Podpisz tedy... - coni1978
Proza » Humoreska » Podpisz tedy...
A A A

Podpisz tedy…

 

 - Oooch maestro, to jest cudowne – Marcysia zamrugała kasztanowymi oczkami. – Pan jest mistrzem.

- Moja droga, to włoski renesans niestety, a nie ja. – January z rezygnacją odrzucił lutnię na łóżko. – Nie potrafię skomponować nawet piosenki dla folwarcznych dziewuch, a co dopiero mszę dla plebana. Eech… sprzedałbym dusze diabłu żeby…

W tym momencie zagrzmiało, chociaż na niebie nie było żadnej chmurki. January w jednej chwili pożałował swoich słów. Co to, nie znał może sprawy Imć Twardowskiego? Albo tego szalbierza Szyplikowskiego, co to mu diabelskie pacholęta za sługi stawały? O nie nie, lepiej zaraz do kościoła w Troczu się udać albo lepiej do klasztoru w Chruśniaku. Tam braciszkowie choć wina nie pożałują dla wielkiego artysty… Jak pomyślał, tak też uczynił. Droga do klasztoru niezwykle mu się dłużyła, zatrzymywał się co chwila i odpoczywał a to malin podjadał z przydrożnych krzaków a to do bukłaczka z wodą sięgał, bo upał był tego dnia niemiłosierny. Już miał zawrócić i przebłaganie za bluźniercze słowa odłożyć na inny dzień, kiedy za zakrętem ujrzał karczmę i smakowity zapach pieczystego kazał mu zapukać do tego przybytku. Mógłby przysiąc, że miesiąc wcześniej nie było tu żadnej karczmy ale smakowity udziec barani ukrócił jego rozważania. A przedni dwójniak, chętnie dolewany przez karczmarza, pogłębił błogość jaka spłynęła na Januarego.

- Czy szanowny pan pozwoli? – Jegomość w czapce błazna i węgierskim żupanie przycupnął na ławie naprzeciw artysty. Pogładził kozią bródkę, podkręcił zawadiackie wąsiki i zapytał:

- Jakże tam, mistrzu poezji śpiewanej, się żyje?

- O to waćpan o mnie słyszał? – zdziwił się January. – A gdzież to moje pieśni grają?

- A tu i tam – wymijająco odpowiedział jegomość. Kiwnął na karczmarza, a ten niezwłocznie postawił między nimi nowy garniec z miodem. Stoły i ławy zaczęły wirować Januaremu przed oczami. Język mu się rozwiązał i nader wylewnie chłostał szpiczaste uszy kompana opowieściami z życia wziętymi i żalami, wylewanymi na cały świat. A w szczególności na płeć piękną i chwilowy brak weny twórczej.

- Jest na to pewien sposób – powiedziała kozia bródka. - Maestro, oto umowa. – Na stole pojawił się pergamin z nagryzmolonymi koślawo literami. Nawet gdyby January był trzeźwy to i tak nie byłby w stanie odczytać treści.

- Jakaaznnów ummowaa?

- Jakże to? – Jegomość był naprawdę zdumiony. – Ta, o której rozmawialiśmy rano. Podpisz tedy... Może być X. Dziękuję i polecam się na… że tak powiem, przyszłość.

January ocknął się nad ranem. Głowa bardzo mu ciążyła. Otworzył oczy. Przez chwile myślał, że to czart jakiś siedzi mu na piersi. Zerwał się, zrzucił niecnotę i kopnął. Rozległo się głośne: miaaaauuuu i czarny kot zniknął w chaszczach.

- To tylko kot. – Muzyk schował głowę w dłoniach. Mocny był ten miód. Właśnie…

Gdzie podziała się ta karczma? Rozglądał się ale nie potrafił jej nigdzie dostrzec. Czyżby w pijackim zamroczeniu wywędrował gdzieś w pustkowia? Pomacał sakiewkę. Nic nie ubyło.

- Ki diabeł? – zastanowił się January i polizał rozcięty nadgarstek, z którego wciąż sączyła się krew. – Musiałem wleźć gdzieś w głogi i się pokłuć. Trzeba będzie przemyć w klasztornej infirmerii. Gardło też, bo jak mawiał braciszek Kostek: trzeba leczyć nie skutek lecz przyczynę. A wiadomo, ze przyczyną był miód i trza go wyleczyć winem. Zadowolony z takiego pomysłu January powlekł się w kierunku chruśniackiego klasztoru.

Kiedy przekroczył zakonną furtę, poczuł nagłą niemoc. Zakaszlał, z nosa pociekła mu kropla krwi, nogi zaplątały się i runął jak długi.

- Matko Przenajświętsza i Wszyscy Święci. – Furtian podniósł Januarego i podtrzymując go zaprowadził do infirmerii. Brat Alojzy zajrzał w podpuchnięte oczy, zbadał puls i zawyrokował udar słoneczny.

- A na udar najlepsze wino z klasztornej piwnicy – ochoczo oznajmił brat Kostek.

- To nie udar, tylko trunki w tej karczmie, co na zachodnim zboczu górki jest, tuż przy trakcie – wyszeptał January.

- Udar – pokiwał głową brat Alojzy. – Toż tam żadnej karczmy nie ma. I nigdy nie było. Niech no napije się tego wina, a nuż przejaśni mu się przed oczami. - Faktycznie, kubek świetnego chruśniackiego wina postawił Januarego na nogi. Jeszcze lekko się zataczając udał się do ogrodu, gdzie przez większość dnia urzędował gwardian, ojciec Teofil.

- Co cię do nas sprowadza, o wielki bardzie?

- Nie drwij. – Artysta przysiadł na pieńku. Przybyłem Przenajświętszą Panienkę prosić o przebłaganie. Potworne i plugawe słowa splamiły moje usta. Chciałem iść do Trocza ale wielebny pleban zaraz by się rozpytywał o mszę jaką dla parafii piszę… i dlatego…

- Widać, że ci to pisanie nie idzie – skwitował Teofil. Połóż się krzyżem i odmów sto zdrowasiek, a bluźnierstwo o jakim mówisz będzie ci odpuszczone. Ja ci to mówię.

- Cóż, ta Marcyśka co mi ją dziedzic troczowski za służkę dał to kraśna dziewczyna…

- Tedy tysiąc zdrowasiek zmów.

- To nic nie da. Ja muszę w odosobnieniu tworzyć. Mi towarzystwo przeszkadza.

- Cóż, możesz tu zostać ile ci się podoba. Co ci w rękę? – Gwardian wskazał rankę.

- A w jeżyny musiałem wejść i się pokłuć, nieopodal tej karczmy co na zachodnim zboczu…

- Toż tam nie ma żadnej karczmy. I nigdy nie było. – Ojciec badawczo spojrzał na Januarego. – Cóżeś ty za błazenady wyczyniał? Przyznaj się.

January ciężko westchnął i opowiedział Gwardianowi co zaszło. Ten pokręcił głową i podniósł rękę muzyka. Długo oglądał ranę,  to znów na wrony krążące nad zabudowaniami klasztornymi zerkał, to na kota czarnego co za Januarym wszędzie łaził.

- Ech ty durny… ów szlachcic co w rzekomej karczmie z tobą siedział, to bies we własnej osobie. A ty z nim swoją krwią pakt podpisałeś. Stąd to skaleczenie.

 - Jakże to możliwe? – zdumiał się January.

- A możliwe. Diablęta to przebiegłe bestyje, a zakłamane co niemiara. Omam i marę nieczystą stosują, byle naiwny człowieczek niewinną dusze swą im zaprzedał, za dobra i tytuły doczesne. I ty dałeś się na to nabrać. A czasem tu, na poświęconej ziemi, nie czujesz znużenia i mdłości? To skutek uboczny, jako człek przeklęty nie znajdziesz sobie miejsca w świętym przybytku. I salwowanie się ucieczką na nic się zda, już Imć Pan Twardowski próbował diabła oszukać. I co z tego wyszło?

- Co mam tedy robić? – Łzy wielkie jak groch spływały po twarzy Januarego. – Jak bezecną umowę cofnąć?

- Muszę się zastanowić. – Ojciec Teofil popadł w zadumę. – Niebawem dam ci odpowiedź.

Minęły trzy dni i trzy noce, aż Gwardian wezwał nieszczęsnego potępieńca przed swoje oblicze.

- W świętych księgach znalazłem pewną metodę,  co do której, jestem przekonany, że pomoże cofnąć złowrogi pakt. Otóż najpierw złóż w datku na klasztor sakiewkę, którą masz u pasa, następnie przywdziawszy pokutny strój udasz się w noc świętojańską, co za tydzień przypada, na Łysą Górę. Tylko do bukłaczka z winem po drodze nie zaglądaj. Na łysy szczyt wiedźmy na miotłach przybywają i bezecnymi praktykami biesa przywołują. Kiedy ten już przybędzie, zaczniesz mu grać swoje melodie. Ani chybi czart ogłuszon twoim nieludzkim zawodzeniem, daruje ci i pakt czym prędzej porwie na twoich oczach. Wtedy rychło wracaj do nas, aby ciężką pokutę odprawić. I ręczę że na leżeniu krzyżem się nie skończy.

Wdzięczny January czym prędzej rzucił na stół sakiewkę i pobiegł pokutnych szat szukać a ojciec Teofil wzniósł oczy do nieba.

- Wybacz Panie, że uwolniłem piekło od tej męczarni jaką mógł diabelskim pomiotom sprawić nasz nieszczęsny maestro, ale ta biedna duszyczka zamęczyła by nas, ludzi swoim brzdąkaniem tu na ziemi. Bo nawet z pomocą paktów diabelskich nie nauczy się on muzykowania. – Teofil schował sakiewkę pod habit i udał się do refektarza na zasłużony obiad. Zbawianie słabych, ludzkich duszyczek zawsze poprawiało mu apetyt.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
coni1978 · dnia 22.01.2013 09:06 · Czytań: 757 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
mike17 dnia 22.01.2013 10:56 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
od­po­czy­wał(,) a to malin pod­ja­dał

Cytat:
rożnych krzaków(,) a to do bukłaczka z wodą sięgał,

Cytat:
nie było tu żadnej ka­rcz­my(,) ale sma­ko­wi­ty udzi­ec ba­ra­ni

Cytat:
pogłębił błogość(,) jaka

Cytat:
Nawet gdyby Ja­nu­a­ry był trzeźwy(,) to i tak

Cytat:
Rozglądał się(,) ale nie po­tra­fił jej ni­g­dzie do­strzec.

Cytat:
trze­ba leczyć nie sku­tek(,) lecz przy­czynę.

Cytat:
Chciałem iść do Tro­cza(,) ale wi­e­le­b­

Cytat:
- Cóż, ta Marcyśka(,) co mi ją dzie­dzic tro­czo­w­ski za służkę dał(,) to kraśna dzie­w­czy­na…

Cytat:
- Cóż, możesz tu zostać(,) ile ci się po­do­ba.

Cytat:
to na kota czar­nego(,) co za Ja­nu­a­rym wszędzie łaził.

Cytat:
uwo­l­niłem piekło od tej męczar­ni(,) jaką mógł di­abe­l­skim po­mi­o­tom



Sympatyczna, dobrze opowiedziana historia.
Podoba mi się stylizacja językowa rodem z dzieł Sienkiewicza, to wielki atut tego utworu, nadaje to wiarygodnego klimatu całej opowieści i sprawia, że przyjemnie się czyta.
Tak, warstwa językowa robi wrażenie, jako przykład poprawnej, staropolskiej polszczyzny.
Choć temat może nienowy, ale zgrabnie podany i z humorem.
Specyficzna rubaszność dodaje smaczków i oddaje realia epoki, czyniąc opowieść po części humorystyczną, po części niesamowitą.
Miła lektura w sam raz na zimowe przedpołudnie :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty