Norex przebywał w wąskim i głębokim tunelu, pełniącym role jednoosobowej celi w jaskiniach goblinów. Miejsca miał naprawdę strasznie mało. Nie dałby rady nawet usiąść. Dziękował losowi, że nie upadł na głowę, bo musiałby znosić tę jakże niewygodną pozycję aż do egzekucji.
A skazano go, ku uciesze gawiedzi, na wyjątkowo bolesną śmierć. Resztę oddziału także, nawet dzielnego Reksa. Król zignorował opinie swoich doradców, twierdzących, że w tych czasach potrzeba każdego silnego goblina. Wolał zadowolić żądny krwi tłum i dać upust swoim nerwom.
Norex chciałby mieć już wszystko za sobą. Przed śmiercią planował spróbować się wyswobodzić choć na chwilę i obić gęby chociaż paru tym krzykaczom, którzy tak się ucieszyli z jego wyroku.
W pewnym momencie w dole pojawiła się lina. Dziwne. Było zdecydowanie za wcześnie. Skazani zwykle są trzymani co najmniej kilkanaście godzin w tych norach, a minęły dopiero cztery. Zaciekawiony Norex złapał koniec sznura i został wciągnięty na górę.
- Jak się czujesz? – zapytał ktoś, kogo goblin zdecydowanie nie spodziewał się ujrzeć.
Bill, zwany człowiekiem, jedyny niegoblin w tych jaskiniach, pupilek króla. Dwa lata temu władca goblinów spotkał go na pobliskich terenach na powierzchni. Niezaciekawiony jego dziwną fizjonomią kazał go zabić, jak każdego przedstawiciela innego gatunku, którego spotykał. Ciekawość wzrosła, dopiero po zobaczeniu jak z wielką zręcznością zabił cały nasłany na niego oddział. Dziesięciu goblinów martwych, człowiek nietknięty.
Pełen podziwu i zainteresowania król zaprosił tajemniczego osobnika do jaskiń, a że ten nic nie pamiętał i nie miał żadnego celu w życiu, zgodził się. Król chciał nadać mu imię Birg, co w języku goblinów oznacza „ skuteczny zabójca ”, ale człowiekowi się nie spodobało. Zmienił je na Bill. Według niego brzmiało znacznie ładniej.
- Czego chcesz?
- Mógłbyś być trochę milszy, właśnie wyciągnąłem cię z tej śmierdzącej dziury.
- Wszystko tutaj śmierdzi. Tam jest tylko trochę ciaśniej.
- Fakt – Bill roześmiał się cicho. – Potrzebuję dobrego wojownika. Wynegocjowałem u szefa twoje uwolnienie.
Norex nie wątpił w te słowa. Dla Billa rzeczywiście było to możliwe. Z nim władca był w najlepszych stosunkach.
- Dlaczego nie poprosiłeś o kogoś innego?
- Poprosiłem, ale wszystkich, którzy są coś warci, wysłał na jakąś tajną misję w góry jaszczurów. Reszta to słaba hołota. W takiej sytuacji poprosiłem o ciebie.
- Wszystko jest lepsze niż gnicie w tej dziurze. O co konkretnie chodzi?
Człowiek zaczął drapać się po swoich bujnych, kręconych włosach i rzekł:
-Kilku zwiadowców doniosło o jakimś dziwnym przedmiocie w kraju ogrów, który podobno wprawił całą tę rasę w niemałe zakłopotanie. Szef nie chciał tego sprawdzić. Mówił, że jego tajna operacja na ziemiach jaszczurów jest ważniejsza, i to tam wyśle najlepsze gobliny. Dlatego sam postanowiłem odwiedzić ogry. Pójdziesz ze mną jako wsparcie, gdyby nie przyjęły nas ciepło. Co jest zresztą bardzo prawdopodobne.
- Zgaduję, że jeśli odmówię, wrócę do dziury?
- Dokładnie.
- Więc nie mam wyboru. Zgoda, kudłaty psie. I jeszcze jedno. Radzę zabrać też zabrać Darda i Reksa. Mogą się przydać.
- Weźmiemy ich, czemu nie? A co z resztą twojego oddziału?
- To banda nieudaczników. Niech tu zdychają.
Na powierzchni do oddziału dołączyła jeszcze dwójka goblinów. On i ona, bardzo podobni do siebie mimo różnicy płci, zapewne rodzeństwo, może nawet bliźniacy, jak ocenił Norex.
- Poznajcie Lig i Riwa – przedstawił ich Bill. - To bardzo niedoceniana para, ale ja się na nich poznałem. Mają bardzo ciekawe zdolności.
- Skoro nigdy o nich nie słyszałem, to na pewno nie umieją nic pożytecznego.
Rodzeństwo przybrał groźne miny. Zbliżyli się do Norexa.
- Spokój! – krzyknął Bill. – Nie będzie żadnych niesnasek w naszej wspaniałej pięcioosobowej drużynie.
Reks głośno szczeknął i zaczął szczerzyć kły.
- Dobra, dobra. Drużynie pięcio i pół osobowej.
Tym razem ugryzł Billa w nogę.
- Aaa! Niech będzie. W naszej sześcioosobowej grupie. Zadowolony?
W końcu zwierzak się uspokoił.
- Więc w drogę! – oznajmił donośnie mężczyzna.
Dwie rogate bestie ciągnęły powóz krętymi górskimi drogami. Bestie te były niezwykłe silne. Wielka waga ładunku nie robiła na nich wrażenia. Goblin siedzący z przodu uderzał biczem po plecach stworów, poganiając je. Najwyraźniej nie rozumiał, że na tego typu terenach duża prędkość równa się dużemu ryzyku śmierci, tym bardziej, że zaczynało się już ściemniać.
W pewnym momencie wóz dotarł na rozstaje dróg. Szary znak nakazywał skręcić w prawo. Gobliny zapewne jakiś czas temu postawiły kilka takich znaków, aby wskazać innym najszybszą drogę na górę jaszczurów. Spieszący się poganiacz zaufał informacji drogowej i skręcił w prawo.
Oczywiście nie mógł wiedzieć, że właśnie wpadł w moją pułapkę.
Powóz pędził dalej. Strażnicy biegnący obok niego krzyczeli, że nie nadążają. Woźnica ich wyśmiał.
- Mamy napięty termin. Jak nie nadążacie, to radźcie sobie sami w tych górach!
Eskorta była wściekła, gdy zostali w tyle, ale nie mieli wyboru. Musieli biec dalej. W powozie były całe zapasy żywności i wody. Gdy dotarli do początku nie wielkiego, ale stromego zbocza, targały nimi mieszane uczucia. Radość i smutek.
W dole leżał rozwalony wóz. Rogate potwory uciekły, ponieważ wiążący je mechanizm uległ zniszczeniu. Woźnica pewnie był martwy.
Cieszyli się, że dostał to, na co zasłużył. Z drugiej strony zawalili misję. Już nie dostarczą beczek w odpowiednie miejsce.
- Buu! – ryknąłem, stojąc za ich plecami.
Ciarki przeszły po plecach wszystkich. Jeden aż podskoczył do przodu i przez to zleciał na dół. Pozostali szybko się odwrócili. Widok ich niezmiernie zdziwionych min sprawił mi wielką radość. Oczywiście natychmiast dobyli broni.
- Lepiej uciekajcie – rzekłem. – Czy naprawdę myślicie, że przyszedłbym do was sam? Za rogiem na moje wezwanie czeka dwadzieścia żab – żołnierzy.
Gobliny spoglądały na siebie przez chwilę, po czym jednogłośnie rozpoczęły paniczny odwrót.
Idioci!
Ostrożnie zszedłem w dół. Woźnica rzeczywiście nie żył. Przyjrzałem się tajemniczym beczkom, a raczej ich pozostałościom. Była w nich woda! Najczystsza woda! Dziwne. Dlaczego?
Nic nie rozumiałem, ale przynajmniej zdobyłem prowiant i kilka ciepłych ubrań dla Fuki.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem aż tak rozbawiony. Fuki w brązowej goblińskiej kurtce wyglądała przekomicznie!
- To jest za małe! – narzekała. – Nie mogę nawet usiąść, bo pęknie pod pachami!
- Ja ubranie załatwiłem. Jeśli ci się nie podoba, to poszukaj sobie czegoś innego.
- Ale tu jest pełno dziur! – Wsadziła rękę do jednej, a potem momentalnie ją cofnęła. Z dziury wypadł jakiś wielki robak. Złapałem go językiem i pożarłem. Dziewczyna cofnęła się z obrzydzenia.
Postanowiłem zignorować jej wszelkie grymasy. Położyłem się i zacząłem udawać, że zasnąłem.
- Nie żartuj sobie. Nie można tak szybko zasnąć.
Nie odpowiadałem. W końcu dała za wygraną i zostawiła mnie w spokoju. Było mi jej trochę szkoda. Wiedziałem, że nie uśnie w tym śmierdzącym i ciasnym ubraniu, ale nic więcej nie mogłem już zrobić.
Przed zaśnięciem sporo rozmyślałem. Głównie o wodzie z beczek goblinów i wyschniętej rzece. Zastanawiałem się czy istnieje pomiędzy nimi jakieś powiązanie. Ktoś nieznający tych małych, agresywnych stworzeń mógłby pomyśleć, że spieszą one z pomocą jaszczurom, pozbawionym zasobów wody. Oczywiście to było niemożliwe. Jak długo żyję, nie słyszałem jeszcze, by gobliny komukolwiek pomogły, przynajmniej za nic.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt