Ostatni Rybak - Kaspian
A A A

Jego sny rzadko bywały spokojne. Szumiały w głowie i rozbijały się po ciasnej czaszce niczym samo morze. Przywykł do nich z czasem o tyle, że nie zrywał się w środku nocy i jak oszalały nie szukał naprędce w ciemności zapałek i świecy, tylko po prostu otwierał oczy. Uciszał dygot palców i karku i przewracał się na drugi bok, aby w spokoju zasnąć i spać już do świtu. Ten pierwszy etap snu, niespokojnego i zazwyczaj kończącego się przebudzeniem, następował zawsze, poprzedzając krótki, zmącony gęstą ciemnością pacierz i ponowne życzenie dobrej nocy. Nie pamiętał nigdy, o czym śnił. W tych snach na pewno była ucieczka, wielki smutek i skręcający wnętrzności strach, ale nie pamiętał ani przed kim uciekał, ani czego się bał. Sklepienie z drewnianych belek przyjmowało go zawsze ze stęknięciem ulgi, kiedy otwierał oczy i wystraszonym, zaklejonym jeszcze snem spojrzeniem czepiał się otaczających go sprzętów. Był taki okres, nawet dość długi, kiedy nie bał się zasypiać, kiedy równy oddech towarzyszył mu w całonocnej wędrówce bez żadnej przerwy. Było to, zdaje się, tuż po odejściu ostatnich cieni. Wtedy jeszcze płakał ze szczęścia, samotność przyjął z najszczerszym wzruszeniem. Nie spodziewał się, że długa broda urośnie mu tak szybko i że będzie przeklinał dzień, w którym po raz pierwszy zarzucił sieci. Potem znów był okres spokoju, dobrych połowów i słonecznych dni. Wychodził z chaty równo ze świtem i klękał przed światem. Zapomniał dawno słów każdej modlitwy, więc milczenie było jego błogosławieństwem. Obdarzał nim równo każdą piędź ziemi, samemu nie żądając nic w zamian. Wypływał z pierwszymi promieniami słońca i tak aby nigdy nie tracić z oczu połyskującego złotawo piaszczystego brzegu. Zarzucał sieci, a potem patrzył długo w kwitnący blado błękit nieba i zamykał oczy, kiedy blask stawał się nie do zniesienia, ale nie zasypiał nigdy. Stopniowo odwracał twarz ku wodzie, czasem zanurzał rękę, chwytał drobiny morskich ziół, spluwał i patrzył na rosnące kręgi. Dawniej palił fajkę, pamiętał to jeszcze, choć wspomnienie nie budziło w nim żadnych uczuć. Może wrzucił ją do wody, może zgubił. Zabijała czas niewiele lepiej niż cokolwiek innego.

Stara łódka była chybotliwa i przeciekała w kilku miejscach. Kończyły się powoli szmaty, które mógł nasmołować i zatkać nimi dziury. Uczył się szkutnictwa, aby kiedyś wybudować nową łódź, ale nie szło mu to najlepiej, bał się, co będzie, jeśli nie zdąży. Mógł wprawdzie do tego czasu umrzeć i to chyba byłoby najrozsądniejsze rozwiązanie, gdyby tylko miał nad tym kontrolę. Póki co żył i nic nie zapowiadało rychłej śmierci; chciał sobie zasłużyć na Niebo i wydawało mu się, że żadne wydarzenia szczególnie nie odwodziły go od tego planu. Łowienie uważał nawet za w pewnym sensie zbawienną czynność. Ktoś przed nim chyba wykonywał ją z podobnym zamiłowaniem, choć znacznie większą, zdaje się, skutecznością. Jego połowy były mizerne. Oczywiście starczało na posiłek dla niego i zwierzaków, ale na ołtarzu spalał już znacznie mniej niż przed laty. Nie sądził, aby była to wina braku zapału, raczej czegoś, co jakiś czas temu zalęgło się w jego kościach. I może jeszcze w morzu, które się zmieniło, było inne niż dawniej. Czasem zastanawiał się nad tym przy blasku świecy, późnymi wieczorami, kiedy drewniana miseczka była już opróżniona i umyta wisiała na haczyku, a popioły z ołtarza roznosił wiatr. Gładził jedną ręką kota, u jego stóp spoczywał rudy pies. Pies był stary i ślepy, rzadko wychodził z domu, kot zjawiał się i znikał, jak to kot. Dlatego oduczył się już wołać na zwierzęta. Nie wiedział nawet, czy potrafi jeszcze mówić, bał się próbować.

No więc morze. Co z nim było nie tak? Nie pamiętał już, kiedy szumiało dla innych ludzi, widział je jeszcze szumiące dla cieni, ale odkąd zaczęło szumieć tylko dla niego, zmieniło się. Była jakaś obca nuta w szumie, jaki dziś go dochodził. Przytłumiała dawne dźwięki, wprowadzała własną, obcą gamę. Nie umiał jej. Nie umiał tego morza i nie chciał się go już uczyć. Wypływał jednak nadal, bo było to jedyne zajęcie, jakie znał. Dawniej żył z połowów, dziś łowił, bo bał się, że zaburzenie codziennego ładu przyniesie na świat jakąś okropność. Wiedział zawsze, że będzie łowić do końca świata, a kiedy koniec wreszcie nadszedł i skończył się, on łowić nie przestał.

Siedział teraz na plaży. Łódź wyciągnięta na brzeg i przywiązana cumą do wbitego w piach pachołka zadzierała obok niego jedną z burt, tę, na której morska sól wyżarła dawno temu stary napis. Zdjął buty i postawił je obok siebie. Postanowił, że tego dnia umrze. Rano jeszcze chciał wypłynąć, ale okazało się, że nie może podnieść wioseł. Nie może rozsznurować liny, nie może nawet wejść do łodzi. Zawsze myślał, że żywota dokona na morzu, dryfując znoszony prądami coraz dalej od drewnianej chatki, od kota i psa. Najpierw się rozpłakał. Potem nie miał siły już nawet na to. Usiadł. Położył się. Czekał.

Puszka osiadła na piasku kilka godzin później. Słońce zachodziło krwawo, rozlewając na niebie całe hektolitry właściwych dojrzewającemu sińcowi barw. Zakotłowała się dziko w syczącej pianie jednej z fal, cofnęła i wraz z następną utknęła na granicy mokrego piasku. Widział ją, śledził od samego początku, jeszcze od chwili, kiedy ledwie zamajaczyła wśród wzburzonych fal i kiedy potem naprzemiennie nikła i pojawiała się coraz bliżej brzegu. Była to pierwsza rzecz, jaką wyrzuciło morze od dziesiątek lat. Takie fanty przestały się pojawiać jeszcze przed nadejściem cieni. Morze nie oddało mu nawet fajki, o ile rzeczywiście, jak przypuszczał, najpierw ją zabrało. Wpatrywał się uporczywie w połyskujący metalicznie walec, jakby się spodziewał, że ten zaraz zniknie, zapadnie się w piasek albo powędruje na czterech aluminiowych nóżkach wzdłuż plaży. Spojrzał ostatni raz na słońce. Nie ma zbyt wiele czasu, zaraz zapadnie zmierzch. Wolno przeturlał się na brzuch, klęknął i na kolanach, stękając, powlókł się w stronę puszki. Ostrożnie, jak najcenniejszy przedmiot ujął ją w obie dłonie i dokładnie obejrzał. Pozbawiona była, rzecz jasna, jakiejkolwiek etykiety czy pieczątki. Posiadała za to wiele drobnych wgnieceń i zadrapań i co najważniejsze, była szczelna i pełna. Potrząsnął nią delikatnie. Zagrzechotało. Powąchał. Pachniała solą, glonami i morzem. Rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby ją otworzyć, ale wokół leżało jedynie parę kamieni. Nie chciał uszkodzić zawartości. Podniósł się, jedną ręką otrzepał szare spodnie z piachu i ruszył w głąb lądu.

Dorzucał do kominka tak gwałtownie, że o mały włos sam do niego nie wpadł. Na stole pozapalał świece i odsunął je na jedną z krawędzi. Puszka stała pośrodku, odbijały się w niej płomienie. Przysunął sobie stołek, ale nie potrafił na nim usiedzieć, więc wykopał go pod ścianę. Wbił nóż jednym zdecydowanym ruchem. Przestraszył  się, że za głęboko. Wycofał delikatnie ostrze i prowadził je dalej płynnymi ruchami, dopóki denko nie zachybotało się na wąskim kawałeczku blachy. Już w trakcie wykonywania tej czynności rozpoznał zawartość, a jego ręka na chwilę zadrżała. Po policzkach pociekły łzy. Wypuścił nóż z ręki. Odgiął denko i teraz już pełną piersią wciągnął w nozdrza oszałamiający zapach kawy. Następne czynności były jak wyuczone wieloma latami praktyki, ani na chwilę nie zwalniał tempa. Wyciągnął skądś stary mosiężny moździerz i dokładnie rozgniótł w nim garść ziaren. Następnie przesypał proszek do tygielka, dodał dwie łyżki cukru, zalał zimną wodą i postawił na ogniu. Zapach był nie do wytrzymania.

Cieszył się, że tej nocy nie zaśnie. Przywita śmierć z otwartymi szeroko oczami. Nie miał pojęcia jak umrze. Dawno nie czuł się równie dobrze, dawno nie miał tyle sił i ochoty, aby brać się z życiem za bary. Postanowił już jednak dziś rano i od tej decyzji nie mogło być odwołania. Musi umrzeć. A wraz z nim umrze cały świat, którego koniec nastąpił tak dawno temu. Obok niego stała filiżanka ze stygnącą resztką smoliście czarnego płynu. U stóp leżał pies. Chyba przestał oddychać, bo pierś już się nie podnosiła. Zza ścian dobiegał szum morza mroczną, przeraźliwie obcą nutą. Puszka stała wciąż na stole z denkiem wysoko zadartym, z tańczącymi nań płomieniami, z wyszczerbionym koliskiem krawędzi, skrywającym wewnątrz nasiona kawy i coś jeszcze, ukrytego na samym dnie, o czym nie miał pojęcia.

Następnego dnia słońce, o dziwo, wzeszło jak zazwyczaj. Wpadło do środka izby jasnym świetlistym promieniem i znalazło trzy trupy. Kocie truchełko leżało na stole, obok przewróconej puszki, rozsypanej kawy i złożonej w mały czworokącik mapy, na której ktoś zaznaczył atramentem kilka osad położonych na brzegu wielkiego kontynentu. Przy każdej widniała trzycyfrowa liczba. Nieco wyżej lekkim skapnięciem pióra oznaczono maleńką wysepkę. Widniało przy niej równie małe zero.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kaspian · dnia 23.01.2013 11:58 · Czytań: 2332 · Średnia ocena: 4,67 · Komentarzy: 10
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Wasinka dnia 25.02.2013 14:56
Przyznam, że wchłonęła mnie atmosfera tej opowieści. A do tego zakończenie...
Język ładnie komponuje się z treścią, jest klimat, jest obraz, jest zgrabnie zrealizowany temat.
Z przyjemnością pobyłam w owym świecie, pachnącym magicznym refleksem, tejemnicą, mrokiem...
To jedna z tych opowieści konkursowych, które zapamiętałam.

Małe potknięcia w przecinkach, np.

Uciszał dygot palców i karku, i przewracał się

krótki(,) zmącony gęstą ciemnością

przebudzeniem(,) następował zawsze

nie pamiętał ani przed kim uciekał(,) ani

Nie pamiętał nigdy(,) o czym śnił

Było to(,) zdaje się(,) tuż

będzie przeklinał dzień(,) gdy

zamykał oczy(,) kiedy blask

bał się(,) co będzie(,) jeśli nie zdąży

większą(,) zdaje się(,) skutecznością

raczej czegoś(,) co jakiś czas

Nie wiedział nawet(,) czy potrafi

Nie pamiętał już(,) kiedy szumiało

widział je jeszcze, szumiące dla cieni - zrezygnowałabym z tego przecinka

w szumie(,) jaki dziś go dochodził

Wypływał jednak nadal(,) bo było to jedyne zajęcie(,) jakie znał

dziś łowił(,) bo bał się

tę(,) na której morska sól

jeszcze od chwili(,) kiedy ledwie

rzecz(,) jaką wyrzuciło morze

stękając(,) powlókł się

pozbawiona była(,) rzecz jasna(,) jakiejkolwiek etykiety, czy pieczątki - bez przecinka przed "czy"

zadrapań, i co najważniejsze była szczelna - można tak: zadrapań i, co najważniejsze, była szczelna / lub/ zadrapań i co najważniejsze, była szczelna

na nim usiedzieć(,) więc

płynnymi ruchami(,) dopóki denko

i ochoty(,) aby brać się

przeraźliwie obca nutą - obcą

na samym dnie(,) o czym

słońce(,) o dziwo),) wzeszło

Na samym początku masz :Sny jego" - może lepiej zwyczajnie "Jego sny"?

To takie mikruski tylko przykładowe. Zupełnie nie przeszkadzały w odbiorze tego, co tu najważniejsze.

Aha, w trzecim akapicie masz sporo szumienia, może to tak celowo, ale jednak mi nazbyt zaszumiało ;)

Pozdrawiam z roztopami za oknem.
Kaspian dnia 27.02.2013 13:27
Dziękuję, Wasinko za pomocny komentarz. Cieszę się, że utwór Ci się spodobał, a tym bardziej, że nie bez zastrzeżeń. Teraz dopiero widzę, że w tekście jest jeszcze sporo do poprawienia.
U mnie za oknem już wprawdzie po roztopach, ale to nawet lepiej bo pozdrowienia poroztopowe brzmią mimo wszystko odrobinę cieplej:)
zajacanka dnia 27.02.2013 14:30 Ocena: Bardzo dobre
Niesamowity nastrój stworzyłeś w tym opowiadaniu. Przyznam Ci, że jest jednym z niewielu opowiadań konkursowych, które zapadły mi głęboko w pamięć. Wciąż czuję lekkie kołysanie i szum w uszach, jakbym siedziała na plaży nad morzem, razem z Twoim bohaterem. Zakończenie przejmujące. Ogólnie bardzo, badzo dobry pomysł!
Kaspian dnia 27.02.2013 21:38
Dziękuję, zajacanko, to okropnie miłe co napisałaś. Od razu mam kopa, żeby jeszcze bardziej się starać:)
Elwira dnia 01.03.2013 10:23
Muszę przyznać, że historia smutna, ale ciekawa. Wciągnęła mnie, chociaż początek tego nie zapowiadał. Czytałam, czytałam i chłonęłam tę opowieść całą sobą.

Obejrzyj tekst pod kątem przecinków, sporo ich brak i szyk w zdaniach czasem szwankuje. Przeczytaj głośno, zobaczysz, gdzie zgrzyta.

Pozdrawiam.
Kaspian dnia 03.03.2013 22:51
Wiem, wiem, te przecinki... To moja pięta achillesowa. Na pewno zajmę się nimi przy odrobinie wolnego czasu. Dziękuję za pozytywny komentarz.
Krystyna Habrat dnia 14.03.2013 11:33 Ocena: Świetne!
Bardzo, bardzo podoba mi się to opowiadanie. Wciąga. Stwarza niezwykły, niesamowity i nostalgiczny klimat za pomocą celnych detali i obrazów. Działa na wszystkie zmysły, od wzroku, słuchu, dotyku, bólu po zapach i smak, co daje tak sugestywny odbiór, jakby się tam było wraz z rybakiem.
Sam pomysł świetny i świetnie zrealizowany.
Do tego celnie oddana sylwetka rybaka z jego filozofią życiową za pomocą kilku prostych stwierdzeń: o jego codziennej modlitwie i codziennym podejmowaniu trudu łowienia ryb oraz pogodzeniu się z faktem końca świata i nadchodzeniu śmierci.
Wyczytuję tu coś z klimatu "Starego człowieka i morze" Hemingwaya oraz "Drogi" Cormaca McCarty'ego, ale ten tekst ma własne oblicze i odpowiada warunkom konkursu o ostatniej kawie na koniec świata. Świetne!

PS
Żałuję, że brakuje mi czasu na (dokładne) czytanie wszystkich doskonałych tekstów, jakie teraz na PP są publikowane. To wielka przyjemność.
Przy okazji prostuję mój błąd przy twojej recenzji "Końskie czytanie" o książce Cormaca McCarty'ego, jakobym nic tego autora nic nie czytała, bo zapomniałam, że czytałam jego powieść, wymienioną wyżej, pt "Droga", a którą też polecam.
Kaspian dnia 14.03.2013 21:22
Dzięki, Sokółko. Przemiły komentarz, aż spąsowiałem po cebulki włosów. Hemingwaya uwielbiam, w McCarthym się zaczytuję, to świetnie, że odnalazłaś gdzieś w tej mojej pisaninie ślady podobnego klimatu.
"Droga" rzeczywiście wspaniała, polecam tego samego autora dla piękna, mroku i niesamowitej liryki prozy "W ciemność".
Dzięki raz jeszcze i pozdrawiam.

Aaa, Wasinko kłaniam się i czuję się wielce zaszczycony. Doprawdy, nie zasługuję na to wyróżnienie.
Wasinka dnia 14.03.2013 21:41
Kaspian napisał/a:
Aaa, Wasinko kłaniam się i czuję się wielce zaszczycony. Doprawdy, nie zasługuję na to wyróżnienie.

Ależ owszem, ależ tak.
Melock dnia 17.11.2017 22:41 Ocena: Świetne!
Świetne. Żadnych uwag z mojej strony.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:83
Najnowszy:wrodinam