Przyglądał się ruchowi ulicznemu. Tu zmęczony mężczyzna spieszył z dwukółką, w której siedział opasły człowiek, na pierwszy rzut oka jakiś hrabia, tam inny targał na plecach kosz pełen ziarna. Przekupnie po obu stronach ulicy zachwalali wniebogłosy swoje towary, kłaniając się przechodniom niczym członkom rodu królewskiego. Kobiety lekkich obyczajów oparte o ściany budynków zalotnie podwijały koniuszki kusych spódniczek, a strażnik miejski z godnie wyprężoną piersią patrolował plac przedkarczemny, trzymając obowiązkową przy obchodach miasta pałkę w złączonych za plecami rękach. Panoszący się wszechobecnie przedstawiciele mieszczaństwa i uboższej szlachty przyglądali się przez szyby sklepowym ofertom, rozmyślając, czy jeżeli wydadzą kolejne pięć srebrników na bułkę słodką z lukrem, nawiasem mówiąc najdroższą w cukierni, to ich budżet jakoś szczególnie na tym ucierpi. Każdy z nich, chcąc wypaść w wyobrażeniach innych o przynajmniej dwie klasy społeczne wyżej, ubierał się w jedwab, nierzadko podrobiony, bądź najtańszy, lecz urabiany przez wprawione ręce wyglądający na drogi materiał, oraz wełniane dodatki. Erhard wiedział, że taką iluzję bogactwa potrafi sprawić jedynie pewna starsza pani z rogu ulic Dobrej i Kupieckiej.
W tym wzajemnie się wspierającym społeczeństwie, wyglądającym jakby było wyjęte z jakiegoś półśmiesznego dramatu mającego zmusić czytelnika do refleksji nad własnym postępowaniem, nagle coś zwróciło jego uwagę. Z karczmy wypadł nieco podchmielony osiłek, krzycząc: "Ebi, mi nei poljesz..hik..nstępnego..?". Rozejrzał się następnie zdesperowany po ulicy, gdy drzwi karczmy się zamknęły.
Strażnik miejski, jednym rzutem oka zidentyfikowawszy osobnika, wykonał taktyczny odwrót na z góry upatrzoną pozycję dwa kilometry w głąb miasta.
"No, ładne tu mamy zapewnione bezpieczeństwo...", pomyślał Erhard. Nie miał się wszak czemu dziwić, toż to najciekawsza, a przynajmniej najbardziej zróżnicowana, dzielnica Fever. Tak pod względem galanteryjnym, wyrobniczym, jak i biorąc pod uwagę zamieszki.
Wydawało się, że kłopotliwy jegomość ma około osiem stóp wysokości, znacznie wybijał sie bowiem wzrostem ponad tłum, oraz był dość dobrze umięśniony. Szerokich barów i potężnych bicepsów nie dało się wyrobić licząc dzienny kupiecki utarg. Erharda zaintrygował niezaprzeczalnie stary kij na plecach mężczyzny.
Osiłek odepchnął kilku stojących mu na drodze dżentelmenów, kierując się w bliżej nieokreśloną stronę. Jeden z potrąconych panów oburzony zaistniałą sytuacją odwrócił się na pięcie, lecz widząc przez kogo o mało co sie nie przewrócił i nie rozbił binokla, tylko otrzepał ubranie z nieistniejącego kurzu i dostojnym, choć lekko przyspieszonym, krokiem opuścił plac. Tak samo zresztą jak większość innych obywateli miasta, którzy w miarę szybko rozeznali sie w sytuacji.
"Dziwne, uciekają, jakby jakiegoś czorta obaczyli". Erhard przyzwyczajony do niereagowania na takie zdarzenia spokojnie wyjął tytoń zawiniety w szmatkę i rozłożył na stoliku, przy którym siedział. Następnie wyjął bibułkę i zaczął wykonywać "pospolitego skręta", tak jak nauczył się od miejscowych fachmistrzów tej czynności - mieszczan. Wykonywali oni je tak misternie, że wyglądały prawie jak drogie cygaretki kupowane na zamówienie z Irimgradu.
Jedynymi pozostałymi w obrębie placu ludźmi byli ci w tawernie "Pod Stopą Trolla", nawiasem mówiąc wytrawni gracze w niewymyślną grę "obij komuś mordę", kilku co odważniejszych przekupniów, klienci załatwiający w pośpiechu ostatnie zakupy, nawet się nie targując, oraz kurtyzany.
Erhard przyglądał się poczynaniom olbrzyma. Podszedł on do jednej z młodych dziewczyn i zaczął z nią rozmawiać. Nagle podenerwowany chwycił ją za rude włosy i przewrócił na ziemie, nie zważywszy na jej krzyki. Jej koleżanki nawet nie zwróciły na to uwagi, kończąc piłować sobie paznokcie albo poprawiając fryzurę. Erhard, który nie spotkał się wcześniej z taką bezczelnością i brutalnym postępowaniem, sprawdził czy jego miecz jest na swoim miejscu u jego boku i, zostawiając rozstawione na stoliku specjały, wstał, ruszając w stronę nieokrzesanego draba.
- Nie idź pan tam - powiedział jakiś staruszek, pojawiwszy się nie wiadomo skąd przed młodzieńcem. Stanął mu na drodze, mierząc go spokojnym wzrokiem.
- Człowieku, miej choć krztę honoru! - krzyknął Erhard, łapiąc dziadka za szaty i odsuwając na bok.
Przedstawienie miało się zacząć. Los zmienił pozycję na kanapie na wygodniejszą, oglądając swojego pupila w akcji. Bardzo zgrabnie to wymyślił, musiał mu to przyznać.
Osiłek wlókł dziewczynę w stronę zaułku. Młodzieniec szybkim krokiem podążył za nim. W końcu w trójkę znaleźli się w półmroku wąskiej, bocznej uliczki odchodzącej od placu Kupieckiego naprzeciwko karczmy. Tam mężczyzna puścił włosy kurtyzany, która nagle przestała się wyrywać. Nie odwracając się do Erharda, wypowiedział kilka słów. Do uszu młodzieńca doszedł odgłos jakby uderzających o siebie z dużą prędkością cegieł. Szybkie spojrzenie za siebie uświadomiło mu, że to pułapka. Tuż za nim, u wejścia do uliczki, formował się mur, zamykając mu droge ucieczki.
"A więc ten człowiek to mag, a to wszystko było jedynie fortelem mającym zwabić... mnie?... w to odosobnione miejsce." pomyślał, nim stworzony w dłoni napastnika magiczny pocisk o białawym zabarwieniu trafił go w pierś i posłał na świeżo utworzoną konstrukcję. Erhard poczuł krew w ustach i odkaszlnął, spluwając czerwoną śliną na ziemię. Podniósł wzrok i zobaczył płonące nienawiścią szkarłatne oczy przeciwnika. W dodatku dziewczyna, dla której obecnie ryzykował życie, okazała się sztucznie ożywionym i kontrolowanym szkieletem, którego profesją za życia była najpewniej szermierka, jak wydedukował po trzymanym w ręce ostrzu.
"Cholera, nie jest dobrze...".
Emocje w pokoju sięgały zenitu. Los ciurkiem pił przyniesioną przez kelnera, przemieszczającego się na obłoczku dymu, colę.
Uchwycił rękojeść miecza, który wypadł mu z ręki podczas uderzenia, i zerwał się do dzikiego biegu w kierunku maga. Drogę zastąpił mu szkielet, czego naturalnie się spodziewał, i markując cios w stopy, wykonał akrobatyczny skok nad skulonym do obrony kościotrupem. Gdy poczuł już grunt pod nogami, obrócił się i ciął, oddzielając czaszkę od kręgosłupa. Uporawszy się z jednym przeciwnikiem ruszył ku drugiemu.
Nad wyciągniętą dłonią maga zaczął tworzyć się pocisk tym razem czerwonego zabarwienia.
"A więc jest magiem, który opanował przynajmniej dwa żywioły? Godne podziwu". W rzeczywistości dla Erharda było to nader złowróżbne.
Napastnik wypuścił pocisk, Erhard wykonał zgrabny przewrót w przód, unikając go, gdy wtem mag zaskoczył go drugim, zielonym. Zorientował się, że nie wziął pod uwagę drugiej ręki przeciwnika, schowanej za szatą. "Trzy?..." - zdążył pomyśleć, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia.
Los aż usiadł z wrażenia nad widowiskowością zdarzenia.
Siła czaru była potężna. Ostatnimi podrygami świadomości skojarzył, że przebił się przez uformowany mur, a złowroga istota wychodzi z zaułka przez dziurę stworzoną dzięki jego nieposłusznemu mu w tej chwili ciału. Kątem oka zdążył zauważyć jakąś małą, szarą postać, nim przed oczami zrobiło mu się ciemno i odpłynął w objęcia mrocznej części jego umysłu.
Tymczasem walka nie skończyła się na tym. Postać w szarym przebraniu wypowiedziała kilka słów i nagły rozbłysk światła oślepił wszystkich na tyle odważnych, aby pozostać w tym niezbyt obecnie bezpiecznym miejscu. Kolejnych kilka słów sprawiło, że leżące na ziemi bezwładne ciało Erharda zniknęło, a z tajemniczej postaci pozostał tylko brudny płaszcz. Gdy ustał efekt działania czaru, mag-lalkarz zawył potwornie. Wiedział, że czeka go kara.
Fortuna puściła mu oczko. "Po raz kolejny pokrzyżowała mi plany, wiedźma.." pomyślał Los, pozostawiając na kanapie kolorowy papierek z napisem "dwieście ambrozyj" i szybkim krokiem wyszedł z sali zakładowej w tej części Kantyny Bogów, do której mieli dostęp tylko niektórzy, najważniejsi. Fortuna podeszła, wzięła papierek, zamówiła kolejnego drinka i uśmiechnęła się do siebie.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt