Czy możliwe jest nastąpienie końca świata, tak zajebistego jak opisują szaleni wizjonerzy?! Z całą maskaradą spadających gwiazd, soczewek odkrytych w wulkanach, kosmitów? Czy może owa apokalipsa dzieje się dziś, teraz, na naszych oczach? Może dotykamy jej najzwyczajniej nie zdając sobie z tego sprawy? Przecież… często mówimy czy robimy rzeczy o wadze i znaczeniu których nie mamy pojęcia. Dlaczego więc nie podjąć wątku końca świata dziejącego się dziś? Dlaczego nie podjąć tego ryzyka? Swoistego wyzwania? Zdecydowałam się na nie. Opowiem wam historię mojego życia. Historię mojej apokalipsy. Historię mojej świecy. Świecy której płomień zgasł.
Siedzę na zimnej podłodze. Przy bladej lampce, która rzuca słabą poświatę na odrapane ściany. Dłonie brudne. Ostatkami sił trzymam w ręku wino i długopis. Za ścianą, która jest a jakby jej nie było, śpi ktoś. W głowie wirują głosy ludzi sprzed lat. Obijają się wspomnienia. W sercu żal. Chęć oddzielenia wszystkiego co się zdarzyło grubą, najlepiej stalową krechą, która obroni teraźniejszość przed przeszłością. Zła na czas, który pędzi jak szalony i nigdy się nie zatrzyma. NIGDY! Słyszysz?! Czujesz?! NIGDY! Budzę się rankiem zmarznięta na podłodze. Podchodzę do okna. Otwieram je. Owiewa mnie zgniłe październikowe powietrze. Wychodzę na dach tej stęchłej kamienicy i patrzę na miasto, jeszcze zatopione w błogim półśnie. Chcę przeprosić ludzkość za swoje postępowanie. Czasami też za swoje przekonania, choć to zupełnie irracjonalne. W sercu zagubienie, litość nad samą sobą. Swoją drogą… miasto całkiem ładne. Pomarańczowo – czarne od starych dachówek. Wiatr rozwiewa moje rachityczne włosy. Czuję się jak prawdziwa romantyczno – dramatyczna postać. Czas zejść, przebrać się i wyjść na zajęcia. Idę ulicą na której nie ma tłumów. To straszne. Cisza i spokój rozdzierają umysł. Mimo tej pustki pojedynczy przechodnie nie podnoszą oczu z ziemi. Czego szukają? Szczęścia w postaci pięciozłotówki? Nie. Dwójka też zadowoli. Wchodzę na hol. Witam ludzi. Jestem jak za szybą. Nie czuję nic. Słyszę tylko pustkę i ciszę. Słyszę ją nawet w tym hałasie. Zakładam zielony płaszcz w kwiaty, zupełnie niepasujący do aury. Ani tej pogodowej ani mojego ducha. Wychodzę. Znów ulica. Zgniłe powietrze. Deszcz. Włosy przylepione do skroni. Wracam do mieszkania. Zegary biją właśnie 12 w południe. Są już wszyscy. Ciemno od dymu. Nie masz tam rozmów, tylko smutny jabol na stole. Ktoś przemieszcza się po tych 20 m kwadratowych. Słychać tupot glanów. Jestem obok teraźniejszych zdarzeń. Siadam przy kuchennym stole. Nalewam wody do szklanki, celem zaparzenia kawy. Pęka. Wydaje z siebie tylko cichy pstyk! Zupełnie jak wtedy, kiedy zdałam sobie sprawę z patowego położenia w którym się znalazłam. Zupełne jak tej upalnej i dusznej lipcowej nocy kiedy zabiłam swoje dziecko. Kiedy cała byłam skąpana w zimnym pocie. Identyczna szklanka, gorąca woda, ta sama kawa, która tak samo parzyła moje dłonie. Znów wracają wspomnienia mojego końca świata. Nie istnieje inny. Istnieją tylko indywidualne końce świata. A wszystko przez to, że wstydzimy się uczuć. Wstydzimy się szczerych słów. Wstydzimy się podjęcia ryzyka w imię największej z wartości, MIŁOŚCI!
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt