Dr Anna Edelman zamknęła laptopa niespiesznym ruchem, patrząc sponad oprawek na młodą kobietę w białym kitlu, od lat służącym za służbowy uniform.
- Jakieś wieści? - spytała.
- Kilka kolejnych bomb na południu, nic nowego.
Anna pokiwała głową bez słowa.
- Wysadzili autobus, jakieś dziesięć minut stąd - dodała po chwili.
- Który?
- Nasz.
Kolejna chwila ciszy.
- No nic, zrobić ci kawy? Już druga w nocy, nie zamierzasz chyba siedzieć tak do rana bez dawki kofeiny?
- Wzięłam już siedem - uśmiechnęła się Anna słabo, poprawiając okulary w odruchu zakłopotania.
- Do dziewięciu nic ci nie będzie. Dużo jeszcze do napisania?
- Trochę.
- Tyle co godzinę temu, co?
Anna westchnęła.
- Anat, to nie jest...
- Daj spokój. Sama nie robię nic innego, tylko patrzę na te dwie helisy. Powiedziałabym, że jest w nich coś diabolicznego, ale nie powinnyśmy tu używać takich brzydkich słów, co?
- Nie powinnyśmy - przyznała Anna cicho, opierając głowę na dłoni zmęczonym ruchem i zdejmując okulary.
Anat - zajęta najwyraźniej robieniem kawy nie skomentowała od razu. Po minucie postawiła na biurku Edelman dwie filiżanki, porcelanowe i delikatne, zaskakująco kruche, zwłaszcza w sterylnym otoczeniu wokół.
- Kiedy zaczniesz nosić soczewki?
- Nie zacznę.
- A jak ci powiem, że ładniej w nich wyglądasz?
- To powiem, żebyś patrzyła mi w dekolt nie w oczy, jeśli tylko tak zaakceptujesz okulary.
Anat wymierzyła dwa palce w dr Edelman z szerokim uśmiechem.
- I to w tobie lubię, An, to w tobie lubię.
***
Długie palce Edelman przesuwały się po szerokim ekranie tabletu, obracając figurę po raz n-ty, zmieniając pokazywane parametry i kolory. Kolejne kombinacje, otworzone w dziesiątkach okien w tle, nakładały się niemal na siebie w dziwnych przesunięciach. Dwie małe nitki, spiralnie skręcone, znane ludzkości od dziesiątek lat - wciąż potrafiły hipnotyzować Annę, zwłaszcza teraz, po starcie projektu "Eden". Nie była to eugenika, przynajmniej nie ta najbardziej prozaiczna. Ośrodek "Mt. Megiddo", położony malowniczo na obrzeżach miasta, kilka kilometrów w kierunku rzeki Kiszon, zajmował się, jak większość mu podobnych centr - technologią militarną.
Od kiedy państwo wydało projekt wspierania studentów medycyny, Anna nie wahała się długo ze swoim wyborem. To była szansa, jedna z niewielu szans. Podobnie nie wahały się Anat, Shachar, Ya'ara, Miri... To mogła być przyszłość.
Po odbyciu obowiązkowej służby i wyborze specjalizacji żadna z nich nie spodziewała się tu trafić. Położnictwo, pielęgniarstwo, naprotechnologia...
Ya'ara mogła coś podejrzewać, ze swoją genetyką. Jednak projekt "Eden" i tak przerastał ich oczekiwania.
Telefon za ścianą wyrwał Annę z letargu.
- Tak, mamo? - spytała Anat nieobecnym tonem.
- Tak, tak, oczywiście mogę rozmawiać.
- Nie, nic nowego. Prowadzimy trochę badań, w gruncie rzeczy teoria, zanudziłabyś się na śmierć.
Anna uśmiechnęła się słabo. Tajemnica wojskowa. A może rzeczywiście, staruszka Meirson zanudziłaby się na śmierć.
***
- Kolejną noc tu sterczysz?
Dr Edelman odwróciła się, gasząc kilka ostatnich okien, by spotkać spojrzenie Anat, nie mniej sardoniczne niż zawsze.
- Nie, tylko moje ciało. Duchem zawsze gdzieś ulatuję - odpowiedziała z małym uśmiechem, zdradzającym niepewność.
- To skończ z tym OOBE albo zmień dropsy. Bo moja kawa przestanie ci smakować - skomentowała Meirson, wręczając Annie malutką ceramiczną filiżankę, ze złoconym brzeżkiem i podstawką.
- I co by powiedziała twoja mama na to, że umawiasz się z koleżankami z pracy?
- Kto ją wie. Gorzej już być nie może. Miała mnie dosyć, gdy zaczęłam się umawiać z nieżydowskimi chłopcami w liceum, to przełknie i nieżydowskie dziewczyny.
- Jestem...
- Jesteś ateistką, Edelman, jak my wszystkie - Anat upiła łyk kawy, krzywiąc się niemiłosiernie. - Jesteś pieprzoną ateistką pieprzącą ateistkę i niech cię Bóg broni żeby było inaczej.
***
Zahipnotyzowana. Nie było na to innego słowa. Kiedy kolejny raz Anat przyniosła kawę, oczy Anny wciąż utkwione były w wolno obracającym się obrazie helisy.
- Wyjmę ci baterie - zaanonsowała Meirson, wchodząc do pomieszczenia.
- Jest zasilany prądem.
- Wykręcę korki.
- Ośrodek ma zapasowy generator.
- Odetnę poziom.
- Zabezpieczenia bazy...
- Edelman, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Anna oderwała oczy od helisy, by spojrzeć na Anat i tackę z dwoma filiżankami kawy.
- Słucham cię. Meirson.
- No i świetnie, spytaj teraz co nowego. A może nawet nie pytaj, powiem ci od razu - Anat postawiła tacę na biurku, ostrożnie zdejmując obie filiżanki.
- To co nowego?
- Mówiłam ci, że masz nie pytać. Rebelianci przejęli ostatnie bazy z bronią chemiczną w Syrii.
- Myślałam, że to raczej Gaza będzie...
- No to źle myślałaś. Reżim upada, za nim następny poleci Egipt, Liban dawno jest już niestabilny, resztę sobie dopowiedz.
- Pętla się zaciska?
- A jak! Gdyby nie to, ze siedzimy tu siódmy rok odcięte do świata pomyślałabym, że nie masz pojęcia co się dzieje. Czas dorosnąć, Anna. Widzę, jak wgapiasz się w ten ekran ilekroć wchodzę, widzę jak przeglądasz strony, które gasisz w jednym momencie. "Aromaterapia dla mam", "Pozycja lotosu łagodzi ból pleców", "Muzyka dla brzuszka" i jakie jeszcze pierdoły poznajdujesz.
Anna spuściła wzrok, raz jeszcze próbując ukryć się za oprawkami.
- Zindoktrynowali cię, Edelman. Siedem lat i wreszcie im się udało. Ale to bardzo dobrze. Faza druga wchodzi w tym tygodniu. Może jeszcze zdążymy, licząc czas jaki da się przeżyć w schronie. Pod tellem jest przejście do bazy stricte militarnej, czas budować przyszłość narodu.
- Brzmisz jak syjonistka.
- Dobrze, że nie jak komunistka - Anat wręczyła drugiej kobiecie kopertę.
Detale były jasne. Program "Eden". Modyfikacja genetyczna. Problem broni chemicznej i mutacji wywołanej przez jej składniki. Wyczerpujące detale. Proponowane rozwiązania. Mutacje. Eugenika. Reszta Izraela.
- Reszta Izraela... - wymamrotała Anna.
- Ta jest, fiu bździu, ładne nazwy. Ważne, że będą mogli żyć na tym co zostanie z tej ziemi. Jak już Syria uderzy, wszyscy dookoła i jeszcze my na końcu. Te dzieci zamieszkają na tym pokręconym końcu świata, kiedy już nikt tu nie wytrzyma i wreszcie nikt nie będzie mógł go nam odebrać. Syjonistyczne jak...
- Nie klnij przy mnie - przerwała Anna automatycznie.
- Jak chcesz. Pij tę kawę. Następnej nie będzie.
- Operacja "koniec świata" nie przewiduje dostaw kawy? - uśmiechnęła się Edelman słabo zza zaparowanych szkieł.
Porcelanowa filiżanka parowała groteskowo na modernistycznym biurku.
- Nie, słonko. Czytaj do końca. Najwyraźniej bierzemy udział w projekcie "Eden" jako coś więcej niż naukowcy. A w ciąży kawa nie służy.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt