Wesele - Lindsay
Proza » Obyczajowe » Wesele
A A A
Nie jestem towarzyski, bo łatwo się nudzę, a przeciętność nie zadowala mnie ani u ludzi, ani w życiu.
Raymond Chandler

Wesele

Powinno olśniewać, zagłuszać każdą obecność, odwracać uwagę od największej nawet gwiazdy lokalnej sceny muzycznej, tłamsić swym przepychem wszelkie próby powolnego przeobrażania się w stypę, do której - wbrew wszelkim znakom na niebie i ziemi - tylko kilka małych kroków. Kamery wyławiałyby gwiazdeczki, ochroniarze wszystkich chwiejnych i niepewnych, zapominających o przedwczorajszych przyrzeczeniach. Podstępni paparazzi (względnie płatni zabójcy) byliby proszeni o bezszelestne tworzenie kolejnych tygodni (przy czym ci drudzy, przede wszystkim o aktywność w końcowych partiach uroczystości). Nic z tego - w tych długościach i szerokościach wydarzenia takie nie niosą ze sobą żadnego oszołomienia, brak w nich jakiegokolwiek zachwytu, i w końcu - nieukrywanego, bo nagłego zdumienia. Są zwyczajne, jako i my zwyczajni jesteśmy, jak najzwyklejszy jest ojciec panny młodej, który w przykrótkich spodniach (kolor i deseń niezrozumiałe nawet dla wytrawnych miejscowych stylistów) zbliża się właśnie, i już łapsko wyciąga i moje tarmosi, ale jeszcze o nic nie pyta, choć widać jak bardzo chciałby, jak głębokie spustoszenie w jego płytkich pragnieniach czyni to pierwsze, obowiązkowe niejako zakłopotanie. Po pięciu minutach wraca, do cna pragnieniami najwidoczniej już przeżarty, napotyka mnie raz jeszcze i pyta: Ktoś ty? Jam brat A., odpowiadam z uśmiechem, ponieważ humor mi dopisuje, i nastrój we mnie niezgorszy. Ale co ty opowiadasz, dziwi się jakoś nadzwyczaj głośno, że mnie nie kojarzysz, że nie znasz mnie wcale i że poznawać to mnie wcale nie poznajesz? No jak mnie nie znasz? Ja was znam, wiem gdzie mieszkacie, wiem który blok, i które piętro wiem. Matkę waszą znam, więc jak ty możesz mnie nie kojarzyć? Humor przygasa, uśmiech blednie, nikt nie wspominał, że tu psychiczni zaczepiać będą. Choć co tam psychiczni, jak niewielu z nas nie tworzy tego dziwnego zboru - o wścibskich psychicznych tu się rozchodzi, ich bowiem najwięcej w absurdalnym tempie rodzi ta ziemia. Od kołyski wścibskość swą pokazują, a tefałeny wścibskość tą podtrzymują, bo nie o żądze wiedzy się tutaj rozchodzi, a niespokojne i chore zaspokojenie. Gorzej się poczułem, ale zanim w niskich drzwiach, co do domu prowadziły, szara jego głowa zniknęła, z uśmiechem znacznie szerszym, bo złośliwością pokrzepionym, na odchodne jeszcze mu odpowiadam: ależ tak, teraz sobie wszystko przypominam, już pana kojarzę - pamiętam Nabucco, w gorące choć przecież majowe dopiero popołudnie. Był pan, lub byliście państwo, gdyż małżonka pana, o ile sobie przypominam, byliście więc orkiestry pomruków wysłuchiwali. Z przykrym dla mnie, twojego wtedy sąsiada, gadzie ohydny, wzrokiem spoglądałeś na zegarek swój z podrobionego złota, i końca doczekać nie mogłeś. Dlatego po wyjściu żem cię zapytał, i żeś odpowiedział, że w chrupkach czy kabanosach los szczęśliwy (lub wcale nie, jak mnie małżonka twoja przekonywała) znalazłeś. Tyle pieniędzy w bak przelanych, i w nowe buty władowane, bo w nowych właśnie iść należy. Wszyscy na świętości się zarzekali, to kupiłeś...
O niczym takim jednak nie mówię - cherlawy ze mnie zawodnik, a obcy teren dodatkowo osłabia moje nadwątlone szanse na jakikolwiek wyrównany pojedynek. Świat jednak równoległy, czuję to doskonale, od tej chwili zaczyna żyć swoim własnym, chaotycznie sympatycznym żywotem. Ale tymczasem... oto kościół już, i ksiądz księciem w piśmie nazywany, ołtarz i wino; przypowieść o byciu razem, przy złym i dobrym wietrze, w szkwale i w ciszy piekielnej, nieludzkiej. I miłość, miedź, i gdybym..., i byłbym. Cisza jak balsam. Dzieci, które wychowywać w nauce należy. Nagle świat się rozpada, I ten drugi wyłazi, a słowa księcia o biedaku, którego wspomagać będą (będziecie? - będziemy!) przerywa komórka moja. Przerywa perfidnie, okrutnie, lecz jak pięknie zarazem - the ecstasy of gold płynie między kolumnami, w wąskich ławkach i wreszcie, przez rozbite witraże, wypływa nieśpiesznie poza boży przybytek. Dziwna, i jakaś straszna ta ignorancja - nikt nie uśmiecha się ze zrozumieniem (hm, czyżby dobrze pomyślane, w końcu to przecież nic innego jak...), nikt nie kiwa w smutnej i krótkotrwałej chociażby zadumie. Nie ma nikogo, kto chciałby usłyszeć o jakiej ekstazie tu mowa, dlatego po ósmej bodajże drzemce, wyłączam w końcu budzik, cały czas w ławce siedząc, ponieważ świat ten do tych nielicznych należy, gdzie wybryki takie, wybaczane są mi z niezwykłą doprawdy wyrozumiałością. Posmutniały, a może tylko w śmiesznej melancholii, po schodach już schodzę, w tłum się wtapiam, kwiaty wręczam, najmniejszego choćby obłudnego we własnych słowach wyrachowania nie czując. Jedźmy, już jedźmy, krzyczę w tym drugim ze światów; w pierwszym zaś grzecznie do samochodu wsiadam, o nic nie pytam. W tym drugim pijanym cudzym szczęściem, natomiast w tym do oryginalnego opakowania dostarczonym - domy mijamy, lasy i drzewa w nich. Setki ich, tysiące. Panna młoda liczy już ile w kopertach (na głos rzuconych zdań kilka), a potem dopowiada sobie w myślach (tak przecież bezpieczniej) ile właściwie w owych kopertach być powinno. Jest rosół, jest i szampan, są krzesła, choć dla niektórych krzeseł już zaczyna brakować. Sto lat! Wyśpiewujemy, sto lat! krzyczymy. Nie chcem, ale muszem. Nie życzę źle, jak mógłbym, najzwyczajniej jednak śpiewać nie mam ochoty r11; w ręce trzymam w końcu reklamówkę, a w niej buty i sukienka na drugą zmianę. Wystarczy, że głupio wyglądam, dlaczego śpiewać jeszcze mi każecie? Siadam więc, ale rosół jeszcze nie gotowy, są natomiast kotlety. Zjem jednego, popiję szampanem. Dobrze będzie. Teraz brawo bić mogę, reklamówka (zobaczcie sami) pod stołem leży. Bić brawo mogę, więc biję. W białych wazach pojawia się rosół, przez panie w białych koszulach wnoszony. Koszule owe jeden jedynie sekret zdradzają, że oto nic przed nami nie ukrywają, widzisz zresztą człowieku przecież wszystko doskonale. Panie jednak przeurocze i los podających rosół na tak wątpliwej imprezie pisany im być nie powinien. Drugi świat wkracza, i w nim już panie owe w wieczór sobotni złotówki skwapliwie wydają, i czas trwoniąc niedbale, z ciepłej galerii na chłodne i gwarne ulice wychodzą, i za chwilę odlecą, w końcu wylecieć stamtąd od dawna już chciały. Tymczasem jednak nie, tymczasem kluski niosą, zrazy podają i kawę, bo usnąć można od tej ciepłej wódki. Kawa też lurowata. Sąsiad szepcze żonie-sąsiadce jesteś szalona. Nie w radości słowa te jednak ku niej kieruje, i bynajmniej nie jest jej, niezwykłym chociażby szczęściem zdziwiony. Przebój to tylko, przebój naszego świata ludzi malutkich. Teraz wszyscy już wokół siebie jedynie szalone widzą, matki swoje, żony i kochanki. Potem rybę z żółtej jemy rzeki. Barabara, cztery razy. Drugi świat odtrutkę przynosi, tym gorszą, tym boleśniejszą im wspanialsza ta odległa wizja, im większy rozziew ten nieszczęsny. Teraz to już prawdziwe szaleństwo... Tort się pojawia, po kosztach cięty, jak cola i gorzkie winogrona, dlatego niezmiernie nieokazały. Starczy na last minute, mimo że jeszcze czekamy, dwa miesiące jeszcze, może jeden tylko. I kroją ten tort, a potem ściągana jest zasłonka, rzucona i złapana; krawat także odnajduje się bezbłędnie w tym samym rytuale. Mistrz kamery, którego w końcu zaczynam irytować brakiem kooperacji, machając ręką przywołuje mnie na parkiet. W idiotycznym odruchu, obracam się za siebie, choć wiem doskonale, że za mną jest tylko ściana. Całkiem blisko zresztą. Mam chęć pokazać palec, ale sam tu nie jestem. Będę grzeczny. Jak małpa chodzę z aparatem, jak małpa robię bzdurne zdjęcia - a to panom z nałożonymi na spodnie wielkimi majtasami, a to paniom z wciągniętymi na sukienki jednoczęściowymi strojami kąpielowymi (zastanawiam się tylko, czy uśpione to pragnienia, czy może chwilowe jedynie przyzwolenie na niedopuszczalne zazwyczaj zachowania). Potem to już stypa, barszczyk, krokiety i podrygi. Wychodzą goście, cześć ciociu, wujku. Spadaj małpo. Koniec już, pożegnać się czas, dlatego łapię za reklamówkę i z jasnym umysłem (a nie mówiłem - toż to stypa!) podchodzę do Pana, do Pani... I czy buziaczka? Oczywiście. Rozpływam się w drugiej połowie, na koniec więc, zamiast buziaczków, dziękuję za przywiezione kubki. Te za trzy złote, kupione w GB. Wspaniałe były, takie... pojemne. Gwiazdy tymczasem świecą jak świecić powinny - nieruchomo i blado. Słyszę dzwonek telefonu. Odbieram pośpiesznie, w końcu to Ona, naprawdę Ona. Poznałam tą muzykę, jak mogłabym nie poznać. To jest..., prawda? Uśmiecham się szeroko. Każde Jej słowo jest teraz dookoła, jedno jedynie wystarcza, by zburzyć ten chory porządek. Tak, słyszałaś?, dopytuję nie wierząc jeszcze w ten cud. Oczywiście, słyszałam wszystko, szepcze cicho i dodaje pośpiesznie; gdzie jesteś, i... kiedy będziesz?! Słowa płyną, niosą mnie już do Niej, powoli... Upadam jeszcze na krawężniku, ale szybko się podnoszę, ciesząc się właściwie z tego gwałtownego potwierdzenia, że oboje jesteśmy w tym samym z najgorszych światów. Już lepiej.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Lindsay · dnia 14.08.2008 15:20 · Czytań: 742 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
ginger dnia 15.08.2008 14:24
Hmpf... Coś w tym jest, ale... Niby pisane z punktu widzenia mężczyzny (końcówki -em), ale w reklamówce ma sukienkę na zmianę... Czy to nie dziwne aby...?
Poza tym wypatrzyłam jeden krzaczek: "Nie życzę źle, jak mógłbym, najzwyczajniej jednak śpiewać nie mam ochoty r11; w ręce trzymam w końcu reklamówkę, a w niej buty i sukienka na drugą zmianę.", właśnie w zdaniu o sukience.
Jest w tym jakaś myśl, i całkiem mi się to podoba. Ale tej sukienki nie rozumiem kompletnie...
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty