Wielki Konkurs Katastroficzny- Ostatnia kawa - Cichy332
Kategoria Konkursowa » Konkurs "Armagedon" (proza) » Wielki Konkurs Katastroficzny- Ostatnia kawa
A A A
Od autora: Zapraszam do lektury opowiadania.

A więc nadszedł ten dzień.
Budzący trwogę, fascynację, będący zbawieniem dla zmęczonych ziemskim bytem- koniec świata, datowany na 29 kwietnia 2013. Ludzie wyłonili się ze swych mieszkań, w panice wertowali wszelakie zakamarki, które mogłyby stanowić schronienie przed zagładą- która wszak nikogo nie ominie.
Wiesław Tracz, mężczyzna 57 letni, przez współczesnego człowieka sukcesu określany mianem "stary", "zniedołężniały", zdystansował się od wrzawy panującej na ulicach portowego miasta- Szczecina.
Z zawodu prawnik, z zamiłowania- artysta. Z pasją oddawał się kontemplacji nad istotą egzystencji (Nie doszedł do jednoznacznych wniosków; jedyne słowo, które dominowało podczas takowych rozważań, to "chaos". Któż bowiem zna przepis na życie radosne, obnażone ze wszelkiego rodzaju trosk?). Tak też było i tym razem, tyle że na pierwszy plan rozważań wysunęła się jego osoba oraz ludzie, z którymi łączyły go jakiekolwiek więzi.
Tak więc usadowił się w solidnym, sosnowym fotelu ( pamiątka po nieżyjącej ciotce Jadwidze Szmajdzie) znajdującym się w średniej wielkości mieszkaniu, które z kolei usytuowane było w sercu Szczecina, przy ulicy Śląskiej 3.
Pokój spowiła woń świeżo mielonej kawy- Wiesław z namiętnością oddawał się konsumpcji tegoż szlachetnego trunku. Zapalił papierosa i rozpoczął podróż przez własne życie.
Urodził się w Szczecinie. To tu zawierał pierwsze przyjaźnie, miłości. Pałał chęcią poznawania otaczającego go świata. Cechował się wyjątkowo wybujałą wyobraźnią, toteż nie znał pojęcia "monotonia".
Matka- Zofia wychowywała swego pierworodnego samotnie. Pracowała jako położna w szpitalu przy ulicy Wojciecha, a także sprzątała w domach zamożnych rodzin, co umożliwiło jej oraz Wieśkowi znośny byt.
Jako, że charakteryzowała się życiową zaradnością, otrzymała lokal socjalny w kamienicy, usytuowany w centrum miasta.
Synowi wpajała konserwatywne wartości, srodze łajała za wszelakie, choćby i drobne przewinienia. Kochała go, mimo iż nie okazywała uczuć- nie potrafiła wyzbyć się maski surowej matrony. Z Wieśkiem nie miała szczególnych problemów wychowawczych- ot, sporadyczny powrót do domu pod wpływem odurzenia tanim winem, czy szkolna bójka.
Wiesiek wykazywał zdolności artystyczne- tworzył wyborne pejzaże przedstawiające naturę, również pięknie recytował.
Zofia jednak posiadała wizję, co do przyszłości swego syna. Widziała ukochanego jedynaka w roli prawnika, cieszącego się powszechnym szacunkiem. Posłała pierworodnego do liceum katolickiego, by definitywnie wyperswadować mu plany zostania artystą.
"Wolny duch"- kpiła z ironią.
Chłopak nie odnalazł się w realiach placówki oświatowej prowadzonej przez księży. Rygor, który panował w owej instytucji stopniowo wypierał z młodego człowieka spontaniczność- ku uciesze Zofii.
Młodzieniec utożsamiał się z osobą Zygmunta Krasińskiego, zdominowanego przez ojca. Tragizm obojga polegał na odmiennym od swych rodziców światopoglądzie. Wiesław, podobnie jak Krasiński, nie potrafił zaoponować wizjom matki, co do jego osoby. Mimo wszystko nie poddawał się. Ba, przyjął przeciwności losu z godnością, wychodząc z założenia, że cierpienie uszlachetnia.
W konspiracji przed Zofia, dwa razy na tydzień, nawiedzał "Klub artysty", gdzie mógł spotkać się z rówieśnikami. Uwielbiał te chwile- przy kubku gorącej kawy snuł plany na przyszłość. Widział siebie jako istotę wolną duchem, która sączy aromatyczny czarny trunek w swym atelier, usytuowanym w cichej kamieniczce.
Tam też poznał swą pierwszą sympatię- Hankę, uciekinierkę z kieleckiego domu wychowawczego dla dziewcząt, która nie miała przed sobą perspektyw świetlanej przyszłości, a na pomoc ze strony rodziny liczyć nie mogła, gdyż łączyły ich co najmniej chłodne stosunki, a samo dziewczę było owocem nieplanowanego poczęcia.
Hania nawiedziła Szczecin w maju 1972, żądna przygody tudzież zwyczajnego obejrzenia co ciekawszych miejsc w mieście.
Znalezienie się w "Klubie artysty" było, jak cała jej egzystencja, przypadkiem.
Widok wynędzniałej niewiasty spoczywającej na niewysokim murze, spowitym hasłami propagandowymi, wywołał dlań falę empatii u Wiktora, studenta politechniki oraz założyciela "Klubu"- miejsca spotkań zagubionej młodzieży, pragnącej nadać swemu bytu wysublimowany charakter.
Po chwili krótkiej rozmowy młodzian, poruszony historią Hanki, zaproponował dziewuszce mieszkanie w izdepce o marnym metrażu, będącej nieużytkowaną częścią "Klubu artysty".
Hanna, wolna i spontaniczna, zaaprobowała ten jakże pyszny pomysł oraz uroniła kilka łez, poruszona ludzką dobrocią.
W ramach rekompensaty za okazane wsparcie, zobligowała się do opieki sanitarnej nad "Klubem".
Warto dodać, iż ów wydarzenie miało miejsce w majowy wtorek.
Nadszedł upragniony piątek. Wieśka ogarnęło podniecenie na myśl rychłego obcowania z jednostkami, z którymi łączy go bliźniaczy światopogląd.
Szybkim krokiem przemierzał jedną z bardziej ruchliwej artylerii w mieście- Jagiellońską. Siedziba "Klubu" znajdowała się pod numerem 13.
Pomieszczenie spowiła mgła, powstała na skutek konsumpcji przez młodzież nikotyny.
Nagle, zza papierosowej kurtyny wyłoniła się dziewczyna, która obdarzyła Wieśka pysznym uśmiechem. Pomiędzy dwojgiem wywiązał się dialog, podczas trwania którego młodzi raczyli się gorącą kawą. Streścili sobie wzajemnie co ważniejsze wydarzenia ze swojego życia, zauważajac, że rozmawia im się co najmniej miło.
Ani się obejrzeli, a zegar wskazywał wpół do jedenastej, toteż nastolatkowie pożegnali się, wykazując aprobatę dla pomysłu ponownego spotkania.
Po powrocie do domostwa, Wiesław, targany namiętnościami, oddał się kontemplacji nad nowo poznaną jednostką płci pięknej. Urzekła go bezpośredniość oraz spontaniczność Hanki. Dostrzegał również jej walory fizyczne: wyjątkowo szczupła, filigranowa postura oraz włosie w odcieniu ciemnego blondu pobudzały jego chłopięcą wyobraźnię.
Od tego momentu starał się poświęcić każdą wolną chwilę na dialog z niewiastą, którą w myślach określał mianem "wolnego ptaka",
Niepowtarzalnej atmosfery nadawał tymże spotkaniom używki: kawa oraz papierosy.
Wiesiek nie poinformował swej rodzicielki o świeżo zawartej przyjaźni z Hanką, gdyż obawiał się reakcji Zofii.
Oczywistym jest, iż pomiędzy dwojgiem zrodziła się więź o zabarwieniu erotycznym, na którą ludzkość ma w zwyczaju mawiać "miłość".
Deklaracjom o sile uczucia, jakim do siebie pałali, nie było końca.
W każdym miejscu, w którym się pojawiali, rozbrzmiewał młodzieńczy chichot, który zdawał się informować odbiorcę, iż nadawcy tego śmiechu nie mają świadomości o istnieniu gorzkiej strony życia.
Wiesiek dzielił czas na edukację oraz wizyty u istoty, której bliska obecność przyspieszała u młodziana pracę serca.
Czułym gestom tudzież konwersacjom uświetnionym czarnym, aromatycznym trunkiem nie było końca.
W środku lipca para postanowiła obejrzeć wschód słońca nad brzegiem Odry, uprzednio zaopatrzywszy się we flaszkę słodkiego, nie wymagającego wysokich nakładów pieniężnych wina.
Wypity trunek oraz iście romantyczny pejzaż sprawiły, iż w nastoletnich wnętrzach zapanowała dzika żądza skonsumowania tegoż infantylnego związku.
Pośród oczu ciekawskich ptaków biodra ich w takt rozkoszy kołysały się. Zmęczeni, napełnieni dumą, wkroczyli w dorosłość.
Kolejnych kilka godzin spędzili w bezruchu, rozkoszując się błękitem nieba, muśniętym gdzieniegdzie mleczną plamą.
Chłopak powrócił do swej kamienicy bodaj o godzinie 22. Pytanie Zofii, wypowiedziane chłodnym tonem, którego treść brzmiała: "Co robiłeś?", wprawiła młodzieńca w konsternację.
Uciekł się do kłamstwa, jakoby grał z chłopakami w piłkę na boisku, nieopodal lokalu socjalnego Traczów. Rodzicielka nie miała możliwość dokonania oceny rzetelności tych słów, toteż nie mogła ich negować.
Doskwierała jej jednak nieustanna nieobecność syna, a argumenty w stylu: "Mam wakacje", nie miały siły perswazji.
Podenerwowana chodziła po mieszkaniu, trzymając w lewej dłoni filiżankę kawy.
Zofia zakomunikowała, iż nabyła bilety pociągowe- pojutrze o godzinie 11 wyjeżdżają do ciotki Salomei, mieszkanki podkarpackiej wsi, na całe dwa tygodnie.
Wiadomość ra raziła Wieśka prosto w serce, niemniej nie dał chociażby najmniejszego wyrazu dla swej dezaprobaty.
A! Ponadto do czasu wyjazdu miał całkowity zakaz opuszczania domostwa, tak więc poinformowanie Hanki o nagłym wyjeździe nie wchodziło w grę.
Postanowił nie stawiać czynnego oporu, i w kilka dni później kontemplował wiejskie krajobrazy.
Dusza jego pozostała w Szczecinie, u boku młodocianej kochanki.
Zaletą pozostawał fakt, iż Salomea posiadała kawę z "zagranicy", znamienitej jakości. Wiesław trwonił czas na spożywanie tego napoju oraz rozmyślaniu o ukochanej, przez co mógł utożsamiać się z postacią Wertera ( w tamtym czasie z namiętnością wertował stronice "Cierpień młodego Wertera").
Po powrocie z "wakacji" niezwłocznie udał się do siedziby "Klubu", by ujrzeć Hankę.
Zamarł, kiedy posiadł informację o nagłym wyjeździe swej konkubiny, po której wszelki ślad zaginął
Nie potrafił pogodzić się z tą stratą. Przez kilka miesięcy łudził się, iż Hanka nagle się pojawi, nie wystawi na wiatr swych patetycznych słów o sile uczucia, jakim pałała do młodziana.
Marzenia te się jednak nie ziściły, niemniej Wiesław schował obraz Hanny na serca dnie, często powracając we wspomnieniach do tego infantylnego, namiętnego okresu, który charakteryzował się bezwzględnym szczęściem.
Swoją drogą ścieżki dawnych kochanków nie zeszły się, a losy filigranowej Hanki pozostały nieznane.
Dalsza edukacja w liceum przebiegała spokojnie, bez żadnych miłosnych perypetii- syn Zofii zachowywał zasadę "ograniczonego zaufania" do płci pięknej.
Konieczność wyboru kierunku studiów nie spędzała Traczowi snu z powiek, gdyż matka ukierunkowała go na prawo.
W celu studiowania wyjechał do Poznania, by na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza chłonąć wiedzę.
Matka posyłała jedynakowi niewysokie sumy, niemniej w połączeniu z pieniędzmi, które zarabiał w kawiarni "Pod różami", gdzie piastował stanowisko kelnera, umożliwiało to znośny byt.
Mężczyzna wynajął skromny pokój na poddaszu przy ulicy Floriańskiej 87/ 9.
Przede wszystkim skupiał się na edukacji; sporadycznie wychodził do teatru, czy na studencką potańcówkę. Zaprzyjaźnił się z Heńkiem, krakowianinem wywodzącym się z dobrze sytuowanej rodziny lekarzy. Poza tym pozostawał z innymi w poprawnych stosunkach.
Na przestrzeni pięciu lat (od momentu rozpoczęcia studiów, do czasu ich zakończenia) miewał sympatie, niemniej z żadną nie wszedł w na tyle zażyłe relacje, by stworzyć trwały związek.
Po obronie pracy magisterskiej Tracz powrócił do Szczecina, zamieszkawszy wraz z matulą.
Skorzystał na przedsiębiorczości Zofii: dama sprzątała w domu wolnostojącym usytuowanym na peryferiach miasta, będącym własnością Doriana Wolskiego. Ów jegomość w średnim wieku prowadził dobrze prosperującą kancelarię adwokacką, wespół z małżonką- Anetą, której panieńskie nazwisko brzmiało: Szarachan.
Jako, że Wolscy żyli w przyjaznych relacjach z Traczową, postanowili dać szansę wykazania się jej pierworodnemu, o którym matula wypowiadała się wyłącznie w superlatywach.
Wiesław ucieszył się z takiego obrotu sprawy, gdyż nie miał ochoty na komplikacje w sferze zawodowej (jednocześnie tworzył pejzaże, portrety; dla przyjemności, nie pobierał opłat za swe prace, które zdobiły wnętrza należące do grona jego znajomych, jeszcze z czasów uczęszczania do "Klubu artysty".
Przez pierwsze dwa lata spędzone w kancelarii mężczyzna trudnił się głównie porządkowaniem dokumentów. Mijające dni nie różniły się od siebie w niczym, nie wnosiły również intrygującego do życia Tracza.
Nie spieszył się do żeniaczki, toteż Zofia zaaranżowała jego spotkanie z Ireną Łucką. Panie poznały się w kościele, gdyż obie udzielały się w tej instytucji.
Zasadniczo, to pomysł spotkania przypadł Wieśkowi do gustu- doskwierała mu samotność.
Pewnej niedzieli Traczowie usłyszeli kołatanie do drzwi. Nie stanowiło to dla nich zaskoczenia, gdyż lokum przy Śląskiej 3 miała nawiedzić Irka.
Kobieta rzuciła nieśmiałe "dzień dobry", po czym zapoznała się z Wiesławem.
Mężczyzna zdawał się oczarować damę swą erudycją, niemniej ona nie wywarła na nim dużego wrażenia.
Wysoka, koścista, ruda, o jasnej karnacji oraz subtelnych palcach.
Ot, zwyczajna dziewczyna nie pragnąca wyróżniać się na tle szarego tłumu.
Podobnie jak on- jedynaczka. Wespół z rodzicami prowadziła sklep spożywczy, ulokowany na jednym z wielu blokowisk.
Kolejne spotkanie miało miejsce kilka tygodni później, w piątek- w Cafe Uśmiech. Tym razem rozmawiało im się przyjemniej, zapewne za sprawą wyśmienitej kawy, jaką serwowano w tamtejszym lokalu.
Ani się obejrzeli, a zostali małżeństwem.
Wiesław posiadał swój kapitał, który przeznaczył na zakup 50 metrowego mieszkania, położonego w ścisłym centrum miasta, przy ulicy Potulickiej 64/ 2.
Dodatkowe wsparcie finansowe, jakie małżeństwo Traczów otrzymało ze strony Szarachanów umożliwiło zakup skromnych sprzętów domowych.
W ich związku panowały poprawne relacje, nic ponadto.
Po dwóch latach pożycia małżeńskiego na świat przyszedł owoc beznamiętnej miłości- Grzesiek.
Wiesiek idealnie odnalazł się w roli ojca. Z autopsji wiedział co oznacza brak jednego z rodziców, tak więc swoim postępowaniem wpisywał się w etos ojca: odpowiedzialny, troskliwy, jeżeli zaistniała potrzeba- surowy.
Grzesiek uwielbiał spędzać czas z tatą, który w oczach syna cieszył się autorytetem.
Zofia najwidoczniej dostrzegła, iż jej pierworodny wziął odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale i za drugiego człowieka, toteż przestała w tak znacznej mierze ingerować w jego życie.
Lata mijały prędko, to znów ciągnęły się niemiłosiernie. Ot, proza życia: praca, rodzina, kalendarzowe święta.
Na 50 urodziny Wiesław postanowił zrobić bilans swego życia, co wzięło się z uczucia bierności, konieczności wprowadzenia jakiś zmian.
Doszedł do konkluzji, iż małżeństwo z Irką wpływało na niego destrukcyjnie. Gdzieś zatracił dawną spontaniczność, byt zatracił duchowy wymiar.
Rozmyślał przez wiele godzin. Ostatecznie postanowił rozwieść się z Ireną.
W ramach rekompensaty zostawił jej komfortowo urządzone mieszkanie. Nie miał wyrzutów sumienia: nie chciał non stop spełniać cudzych roszczeń.
Irena przyjęła tę wiadomość z godnością. Miała świadomość, iż ich związek pozbawiony był namiętności; bynajmniej nie przypominał amerykańskiej komedii romantycznej. Uważała się za kobietę w słusznym stanie- sprawną, zadbaną, tak więc istniało duże prawdopodobieństwo zawarcia kolejnego związku.
Grzesiek nie negował decyzji rodziców. Jako dorosły mężczyzna nie śmiał ingerować w cudze sprawy.
Z dezaprobatą do kwestii rozwodu podeszła Zofia, zagorzała katoliczka, lecz Wiesław rzeczowo oznajmił sędziwej damie, iż okres manipulacji z jej strony bezpowrotnie się zakończył.
Sprawa w sądzie przebiegała sprawnie, bez żadnych komplikacji. Stan cywilny Wieśka uległ zmianie; mężczyzna dostał szansę ułożenia sobie życia na nowo.
Co najważniejsze: według własnych zasad.
Porzucił pracę w kancelarii, a za oszczędności, które stanowiły pokaźny kapitał, nabył 100 metrowe pomieszczenie w secesyjnej kamienicy przy ulicy Monte Cassino. Ów lokum pełniło nie tylko funkcję mieszkalną: niespełniony artysta otworzył tam swoje małe atelier, w którym sprzedawał własne obrazy (niedługo po otworzeniu pracowni zmarła Zofia, tak więc Wiesiek na stałe zamieszkał przy Śląskiej 3).
Wtenczas liczył 50 wiosen. Może upłynęło wiele czasu, nim odnalazł swoje miejsce, niemniej koniec końców osiągnął harmonię ducha, żył w zgodzie z samym sobą.
Obrazów sprzedawał tyle, by zaspokajać najważniejsze potrzeby. Nie stanowiło to problemu, gdyż w dalszym ciągu posiadał jeszcze oszczędności "kancelaryjne", ponadto nigdy nie uważał pieniędzy za wartość samą w sobie.
Każdy dzień rozpoczynał obrządkiem parzenia aromatycznej kawy. Po skonsumowaniu kubka tegoż zacnego napoju udawał się na przechadzkę głównymi ulicami miasta, głównie w celu poszukiwania nowych inspiracji.
Tak też było pewnego majowego poranka. 52 letni Wiesiek przemierzał ulicę Wielkopolską, kiedy jego oczom ukazała się niewiasta, która zachwyciła mężczyznę swą eteryczną urodą. Skromnie ubrana, jakby pogrążona w smutku.
Podniosła głowę, kiedy poczuła na sobie czyjś wzrok. Chciała odejść, lecz powstrzymała ją dobroć, która malowała się na licu mężczyzny w średnim wieku.
Nie wiedzieć kiedy, para znalazła się w atelier Wieśka, który uraczył dziewczę aromatyczną kawą oraz ciastkami maślanymi.
Gabriela, gdyż takie nosiła imię, mieszkała na Skolwinie. Jej rozpacz wzięła się stąd, iż nie miała gdzie się podziać.
Wraz z nadużywającymi alkoholu rodzicami oraz dorosłym bratem zostali wyeksmitowani z wyjątkowo skromnego, zaniedbanego mieszkania.
Brat znalazł dach nad głową u swojej dziewczyny, ona została zmuszona do tułania się z rodzicami po miejscowych melinach.
Nie chciała jednak dla siebie takiego losu. Jako pilna uczennica widziała się w roli nauczycielki, która nawiązuje bliskie relacje ze swoimi podopiecznymi.
Jej charyzma zrobiła duże wrażenie na malarzu. Od pierwszej chwili Gabriela wzbudziła w nim zaufanie, tak więc nie wahał się zaproponować szesnastolatce schronienia we własnym mieszkaniu.
Ponadto odżyła w nim pamięć o Hance. W Gabrysi dostrzegał odzwierciedlenie swej dawnej kochanki.
Boryczko, bo tak brzmiała godność niewiasty przystała na tę propozycję, gdyż artysta dał się poznać jako jednostka o wyjątkowo przyjaznym usposobieniu.
Tak pięknie słuchał!
Dziewczyna zajęła niegdysiejszy pokój Zofii, urządzony gustownie i w starym stylu.
Postać Wiesława wyjątkowo ją zainspirowała. On- dojrzały artysta, ona- młoda kobieta, dla której otaczający świat stanowił wielką niewiadomą.
Spędzała wiele czasu w jego pracowni, gdzie prowadzili intrygujące dysputy, spożywając przy tym wyśmienity, czarny trunek.
Stworzyli związek, który nie opierał się na seksie, co pokrewieństwie dusz.
Gabriela spędziła u boku malarza trzy lata, po czym wyemigrowała do Londynu w celu studiowania.
W przyszłości miała zamiar powrócić, by wypełniać misję szerzenia oświaty w jakiejś placówce szkolnej.
Kolejne dwa lata przebiegły spokojnym rytmem. Wiesiek wiele tworzył, zawierał znajomości z ciekawymi postaciami.
W tym momencie kończy się historia życia Wiesława Tracza. Zakończy byt ziemski jako istota spełniona, która zrealizowała własne pragnienia, nie zaniedbując przy tym innych ludzi.
Czy żal mu opuszczać ten świat?
Może trochę... Niemniej dane mu było przeżyć jeden dzień jako lew, doznał uczucia spełnienia.
Dokończy papierosa, wypije ostatni łyk kawy i w spokoju będzie oczekiwał dalszego rozwoju fabuły dramatu pt. "Koniec świata".

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Cichy332 · dnia 31.01.2013 00:04 · Czytań: 499 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty