuł w górę.
- Zmieniłeś przeznaczenie?!
- Pomógł mi w tym ewidentny błąd Drabiny, która wysłała Zegarmistrza w tym samym czasie, w którym ty przybyłeś leczyć i nie po ta osobę, co trzeba.
- Dlaczego to zrobiłeś? Nie wolno łamać praw! Nie mogę uwierzyć, że ośmieliłeś się unicestwić kogoś, kto miał żyć...
Po chwili milczenia, czarnego i ciężkiego jak burza gradowa, Esox rzekł:
- Zanim zaczniesz ciskać na mnie gromy z tego pogodnego, nocnego nieba, to coś ci powiem. Jak wiesz, mam dość rozległe znajomości. Pomogło mi to zdobyć pewne istotne dla mnie informacje. Leokadia urodziłaby dwóch chłopców. Niestety kobieta umarłaby niedługo po tych narodzinach...
Jęk pełen zaskoczenia i żalu, jaki wydobył z siebie Lemna, przerwał na chwilę wywód Esoxa.
- ...Dzieci Lody byłby identyczne, jak dwie połówki jabłka. Z tym, że ich los nie byłby już tak podobny. Starszemu chłopcu dałaby na imię Witold, młodszemu Piotr. Na Piotra, młodszego od brata o czternaście minut, czekało normalne, typowe życie, bez zbytnich ekscytacji i uniesień, nawet epizod wojenny z natury swojej obfitujący w różnorakie wydarzenia, człowiek ów spędzi w żołnierskiej garkuchni. Natomiast życie drugiego...
...życie Witolda to jedno wielkie pasmo udręk. Nic oprócz bliźniaczej twarzy nie będzie go łączyć z bratem. Urodzi się z chorobą płuc. Przypadłość ta przysporzy mu dotkliwych fizycznych i psychicznych cierpień, które trwać będą przez całe jego życie. W dzieciństwie dwa razy złamie nogę, przejdzie ciężką ospę, liczne zapalenia płuc, zachoruje na szkarlatynę, podczas zabawy odetnie sobie dwa palce. W gimnazjum pokocha dziewczynę pierwszą, niewinną miłością. Odrzucony i ośmieszony publicznie przez wybrankę, szykanowany w carskiej szkole, pierwszy raz targnie się na swoje życie. Nieumiejętnie, bo przeżyje. Piotr pozbawiony takiej wrażliwości, umiejący dostosować się do środowiska, nie będzie umiał mu pomóc. Nie będzie go rozumiał. Po gimnazjum Witold opuści dom rodzinny i spróbuje zostać malarzem. Niezbyt wybitny talent wpędzi go w niewyobrażalną biedę i głód. Znów się zakocha. Rodzice dziewczyny nie zgodzą się na ten związek. Umrze ojciec Witolda. Chłopak przeżyje załamanie nerwowe. Po śmierci rodzica nie wróci do rodzinnego majątku, będzie żył wiele lat w skrajnym ubóstwie i samotności. Nie wierząc już w miłość, ograniczy się do utrzymywania stosunków z nierządnicami. Choroba płuc się pogłębi. Jedna z prostytutek urodzi mu dziecko Ukochana córeczka umrze wkrótce w wyniku biedy i barku odpowiednich warunków. Mężczyzna targnie się na swoje życie drugi raz. Odratują go. Wybuchnie wojna, a on zaciągnie się do wojska. Tuż przed końcem działań wojennych granat rozerwie mu nogę i biodro. Po wojnie samotny i opuszczony, bez dachu nad głową będzie przez jakiś czas ukrywał się przed komunistami. W końcu go dopadną i zamęczą na śmierć. Przyśpieszą tylko to, co i tak w niedługim czasie zrobiłyby niezdatne do funkcjonowania płuca, wyniszczenie organizmu i głód. Ty, Lemna, z powodu braku swobodnego wchodzenia w czas, nie wiesz jeszcze o pierwszej i drugiej wojnie światowej, o Stalinie, Hitlerze i ogromie nieszczęścia, jakie czeka wkrótce ten świat. Chociaż, jakby tak pomyśleć, to w tej chwili obaj ci tyrani śpią uśpieni twoim kolorowym proszkiem. W każdym razie, to wszystko się wydarzy. A z nurtem tych ponurych wypadków płynąć będzie jakże nieszczęśliwa dusza Witolda.
Lemna miał przygnębioną twarz.
- Przegrane, smutne, pełne bólu życie przygotował mu Pan. Mimo to nie sądzę, żeby to był wystarczający powód, by odmówić mu prawa do istnienia.
- W istocie nie to mnie skłoniło do podjęcia takiej decyzji. Zrobiły to dwie rzeczy. Pierwsza, to twarz Witolda w momencie śmierci. Oglądałem całe jego życie, ale taki uśmiech, jaki wykwitł mu na ustach w chwili, gdy łamano mu żebra i przebujano płuca, widziałem zaledwie kilka razy. To był uśmiech człowieka, który nigdy nie chciał żyć i wreszcie mógł umrzeć. Sprawa druga to Leokadia. Mówiłem ci, że ona umrze po porodzie, prawda? Otóż, po wnikliwej analizie udostępnionych mi faktów, okazało się, że bliźniaczy poród będzie dla niej śmiertelny, jeśli jednak urodzi ona tylko jedno dziecko, to przeżyje. Dzięki teraźniejszym Twoim staraniom odzyska władze umysłowe i fizyczne. Znów stanie się uśmiechniętą, szczęśliwą kobietą. Dokonałem zamiany, życie Witolda za życie Lody.
Lemna pokręcił głową.
- Nie mogę uwierzyć, że zdobyłeś się na oszukanie Drabiny.
- Może nie zauważą? - mruknął lekceważąco jeż.
- Ale czy to słuszne? Czy to godziwe? Nie wydaje mi się, aby takie współczucie było dobre.
- Nie potrafię być tak okrutny, jak czasem wydaje mi się, że jest Pan.
Lemna naciągnął kapelusz na czoło.
- Wciąż nie wiem, po kogo zatem wysłano Purpurowego Zegarmistrza?
- Po brata Witolda, Piotra.
- Po młodsze dziecko. Unicestwiłeś zatem wielkie cierpienie, a ocaliłeś zwykłe, monotonne życie, bez bólów i namiętności.
Jeż kiwnął łebkiem, czego Lemna nie zauważył i wlepił ślepka w przygnębionego przyjaciela. Odetchnął z ulgą, gdy usłyszał:
- Co z naszą herbatą, Esox? Pewnie jest już do niczego.
- Nie martw się. Zaparzę nową.
- „Blue” coś tam?
- Tak, „blue” coś tam.

W tym samym czasie korytarze świateł, czasu i materii przemierzał Purpurowy Zegarmistrz.
- Jestem zdziwiony, mistrzu. Dlaczego pozwoliłeś im się oszukać?
Zegarmistrz uśmiechnął się kątem wąskich ust.
- Masz żal, że wysłałem cię za tym jeżem na próżno?
Ogromny orzeł zatoczył wąskie koło.
- Oczywiście, że nie. Tylko nie rozumiem tego postępowania, mistrzu.
- Och, po prostu nie uważasz, że czasem zabawnie jest tak pomieszać Drabinie? Zrobili poważny błąd, wysłali mi złe informacje, wyznaczyli nie tą duszę, co trzeba. Byłem tym naprawdę mocno poirytowany. Ale jak zobaczyłem, co kombinuje ten jeż, to sobie pomyślałem, dlaczego nie? Zabawmy się. Drabina będzie mieć kłopot w statystykach, a od czasu do czasu trzeba utrzeć im nosa. Za wszystko odpowiedzą ci amatorzy herbaty i kamizelek w grochy. Myślę jednak, że i tak nikt nie będzie doszukiwał się winnego. Drabina jest zbyt wysoko, by zniżać się do bezpośredniego kontaktu z nami.
- Ale to niewinne życie...
Zegarmistrz spojrzał na tląca się duszę Witolda.
- Życie? Raczej udręka.
- Co z nim zrobisz?
- Właśnie się zastanawiam. Bramy Niebios i Piekieł są dla niego już zamknięte. Co powiesz na to, żeby umieścić go w moim ogrodzie?
- Jak sobie życzysz, mistrzu. Ale co z Przywoływaczem Snów i jego przyjacielem? Oni myślą, że przechytrzyli śmierć.
- I to jest właśnie zabawne. Naprawdę, bardzo!

Rozległ się zimny śmiech. Po chwili dołączył do niego ptasi skrzek. Purpurowy Zegarmistrz śmiał się i śmiał, jakby ktoś bezustannie opowiadał mu wyborny, absurdalny dowcip. Długo jeszcze ten śmiech odbijał się echem po wiecznej, nieruchawej przestrzeni.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kardemine · dnia 10.01.2013 11:31 · Czytań: 529 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Wasinka dnia 13.01.2013 00:51
Odwieczny problem - czyje życie za czyje...
Ciekawy pomysł, jeszcze ciekawsza sceneria. A koniec - jak zawsze - należy do śmierci...
Masz lekkość w obrazowaniu myśli i miejsc, a niektóre sformułowania mnie urzekły (np. zmarszczenie kolców przez jeża, blask, od którego szczypało go w nosie czy popiół, który błysnął nerwowo w mroku itp). Jednak można by tekst dopracować, pozbyć się literówek, uładzić interpunkcję (bo sporo jej brakuje), czasem dopieścić zdanie. Ale ogólnie - przyjemne wejście do tegoż świata mnie spotkało.
Jest temat, są obrazy, jest klimat.

Przykładowe maluchy:

Cytat:
Li­p­co­wa noc pęczniała od aro­ma­tycz­ny­ch za­pa­chów łąk i zbóż. / Za­wi­e­szo­ny nisko nad ziemią, napęczniały,
- rzuca się w ucho powtórka pęczniała/napęczniały

Cytat:
Jego długą, wy­chu­dzoną postać za­kry­wała wy­kro­ch­ma­lo­na ko­szu­la
- brzmi, jakby cały pokryty był koszulą (łącznie z głową)

Cytat:
Tak sile uczu­cia wobec in­ny­ch
- silne

Cytat:
Czy ja do­brze pamiętam i piliśmy to wtedy, w tysiąc si­e­dem­set którymś?
- cos tu jest do dopracowania... Zamiast "i" - "że"?

Cytat:
po czym zma­r­sz­czył ryjek i dodał.
- dodał( : )

Cytat:
Nie zdzi­wił się wcale jego zdu­mie­niu
- dziwił

Cytat:
ześle na Twoją pod­opieczną
- zaimki małymi literami

Cytat:
wtrącił dy­plo­ma­tycz­nie i wyjaśnił.
- wyjaśnił( : )

Cytat:
Było się coś ta­ki­ego, ale
- chyba bez "się" raczej

Cytat:
przed chwilą stała się nie­od­wra­ca­l­na tra­ge­dia w jej łonie
- niezbyt zręcznie brzmi to zdanie, pokombinowałabym, bo wyskakuje z całości

Cytat:
za­ha­czył o drze­wa, nim znów podciągną we­hi­kuł w górę.
- podciągnął

Cytat:
nie po ta osobę, co trze­ba
- ta - tę

Cytat:
wy­zna­czy­li nie tą duszę, co trze­ba.
- tą - tę

itp.

Pozdrawiam księżycowo i śnieżnie.
Kardemine dnia 24.01.2013 05:45
Wasinka, bardzo dziekuje za Twoj komentarz i przepraszam, ze tak pozno na niego odpisuje. Jak tylko dorwe polska klawiature to poprawie wszystkie niedociagniecia, oprocz interpunkcji, bo tej zwyczajnie nie ogarniam.

Jeszcze raz dziekuje i pozdrawiam!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty