Pora starych diabłów, część druga - cicik
Proza » Historie z dreszczykiem » Pora starych diabłów, część druga
A A A
Od autora: część pierwsza: http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/39606/pora-starych-diablow

* religia przewijająca się w tekście jest fikcyjna, stworzona na potrzeby opowiadania:)

    Łukasz szedł wraz z rodzicami w pierwszym rzędzie konduktu. Auto z zamkniętą trumną powoli zbliżało się do miejsca swojego przeznaczenia. Rozglądał się wokół. Wiele znajomych i nieznajomych twarzy pogrążyło się w smutku. Gdy trumna z ciałem Mateusza powoli zaczęła opuszczać się w dół, zrozpaczona matka zaczęła wrzeszczeć i wyrywać liny grabarzom. Łukasz wraz z ojcem musieli siłą ją odciągnąć. Życie rodziny legło w gruzach.

     Od czasu pogrzebu Łukasz kiepsko sypiał. Wiele nocnych godzin przeleżał, wpatrując się tępo w sufit. Rozmyślał o ostatniej rozmowie z Mateuszem. Odwieczne pytanie „dlaczego?”, tak często zadawane przez młodszego brata, wwierciło się głęboko w umysł. Przypominał sobie czasy, gdy sam miał trzynaście, czternaście lat. Młodzieńczy bunt, entuzjazm i ciekawość. Z czasem wszystko minęło, zaczęło się szare, przeciętne życie. Praca w zakładzie jako ślusarz. Robota na tyle dobra, aby na nic nie brakowało, i na tyle zła, aby na nic więcej nie starczało. Tak miało już być do końca jego żywota. Przeżył niebezpieczny, nastoletni okres. Przeżył, ponieważ zabrakło odwagi, by poszukać odpowiedzi. W przeciwieństwie do niego, jego brat nie stchórzył. Zapłacił najwyższą cenę. „ Czy było warto?” to kolejne pytanie, które pozostanie bez odpowiedzi. „Ilu jeszcze?” pomyślał. Ilu zginie? Kto będzie następny? Pewnie kolejny zbuntowany nastolatek. To oni najczęściej próbowali szukać odpowiedzi. „ A co jeśli będę miał syna? A co jeśli będzie taki jak Mateusz? Czy skończy tak samo? W imię czego? Dlaczego?” Tej nocy coś w środku Łukasza pękło. Przypomniał sobie rozpromienioną twarz brata. Łzy napłynęły mu do oczu. „Dlaczego?” pomyślał jeszcze raz.

    Rankiem, przy śniadaniu obwieścił rodzicom swoją decyzję.

- Wyprowadzam się. Wynajmę tę pustą kawalerkę, o której już wam kiedyś mówiłem. Jest znacznie bliżej zakładu. Nie będę tracił tyle czasu na dojazdy. – Matka przyjęła słowa syna z żalem, jednak ojciec przyjął to spokojnie. Żadne z nich nie przypuszczało, że dojazdy to pracy to tylko wymówka. Mieszkając osobno nie będzie niepokoił rodziców. Nie dowiedzą się, iż zamierza ruszyć śladami Mateusza.

   Dwa dni później odebrał klucze do swojego nowego, niewielkiego mieszkania. Postanowił nie marnować czasu. Już następnego dnia, zaraz po pracy udał się do opactwa. Niski, rozległy budynek z szaro-czerwonej cegły. Nie imponował swoim rozmachem, przypominał raczej miejsce zamieszkania biedoty. Zupełna odwrotność przepychu reprezentowanego przez położoną niedaleko katedrę i przykatedralne budynki kościoła. Przy klasztorze działała także biblioteka, świetlica i szkoła podstawowa, przez co mnisi cieszyli się szacunkiem miejscowej ludności. Urzędujący tu zakon był zakonem zamkniętym, skupionym na ścisłej kontemplacji istoty boskiej. Tylko akolici i młodsi mnisi utrzymywali kontakty ze światem zewnętrznym, pracowali w przyklasztornych placówkach, bądź pomagali pastorom w utrzymaniu katedry. Zakonna starzyzna do końca życia pozostawała zamknięta w grubych murach klasztoru. . Na zewnątrz nie wychodziły żadne okna. Do środka prowadziły potężne, drewniane drzwi. Łukasz zapukał z całej siły, jednak nie był pewien, czy przez tę grubą barierę ktokolwiek w środku usłyszy pukanie. Po chwili otworzył mu jeden z akolitów.

- Witaj synu. W czym mogę ci pomóc?

- Szukam mnicha, który dwa tygodnie temu trzymał nocną straż w katedrze. – Akolita przypatrzył się dobrze Łukaszowi. Odpowiedział po chwili zastanowienia:

- A… to ty. Twój brat… Przyjmij moje szczere kondolencje. Jeśli chodzi o twoją prośbę, to w normalnym wypadku musiałbym ci odmówić, nie możemy odrywać swych braci od ich obowiązków, jednak… zaczekaj tu synu. Zapytam o zdanie jednego ze starszych mnichów. Możliwe, iż przystanie na twą prośbę. – Drzwi zamknęły się. Akolita zniknął na dziesięć minut. Łukasz czekał cierpliwie, póki nie usłyszał skrzypienia mosiężnych zawiasów.

- Twoja prośba została wysłuchana, synu – odezwał się akolita. – Starsi mnisi zgodzili się. – Wtem, zza pleców akolity wyszedł niski, gruby mnich.

- Witaj synu, chciałeś ze mną rozmawiać?

- Tak ojcze. Jestem bratem…

- Wiem kim jesteś synu. Doniesiono mi o tym. Chodź, usiądźmy na ławce. Tam porozmawiamy. – Obaj podeszli i usiedli pod wielkim kasztanem.

- Ojcze, powiedz mi, co się wtedy zdarzyło?

- Tej nocy, gdy zginął twój brat stałem na warcie. Ujrzałem go biegnącego, więc otworzyłem na oścież drzwi. Przewrócił się. Krzyczałem do niego, żeby wstał i pędził dalej, żeby się nie odwracał za siebie, ale na nic to było. Nie widziałem nikogo, usłyszałem tylko świst, a potem…

- Rozumiem. I nic więcej? Kompletnie? Tylko tyle?

- Tak synu. Nie mogę ci powiedzieć nic więcej, nie mogę zrobić dla ciebie nic więcej. Przykro mi.

- Ale jak to? Dlaczego? – Mnich skwasił się słysząc pytanie.

- Nie zdawaj takich pytań synu. Nigdy. To bezcelowe. Odpowiedzią jest modlitwa, synu. Módl się, by nigdy więcej nikt nie poszedł w ślady twego brata. Teraz wybacz, muszę wracać do obowiązków. – Mnich uciął rozmowę, Łukaszowi wydawało się, iż jest nieco poddenerwowany. Spojrzał na znikającego za drzwiami mnicha, by po chwili przenieść wzrok na grube mury. Mury bez okien, tworzące mały, prywatny świat zakonu. Niespodziewany dreszcz przebiegł mu po plecach. Siedział jeszcze chwilę na ławce i dumał. Stwierdził, iż nie znajdzie odpowiedzi w ludziach. Musi szukać gdzieś indziej. Spojrzał na przyklasztorną bibliotekę. „Może tam?” pomyślał i rzucił okiem na zegarek. Za pół godziny zajdzie słońce. Wstał i szybkim krokiem skierował się do mieszkania.

 

     Następnego dnia wybrał się do biblioteki. Przyklasztorna była jedną z kilku w mieście, jednak jej zbiory były najobszerniejsze, posiadała także wiele kronik, archiwów i zbiory starych gazet. Wszedł do środka. W recepcji siedział mnich i leniwie czytał gazetę. Spojrzał na Łukasza, który stał zdezorientowany, nie bardzo wiedząc, czego w ogóle szuka.

- Mogę ci w czymś pomóc, synu?

- Eee…yyy…Tak... – wydukał Łukasz.

- No więc? Czegóż szukasz?

-yyy… czegoś… o mieście? Macie coś?

- O mieście? Huh. No pewnie, że mamy. Co cię dokładnie interesuje? Plany, mapy? Przewodniki? Specjalistyczne książki o architekturze czy raczej powieści napisane przez mieszkańców?

- A o historii coś jest?

- O historii… - z niesmakiem powtórzył zakonnik. – No synu… niewiele, ale coś się znajdzie. Do końca i w prawo, rząd trzeci. Tam szukaj interesujących cię pozycji. – Łukasz poszedł zgodnie ze wskazówkami recepcjonisty. Przystanął przed uginającymi się półkami. Uważnie śledził wystające grzbiety książek. Na początek sięgnął po kilka interesujących tytułów. „Historia najnowsza naszego miasta i terenów przyległych”, „Rozkwit i rozwój”, „Metropolia” itp. Po chwili znalazł się w czytelni i zaczął przeczesywać książki strona po stronie, w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki. Po kilku godzinach bezowocnych poszukiwań zza pleców odezwał się zakonnik.

- Synu, będziemy zamykać. Udaj się do domu. Powoli zapadać będzie zmrok. – Słowa wyrwały Łukasza ze skupienia. Opuścił bibliotekę, by następnego dnia powrócić i kontynuować studiowanie historii miasta. Dzień w dzień przychodził do biblioteki i spędzał w czytelni całe dnie. Gdy przebrnął przez wszystkie książki i dalej nie natknął się na jakąkolwiek wskazówkę, jakiekolwiek wspomnienie o skrytej w mroku tajemnicy, prosił zakonnika, by udostępnił mu gazety i archiwa. Wreszcie, po tygodniach spędzonych w czytelni zorientował się, iż jeden szczegół łączy wszystkie przeczytane pozycje. Historia miasta była dokładnie opisana do czterdziestu kilku lat wstecz. Później nagle się urywała. Łukasz był zły na siebie. Przeklinał w myślach swoją głupotę. Taka oczywistość, a  dopiero po wielu dniach ją zauważył. „No nic. Przynajmniej COŚ jest. Coś znalazłem.” Gdy trafił na punkt zaczepienia, wstąpiły w niego nowe siły. Energia i motywacja. Poświęcał kolejne wieczory, by zagłębiać się w miasto.

- Synu, zamykamy – powiedział zakonnik, który po tych kilku tygodniach doskonale znał Łukasza.

- Już?

- No cóż, synu. Nadchodzi zima. Dni robią się coraz krótsze.

- Ach tak. Wybacz ojcze.

- Nie ma sprawy synu. Powiedz mi jednak, czegóż tak namiętnie szukasz? Nigdy się nie interesuję, co czytają nasi czytelnicy, jednak twój przypadek jest dla mnie wyjątkowy. Co cię tak fascynuje? Czego szukasz? Obawiam się, że skoro do tej pory nie znalazłeś, to możesz już nie znaleźć. Przeczytałeś już niemal wszystko na temat naszego miasta. Za parę dni nie będę mógł ci zaproponować niczego nowego.

- Szukam… - Łukasz zamyślił się. Wiedział, że odpowiedź nie spodoba się mnichowi. – Odpowiedzi na pytanie, co zabiło mojego brata, ojcze.

- Rozumiem. – Mnich zachmurzył się i spoważniał. – Rozumiem twój ból po stracie, synu. Słyszałem o tej tragedii. Dramat. Straszliwe i przerażające, ale z niektórymi rzeczami trzeba się pogodzić. Tak już jest. Czasem szukając prawdy znajdujemy cierpienie. Nie zabronię ci kontynuować swoich poszukiwań, jednak muszę cię ostrzec. Ostrzec i błagać, byś porzucił swe zajęcie. Nic dobrego dla ciebie z tego nie wyniknie. Ucz się na błędach swego brata, synu. A teraz chodźmy już. Powinieneś zdążyć do domu przed zmrokiem. – Obaj szli do wyjścia. Pierwszy raz, odkąd zaczął przychodzić do biblioteki, Łukasz zauważył za jednym z regałów drzwi, o których do tej pory nie wiedział.

- Co to za drzwi ojcze? -  Z ciekawości zapytał.

- Prowadzą do naszej prywatnej biblioteki. Naszych prywatnych zbiorów. Niestety synu, dostęp do nich mają tylko mnisi. – „Zobaczymy” pomyślał Łukasz. „Zobaczymy”.

   Następnego dnia, jak zawsze, zjawił się w bibliotece. Jednak pierwszy raz, to Łukasz wstał od lektury i udał się w stronę wyjścia. Mnich siedzący za ladą strasznie się zdziwił.

- No, no synu. Zamykam dopiero za trzy minuty, a ty już wychodzisz? – serdecznie się zaśmiał.

- Spojrzałem na zegarek i pomyślałem, że nie będę cię zmuszał do chodzenia do czytelni, ojcze.

- Dziękuję za twe miłosierdzie synu. – ponownie zagrzmiał śmiech. Łukasz otworzył drzwi i znalazł się w niewielkim przedsionku. Nie wyszedł jednak na zewnątrz. Czekał. Doskonale znał już porządek dnia mnicha. Za chwilę powinien wyjść do swojego niewielkiego pokoju za recepcją i wziąć swój płaszcz. Łukasz usłyszał kroki. Mnich odszedł od recepcji. Błyskawicznie przeskoczył przez pomieszczenie i schował się między regałami. Zaszeleściły klucze, zgasło światło i trzasnęły drzwi. Poczekał w ukryciu jeszcze chwilę. Upewnił się, że został sam. Wszedł do recepcji i zabrał jeden z wiszących pęków kluczy. Podszedł do tajemniczych drzwi. Po kolei próbował dopasować do zamka klucz, aż wreszcie jeden przekręcił się. Nacisnął klamkę. Otworzył drzwi. Przed sobą miał schody prowadzące w dół. Szedł nimi, aż nie znalazł się w chłodnej, kamiennej piwnicy. Na ścianie odnalazł włącznik światła. Goła, zwisająca z sufitu żarówka rozświetliła pomieszczenie. Było niewielkie, jednak całe wypełnione półkami z książkami. Pod jedną ze ścian stały dwa niewielkie stoliki. Na każdym znajdowała się mała lampka. Przeszedł powoli przez całe pomieszczenie, lustrując dokładnie tytuły. Zbyt wiele ich było, by mógł uporać się z tym w jedną noc. Zdecydowanie zbyt wiele. Pomyślał, że taką okazję wykorzysta, na lepsze poznanie zakonu od środka. Ściągnął z półki kilka zakurzonych książek. Niektóre z nich okazały się pisanymi odręcznie pamiętnikami mnichów, inne albumami pełnymi zdjęć. Przysiadł się do stolika, zapalił niewielką lampkę, by łatwiej mu było czytać. Na ścianę padł jego cień, co normalne, przybrał pozę Łukasza. Chłopak zagłębił się w lekturę. Gdy po pewnym czasie usłyszał kroki dochodzące od strony schodów ogarnęło go przerażenie. Cichy, rytmiczny stukot. Powolny, lecz stały. Ktoś zbliżał się. Łukasz zbladł. Zalał go zimny pot. „Czyżby to… nie, to niemożliwe. Niemożliwe” pomyślał, wpatrując się błagalnie w krzyż wiszący nad wejściem. Z wyczekiwaniem spoglądał w stronę wejścia. Wreszcie, po pewnym czasie ukazała mu się nieznajoma postać. Mały, zgarbiony, zasuszony staruszek. Wielkie okulary spadały mu z nosa, łysina odbijała światło żarówki, habit jednoznacznie wskazywał, iż mężczyzna jest zakonnikiem. Podpierając się na drewnianej lasce podszedł do Łukasza.

- Witaj synu – wychrypiał mężczyzna. Groza minęła, jednak Łukasz wiedział, iż jego sytuacja nie jest dobra. – Czy mogę wiedzieć, co ty tutaj robisz? I to o tej porze? – Chłopak nie odpowiedział. Język zastygł w gardle, nie zdołał wydać żadnego dźwięku. – No słucham twojego wyjaśnienia, proszę, mów.

- Ja… ja… jestem…

- Ach, nieważne. – Znudzenie zabrzmiało w głosie zakonnika. – Czy mógłbym się do ciebie przysiąść? – Nieoczekiwanie zapytał zakonnik. Łukasz skinął głową. – Synu, wiem po co tu przyszedłeś. Wiem kim jesteś i czego szukasz. Nie znajdziesz tu tego. Nie mówię tego, by cię zniechęcić, tylko po to byś nie marnował czasu na czytanie tych zbiorów. Niczego się stąd nie dowiesz. Odpowiedzi nie znajdziesz w żadnej księdze. Przynajmniej w tym mieście, mój synu.

- Kim jesteś? – zapytał Łukasz.

- Jestem przeorem tego zakonu, synu. Nie dziwię się, że mnie nie znasz. Od sześćdziesięciu dwóch lat nie opuszczam zakonnych murów. Jesteś pierwszą świecką osobą, którą widzę od tego czasu. – Łukasz przełknął ślinę, wydawało mu się to niemożliwe. Gdzieś w głębi duszy poczuł dziwny impuls. Zapytał krótko zakonnika:

- Dlaczego? – Przeor milczał długo.

- Dobrej osobie zadajesz to pytanie synu. Jestem jednym z tych, którzy pamiętają czasy, gdy te miasto było normalne. Jednym z bardzo niewielu, a może już ostałem się sam. To pewnie zasługa tych murów, że jeszcze żyję. – przerwał krępującą ciszę. – Niczego nie mogę być pewien, synu. Jednak sześćdziesiąt lat to dużo, bardzo dużo, wystarczająco dużo czasu, by czytać i rozmyślać, rozmyślać i czytać. Wyciągać wnioski. Dobrze, że cię spotkałem, synu. Jestem już stary. Mam osiemdziesiąt pięć lat, za niedługo zabraknie mnie na tym świecie. Niemal cały ten czas poświęciłem, by przywrócić te miasto światu. Do tej pory się to nie powiodło i mi już się nie powiedzie. Cóż, byłem ograniczony klasztornymi murami, może gdyby nie to… - zamyślił się. – Liczę na ciebie, synu. Pytasz dlaczego? Moja odpowiedź to: za karę.

- Jak to?

- Synu… pamiętam czas, gdy miasto było normalne, chociaż nie był to raj na ziemi. Niedługo przed tym, jak bóg postanowił  nas ukarać, działy się tu rzeczy straszne. Ludzie ginęli masowo. Porywani, mordowani. Podpalenia i gwałty. Policja zbyt późno wpadła na trop, który łączył wszystkie złe zdarzenia.

- Jaki trop?

- Odkryto, że w mieście pojawił się zamknięty zbór wyznawców cienia. Sekta, która maniakalnie szukała nieśmiertelności w eksperymentach ze złymi siłami. Morderstwa i porwania okazały się sprawką jej członków. Miało to jakiś związek z ich przerażającymi, plugawymi obrzędami.

- Szukali nieśmiertelności?

- Tak. Tej ziemskiej. Cielesnej. Odwrócili się od boga, od światłości. Perspektywa życia wiecznego w raju nie stanowiła dla nich żadnej wartości. Pragnęli osiągnąć nieśmiertelność cielesną, na zawsze zagłębiając się w przyziemne przyjemności. Wyznawali antywartości, całkowicie przeciwne nauczaniu kościoła. Odwracając się od światłości zwrócili się w stronę mroku, stronę cienia. Wchodząc z nim w układ ściągnęli karę na całe miasto. Od tamtego czasu noc zamienia się w porę cieni.

- Dlaczego bóg miałby karać nas wszystkich za grzechy nielicznych? I czym tak naprawdę są te cienie?

- Nie potrafię ci odpowiedzieć synu, chociaż bardzo bym chciał. Cienie.. cienie to ziemskie odbicie diabłów. Powiem ci coś o nich, synu. Są groźne, śmiertelnie groźne i przerażające. Karmią się ludzkim strachem i cierpieniem. Jednak światło zawsze rozgania mrok. Bądź odważny, bądź dzielny, zaufaj bogu, wypatruj swą duszą światła, a cień upadnie przed tobą. Kochaj, synu. Pamiętaj, że przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, jest nim strach. Jeśli kochasz więcej, to boisz się mniej. Zaś najbardziej dojrzałą i najpełniejszą formą miłości, jest miłość do boga. Miłuj go, a staniesz się silniejszy od cienia. Jego światłość spłynie na ciebie. Nie bój się synu. Cień staje się silny, gdy człowiek się boi.

- Jest nadzieja, że ten koszmar kiedyś się skończy?

- Nadzieja jest zawsze. Zawsze. Spójrz na siebie. Ty jesteś nadzieją. Może akurat tobie się uda. Ty przerwiesz mękę tego miasta.

- Ale jak? Jak mam to zrobić?

- Ach synu... gdybym wiedział, już dawno bym to uczynił. Może tobie się uda. – Przeor skończył mówić. Łukasz spuścił wzrok. Dowiedział się tylu informacji, a mimo to ciągle był tak daleko od rozwiązania. Spojrzał na otwartą książkę, która leżała przed nim, i którą czytał, nim nakrył go zakonnik. Zupełnie o niej zapomniał. Przyjrzał się umieszczonemu w niej zdjęciu. Przedstawiało biskupa, duża, wyjątkowo gruba postać w śnieżnobiałej szacie. Na głowie miał również biały kapelusz, twarz szczelnie schowana za biskupią maską.

- Dlaczego oni noszą te firanki? – Zapytał Łukasz, nie bardzo wiedząc po co. Wyrwał zakonnika z zamyślenia.

- Mówisz o biskupie i jego masce? To symbol wyrzeczenia się ziemskiego „ja”. Symbol utraty osobowości, by całkowicie oddać się służbie bogu. Symbol odrzucenia swojego ziemskiego bytu. Symbol całkowitego zatracenia się w światłości. – Łukasz spojrzał na zdjęcie obok. Przedstawiało otyłego mężczyznę ze starannie wymodelowaną bródką. Ocenił go na około trzydzieści pięć lat. – A to nasz biskup przed przywdzianiem maski. Masz dzisiaj niebywałe szczęście. Mało kto widział jego twarz, ale chodźmy już. Jest bardzo późno. Wierzę, że przyswoiłeś sobie moje słowa o strachu i miłości, jednak nie pozwolę ci wracać do domu o tej porze. Spędzisz dzisiejszą noc w klasztorze. Chodź. Pokażę ci, jak przejść tam bezpośrednio z biblioteki. – Wstali od stołu i udali się w stronę wyjścia. Przysłuchujący się cień Łukasza nie wstał jednak razem z nim. Tkwił na ścianie, póki mężczyźni nie zgasili światła i nie wyszli z pomieszczenia. Opuścili bibliotekę. Łukasz po raz pierwszy zobaczył klasztor od wewnątrz. W środku budynku znajdował się pokryty trawą dziedziniec, w którego centrum stała skromna fontanna. Przeor podszedł do niej razem z chłopakiem. Wyciągnął dwie niewielkie fiolki i napełnił je.

- Proszę. Oto nasza święta woda prawdy. Ona także rozjaśnia mrok. Niszczy fałsz i wykrywa nieprawdę. Zawsze pokazuje prawdziwe oblicze zła.

- Wybacz, ojcze. Nie bardzo rozumiem.

- To nic nie szkodzi, mój synu. Nic nie szkodzi. Ważne byś miał ją przy sobie. Może ci się przydać.

 

 

          Wiele następnych dni Łukasz bez powodzenia szukał kolejnej wskazówki. Nie wystarczał mu sam fakt, że wiedział „dlaczego”. Chciał z tym skończyć, chciał by ludzie wreszcie mogli spokojnie spacerować przy świetle księżyca. Teraz natrafił jednak, jak się wydawało, na mur nie do przeskoczenia. Rozmawiał kilkukrotne z przeorem. Niczego nowego się nie dowiedział. Często włóczył się całymi dniami po ulicach, bezsensownie wypatrując jakiegoś tropu. Nie wiedział, czego szuka. Sytuacja ta coraz bardziej go przygnębiała, aż wreszcie nadeszły święta.

        Łukasz był człowiekiem wielce bogobojnym, toteż w okresie przedświątecznym co noc wybierał się na całonocne modlitwy w katedrze. Wiele godzin klęczał w skupieniu przed ołtarzem. Miał przed oczyma nieliczoną ilość rzeźb i malowideł. Złoto i marmury. Ołtarz prezentował się niezwykle okazale. Jedyny zgrzyt stanowiła brzydka, stalowa drabina przymocowana do ściany nieco z boku, za ołtarzem. Prowadziła do dzwonnicy znajdującej się bezpośrednio nad ołtarzem. Dźwięk dzwonów wyrwał Łukasza ze skupienia. Ich dźwięk ogłaszał koniec nocy, a więc koniec czuwania. Nagle pewna idea zaświtała mu w głowie. Prosto z katedry pognał do opactwa. Był już tam dobrze znany, akolita stojący przy drzwiach nie robił mu problemów. Wpuścił go i Łukasz udał się wprost do przeora.

- Ach witaj! Witaj, mój synu – zachrypiał szczęśliwy przeor. – Dobrze cię widzieć, co cię do mnie sprowadza?

- Ojcze, zakonnicy zajmują się katedrą, tak?

- Tak synu. Dlaczego pytasz?

- Kto bije w katedralne dzwony?

- yyy.. no cóż. Nie wiem synu. Zapewne jeden z akolitów bądź młodszych mnichów. Możliwe, że kościelny lub organista. Nie wiem, naprawdę. Dlaczego pytasz?

- Nie nic ważnego ojcze. Przepraszam, że przeszkodziłem. – Łukasz szybko opuścił klasztor. Następnego dnia również wybrał się na nocne czuwanie. Nie skupiał się jednak na modlitwie. Całą noc wpatrywał się w drabinę za ołtarzem. Nad ranem zabiły dzwony. Teraz był już pewien. Przez całą noc nikt nie wchodził po drabinie, a mimo to ktoś („lub coś” pomyślał) bił w dzwony. Ogarnął go niepokój. Ludzie zaczęli wychodzić ze świątyni. Łukasz poczekał, aż katedra opustoszeje. Wstał z ławki i cicho przeszedł za ołtarz. Chwycił za szczebel i spojrzał w górę. Drabina znikała w suficie. Kończyła się klapą, wejściem do dzwonnicy. Zaczął się wspinać. Na samym szczycie napotkał przeszkodę. Wejście zamknięte na kłódkę. „Jak dobrze być ślusarzem” – pomyślał i ostrożnie wyciągnął z portfela pęk wytrychów. Po minucie kłódka ustąpiła. Ściągnął ją, jednak przez swoją nieuwagę upuścił. Poszybowała w dół i po sekundzie po katedrze rozniósł się huk. „Oby już nikogo tu nie było”. Pchnął klapę w górę i wdrapał się do dzwonnicy. Groza narastała w jego umyśle, lecz był zbyt zdeterminowany, by zawrócić. W pomieszczeniu nie było żadnych okien, toteż panował całkowity mrok. Łukasz nie mogąc natrafić na żaden włącznik światła wyciągnął zapalniczkę. Niewielki płomień tylko trochę rozjaśnił pomieszczenie. Zrobił kilka kroków w przód i wpadł na okrągły stół, na którym stało pięć świec. „Dziwne. Bardzo dziwne. Bardzo mi się to nie podoba. Czyżbym wreszcie natrafił na jakiś ślad?” Strach mieszał się w jego umyśle z nadzieją. Zapalił wszystkie pięć świec. Teraz pomieszczenie było znacznie lepiej oświetlone. Wcześniej nie zauważył narysowanego na stole pentagramu. Omiótł wzrokiem całą dzwonnicę. Jego wzrok przykuł dziwny, tajemniczy ołtarzyk pod ścianą. Całkowicie czarna, kamienna płyta. Miała nie więcej jak sto siedemdziesiąt centymetrów wysokości i metr szerokości. Przed płytą, na niewielkim podwyższeniu stała srebrna misa napełniona do połowy krwią. Wokół, w półkole ustawione zostały kościelne klęczniki. Widok ten spowodował, iż Łukasz stanął jak wryty z opadniętą szczęką. „Najciemniej pod latarnią”. Bezpośrednio nad ołtarzem głównej katedry znalazł jakieś miejsce kultu i plugawych, heretyckich obrzędów. Był tak oszołomiony odkryciem, iż nie zauważył postaci zbliżające się do niego od tyłu.

- Witaj chłopcze! – zagrzmiał potężny, basowy głos. Łukasz przeraził się, odwrócił się i instynktownie odskoczył w tył. Zahaczył o jeden z klęczników i z hukiem runął na podłogę. Serce podeszło mu do gardła. Pomyślał, iż już gdzieś słyszał ten głos. Stał przed nim wielki mężczyzna. Był tak gruby, że Łukasz zdziwił się, iż w ogóle zdołał tutaj wejść i przecisnąć się przez klapę. Mężczyzna pogładził się po starannie wymodelowanej brodzie, która zwróciła uwagę chłopca. Już ja widział. Na zdjęciu. Teraz wiedział też, skąd zna ten głos. Biskup. – Widzę, że ci się udało. Brawo! Brawo! – Łukasz powoli zaczął się podnosić. – Nie! Nie wstawaj! – ryknął biskup. Łukasz porażony tonem głosu posłusznie tkwił na ziemi. – Tak lepiej chłopcze. O wiele lepiej. Będziemy pełniej napawać się tą chwilą, czyż nie, przyjacielu? – Nie skierował tych słów do Łukasza. Zamiast tego spojrzał na ścianę za chłopakiem. Na niej cień Łukasza powstał już z podłogi. Przerażony chłopak bał się nawet domyślać, kto lub co znajduje się za nim. – Po co ci to było chłopcze, co? Czyż twoje życie nie było wygodne? Po co? Czyż sam nie mówiłeś swemu bratu, iż niewiedza jest błogosławieństwem? Tak chłopcze. Wiem co mówiłeś. Moi przyjaciele dużo słyszą. W tym mieście ściany mają uszy. Wiem też co mówił ci przeor. Z przykrością muszę stwierdzić, że ten stary idiota srogo się pomylił. Na miasto nie została zesłana żadna kara chłopcze. To nagroda! Nagroda! Cóż, przyznaję, że nagroda dla niewielkiej grupy wybrańców, ale co z tego? Ważne, że jestem jednym z nich.

- Zbór wyznawców cienia…

-Tak! Tak! Brawo chłopcze, brawo! Ależ jesteś domyślny! – zarechotał biskup. - Otóż widzisz. Staruch powiedział ci, że próbowaliśmy osiągnąć nieśmiertelność, a nawet na moment do głowy mu nie przyszło, że nam się udało. – Biskup znów pogładził się po kruczoczarnej brodzie. – Widziałeś moje zdjęcie w kronice, jeszcze przed uzyskaniem godności biskupa i nałożeniem maski. Jak dobrze pamiętam, zostało one zrobione jakieś sześćdziesiąt lat temu. Spójrz na mą brodę, przyjacielu. Od tamtej pory nie pojawił się na niej żaden siwy włos, co więcej, za powiedzmy, sto lat, gdy o tobie już dawno wszyscy zapomną, dalej nie będzie na niej żadnego śladu siwizny. Ha, ha, ha! – zaśmiał się. – Tak chłopcze, tak. Jest tak jak myślisz. Udało nam się. Jesteśmy nieśmiertelni. Podpisaliśmy pakt z diabłami chłopcze. My się nie starzejemy, a oni mają dzięki temu pożywienie. Nasze kochane miasto zostało… wyrwane ze świata. Tu nie obowiązują stare prawa i reguły. Cóż, z mojej perspektywy mała cena za wieczną młodość, zwłaszcza, zajmując takie stanowisko. Mi odpowiada ta sytuacja. A tobie, przyjacielu? – ponownie skierował swe słowa do cienia. - Tak jak mówił ci stary, cienie karmią się strachem, a tego jest w tym mieście pod dostatkiem. Nie masz nawet pojęcia, jak łatwo jest rządzić i manipulować ludźmi, zwłaszcza w stadzie. Ile bzdur i kłamstw potrafią łyknąć, byle tylko mieć złudną obietnicę bezpieczeństwa. Są jak bezrozumne robaki, zwłaszcza, gdy kieruje nimi strach. W tej sytuacji utrzymanie w tajemnicy naszego istnienia i naszego sekretu, naprawdę nie stanowi problemu. To samo się napędza chłopcze. Im więcej strachu, tym więcej cieni. Im więcej cieni, tym więcej strachu. Cienie synu będą trwać, póki będą ludzie chcący je czcić i wyznawać, a jak teraz wiesz, ludzie ci są nieśmiertelni. Lecz kończmy już te żałosne przedstawienie. Pozwólmy cienią wykonać swą robotę, w końcu ludzie muszą być przerażeni! Niech wiedzą jak groźny może być mrok! – Łukasz usłyszał za sobą dźwięk miecza wyciąganego z pochwy. Mimo, iż cały czas siedział na podłodze podparty rękami, jego cień dzierżył nad głową ostrze. Brał zamach. Łukasz przypomniał sobie słowa przeora. „. Jednak światło zawsze rozgania mrok. Bądź odważny, bądź dzielny, zaufaj bogu, wypatruj swą duszą światła, a cień upadnie przed tobą”. Wziął głęboki oddech, pomyślał o bogu, o światłości. Skupił się i wyzbył strachu, wyrzucił przerażenie ze swojego umysłu i duszu. Na jego twarzy zagościł uśmiech i spokój. Usłyszał świst. Nagle poczuł mocne uderzenie w lewą stronę karku, jednak głowa ciągle tkwiła na swoim miejscu. Obok siebie usłyszał dźwięk. Jakby kawałek metalu upadł na podłogę. Zdezorientowany biskup spojrzał na ścianę. Odbita tam sylwetka nie miała już w dłoni długiego ostrza. Z rękojeści wystawał tylko niewielki, postrzępiony kikut.

- To…niemożliwe…- syknął mężczyzna sam do siebie. – Tak czy siak nie pozwolę ci wszystkiego zniszczyć! – wrzasnął i ruszył wprost na Łukasza, który podniósł się w mgnieniu oka. W kieszeni kurtki natrafił na niewielki, twardy przedmiot i cisnął nim czym prędzej w twarz atakującego biskupa. Fiolka z świętą wodą prawdy roztrzaskała się na krągłej twarzy. Łukasz chciał pędem rzucić się do wyjścia, gdy usłyszał pełen cierpienia krzyk biskupa. Spojrzał na niego. Schowana w dłoniach twarz dosłownie spływała z głowy, niczym stopiona gumowa maska. Po chwili wielki mężczyzna upadł, powodując niemały wstrząs. Łukasz podszedł bliżej. Teraz martwy biskup wyglądał zupełnie inaczej. Nie przypominał człowieka. Jego twarz miała ciemnoszary kolor, oczy zaszły krwią, niczym czerwone brylanty, z dziąseł wyrastały ostre jak szpile kły. Łukasz powoli rozumiał, jaka naprawdę była cena nieśmiertelności. Tylko powierzchowne zachowanie swojego człowieczeństwa. „Zawsze pokazuje prawdziwe oblicze zła.” – Przypomniał sobie słowa przeora i zaśmiał się. „Cienie synu będą trwać, póki będą ludzie chcący je czcić i wyznawać, a jak teraz wiesz, ludzie ci są nieśmiertelni.” – słowa biskupa zagrzmiały mu w głowie.

- Jednak nie do końca jesteście nieśmiertelni… - mruknął sam do siebie po czym odwrócił się do ściany, na którą ciągle rzucał swój cień. –Ilu ich jest? – zapytał. – Ilu ich jest!!? – tym razem wrzasnął ze złością. Role się odwróciły.  Cień jakby się skurczył z respektu. Pokazał dłonią na kufer stojący w rogu. Do tej pory Łukasz go nie widział. Podszedł do niego. Otworzył. Wśród wielu dziwnych przedmiotów znalazł stary notes obity w skórę i zachlapany krwią. Wyciągnął go i otworzył. Przewracał strona po stronie. Siedemnaście stron, siedemnaście nazwisk i siedemnaście podpisów złożonych krwią. Kilka imion było mu znajomych. Prócz biskupa odnalazł w notesie także obecnego i byłego(ponoć zaginionego) burmistrza, komisarza i innych oficjeli. Schował notes do kurtki. Pewnym krokiem skierował się do klasztoru. Przeor widząc jego poważne spojrzenie od razu zapytał:

- Czy coś się stało, synu?

- Ojcze, będę potrzebował więcej fiolek z waszą świętą wodą. Znacznie więcej.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
cicik · dnia 17.03.2013 09:35 · Czytań: 1096 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
pablovsky dnia 17.03.2013 20:58
Przeczytałem. Sporo rzeczy bym poprawił, ale nie będę wytykać błędów z prostej przyczyny. Mam taką zasadę, że czytając skupiam się na treści, niech inni (fachowcy) pokażą co należy poprawić.
Sama druga część jest niezłą kontynuacją poprzedniej, horror pełną gębą. Złe moce, woda święcona i bohater walczący ze złem, nie jest to może temat, który zaskakuje, ale czego można oczekiwać po horrorze?
Ja osobiście nie przepadam za taką tematyką, ale jeżeli ktoś lubi takie historie, to powinien być zadowolony, zwłaszcza, że kroi się kolejny odcinek i pewnie jeszcze wiele się wydarzy? Masz już w głowie kolejną część? :)
cicik dnia 18.03.2013 14:36
Dzięki za komentarz. Każda opinia jest dla mnie niezwykle przydatna. Ogółem wytknięcie błędów bardzo mi pomaga - ciągle uczę się pisać.
Jeśli zaś chodzi o treść to zgadzam się, że nie jest może specjalnie oryginalna czy odkrywcza, jednakże nie staram się na tym skupiać. Jak już chyba przyznałem w komentarzach pod wcześniejszymi opowiadaniami nie staram się wymyślać oryginalnych czy zawiłych i zaskakujących historii, bo po prostu nie potrafię :) tylko raczej koncentruję się na "klimacie" i odczuciach towarzyszących lekturze.
Nie mam w głowie kolejnej części i przypuszczam, że nigdy nie powstanie, bo osobiście uważam, że ta historia jest już zakończona. Chociaż kto wie:) tej części też nie miałem zamiaru pisać:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:75
Najnowszy:wrodinam