Bosa Madonna - Tomasz Gryga
Proza » Obyczajowe » Bosa Madonna
A A A

 

Mówili o niej różnie. Dla jednych była dobrą dziewczyną, inni twierdzili, że wariatka. Zrywała się z krzesła i biegła, Bóg wie gdzie i po co. Jakby budziła się w obcym miejscu, z całych sił próbowała sobie przypomnieć.

Nie inaczej było tym razem.

Otworzyła oczy. Korytarz rozciągał się na obie strony. Był pusty i nieco zaciemniony. Popielate ściany zdobiły obrazy miejsc i czasów, które pamiętała z przeszłości. W słabym świetle fotografie wydawały się być jak wspomnienia - rozmyte i niewyraźne. Nie poświęcając im zbyt wiele uwagi, ruszyła korytarzem. Odnalazła drzwi i wiszącą tam tabliczkę z napisem pierwsza miłość. Zaciekawiona nacisnęła klamkę. Okazały się być zamknięte. Spostrzegła, iż w dłoni mocno ściska metalowy przedmiot. Wstrzymując oddech, postanowiła najpierw pochylić się i spojrzeć przez dziurkę od klucza. Po tamtej stronie rozpościerało się osłonecznione pomieszczenie. Zielone korony drzew w ciszy kołysały się za ogromnych rozmiarów oknem. Wiedziona ciekawością, włożyła kluczyk do dziurki i przekręciła go. Pasował. Jednak po chwili usłyszała szmer. Ktoś był w środku. Zaalarmowany zapewne szczękiem zamka, zbliżał się szybko i nie ubłagalnie. Klamka zaskrzypiała i w drzwiach stanął mężczyzna. Był ogromny, zasłaniał niemal cały widok. W świetle bijącym z pomieszczenia, był jak wielka plama, lub cień. Dziewczyna zlękła się i wyprostowała. Łapiąc oddech czuła, jak serce kołacze jej w piersi. Przestraszona, zrobiła parę kroków w tył.

- Przepraszam – odrzekła speszona, nie będąc pewna czy olbrzym wiedział, iż przyłapał ją na podglądaniu.

- Czekałem na ciebie – odparł.

- Czekałeś? - dodała zaskoczona. - Ale jak to? Znasz mnie? Kim jesteś?

- Jestem twoją pierwszą miłością. - Rozpoznała ten głos. Głos, który niegdyś wydawał się jej tak słodki. Przez chwilę czyniła sobie wyrzuty, jak mogła od razu go nie rozpoznać?

- To naprawdę ty! - zawołała układając obie dłonie na piersi. - Ale co ty tutaj robisz?

- Ty mnie tutaj zamknęłaś.

- Ja? - zapadła chwila milczenia. - Ale czemu? - Próbowała sobie przypomnieć. Powoli znikała kurtyna ciemności, a może to jej oczy zaczynały przyzwyczajać się do światła.

Znowu była małą i nieśmiałą dziewczynką. Wszystko wokół wydawało się większe, ale i zarazem prostsze. Okna jej domu - nie zastanawiała się czy były brudne, czy czyste - cieszyła się, że były i że za szybą wisiała biała firanka. Łąka upstrzona kwiatami, pośród bujności traw. Oni w letnim słońcu poranka, ogłuszeni kakofonią cykających świerszczy. I ten ciepły zapach powietrza unoszący się blisko, ponad ziemią.

- Patrz! Tam jest! - krzyknął chłopiec, nurkując w zieleń, próbując pochwycić konika polnego. W powietrze wzleciał lekko biały motyl, a za nim zawirowały kolejne dwa żółte. Na czubku źdźbła trawy usiadł Paź Królowej. Skrzydła w cudnych odcieniach brązu, zdobione kółkami znieruchomiały. Na moment, krótką chwilę, jakby tylko po to, aby mogła wpaść w zachwyt. Dziewczyna spojrzała w lewo. Z trawy wystawały dwie nogi, białe skarpety i tenisówki. Bez zastanowienia wskoczyła w zieleń.

- Masz? Złapałeś go? - położyła się obok chłopca.

- Csiii... - skarcił ją. - Nie widzisz jak się boi?

- To go wypuść – prosiła w swoim własnym, jak w imieniu konika.

- Jeszcze nie. Widzisz jaki zielony?

- Aha – dziewczyna przyglądając się, słuchała z zaciekawieniem.

- Ten jest zwykły. Nie ma skrzydeł – opowiadał chłopiec. - Te ze skrzydłami jak skaczą to lecą! - dodał podekscytowany. - Nawet na kilka metrów! Są też, takie co mają miecze i trzeba uważać jak się je łapie, bo mogą uciąć.

- Tak? - dziewczynę przeszły dreszcze. - On się boi, wypuść. - Konik polny wydarł się z uścisku młodych palców i przepadł w trawie.

- Uciekł! - rzucił zirytowany chłopak. - Ale to nic. Patrz! Tam! Widzisz? - Wskazał palcem na brązowego, okrągłego konika. Jego barwy układały się we wzorzec okularów. - To jest Profesor. Nie łap go – ostrzegł. - Te mają czasami nawet dwa miecze.

- Nie będę. - Patrzyła na opaloną twarz młodzieńca i marzyła o pocałunku. On, zajęty swoimi konikami, wydawał się nie zwracać na nią uwagi. Nadęła usteczka. Zamknęła oczy. Pustka.

Było zimno. Byli nieco starsi. Kłęby pary towarzyszyły każdemu oddechowi. Wokół panowałby mrok, gdyby nie blade światło spływające na drogę z przydrożnych latarń. Ciszę przecinał zgrzyt zmrożonego śniegu, towarzyszący każdemu ich krokowi. Wracali razem ze szkoły. A ona chciała, aby chwycił ją za rękę.

- O czym myślisz? - zagadnęła.

- O niczym.

- Daj spokój, no musisz o czymś myśleć? - Dziewczyna przystanęła. Nastrój prysł.

- Myślisz o niej? Prawda?

- Weź przestań. Chodź już – dodał zmęczonym głosem. - No chodź.

- Nigdzie nie idę – zrobiła focha.

- To sobie stój. Ja idę, bo zimno. - Dziewczyna rozpłakała się.

- Już mnie nie kochasz? - Przez miesiąc była tak szczęśliwa. Kiedy po latach odważyła się wkońcu opowiedzieć mu o swoich uczuciach. Właściwie, to napisała w długim liście. A on... On powiedział, że wie. Że wszyscy o tym wiedzieli i że już od dawna. Że to było widać w każdym jej geście. I było słychać w każdym słowie. Nawet w ciszy. A potem zobaczyła jak on na nią patrzył. I już wiedziała, nie była pewna, ale wiedziała – że on wolał tamtą. Nie mogła tego znieść. Płakała nocami do poduszki, nos miała czerwony od przecierania husteczką. Bolało ją w piersi od ciężaru, który musiało nieść jej serce. Postanowiła, że zrobi wszystko. Tak bardzo chciała wierzyć, że nie jest za późno.

Stała z powrotem w korytarzu. Olbrzym był przed nią i się jej przyglądał.

- Co tutaj robię? - zapytała przez łzy.

- Wróciłaś tu. Jak zawsze, kiedy coś szło nie tak. - Milczała. - Mamy piękny dzień. Przejdziemy się? - zaproponował olbrzym. - Powinniśmy w końcu porozmawiać – dodał. Czuła się tak słabo. Przytaknęła. Wyszli.

Szeroki dziedziniec prowadził do parku. Znała ten park dobrze. Niedaleko stamtąd była jej uczelnia. Chodziła tam często w przerwach, by trochę poleniuchować. Ludzie znajomi i obcy przechodzili i przyglądali się dziwnej parze. Czuła jak obserwują, oceniają, dręczą. Wiedziała, że jak kiedyś – sytuacja ją przerosła. Olbrzymi wstyd - jak olbrzym szedł obok, a ona była całkiem naga. Nie potrafiła nic ukryć. Przechodzący ludzie dostrzegali bez trudu każdą, nawet najskrytszą jej tajemnicę. Nie mogła tego znieść. Ale teraz zaciskała zęby i szła dalej. A w jej głowie kołatała myśl – Dlaczego?

Doszli do miejsca, które dobrze znała. W południowym słońcu samotna jabłonka, dawała kojący cień. A obok stała pojedyncza ławeczka. Siedział na niej człowiek. Był bardzo mały i wychudzony. Przypominał manekina, albo drewnianą kukłę. Spojrzał na tych dwoje swymi smutnymi oczyma.

- Jesteście w końcu – odrzekł, wzbudzając w dziewczynie litość i niepokój.

- Kim jesteś? - zapytała.

- Jestem twoją drugą miłością – odparł pajac. Postrzępione sznurki, przywiązane do różnych części jego ciała, znikały za oparciem. - Usiądziesz ze mną? - Dziewczyna zawahała się. - Usiądź. Proszę. Zrobię wszystko. Dla ciebie, co tylko będziesz chciała. Co każesz. - Przypomniała sobie ten głos. Zastanawiała się jak mogła go zapomnieć? A jednak. Nie znosiła tonu tego głosu. Przymilający się, wręcz napastliwy. Jednocześnie szczery i raniący. Był jak zagłuszone wołanie sumienia. Zrozumiała w końcu. Była dla niego tym, czym olbrzym był dla niej. Niezupełnie, ale? I jak on wyglądał? Całkowicie zależny, bezimienny, nudny. A jednak wrażliwy na najmniejszy dotyk, na najmniejsze kłamstwo. Tak jak ona kiedyś – nienawidzący ciszy. Czy zrobiła mu krzywdę? Ale przecież... Olbrzym nigdy by jej nie skrzywdził, więc to ona... Ona musiała być tą złą.

- Nie obwiniaj się z mój stan – odparła kukła. - To ja byłem głupcem. Ja sam. To przeze mnie samego wyglądam tak jak wyglądam. I nie dziwie się, że mnie nie chciałaś. Ale, ale jeśli dasz mi szansę? Zmienię się! Dla ciebie! Zobaczysz! Wybierz mnie.

- Ale jak to? - zapytała, spoglądając to na kukiełkę, to na olbrzyma.

- Musisz wybrać! Już czas – dodała kukła.

- Ale ja nie chcę! - rzuciła rozeźlona w kierunku obu.

- Ale musisz – napierał manekin.

- Nie chcę! Nie chcę! Nie chcę! Nie chcę! - dziewczyna w przypływie gniewu, czy paniki zerwała się z ławeczki. Zostawiając tych dwoje, przebiegła jedną alejkę, potem drugą, a kiedy zmęczyła się tak, że już nie dawała rady dalej biec – przystanęła. Wzięła kilka głębszych wdechów, pochyliła się trzymając za oba kolana. W końcu wyprostowała, rozglądając czy nikt za nią nie pobiegł, czy nikt jej nie widzi. Była sama.

Zza zielonych liści wystawał dziwnie znajomy kawałek kamienia. Kiedy podeszła jej oczom ukazała się rzeźba Apollina. Mityczny grecki heros stał okryty kamienną tuniką w milczeniu. - Ach! Gdyby tak można było go ożywić! Byłby dla niej mężczyzną idealnym – myślała, przesuwając dłońmi po chropowatej skale. Był taki zimny i twardy. Stał, niewzruszony na jej prośby, śmiech czy łzy. - Dlaczego nie jesteś żywy?! - pytała. - To takie niesprawiedliwe.

Wtedy wydarzyło się coś dziwnego. W oddali zobaczyła mężczyznę. Widziała go przez chwilę, zanim wyszedł z parku - ale już wiedziała! Wiedziała na pewno, że to on! Postawny, nie wiedzieć czemu odziany w białą tunikę – to musiał być znak! - pomyślała. - Wydawało jej się - czy spojrzał nawet w jej stronę, zanim wyszedł na ulicę i znikł?

Puściła się w pogoń. Dobiegła do końca alejki, skręciła w ostatnią prostą i rzuciła w kierunku przeznaczenia. Ale... Ale potknęła się i upadła. Usiadła sprawdzając obtarte kolano. Nic się nie stało. Wstała więc by biec dalej, kiedy drogę zagrodziła jej Kostucha. Odziana w czarny płaszcz, przewiązany w pasie. Bardzo szczupła i stara, dzierżyła w prawej dłoni kij, a na nim kose.

- Kim jesteś? - zapytała niepewnie przestraszona dziewczyna.

- Zwą mnie Meno-pauza – odparła Kostucha spoglądając prosto w jej oczy. Ta rozpoznała w twarzy staruchy swoją własną twarz.

- Nie! Nie! Nie! - jak motyl zawirowała na wietrze panienka i zemdlała.

Ocknęła się leżąc na zimnej posadzce. Było bardzo cicho i wokół panowała ciemność. Dostrzegała jedynie kontury i cienie. Kiedy spojrzała w górę zrozumiała, iż znalazła się w środku jakiejś katedry. Strzeliste sklepienie górowało ponad nią daleko, wysoko, a witraże przybrały koloryt popiołu. Kontury i cienie musiały być ławami i wnękami naw. Nie widziała gdzie znajdował się ołtarz, lecz i tak zaczęła modlić. - Panie Boże, jeśli mnie słyszysz to pomóż mi. Zawsze robiłam wszystko co chciałeś. A Ty? Tak rzadko... Nawet nigdy - nie dawałeś mi tego, o co Cię prosiłam. Nie chciałam pieniędzy, nie chciałam. Zawsze prosiłam tylko o miłość. Czy to, aż tak wiele? - zamilkła. - Wiele. Ale inni ją spotkali na swej drodze. Prawie wszyscy! A ja dostałam tylko ból i wstyd. - Pomyślała o mężczyźnie, którego zobaczyła w parku. Wpadła w panikę, że więcej go nie spotka, a może to właśnie on był odpowiedzią na jej modlitwy? - Wstała z kolan. Pod bosymi stopami czuła twarde i zimne kafelki podłogi. Rozejrzała się próbując odnaleźć wieczną lampkę. Ale nie dostrzegła jej. - W tym kościele Boga nie ma – pomyślała i pospieszyła w kierunku drzwi. Przywitała ją jasność.

Kiedy wybiegła na ulicę był dzień. Biegła boso, przed siebie, desperacko starając się dostrzec w tłumie przechodniów tego jedynego. Podciągała białą suknię, której dolna część była już ubrudzona, utrzymując ją ponad ziemią. Biały welon dostawał się do jej ust i oczu utrudniając oddychanie, ograniczając widzenie. - Może to ten? - myślała biegnąc i spoglądając na mijanych mężczyzn. Ci odwzajemniali się jej spojrzeniami pełnymi ciekawości i zdziwienia. - To nie ten! Jego sposób chodzenia zdradzał wrodzoną nieśmiałość i chroniczny brak pewności siebie. I znowu nie ten! Ten byłby dobry, ale był już zajęty - westchnęła. Ale nie poddawała się. - Tamten palił i pił, i Bóg wie co jeszcze? Jeszcze inny uzależniony był od pornografii. Tamten przegrał wszystkie pieniądze i na odgrywanie się marnował cały swój czas. Tamten był pracoholikiem i w ogóle nie miał czasu. Następny był kobieciarzem nie zdolnym do miłości. Tamten kochał tylko samego siebie. Inny kobiet nie szanował, nienawidził dzieci. Tamtemu świat się kończył na końcu przyrodzenia. Ten był ciągle chory, brał leki na depresję. Nie chciał się wyleczyć bo było mu wygodnie. Tamten myślał o sławie i żądzy rządzenia. - Tak trudno było spotkać kogoś normalnego – myślała.

W końcu, kiedy niemal utraciła nadzieję i kiedy zebrało jej się na łzy - dojrzała go, stojącego na moście. Spoglądał na nią tym swoim spojrzeniem. Nie mogła się mylić! Czekał. Wpadła na most w pełnym biegu. Była już tak blisko. Od szczęścia dzieliło ją kilka metrów, parę kroków. On wciąż patrzył na nią. Rzuciła się w jego ramiona. Ale on okazał się złudzeniem, zjawą i rozpłynął w powietrzu. Ona, będąc w pędzie zachwiała się, przeleciała przez barierkę i spadła do rzeki.

Rzeka. Jak ciemna blizna przecinała miasto. Most łączył dwie jego rozdzielone części. Czasami widziano tam olbrzyma i kukiełkę. Stojąc, trzymali się za ręce. Obserwowali most. Wbiegała tam bosa dziewczyna w białej sukni i w welonie. Rzucając się na szyję przechodzącym mężczyznom - sprawiała, iż znikali. Obejmując ich zamieniała w zjawy, pozostawiając na moście zrozpaczone kobiety, matki, żony, narzeczone.

Mówili o niej różnie. Dla jednych była dobrą dziewczyną, inni twierdzili, że wariatka. Zrywała się z krzesła i biegła, Bóg wie gdzie i po co. Jakby budziła się w obcym miejscu, z całych sił próbowała sobie przypomnieć.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Tomasz Gryga · dnia 08.03.2013 09:12 · Czytań: 738 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
zajacanka dnia 09.03.2013 03:08
Napisałam piękny, długi komentarz, ale mi zeżarło (chyba za długi), więc teraz w skrócie:
masz literówki, czasem brak polskiej czcionki, czasem szyk szwankuje. Sama musisz przejrzeć i wyszukać. Do połowy mnie interesowało, później jakby napiecie/zainteresowanie osłabło. To też do poprawy, bo żeby tekst był dobry, to musi zaskoczyć na końcu. Ogólnie jakbym przeczytała tworzacą się legendę miasta. Do dopracowania :)
henrykinho dnia 11.03.2013 23:18
Mi ten tekst kojarzy się z klasyczną, miejską legendą - głównie przez końcówkę (niezłą swoją drogą) ;)
Jeśli chodzi o zmiany to wydaje mi się, że "Bosej Madonnie" dobrze zrobiłoby minimalne skrócenie: Mam tu na myśli przekształcenie niektórych opisów w celu zyskania dynamiki. Dajmy na to: Są tutaj trzy dość długie akapity - może trochę je obciąć, albo rozdzielić? Przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ większe bloki tekstu mogą niektórych zniechęcać, jako takie dobrze wyglądają tylko na papierze (chyba).
pozdrawiam!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty