powrót do
części drugiej
W dzisiejszym odcinku postaram się napisać wreszcie coś na temat - czyli jak zabrać się do pisania.
Pierwszym i najważniejszym elementem naszej prozy jest Bohater. Tego etapu nie przeskoczymy choćbyśmy się skichali. Dobrze wymyślony - wyciągnie nam utwór uratuje nawet w przypadku niedoróbek fabuły (za dowód może posłużyć cała niemal moja proza ;-P), dla odmiany kiepski bohater położy nam opowiadanie lub książkę na amen. I nie pomoże najgenialniejsza fabuła...
Jeśli przywołujemy na myśl najwybitniejsze dzieła literackie w każdym znajdujemy wyraźnie zarysowana postać - Conana, Wiedźmina, Hannibla Lectera etc. A zatem garść rad.
Istniej coś co fachowo nazywa się targetem - to grupa docelowa czytelników, czyli kolesie i koleżanki którzy będą czytali to co naskrobiemy. Jeśli piszemy powieść dla młodzieży robimy to nieco inaczej niż gdybyśmy kierowali ją do dorosłych. Jeśli piszemy dla dziewcząt - oczywiście będzie inna niż dla chłopców etc.
Nasz bohater powinien zasadniczo być w wieku potencjalnego odbiorcy. Dlaczego? Ano głównie dlatego że przygody rówieśnika przeżywamy najmocniej. Identyfikujemy się z nim, z jego problemami.
Bardzo ładnie zrobił to Niziurski w "Księdze Urwisów". Mamy tam grupę chłopców bardzo niejednolitą wiekowo. Są w niej trzecioklasiści i siódmoklasiści... to pozwala rozciągnąć target szerzej na grupę w wieku 9-14 lat.
Metodę tę twórczo rozwinął Nienacki tworząc postać Pana Samochodzika. Mamy tu wybitnego fachowca którego z reguły otacza masa bachorów - "przypadkiem" w wieku potencjalnych czytelników. Dużo gorsze są tu powieści np. Alfreda Szklarskiego z cyklu o przygodach Tomka Wilmowskiego - za szybko sukinsyn dorósł...
Oczywiście czytelnik polubi bohatera lub nie polubi. Tu znowu kilka ciekawych trików. Bohaterowi warto na dzień dobry dać kopa w zad żeby się nogami nakrył. Wdeptać w ziemię i przydusić. Potem dopiero stopniowo poprawiać mu los. Ładnie to pokazał Marek S. Huberath choćby w opowiadaniu "Kara Większa". Gdy gnębimy naszą postać czytelnik zaczyna jej współczuć. Dla odmiany jeśli opiszemy przygody supermana któremu wszystko idzie jak z płatka w efekcie uzyskamy coś na kształt cyklu o przygodach "Dzikiej Mrówki" wydawanego w połowie lat osiemdziesiątych a dziś kompletnie już zapomnianego.
Dzika Mrówka był synem marynarza, dziwnym trafem władza ludowa dawała mu paszport by z kumplami płetwonurkami powłóczył się a to po Jugosławii a to po Andach. Rzygać się chciało - tak mu wszystko szło jak z płatka. W efekcie minęło 15 lat i książki te zostały równo zapomniane. Po prostu bohatera zbyt trudno było polubić. A zatem zagrajmy na współczuciu czytelnika. I kopmy naszego frajera w tylną część ciała. Im częściej i mocniej, tym lepiej.
Trik kolejny równie prosty. Sam bohater to nie wszystko. Należy dostarczyć mu świat w którym będzie funkcjonował. Im świat będzie ciekawszy tym lepiej. Oczywiście każdy początkujący autor fantasy zaczyna od wyrysowania mapki, ponazywania ziem, czasem nawet na mapce się kończy.
Tolkien, Sapkowski i Kres osiągnęli wielkość nie dlatego że rysowali sobie mapki ale dlatego że potrafili zbudować w swojej wyobraźni kompletne światy, istniejące zarówno na płaszczyźnie świadomości jak i podświadomości czytelnika. Mi osobiście kreowanie od podstaw jakichś krain wydało się zadaniem ponad moje siły - dlatego wziąłem krainę realnie istniejącą i odrobinę wykoślawiłem jej opis... Jakub żyje sobie na Lubelszczyźnie, która jest odrobinę bardziej malownicza niż ta realna. Osadzanie akcji opowiadania czy powieści w innych epokach historycznych niesie ze sobą ryzyko pewnych błędów - co sygnalizowałem już wcześniej. Z tym trzeba naprawdę uważać. Szerzej o kreacji epok zamierzchłych - w jednym z kolejnych odcinków.
Kończąc temat daję następującą radę: świat wokół bohatera musi być po pierwsze kompletny, po drugie ciekawy. Czytelnik widzi go oczyma naszej wyobraźni. Pamiętajmy by coś kryło się w cieniu, niedopowiedziane - jak u Kresa czarty gatunek istot inteligentnych który z tego co wiem był parę razy sygnalizowany ale jeszcze się nie objawił.
Oczywiście ciekawe otoczenie to nie wszystko. Postać nasza musi w nim funkcjonować - najlepiej zajmując się jakąś ciekawą działalnością. Tu znowu odwołam się do mojego bohatera. Jakub Wędrowycz jest wprawdzie dużo starszy od czytelnika ale intelektualnie z racji zacofania technicznego stoi bardzo nisko - w wielu sprawach jego poczynania są iście dziecinne. Otoczenie ma całkiem niezłe - tu bimbrownia tam skład partyzanckiej amunicji tu bimbrociąg przez granicę... Do tego wszystkiego dołożyłem mu parę kopniaków od losu (aczkolwiek trzeba było mocniej) i dałem ciekawą robotę.
Kolejnym chwytem jaki stosujemy jest wyposażenie bohatera w wady. Popatrzmy na znany powszechnie komiks o Kajku i Kokoszu. Kajko jest strasznie papierowy, odważny uczciwy do przesady, waleczny i sprytny. Papierowy, nieprawdziwy. Kokosz podobał mi się bardziej. Jest gruby, głupszy od kumpla, lubi żreć i ma przez to kupę kłopotów. Jest dużo bardziej prawdziwy. Jeśli opiszemy anioła pozbawionego wad pozbawimy go także życia. Komu się zechce czytać o tak świetlanej postaci? Kilka drobnych przywar wystarczy by dodać mu smaku, jak szczypta soli zmienia smak talerza zupy.
Jakub akurat składa się głównie z wad - ale to akurat w tym przypadku nie jest dobry przykład. Więcej Kokoszy, mniej Kajków.
Oczywiście tu uwaga naczelna - bohater musi wiedzieć dokąd idzie. Bardziej szczegółowo omówię to w przyszłości tu tylko zaznaczę. Nasza postać musi realizować jakieś zadanie albo szukać możliwości jego realizacji. W przypadku Pana Samochodzika bohaterowie szukają skarbów, lub wydzierają je konkurencji. U Szklarskiego łowią rzadkie gatunki zwierząt. Pierwsze powieści są lepsze, wyżej określono w nich stawkę a tym samym działaniu bohaterów został nadany dogłębny sens.
Jeszcze jedna uwagą - niby oczywista a jednak ważną. Czytelnikowi musimy w czytelny sposób zasygnalizować kto jest głównym bohaterem - w przeciwnym razie wyjdzie nam coś takiego jak powieść Nikołaja Breszko- Breszkowskiego "Córka wielkiego księcia" - co się człowiek do kogoś przyzwyczai przychodzą bolszewicy i go mordują... Początkowo jest to zabawne ale w trzecim tomie zaczyna nużyć...
Oczywiście nasza postać nie działa samotnie. Wcześniej czy później pojawia się problem bohaterów drugo- i trzecioplanowych. Oczywiście można stworzyć ich postaci na kilka różnych sposobów.
Zacznijmy jednak od określenia ich liczby. Jeśli sięgniemy do powieści Elizy Orzeszkowej "Nad Niemnem" lub do "Pana Tadeusza" natkniemy się na legion rozmaitych typków. Kim są co robią skąd się wzięli niby wiadomo ale snują się ich takie stada że szybko się w tym totalnie gubimy.
A zatem jeden - dwu bohaterów pierwszoplanowych, do tego powiedzmy do czterech - pięciu - drugoplanowych, reszta to elementy tła. Podczas budowy sceny, zwłaszcza jeśli prowadzony jest dialog nie należy używać więcej niż trójki bohaterów na raz - po prostu czytelnikowi poplącze się co kto mówi. Zasadniczo nie należy mnożyć bohaterów ponad potrzebę.
Jak ustawiać hierarchię postaci? To bardzo proste. Na wstępie opisujemy dość dokładnie bohatera głównego, "drugi sort" umieszczamy dalej i opisujemy znaczni mniej dokładnie. Bohaterowi głównemu poświęcamy najwięcej miejsca w każdej ze scen w których występuje. Ludzie maja zakodowane że jak coś jest dokładnie omawiane - to znaczy że ważne.
Warto przyjrzeć się funkcjom bohaterów. Znowu sięgnijmy do klasyki. W "Panu Samochodziku" mamy oczywiście tytułowego Pana Tomasza oaz towarzyszących mu harcerzy (mówię tu o klasycznych pozycjach Nienackiego a nie tej imitacji którą współtworzę). Pan Samochodzik jest tym który zjadł wszystkie rozumy i szereg rzeczy tłumaczy swoim młodym pomocnikom. Owszem przeżyją rozliczne przygody - ale to on jest tu siłą porządkującą rzeczywistość. Czasem nawet taki geniusz jak on czegoś nie wie - jeśli sięgniemy do tomu "Wyspa złoczyńców" znajdziemy tam archeologów którzy z radością służą mu informacjami.
Wprowadzenie w poczet bohaterów jednej postaci mało kumatej ma dla dzieła zbawienny wpływ. Takiemu osiołkowi wszyscy będą tłumaczyć co bardziej zawiłe kwestie a wraz z nim dowie się też średnio rozgarnięty lub niedouczony czytelnik. Gdzie można to dobrze podejrzeć? Znowu odsyłam do klasyki - książka J. Verna "Tajemnicza Wyspa". Postaci i relacje miedzy nimi budowane są wedle bardzo przejrzystego schematu.
Na czele piątki rozbitków stoi Inżynier. Wszechstronny geniusz. Wiernie sekunduje mu dziennikarz który przekłada polecenia na zrozumiały język. Bratanek (lub siostrzeniec) dziennikarza jest tym któremu należy tłumaczyć kwestie bardziej zawiłe - przeznaczone dla średnio rozgarniętego czytelnika. Wreszcie na dole hierarchii stoją dwaj robole od czarnej roboty - Marynarz i Murzyn. Ich postaci są niezbędne aby otaczać inżyniera kultem i poprzez nich tłumaczyć pewne rzeczy już kompletnym idiotom. Powieść ta powstała przez 120 laty, ale schemat nadal jest żywy i można go nie tylko wykorzystać ale i twórczo rozwijać.
Sięgnijmy do książkach o przygodach niejakiego Heńka Garncarza (Harrego Pottera jeśli ktoś nie lubi tłumaczeń ;-P). Mamy tu skopiowanie schematu identyfikowalne natychmiast. Jest mało rozgarnięty Harry, któremu podstawowe sprawy świata magii trzeba łopatologicznie tłumaczyć. Zajmuje się tym przeważnie Hagrid, rzadziej Ron Weasley. Rolę inżyniera odgrywa dyrektor tej wesołej szkółki. To on jest tu fontanną mądrości i opoką na której opiera się wszystko. Wraz z Harrym wkraczamy w świat czarodziejów. On zadaje pytania które cisną mam się na usta, on poznaje i eksploruje nowy ląd...
Warto omówić jeszcze jedną kwestię. Bohaterowie zasadniczo dzielą się na pozytywnych i negatywnych. Fabuła opiera się zazwyczaj na walce dobra ze złem, rzadziej na walce zła z jeszcze gorszym złem, do absolutnych curiosów należy przypadek gdy mamy do czynienia z pokojową rywalizacją pozytywnych bohaterów.
Najczęściej mamy więc relacje miedzy naszym bohaterem głównym, a jego antytezą - wrogiem. Wróg przeważnie bywa bardzo inteligentny - czasem wręcz bardziej niż bohater. Starcie tych dwu wyznacza nam oś akcji. Zarówno bohater jak i jego wróg maja swoich przyjaciół wspólników i pomocników. Hierarchię układamy podobnie. Wśród bohaterów pozytywnych jest jeden najważniejszy, wśród negatywnych także najczęściej jeden zostaje namaszczony na wodza prowadzącego spragnione krwi hordy...
W powieściach Nienackego pojawia się jego wróg niejaki Jerzy Batura. Jest ot typek niebezpieczny głownie dzięki temu że jego inteligencja nie ustępuje inteligencji głównego bohatera. Starcie jest bardzo trudne, a efekt końcowy - choć do przewidzenia - to jednak zwycięstwo okupione zostaje wysiłkiem i porażkami.
W przypadku wczesnych powieści Verna wroga w zasadzie nie ma. Bohaterowie zmagają się głownie nieujarzmioną przyrodą, czasem z dzikimi tubylcami traktowanymi jako żywioł. Wrogowie z krwi i kości pojawiają się w utworach późniejszych - przeważnie są to szaleni wynalazcy, lub pozbawieni skrupułów dorobkiewicze.
Od czasów Verna przeszliśmy daleką drogę. Spójrzmy zatem na ten problem na przykładzie dzieł bardziej współczesnych. Zalecałbym tu lekturę "Milczenia Owiec" i "Hannibala" (film skopali niestety totalnie...). W "Milczeniu..." mamy klasyczną sytuację - dobra policjantka walczy z maniakalnym mordercą, doktor Lecter stanowi tu element tła, kontakty z nim to punkty zwrotne dla całej akcji. Nie bierze udziału w starciu dobra ze złem, stoi ponad tym, i z uśmiechem spogląda z boku na starcie dwu sił. W "Hannibalu" sytuacja ulega zmianie. Wykolejony milioner dyszący żądzą zemsty poluje na doktora. Klasyczne starcie zła i jeszcze gorszego zła, pokazane częściowo oczyma Clarise Starling, która tu znajduję się głownie na pozycji obserwatora. Warto sobie do tego zajrzeć i poszukać elementów klasycznej vernowskiej hierarchii i ustawienia ról bohatera.
Hannibal zajmuje stanowisko inżyniera - wie wszystko, policjantka to zagubione dziecko - jej oczyma patrzymy na tę rzeczywistość. Jej przełożony czasem z uśmiechem wyjaśnia że doktorek wcale nie jest taki sprytny za jakiego usiłuje uchodzić - i znajduje proste wyjaśnienia jego paradoksalnych i profetycznych pomysłów...
Skopiowanie tego schematu - a jeszcze lepiej twórcze rozwinięcie go pozwoli nam uzyskać względną zwięzłość akcji bez konieczności stosowania kilkustronicowych przypisów.
przejdź do
następnej części