Wewnętrzny armagedon - Surykatka67
A A A

Wewnętrzny Armagedon.

 

   Zastanawialiście się kiedykolwiek, jaki wpływ na nasze życie może mieć zwykła czynność, z pozoru trywialna,  której skutek jest jak efekt motyla? W końcu, kto by się zastanawiał nad tym, jaki wpływ na to, co się dzieje, mają tak małe stworzenia jak motyle… A co jeżeli w całym wszechświecie to my jesteśmy tymi małymi stworzeniami? Kiedy takie myśli przychodzą ci do głowy w spokojny piątkowy poranek, możesz nie mieć wątpliwości, że albo zapomniałeś zażyć tabletki, albo ten dzień nie będzie należał do tych zwykłych. Ja, pijąc śniadaniowe latte, nie zdawałam sobie z tego sprawy. Można powiedzieć, że przez to małe niedociągnięcie, jakim był zupełny brak świadomości z mojej strony, konsekwencją był ARMAGEDON.

   Mój wtorek zaczął się jak każdy inny, no może z małym wyjątkiem – zabrakło kawy. Nic nie wskazywało na to, że ten drobiazg może mieć wpływ na cokolwiek. Wydłubując resztki z mojej ulubionej waniliowej i robiąc małe latte, nie spodziewałam się niczego, bo kto zwróciłby uwagę na wiadomości o zawirowaniach w strefie okołoziemskiej. No tak, zapewne każdy, prócz mnie.

       O tym wtorku mówiono od dawna, ale kto normalny przejmowałby się kolejnym końcem świata. Tak, podkreślam słowo KOLEJNYM, bo sama, w ciągu swojego szesnastoletniego życia przeżyłam ich już około pięciu. Więc czemu tym razem miałoby być inaczej? Oprócz poruszenia,  ogarniającego w przerażającym tempie całą kulę ziemską, nic specjalnego się nie działo.

        Pogoda nie wskazywała na to, co miało nadejść. Była wręcz magiczna. Błękitne niebo działało na pozytywnie i wzbudzało wokół świąteczną atmosferę. Kiedy szłam  na przystanek, wszystko wydawało się tak bardzo radosne. Nawet klasowa wigilia zapowiadała się wyjątkowo pomyślnie. Wszystko wskazywało na zbliżające się święta. Można byłoby odnieść wrażenie, że zostałam zaślepiona zbliżającym się okresem Bożego Narodzenia. Tyle, że poranne rozmyślania wciąż zaprzątały mi głowę. Wychodząc ze szkoły, wpadłam na jakąś kobietę. Była to mała, wręcz filigranowa staruszka. Niosła koszyk. Przeprosiłam i poszłam dalej. Nic mnie w niej nie zaskoczyło, ale kiedy po raz kolejny potknęłam się o dosyć młodego chłopaka, idącego w stronę przystanku, coś mnie tknęło. Rozejrzałam się dookoła. Ludzie wyglądali całkiem normalnie. Kilku było roześmianych i szczęśliwych, ale większość wyglądała na bardzo zmęczonych. Weszłam do tramwaju. Siedziała tam kobieta. Czytała, a przynajmniej miała w rękach książkę, ale jej oczy były jakby zasnute mgłą. Kiedy usiadłam, książka wypadła jej z rąk. Podniosłam ją, by podać kobiecie, ale ona tylko spojrzała się na mnie. Wydawała się tak bardzo smutna. Jej oczy takie były.

      W drodze do domu rozmyślałam o kolejnym końcu świata, zagładzie, katastrofie, Armagedonie…. Świat nie może po prostu zniknąć. One nigdy nie znikają „ot tak”. Ziemia nie zapadnie się w sobie, tak samo jak i nie wybuchnie bez powodu. Koniec nowej ery? Początek milenium... Było już tyle powodów, tak wiele przypuszczeń na temat nadchodzącego końca świata. Jaki będzie i, przede wszystkim, kiedy nastąpi? Kto by uwierzył, że właśnie dzisiaj? Wciąż zastanawiałam się nad kobietą z tramwaju. Była jakby nieobecna.

      W domu nie było nikogo. Siedziałam sama przez prawie godzinę. Zabrałam się za to, co zwykle – rysowałam, ale tym razem moje szkice były ponure. Coś jakby wisiało w powietrzu. Jakaś dziwna mgła w środku, której za nic nie mogłam się pozbyć… Do domu przyszli rodzice, byli zmęczeni, więc po zjedzeniu obiadu, poszłam do siebie. Nagle usłyszałam jak za oknem coś mocno huknęło. Wyjrzałam, a to co zobaczyłam było bardziej niż przerażające. Ludzie, których znałam, których kojarzyłam, wpadali w furię. Jakby coś niszczyło ich od środka. Coś, co przypominało scenę z najstraszniejszego horroru. Palące się samochody, śmietniki, rozbijane okna i niszczone sklepy. Wszędzie szkła, ogień, krew… Chwyciłam różaniec. Przeżegnałam się i w tym momencie, równie szybko jak się zaczęło, tak też się skończyło. Ludzie zostawili wszystko i rozpierzchli się.  Było kilka ciał. Przyjechały karetki i  ulica oprócz kilku śladów wyglądała tak samo jak wcześniej. Przez chwilę myślałam, że to tylko mój umysł płata mi figle, ale ślady na ulicy były jednoznaczne. Czy to możliwe, że tylko ja to widziałam? Czy może odwrotnie – tego po prostu nie było?

       W tym momencie zadzwonił telefon, który przerwał moje rozmyślania. To wszystko widziała moja przyjaciółka i zadzwoniła z pytaniem, czy ja też byłam świadkiem tych wydarzeń.

- Tak, ale... - nie dokończyłam. Coś gwałtownie zerwało połączenie. Chwilę później wyszłam z domu. Nikt nie pytał, dlaczego i gdzie idę. Wszyscy byli coraz bardziej nieobecni. Minęło 16 godzin odkąd dzień się zaczął. Nadal nic nie wskazywało na koniec, jaki zapowiadali reżyserzy filmów katastroficznych. Wręcz przeciwnie. „To my siebie wyniszczamy”- ta myśl jak sztylet przebiła mój umysł. Przerażenie, jakie mnie ogarnęło w tym momencie, było niczym biała ściana zimnego deszczu. „To niemożliwe” -  szepnęłam i pobiegłam. 

  Kiedy dobiegłam na skraj działek, zawsze obleganych przez starszych ludzi, którzy z zapałem co sezon przekopywali grządki, przyszło do mnie wspomnienie zeszłej jesieni, kiedy spacerowałam  w poszukiwaniu kasztanów. Cień minionej przechadzki przez chwilę był jak iskra, która może rozpalić nowy ogień - nowe wspomnienia ... Ale to, co się działo, rozbudziło mnie natychmiast. Przypominał mi się cel mojego wyjścia - Asia. Zawróciłam i czym prędzej pognałam w stronę jej bloku. 

     Dom Asi był na tej samej ulicy co mój. Zawsze jej zazdrościłam tego domu. Choć mały – stale  pełen ludzi, uśmiechu... Nawet kiedy rok temu zmarła jej babcia. Znajomi przychodzili chociaż na chwilę, by przekazać dobre słowo lub uśmiech. Dom, który zawsze był zapełniony ludźmi. Co jakiś czas zjeżdżała się cała rodzina, tylko po to, by uczcić kolejne urodziny, imieniny lub dzień babci czy dziadka… Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk. Drzwi były otwarte, weszłam po cichu do środka. Łagodny zapach cynamonu łączył się ze swądem spalenizny i czymś jeszcze, jakby niepokojem. Powoli, oglądając się na wszystkie strony, zajrzałam do tej nieustannie przepełnionej ludźmi, radosnej kuchni... Była pusta. Na kuchence stał słynny bigos, a właściwie jego resztki. Był spalony prawie doszczętnie. Zdjęłam go z ognia i zalałam wodą. Spojrzałam na zegarek. 17.03, czułam że mam coraz mniej czasu. Przypomniałam sobie dzisiejszą scenę na ulicy i instynktownie sięgnęłam po nóż. Zakradłam się do dużego pokoju. Na dywanie leżała przewrócona choinka i kilka krzeseł. W mojej głowie przewijały się najczarniejsze scenariusze. Zaciskając narzędzie w dłoni, zajrzałam do pokoju Asi. 

Dziewczyna siedziała skulona w rogu kanapy. 

- Co się stało?! – zapytałam, zbliżając się do niej. Usunęła się szybko jakby próbowała ukryć się przede mną. 

- Co jest?- powtórzyłam pytanie. Odpowiedziała mi cisza. Po raz kolejny. Dotknęłam jej ramienia i wtedy to zauważyłam- brązowe na co dzień oczy, tak bardzo stanowcze i odważne, były zamglone i zalęknione.

- Asia...

Na dźwięk swojego imienia coś się w niej obudziło, wzdrygnęła się i spojrzała na mnie. Jej oczy powoli rozjaśniły się,  przywracając jej dawny blask.

- Marta? Gdzie... Oni już... Oni nie... - wykrztusiła.

- O czym ty mówisz?

- Ten dźwięk. Ten straszny dźwięk. Cholera jasna !!! - zaklęła i zerwała się z podłogi. Pobiegłam za nią do dużego pokoju.

- Nie ma ich. Godzina? 

- 17.15

- Chyba należą ci się wyjaśnienia.- chwila ciszy - Kiedy coś nam przerwało rozmowę,  poszłam do rodziców. Siedzieli wpatrzeni w ekran i zupełnie nic nie mówili. Byli dziwnie nieobecni. Próbowałam zwrócić na siebie ich uwagę, ale nagle się na mnie rzucili ! Nie wiem, o co chodziło... Obudziłam się, znaczy odzyskałam świadomość dopiero teraz. Co się dzieje?

I w tym momencie zaświtała we mnie myśl. A co, jeżeli to początek końca?  Nic nie wskazywało na to, że zaraz natura się przeciw nam zbuntuje, ani że Ziemię zaatakują kosmici.  Jedynym problemem byliśmy my sami. Nasz własny umysł. 

- To przerażające - mruknęłam

- Coś mówiłaś? 

- Nie, nic... - odpowiedziałam pospiesznie. - Ale jak to się stało, że się obudziłaś? 

- Ja ... Nie wiem. - Asia stała jak osłupiała. Po raz pierwszy odkąd ją znałam, wyczuwałam w jej głosie prawdziwe przerażenie. - Pamiętam coś białego. Tak, dużo bieli. 

Coś chrupnęło nad nami. 

- Może lepiej chodźmy do mnie? - zaproponowałam. Przyjaciółka kiwnęła głową i poszła za mną. 

Wyszłyśmy na klatkę schodową. Było spokojnie. Zbyt spokojnie. W głowie migały mi wszystkie straszne filmy, które obejrzałam. W wyobraźni już widziałam tych wszystkich zabójców, czekających tylko na odpowiedni ruch. Czułam się jak James Bond albo Lara Croft, ale na pewno nie czułam, że to się dzieje naprawdę. 

Ulice były puste. Jakby ludzie uciekli, albo pochowali się ze strachu. Szłyśmy szybko, nierównym krokiem, obserwując całą okolicę. Nagle coś przebiegło tuż obok nas. Krzyknęłyśmy i już szykowałyśmy się do obrony w razie przewidywanego ataku, ale ten nie nadszedł. 

- To kot.- oznajmiła Asia - Tak, na pewno, to tylko kot.

- Tak - mruknęłam. Doszłyśmy do klatki, szyby były poobijane, ale całe. Wchodząc na górę uświadomiłam sobie, że zostawiłam tam rodziców. Myśl, że coś mogło się z nimi stać... Próbowałam wybić sobie to z głowy. Drzwi były otwarte, a mieszkanie wydawało się takie samo jak przed moim wyjściem. Telewizor dalej grał tą samą nudną historię jakiejś dziewczyny z małego miasteczka, od dwóch godzin nic się nie zmieniło. No prawie nic. Nie było rodziców. Blady brąz ścian wydawał się pusty. Tak jak cały dom. Wtedy poczułam głód. Asia zajrzała do lodówki , a ja poszłam po laptopa.

         Próbowałam znaleźć cokolwiek, co wiązałoby się z obecną sytuacją, ale na żadnym ze znanych mi portali nie było ani słowa na  temat niecodziennych zjawisk. Co dziwne, nie zdążyłam przejrzeć trzech stron, a moje oczy dały mi o sobie znać. Od dawna borykałam się z małym problemem, ale okulary nosiłam sporadycznie, a co ważniejsze wada wraz z wiekiem zmniejszyła się prawie do zera. Tymczasem nie mogłam przeczytać ani słowa, a litery zlewały mi się w głowie. Podeszłam do lustra i wtedy to zobaczyłam -  moje oczy były zamglone, tak jak tych ludzi, których mijałam na ulicy, przez cały dzień. „To dziwne” -  zdążyłam pomyśleć i weszła Joanna z pełnym talerzem kanapek. Uśmiechnęłam się na jej widok, chociaż bardziej na widok jedzenia. Spojrzałam na zegar wiszący w przejściu. Wskazywał 18.14. Wciąż nie wiedziałam, gdzie są moi rodzice. Ogarnął mnie smutek, ale pomyślałam, że w takich okolicznościach muszę się uspokoić i przeczekać. „O ile dasz radę” - przyszło mi do głowy. „Ale przecież póki mamy szansę przetrwać, póty musimy próbować, prawda?” - odpowiedziałam niewidzialnemu głosowi. Pewnie powinnam się zastanowić, czemu rozmawiam sama ze sobą, ale w takich okolicznościach , nie nadawałam się do rozmyślań. Zdałam sobie sprawę, że zmęczenie wzięło górę nad chęcią rozwikłania tej całej sytuacji i nie nadawałam się wręcz do niczego. Spojrzałam ponownie na zegar. Minęło piętnaście minut odkąd stałam tam wpatrzona w nicość, w światła zapalające się jedno po drugim w oknach naprzeciwległych bloków. Niebo robiło się czarne. Noc powoli wchodziła, by zastąpić ten dziwny dzień. „Oby następny był lepszy”... I wróciłam do pokoju.

   Asia pałaszowała w spokoju kanapki. Wzięłam jedną do ręki. Powinnam się zachwycić smakiem, zapachem świeżych warzyw, wędlin, sera... ale nic takiego mną nie wstrząsnęło. Nic, ponieważ smak był prawie nieodczuwalny.

- Jak ci smakuje ? - zapytałam.

- Średnio. Ale lepszy rydz niż nic, prawda? - odpowiedziała z uśmiechem.

- Nie sądzisz, że to dziwne?

- Że co?

- Że wysiadają nam zmysły?

- Myślisz, że „wysiadają nam zmysły”?

- A jak to inaczej nazwiesz? Przecież widziałaś,  co się dzieje. Albo inaczej – sama widzisz, bo to chyba nie jest normalne, żebyśmy w naszym wieku nie czuły smaku i na dodatek ledwo co widziały! No proszę cię?! Czy to można jakoś inaczej nazwać!

- Ale się nie denerwuj... - uspokoiła mnie. - Myślę, że jesteś zmęczona. Pora odpocząć.

Przyznałam jej rację. Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni byłam tak zmęczona. Oczy same mi się zamykały. Właśnie miałam zasłonić żaluzje, kiedy usłyszałam szczęk zamka.

Pobiegłam po nóż kuchenny. Ustawiłam się za szafą, a Asi kazałam się ukryć. Drzwi otwierały się, a zza nich wyłonili się moi rodzice! Upuściłam nóż i  rzuciłam się na nich.

- Mamo, tato?! Gdzie wy byliście?! – krzyknęłam, przytulając ich z całej siły.

- Pojechaliśmy do babci. Coś się stało?

- Wy naprawdę niczego nie widzieliście? Wiecie jak się o was martwiłam...

- No zauważyliśmy wyjątkowo mały ruch uliczny. I w sumie to trochę ospali ci ludzie dzisiaj. Ale co miało się dziać? Nie mam bladego pojęcia czemu tak się martwiłaś?

- Nie, nic...

- Popatrz, co kupiliśmy po drodze. - Mama podrzuciła mi paczkę fasoli.

- Em... Fasola? Nie jestem pewna czy mam się cieszyć.

- Przecież mieliśmy wziąć karmelki w czekoladzie. Mamy coraz większy problem ze wzrokiem. Ale będzie jutro na obiad. O Asia. Dzień dobry.

- Właśnie! Asia będzie dzisiaj u nas spała. – rzuciłam, bo przypomniałam sobie opowieść.

- Właściwie. To ja już pójdę do domu. - wtrąciła przyjaciółka. - Mama wysłała mi wiadomość , że mam już wracać,  bo robi się późno.

Spojrzałam  na nich wszystkich ze zdziwieniem. Dlaczego oni tak nagle wrócili do normy? Co się dzisiaj zdarzyło?

     Wieczorem w telewizji mówiono o zamieszkach w kilku miastach, powodem był jakiś strajk pracowników. Podano też kilka informacji o zawirowaniach w strefie okołoziemskiej. Podobno mogło mieć to negatywny wpływ na nasz organizm, ale zapewniano też, że nie ma  się czym  martwić. W tym momencie zgasło światło. Właściwie chwilowo odłączyli prąd chyba w całym mieście. Zapaliłam świeczki, usiadłam i zaczęłam myśleć.

- To przestroga - powiedział głos w  mojej głowie - Nie zwracacie uwagi na to, co robicie. Na to, co się dzieje. Jesteście zapracowani. Niszczycie siebie nawzajem. Nie zdajecie sobie sprawy z tego, że w taki sposób koniec nadejdzie szybko. Jeśli to przyroda się pierwsza nie zbuntuje, to wy zrobicie to za nią. A nowy świat będzie lepszy.

- A więc cała  scena uliczna, opowieść Asi to tylko fikcja?

- Zmysł; nie fikcja, a przygotowanie…

      Z tą myślą zasnęłam, a kiedy obudziłam się następnego dnia rano, nie widziałam już nic. Tak jak moja rodzina. Włączyliśmy po omacku radio. Podobno tak dzieje się ze wszystkimi, nieliczni obserwują całe to zdarzenie jako „ci zdrowi”. Ludzie tracą zmysły. A ich umysły i instynkty wariują. Zbiorowa fala samobójstw. Furia. Budzi się w nas lęk, ale ja byłam spokojna.

- A więc tak wygląda koniec... - szepnęłam. Faktycznie, to było ostrzeżenie dla ludzkości. Ci, którzy przeżyją, odnowią świat, tak było zawsze. To właśnie koniec. Koniec każdego z osobna. Inny niż Apokalipsa św. Jana. Inny niż wszystkie filmy si-fi albo fałszywe proroctwa. Taki koniec, którego się nikt nie spodziewał. Odpowiedzialność, która w końcu do nas przyszła. Za każdy czyn. Nawet najmniejszy. Za ten tak bardzo błahy. Bo w ostateczności on też się liczy.

     Słyszałam krzyki ludzi. Rozbijane szyby, szklanki, rozsypywaną kawę. Sygnał telefonu. Urywane wrzaski rozpaczy, bólu, ostatnie tchnienia. Wokół mnie Armagedon. Rzeczywistość, nie sen. Nie tym razem. A ja? Ja się uśmiecham, bo przede mną sen. Ten ostatni, najpiękniejszy. A może zanim zapadnę w ostatni sen, napiłabym się… kawy?

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Surykatka67 · dnia 30.01.2013 09:28 · Czytań: 391 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty