Czarny całun okrył niebo, zakrył słońce,
jednak nikt nie lamentował nad świata końcem.
Czarna chmura, co pędziła, wciąż przed siebie,
powiększała błyskawicznie ilość aniołów w niebie.
Zaczęło się niewinnie jak to zwykle bywa,
jeden się bogaci, a drugi przegrywa…
Karczowaliśmy drzewa, brudziliśmy wodę,
nasza chciwość doszczętnie zniszczyła przyrodę.
Chodź mieliśmy wszystko było wciąż nam mało,
grabiliśmy ziemie, aż nic „cennego” nie zostało.
Weszliśmy w nową erę wielkiego postępu,
w czas łatwego do wiedzy dostępu.
Zaczęliśmy się czipować, przestaliśmy się szanować,
każdy każdego mógł kontrolować i szpiegować.
Na bok odłożyliśmy empatie,
wybieraliśmy zamiast rozmów terapie.
Byliśmy połączeni do globalnej sieci,
osoby mniej rozwinięte traktowaliśmy jak śmieci.
Żyliśmy jak małe dzieci nie zdolne samodzielnego myślenia,
udawaliśmy, że nie widzimy, chorób, biedy i cierpienia.
Modne było klonowanie, zamrażanie, odchudzanie,
przestarzałe stało się natomiast Innym pomaganie.
Odwróciliśmy się od Boga, bo przestał być wygodny,
za to cynizm zaczął być bardzo modny.
Zaczęliśmy się bawić, genami eksperymentować,
nie wiedzieliśmy ile ta zabawa będzie nas kosztować.
Bawiliśmy się w „boga” i we własnej próżności,
zapomnieliśmy o świata sprawiedliwości,
lecz karma nie miała dla nas litości.
Zaczęło się niewinnie jak to zwykle bywa,
jeden się bogaci, a drugi przegrywa…
Dzieci zaczęły martwe się rodzić,
nie mogliśmy nic na to poradzić.
Naukowcy, choć tak bardzo wykształceni,
w swoich badaniach okazali się szaleni,
chcieli oddalić koniec naszego gatunku,
jednak dla nas nie było już ratunku…
Wycie matek przytulające do siebie martwe dzieci,
ciała ludzi leżące na ulicach jak zwykłe śmieci.
Mam nadzieje, że ziemia już nigdy nie zobaczy,
tego obrazu nędzy i rozpaczy.
Dotknęła nas zaraza, która samą stworzyliśmy,
wirus zmutowany, którego na wszystko uodpornialiśmy,
nie było klucza jego działania,
nie było możliwości jego pokonania.
Ludzie dusili się własną krwią, czarną gęstą przypominająca kawę,
klęski susze, huragany, tsunami też gmatwamy sprawę.
Nastał taki czas ze pragnęliśmy końca,
nie oglądać już nigdy tego upalnego słońca.
Wymieramy jak dinozaury, skamieniałe stare,
nasze niebo nie czerwone, lecz porostu szare.
Pragnęliśmy szybkiej śmierci jednego uderzenia,
jednak nie było by one proporcjonalne do wytworzonego przez wieki cierpienia.
Po upływie czasu na śmierć czekania,
wychodziliśmy z miejsca naszego schronienia.
Paliliśmy ciała na stosach gnijących już kości,
od smrodu nadal mam mdłości.
Nie udało nam się ocalić młodości,
dotknęło nas widmo przedwczesnej starości.
Patrzymy jak nasze ciała marszczą się umierają,
nasi przyjaciele, bliscy na naszym oczach konają,
po mimo tego nadal walczymy,
teraz o cud do Niego się modlimy..
Pije kawę czarną mocną, jakiej nienawidzę,
odczuwam pragnienie, którego się brzydzę,
chcę by krew w moich żyłach bez przerwy krążyła,
aby ta gorąca kawa lód w duszy roztopiła.
Chce znów, żyć, czuć chodź wiele widziałam,
nie potrafię już milczeć, zbyt długo płakałam,
powiem, więc prawdę, o której na razie milczymy,
ze tak naprawdę my się nie liczymy.
Koniec świata jest wtedy…
Gdy chcesz krzyczeć, lecz nie masz już sił,
bo ktoś, kogo kochasz zamienił się w pył.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt