Pomieszczenie było skąpo umeblowane. Praktycznie prócz stolika, krzesła oraz obrazu, który przedstawiał latarnie morską, było puste. W pokoju panował półmrok, nie było żadnej lampy, która mogłaby go oświetlić. Jedynie w pobliżu okna można było zauważyć słaby, delikatny odblask. To odbijało się światło latarni ulicznej. Ale było to światło ledwo widoczne. Postać siedząca na krześle na pewno tego nie zauważyła. Nie widziała wystroju pokoju, nie słyszała żadnych odgłosów, ani nie czuła chłodu. Czas jakby dla niej nie istniał. Siedziała tam, samotna i opuszczona. Po policzku spływały jej łzy. Ale to nie był płacz, to było coś innego. Powolne, słone łzy prześlizgiwały się jej po policzkach, dochodząc do ust i stapiając się z nimi. Niektóre miały więcej szczęścia, popłynęły dalej, po szyi dostały się na ciepłą pierś. I tam się zatracały.
Miesiąc wcześniej pomieszczenie było umeblowane i pełne światła. Brzoskwiniowa tapeta na ścianach sprawiała, że pokój wydawał się jeszcze przytulniejszy. Na podłodze znajdował się mięciutki dywan. Przy ścianie wersalka i dwa fotele przykryte wielobarwną narzutą. Przed wersalką stolik, na którym leżał ręcznie zrobiony obrus i czerwony wazon, a w nim konwalie. W całym pomieszczeniu unosił się ich słodki zapach. Pełno obrazów na ścianach. Pokazywały różne zakątki świata. Na komodzie stał gramofon, z którego dobiegała codziennie muzyka. Najczęściej było to "what a wonderful world". I jeszcze było słychać śmiech szczęśliwych ludzi. Wszystko do siebie pasowało.
I tak nagle skończyło się, meble zabrali, tapety zdarli ze ścian. Zostawili tylko stolik i stare krzesło. Latarnia morska im się nie podobała, nie chcieli takiego obrazu. Mężczyznę zabrali ze sobą, uznali że tak wypada. Była wojna, i każda para rąk do noszenia broni była potrzebna. Kobieta została sama. W kilka dni później dowiedziała się, że mężczyzna nie żyje.
Z mieszkania znikło wszelkie życie, cała radość. Siedziała tylko w nim opuszczona kobieta, która nie rozumiała, jak w jednej chwili mógł jej się zawalić świat. Przyszedł jednak czas, w którym kobieta się podniosła. Otarła łzy, wzięła się w garść. I tak znów pomieszczenie tętniło życiem. Było jasne, przyjemne, pełne ludzi. Miejsce to nazwano "Latarnią", dzięki wiszącemu na ścianie obrazowi. Latarnia jest trwała, jest pocieszeniem, wskazuje drogę zagubionym, a zbierali się tutaj wszyscy ci, którzy potrzebowali pomocy po stracie bliskich. Zbierali siły, pocieszali się wzajemnie. I znów można było usłyszeć "what a wonderful world".
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
ridareta15 · dnia 08.08.2008 12:34 · Czytań: 605 · Średnia ocena: 2,25 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: