Nie chciał wyjść mi z głowy, złośliwy, brzydki, pijany karzeł. Nie pojawiał się od kilku wieczorów w salonie Madame, łapałam się na tym, że wpatruję się w drzwi wyczekując jego dziwacznej, nieproporcjonalnej sylwetki. W końcu nie wytrzymałam i postanowiłam zasięgnąć o nim informacji. Najlepszym znanym mi źródłem była Marie.
- Claudine złotko, naprawdę nie wiesz kto to jest? Gdzieś ty żyła dziewczyno, w Prowansji?
Zaczerwieniłam się, bo utrafiła celnie, dokładnie stamtąd przyjechałam dwa miesiące temu do Paryża; z walizką wypełnioną dwiema sukienkami, parą pończoch, kilkoma drobiazgami i nadzieją na odmianę w życiu.
Marie chyba zauważyła moje zmieszanie, bo pogłaskała mnie czule po policzku, a potem szturchnęła łokciem.
- To wielki pan. Nie śmiej się, wiem co mówię. Co z tego, że kurdupel i pokurcz... to wielki pan. Jego nazwisko jest więcej warte niż cały ten burdel Madame. On sam jest jakimś tam hrabią czy baronem, w każdym razie... wielki pan. Tyle, że jego rodzina wyklęła go... Sama zresztą widzisz co on robi... przesiaduje po burdelach, pije, awanturuje się, ale to jeszcze nic... wiesz kim on jest? - zakończyła wypowiedź przenikliwym szeptem
- No nie, przecież właśnie ciebie o to pytam - również zaczęłam szeptać.
- On jest artystą.
- Artystą? - uniosłam brwi w zdziwieniu. To ma być to najgorsze?
- Tak maluje obrazy... takie tam, jak dla mnie nic pięknego. Zamiast narysować jakieś kwiaty, owoce czy piękne widoki to on chodzi po burdelach, spelunkach, kabaretach i maluje nas.
- Nas? Jak to nas?
- No nas... dziwki, pijaków, nas - zwykłe robactwo Montmartre. Parę razy to nawet tutaj coś smarował, mnie też... ale nie podobało mi się. Jakaś taka na tym rysunku byłam... nie żebym się za piękność uważała, ale aż tak brzydka jak u niego to nie jestem - roześmiała się chrapliwie i znów trąciła mnie łokciem.
- A ty co? Czego go szukasz?
- Sama nie wiem - odpowiedziałam szczerze. Po chwili szepnęłam - Marie?
- Tak złotko?
- Jak on ma na imię?
- Henri.
Henri...Henri... Mój brzydki karzeł okazał się nie tylko być księciem, ale też posiadaczem drogiego mi imienia, imienia mojego ojca.
Tego wieczoru nudziłam się straszliwie, siedziałam na otomanie pod ścianą już bite dwie godziny czekając, aby wydarzyło się coś ciekawego. W salonie Madame przebywało dwóch mężczyzn, jeden wyraźnie nadskakiwał ciemnowłosej Babette, a drugi siedział posępnie wpatrzony w czubki swoich butów i nie okazywał zainteresowania żadnej z dziewcząt. Madame podeszła i grzecznie zaczęła podsuwać mu propozycje wskazując na dziewczęta, jednak przecząco potrząsał głową i jedyne na co udało się go namówić to butelka niedrogiego wina. Po niecałej godzinie, gdy osuszył w samotności flaszkę trunku podszedł do Madame, wskazał na mnie.
- Ta.
- Trafny wybór monsieur -rozpromieniła się Madame - to nasz nowy brylant, Claudine, posiada niezwykłe przymioty i umiejętności...
- Nie musisz już zachwalać towaru, został przecież sprzedany, a jej imię, czy też jakieś tam przymioty mnie nie obchodzą. Zapłacę nawet za całą noc z nią, ale zapowiedz jej, aby nie odzywała się niepytana.
Madame skinęła głową, przywołała mnie ruchem ręki, objęła w pasie, głośno poleciła zająć się klientem, a potem odwróciwszy się do niego plecami szepnęła mi na ucho:
- Gdyby jednak były jakieś większe problemy zadzwoń tym dzwonkiem wiszącym przy łóżku.
Problemy? Spojrzałam na mężczyznę. Nie, nie wygląda problematycznie, pomyślałam, wyglądał nijak. Słyszałam jednak jego wypowiedź i jakoś dziwnie nie uśmiechało mi się spędzać z kimś takim noc. Moje zdanie nie liczyło się i nie miałam tutaj wyboru. Posłusznie skierowałam się w stronę klienta, kołysząc uwodzicielsko biodrami i z obowiązkowym uśmiechem na ustach. Nie odpowiedział, tym samym, poważnym wzrokiem taksując całą moją postać. Skierowaliśmy się w stronę lawendowego saloniku. Nazwy pokoi pochodziły od kolorów, jakimi były obite meble w nim. Jedne lubiłam bardziej, inne mniej, tego nie lubiłam wcale. Zimny kolor podkreślał tylko brzydotę pomieszczenia, które siliło się na elegancję, a nawet miało pretensje do przytulności a jednak odrzucało mnie. Ogromne łoże z fioletową narzutą i baldachimem w tym samym kolorze, mała komoda ze stojącą na niej porcelanową miską, dzbankiem z wodą i ręcznikiem i dwa krzesła to było całe wyposażenie pokoju. Podeszłam do łóżka i odwróciłam się do mężczyzny czekając na jego polecenia.
- Rozbieraj się - rzucił sucho.
Sam metodycznie rozpoczął ściąganie poszczególnych części swojej garderoby. Potem składał je starannie na krześle, skupiając się na tej czynności i ignorując całkowicie moją osobę. Czekałam cierpliwie bez słowa. Dopiero gdy skończył odwrócił się w moją stronę, otaksował mnie wzrokiem.
- Chuda jesteś i spodziewałem się ładniejszych piersi. Kładź się.
Wykonałam posłusznie polecenie, położyłam się, ułożyłam, unosząc ręce do góry i wysuwając lekko w górę miednicę. Uśmiechnęłam się kusząco, przywabiając do siebie. Usiadł na łóżku koło mnie, chwilę wpatrywał się, a potem zaczął wodzić palcami wzdłuż mojego ciała. Jeździł nimi najpierw po nogach, po jednej i po drugiej. Od kostki, przez łydkę, kolano, wyżej i kończył na udzie. A potem z powrotem. I tak powtarzał tę czynność wielokrotnie. Westchnęłam i wzdrygnęłam się, chcąc dać mu do zrozumienia, że gotowa jestem na więcej.
- Nie ruszaj się. Leż.
No cóż, pomyślałam, nie jest to wcale takie najgorsze, jest mi co prawda trochę zimno, ale nie ma co narzekać.
Mężczyzna zaczął się podniecać, jego ruchy nabierały prędkości, jednak wciąż nic więcej nie robił. Oddech również przyspieszył, poczułam od niego odór skwaśniałego wina. Przesunął ręce na mój brzuch i rozpoczął na nim taki sam taniec jak na nogach. Jeździł nimi w dół i górę. Lekko mnie to łaskotało, ale wiedziałam, że chichot nie spodoba się mojemu klientowi. Milczałam, zastanawiając się, czy warto już udawać podniecenie i wzdychać, czy też dalej leżeć nieruchomo. Trudno wyczuć go, trudno wyjść na przeciw oczekiwaniom. Wykupił resztę nocy, pomyślałam, nie ma co się spieszyć i jeśli chce takiej zabawy, niech się bawi. Wreszcie dłonie dotarły do moich piersi, jego palce zataczały kręgi na nich, jednej ręki w jedną stronę, drugiej w odwrotną. Było to nawet przyjemne, zaczęłam się odprężać. Może ta noc okaże wcale nie taka trudna, może nawet będę mogla przespać się. Nagły ból zaskoczył mnie. Złapał moje sutki i zaczął je wykręcać z całej siły patrząc mi w oczy. Wrzasnęłam.
- Zamknij się suko - warknął - zamknij się, mówię.
Sapał. Lekko popuścił uścisk. Złapałam powietrze, niezdecydowana, czy dalej krzyczeć, czy posłusznie poddać się jego zabawie, aby nie narazić się Madame. On uniósł się i pochylił nade mną. Jego penis smętnie zwisał, ale twarz lekko poczerwieniała i obrzmiała pod wpływem podniecenia. Puścił moją pierś i chwycił członka, szybkimi ruchami próbując pobudzić go do reakcji. Przygryzał do krwi wargę. Dłoń, która pozostała na mojej piersi zacisnęła się kurczowo. Jęknęłam, ale nie śmiałam głośniej krzyczeć. Chwilę później zaprzestał nerwowych podniet i ręce powędrowały do mojej szyi. Chwycił ją w silnym uścisku, poczułam każdy palec wbijający się w moje gardło.
- No co dziwko? Nie umiesz dobrze obsłużyć klienta, no to klient sam się obsłuży...
Zacharczałam w odpowiedzi. Matko święta, on mnie zabije, udusi. Matko.... Mamo! Mamusiu! Umrę tutaj w cholernym, lawendowym saloniku! Nie! Błagam! Nie chcę! Błagam, nic złego nie zrobiłam! Błagam, ja zrobię wszystko co sobie zażyczysz, nie zabijaj mnie!
To wszystko chciałam móc wykrzyczeć, ale ze zduszonego gardła rozlegał się tylko rzężenie... Umrę, niechybnie umrę. I najbardziej żal mi, że nie zatańczyłam kankana...
- I co dziwko? Widzisz co narobiłaś? Do czego doprowadziłaś? Chcesz żyć? Chcesz.... chociaż cholernie nędzna ta twoja wegetacja... Chcesz? No powiedz, chcesz?
Popuścił uścisk.
- Chcę - wycharczałam. - Proszę puść.
Na jego twarzy pojawił się wyraz triumfu pomieszanego z... nie mogłam skojarzyć z czym. Wstał, ale wciąż pochylał się nade mną. Łapałam oddech kombinując jak dostać się do zbawiennego dzwonka, a ten zły blask w jego oczach fascynował mnie, hipnotyzował, przyciągał i odpychał. Patrzyłam na niego jak urzeczona.
Mężczyzna uderzył mnie w twarz.
- Nie patrz tak na mnie suko!
Spuściłam wzrok, natrafiając znów na widok penisa, wciąż wisiał smętnie, pomarszczony, skurczony, bezsilny.
Już wiem, wiem z czym pomieszany był wyraz triumfu na twarzy mojego oprawcy, z poczuciem nieodwracalnej klęski.
- Ubieraj się, no już! - cofnął się, aby mnie wypuścić z łoża - Nie umiałaś mnie zadowolić, chcę zwrotu pieniędzy, ubieraj się i leć po swoją nadrzędną dziwkę. Powiedz jej, że jesteś do dupy i że mam mi tu w zębach przynieść moje pieniądze.
Wstałam pospiesznie, chwyciłam leżącą na krześle koszulkę, zakrywszy nią piersi i nie bacząc na goły tyłek, uciekłam z pokoju. Wpadłam na parę zmierzającą do jednej z sypiali. To Marie uwieszona na ramieniu brodatego jak drwal mężczyzny i wdzięcząca się do niego w swój niewyszukany sposób.
- Claudine, Mon Dieu, co ty wyrabiasz? Co się dzieje? - wykrzyknęła, puszczając rękę partnera.
Padłam w jej objęcia zanosząc się szlochem.
- On chciał mnie udusić. Marie, on chciał mnie zabić!
- Kto?
- Tamten.... w lawendowym saloniku - wskazałam ręką za siebie.
- Uspokój się - potrząsnęła mną - nie możesz tak goła latać po korytarzu, co z tego, że to burdel... Dostanie ci się od Madame. Natychmiast wróć się ubrać.
- Nie! - wrzasnęłam - za nic tam nie wrócę!
Brodacz stał i przyglądał się scenie z zachwytem w oczach, a szczególny podziw budził w nim mój goły tyłek. Cmoknął i lekko się zacinając zaproponował
- To może panienka z nami pójdzie... Obronię jakby co...
Jednak nie miał okazji wykazać się męstwem, bo na korytarz wkroczyła, wywabiona podniesionymi głosami, Madame.
- Co się tu dzieje? Marie? Claudine?
Obie pospieszyłyśmy z wyjaśnieniami, lecz Madame uciszyła nas ruchem ręki i wzrokiem wskazując na brodacza wolno powiedziała.
- Pan wybaczy... to niecodzienna sytuacja w moim salonie i jakże karygodna. Marie, zaprowadź gościa do pokoju. Claudine za mną - rozkazała.
Posłusznie, wciąż przyciskając do piersi koszulę podążyłam za nią. Obejrzałam się. Marie znów uchwyciła ramię brodacza, jednak ten stał w tej samej pozie i zachwyconym wzrokiem wpatrywał się moją pupę. Marie trąciła go łokciem i coś powiedziała na ucho, po czym zaniosła się donośnym chichotem.
W gabinecie Madame opowiedziałam o całej sytuacji w lawendowym pokoju. Mówiłam trochę nieskładnie, zanosząc się płaczem. Wysłuchała mnie spokojnie i jak gdyby nie zauważając mojego szlochu przykazała:
- Idź do siebie, ubierz się i uczesz. Wracaj do salonu i spróbuj jeszcze wykorzystać z pożytkiem dzisiejszą noc. Ja zajmę się tamtym klientem.
- Dziękuję - szepnęłam, wstałam i skierowałam się do wyjścia. W drzwiach zatrzymał mnie jej głos.
- Claudine? Zabieram ci wychodne na ten tydzień i potracę z pensji za tego klienta.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt