Rozdział 2 cz. 2
Nie spodziewali się tu aż tak bujnej roślinności. Całe bloki zarośnięte były do tego stopnia, że gdyby nie wiedzieli czym one w istocie są, mogliby pomyśleć, że drzewa i pnącza z jakiegoś niewiadomego powodu przybrały kształt wielkich prostopadłościanów.
- Może te chemikalia działają jak nawóz - zauważył Misicki.
- To niezłego kopa ma - skwitował Henryk. - Można by na takim specyfiku fortunę zarobić.
- Tak tylko sobie pomyślałem, diabli wiedzą, czemu to tak porosło.
- Skoro o roślinach mowa - podjął temat Bogdanow. - Jesteśmy w końcu biologami, hehe, bierzemy te próbki teraz, skoro już siedzimy w lesie, czy jak będziemy wracać?
- Później - odpowiedział Adam.
Nieudolnie skrywane zdenerwowanie nie uszło uwadze Henryka. Doprowadzało go do szału, że towarzysz, prowodyr całego przedsięwzięcia coś ukrywa, biorąc pod uwagę jego zachowanie, coś naprawdę nieciekawego. Chciał przyprzeć go już do muru i pociągnąć za język, ale uznał, że poczeka z tym, aż zobaczy swój dawny dom. Rosjanin z kolei był zupełnie spokojny, wykazywał jednak spore zainteresowanie otoczeniem, co wydawało się zupełnie zrozumiałe, jak na ex-leśniczego. Kurczyński zobaczył po chwili coś jeszcze, pod maską opanowania i zaciekawienia kryła się czujność. Albo Nikita też zauważył dziwne zachowanie Adama i postanowił mieć się na baczności, albo o czymś wiedział, a może naprawdę spodziewał się spotkać żubry...
Doszli do właściwego wieżowca, zarośnięty był jedynie do wysokości czwartego piętra, a wyżej wyglądał w miarę normalnie, jedynie szare i brunatne zacieki, świadczyły ze jest od dawna zaniedbany. Im bliżej murów, tym bardziej musieli się namachać maczetami. Bogdanow zdawał się nie odczuwać zmęczenia, Kurczyński trochę się zasapał, a Misicki już po chwili porzucił to niewdzięczne zadanie i trochę zawstydzony kroczył za kompanami. Po krótkim wysiłku, stanęli pod właściwą klatką, Henryk zamyślił się na chwilę, po czym sięgnął po klamkę. Pociągnął ją energicznie, tak że zostało mu w dłoni, co Rosjanin skwitował parsknięciem. Już mieli wybijać szybę w drzwiach, by otworzyć je od środka, gdy redaktor zauważył, że drzwi są właściwie uchylone. Były jednak tak zarośnięte, że Nikita z muzealnikiem, znów musieli wziąć się za karczowanie. Po dziesięciu minutach, mogli wejść na klatkę schodową. Z powodu panującego mroku musieli sięgnąć po latarki. Okna na wyższych piętrach nie były co prawda zarośnięte, ale za to tak brudne, że również skutecznie blokowały wszelkie promienie słoneczne. O dziwo schody były dość czyste, nawet kurzu za wiele się na nich nie zebrało przez te lata.
Powoli kroczyli na drugie piętro, niektóre z mijanych po drodze drzwi były otwarte i trzej towarzysze z zaciekawieniem rzucali okiem do wnętrza.
- Ot, jak w Prypeci - rzekł Bogdanow, rozglądajac się na wszystkie strony.
W niektórych mieszkaniach był względny porządek, nie licząc tego, co uczynił czas, w innych natomiast totalny bałagan, tak jakby nawiedzili je szabrownicy.
- Po katastrofie jeszcze przez parę dni, żyli ludzie, którzy nie zdążyli uciec z miasta - zauważył Misicki. - Może pojawili się tu szabrownicy, którzy liczyli, że zdążą nakraść i uciekną z miasta. - Zwrócił uwagę na stężałą twarz Kurczyńskiego. - Przepraszam.
- Nic nie szkodzi - odpowiedział, odwracając wzrok.
Stanęli przed drzwiami z numerem 99. Kurczyński nacisnął klamkę, były zamknięte. Nikita podszedł z wytrychem, po majstrował coś i po minucie ustąpiły z głośnym skrzypnięciem. Henryk stał jak wmurowany. Po minucie zdołał wydukać:
- Możecie sprawdzić, czy tam są?
Na twarzy redaktora przez chwilę wymalowała się niebywała zgroza, która ustąpiła dopiero po tym, jak Kurczyński dodał: moja rodzina.
Rosjanin kiwnął głową i ruszył w głąb mieszkania, penetrując kolejne pokoje. Wrócił po dwóch minutach i rzekł:
- Nie ma... - już miał powiedzieć: żadnych zwłok, ale ugryzł się w porę w język. - Nie ma nikogo. Wszędzie panuje porządek.
Muzealnik powoli wkroczył do środka. Wszystko było tak, jak to zostawił tamtego dnia. W kuchni na piecyku, stały garnki, z zaschniętą w środku brązową skorupą, to miał być gulasz, przypomniał sobie Henryk. Pamiętał tamten poranek, którego opuścił mieszkanie, jakby to było parę godzin temu. Na blacie pod ścianą stał jego ulubiony niebieski kubek. Wszystko to mógł oglądać jedynie w świetle latarek, co nadawało pomieszczeniu groteskowy wygląd. Zajrzał do lodówki, potrawy dawno już straciły swoją dawną postać, ale ich pozostałości był dokładnie tam, gdzie je zostawił. Skierował się dalej do dużego pokoju. Łóżko było niepościelone, żona miała w zwyczaju zaprowadzać w domu porządek, dopiero około południa, gdy odwiozła już dzieci do szkoły i zrobiła zakupy. A zatem już tu nie wróciła. Czy alarm zastał ją razem synkiem i córką, czy gdy już odstawiła ich do szkoły? Czy odnaleźli się potem? Czy...
Kurczyński postanowił się uspokoić i przestać o tym myśleć, będzie jeszcze na to czas, nie mógł się teraz rozkleić, nie w tym miejscu.
Bogdanow był zadziwiony tym, co widział, zdawało mu się, jakby zwiedzał jakieś podziemne jaskinie lub bunkier. W powietrzu czuło się zapach stęchlizny i w miarę przemieszczania się coraz więcej kurzu. Podążał na końcu, zdając sobie sprawę, że Misicki ze strachu woli być pomiędzy nimi. Chociaż było mu obojętne na co się pisał i postanowił nie zadawać niewygodnych pytać, miał nadzieję, że staruszek w końcu to zrobi. Póki co zachowywał wzmożoną czujność.
Weszli do małego pokoju, pod ścianą stało piętrowe łóżko, a na podłodze walały się jakieś zabawki. Panował tu zupełny względny porządek. Kurczyński wszedł do środka, a towarzysze stanęli w drzwiach. Zaczął kręcić się po pokoiku, aż w końcu odważył się wziąć do ręki jedną z leżących na podłodze maskotek, jego twarz skręciła się z bólu. Redaktor patrzył na to bezrozumnym spojrzeniem, ale dla Rosjanina stało się jasne, co teraz czuje muzealnik, więc podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu. Chwilę potem Heniek się rozpłakał i mamrocząc poprosił by wyszli z mieszkania. W rękach cały czas trzymał maskotkę królika.
Uspokoił się chwilę po tym jak znaleźli się z powrotem na klatce schodowej. Otarł jeszcze oczy i już tylko ledwie łamiącym się głosem powiedział:
- Dzięki, wracajmy już do wozu.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt